"It's just easier to be mad." 1.6
Jakieś dwa tygodnie wcześniej, zanim mieli wyjechać do Honolulu, Harry zebrał odwagę by spotkać się z Louisem w jego mieszkaniu, wiedząc że musieli przejść przez finalne 'świadkowe' plany i jednowyrazowe odpowiedzi ze strony Louisa nie były już wystarczające. Wiedział, że Louis czuł się niekomfortowo i był smutny - Harry również - ale nie spotkali się osobiście od tego południa, kiedy Louis powiedział Harry'emu żeby wyszedł, po tym jak chciał przedyskutować ślubne szczegóły.
Harry miał przeczucie, że pójdzie jak po maśle.
Minęło ponad dwa miesiące odkąd się widzieli i Harry przygotowywał się na nieuchronne skutki po tym jak zobaczy jego twarz po dłuższym czasie. I to było jak cios w brzuch, kiedy Louis otworzył drzwi, okulary zsuwały się z jego nosa, wory pod oczami, rękawy od bluzy zbyt długie, jeansy zbyt obcisłe i ogólnie był tak samo zachwycający, jak Harry go pamiętał, próbował się na tym nie skupiać, albo postrada swoje zmysły.
Louis ustąpił miejsca, by wpuścić Harry'ego, ręce skrzyżowane na jego klatce piersiowej. Nie próbował nawiązać kontaktu wzrokowego, żeby sprawić by Harry czuł się mniej niezręcznie w domu, który dzielili przez ponad dwa lata. W zamian, zamknął za nimi drzwi i poszedł do salonu, nie mówiąc żadnego słowa.
Harry zajął miejsce na kanapie, Louis siedział na fotelu na przeciwko niego, bezmyślnie drapiąc swoje udo. Wciąż nie patrzył na Harry'go. Harry westchnął.
- Wieczór kawalerski - zaczął. - Wspomniałem, żebyśmy może zorganizowali tę wyprawę na morze? Sprawdziłem ceny i nie zdają się zbyt straszne. Byłyby drinki i jedzenie i muzyka... - przerwał, próbując odczytać minę Louisa. - Nie zdawałeś się zbyt zainteresowany, kiedy rozmawialiśmy o tym w mailach z innymi drużbami.
- To dlatego, bo nie byłem - powiedział Louis, głos obojętny. - Wciąż nie jestem.
- Och. - Harry potarł tył swojej szyi. - Okej. Co z rundką po pubach?
- Naprawdę sądzisz, że będziemy w stanie znaleźć serię pubów na tej wyspie? Na miłość boską.
- Nie wiem! - powiedział Harry, trąc swoje oczy. - Nie widzę, żebyś dawał jakieś propozycje!
- Co powiesz na to, że zabiorę gdzieś Liama i resztę, a ty możesz wypierdalać.
- Miło. Naprawdę miło, Lou.
Louis zmierzył go wzrokiem. - Mogłeś wysłać mi maila, albo smsa. Nie musiałeś tu do cholery przychodzić.
- Tak, musiałem! Ledwo mi odpisujesz, kiedy do ciebie piszę! Wyjeżdżamy za dwa pieprzone tygodnie i nie mamy nawet planu kto robi co na tą cholerną przemowę świadków!
- Naprawdę oczekujesz, że usiądę z tobą i to opracujemy, kiedy nie mogę nawet na ciebie patrzeć?
Harry wstał, powstrzymując pragnienie, żeby zacząć krzyczeć. - Jak mam w ogóle spróbować z tobą usiąść, kiedy ty jesteś jak... - machnął dłonią. - Tak.
- Nie jestem jak nic. Jestem po prostu szczery. I szczerze mówię ci, że nie ma powodu, żebyś tu był. Że szczerze nie chcę cię w moim mieszkaniu.
Próbował zignorować ból po usłyszniu moje mieszkanie. - Dlaczego jestem jedynym, którego obchodzi ten ślub?! Jestem tak sfrustrowany, że nie wkładasz w to żadnego wysiłku i wypruwam sobie flaki, żeby złączyć to wszystko w całość i ty patrzysz się na mnie, jakby to wszystko nie było wielką sprawą. Przykro mi to mówić - mówi Harry, serce dudni w jego klatce piersiowej. - Ale nasz najlepszy przyjaciel bierze ślub za 14 dni, jesteśmy odpowiedzialni za upewnienie się, że wszystko pójdzie gładko i to jest wielka sprawa.
Louis również wstał, dorównując spojrzeniem Harry'emu i nawet jeśli był przynajmniej dziesięć centrymetrów niższy, sposób, w jaki się patrzył sprawiał, że Harry czuł się jakby był bardzo, bardzo mały. - Cieszę się, że jesteś tak zainteresowany tym żeby sprawić, by ślub Liama był idealny. Cieszę się, że to twój priorytet numer jeden. Tak się cholernie cieszę - powiedział, przybliżając się, pięści zaciśnięte - że ty jesteś tym, który jest sfrustrowany mną.
- Jak mogę nie być?! - odpowiedział. - Za każdym razem kiedy rozmawiamy, ty atakujesz! Nawet nie próbujesz zachowywać się cywilizowanie. Nie mam pojęcia jak będziemy funkcjonować na Hawajach. Nie ma mowy. Staram się tak bardzo i ty-
- Nie. Ty się nie starasz. Ty jesteś tym, który odszedł. I nie będę stał tutaj i udawał, jakby wszystko było kurwa w porządku, kiedy teraz staram się jak najlepiej żeby nie wybuchnąć.
Harry zagryzł swoją dolną wargę. - Wiem, że jesteś zły. Rozumiem. Ale, jakby, wiesz, że to nie jest to, co się stało. Nie. To jest jdnostronna wersja tego, co się stało, nie mogę nawet zacząć, by wejść w szczegóły tego...
- Więc tego nie rób. Nie proszę cię o to. Nawet ciebie tu nie chcę.
Wdech, wydech. - Jesteś hipokrytą.
- Przepraszam? - zadrwił Louis. - Chcesz to powtórzyć?
Harry przełknął, świadomy tego jak blisko nagle stali. - Jesteś hipokrytą - powtórzył. - Krzyczysz na mnie, że się nie staram i kiedy próbuję się wytłumaczyć, za to też na mnie krzyczysz. Nie. Nie wiem co powinienem zrobić, Louis. To nie jest ciężkie tylko dla ciebie, okej?
- Nie chcę odbywać tej dyskusji - powiedział pod nosem Louis. - Stop.
- Zatem czego ode mnie chcesz?! Powiedz mi do cholery i zrobię to.
Louis spojrzał na niego z miną, którą Harry starał się desperacko wymazać ze swojej pamięci. Top była kombinacja bólu, złości i niedowierzania. - Chcę, żebyś wyszedł.
Pokręcił głową. - Nie. Nie wychodzę. Nie zostawię cię w takim stanie.
- Zrobiłeś to już wcześniej.
- Boże, po prostu - przejechał dłońmi po swojej twarzy. - Nie. Nie.
- Nie co?!
Harry przez chwilę na niego patrzył, nie mogąc znaleźć adekwatnych słów by wyrazić chaos panujący w jego głowie. - To nie jest co...
Louis pociągnął za swoją bluzę - nerwowy nawyk - zanim położył dłonie na klatce piersiowej Harry'ego i popchnął go. - Nie. Powiedziałem ci. Nie odbędziemy tej dyskusji.
- Chryste, Louis - powiedział, ledwo poruszając się gdy Louis próbował go popchnąć. - To jak nigdy nie kończący się, pieprzony cykl. To zawsze gra w zgadywanie. Albo po prostu zamiatasz to pod pieprzony dywan. Jeśli masz problem-
- Mam dużo problemów z tobą.
- -to powiedz to. - Harry spuścił wzrok, patrząc twardo, czekając aż Louis coś powie, cokolwiek. I oczy Louisa były szerokie, wargi rozchylone i Harry nie chciał czekać aż się złamie, nie mógł stać tam i błagać bez żadnej odpowiedzi w zamian.
Kiedy tylko wraca do tego momentu - i wraca do niego często - wciąż nie wie kto poruszył się pierwszy. To było magnetyczne, usta Harry'ego goniły te Louisa bez żadnego wstępu, jakby poddanie się było najlepszym wyjściem z tego wszystkiego.
Zdecydowanie nie najlepsze, ale zdecydowanie najłatwiejsze i to było to, czego obaj potrzebowali. Coś łatwego chociaż raz, bo ostatni rok był wszystkim, tylko nie tym.
Harry włożył w to całego siebie, obejmując twarz Louisa w swoich dłoniach, trzymając go jakby nigdy nie stracił na to pozwolenia, palce Louisa wbijały się w tył szyi Harry'ego, pozostawiając po sobie ból, który Harry witał z otwartymi ramionami. To sprawiało, że było to prawdziwe, jakby to naprawdę się działo. Harry nie próbował wymusić z Louisa słów, Louis go nie odepchnął i po raz pierwszy od miesięcy, Harry kochał ciszę.
Wargi Louisa były nieustąpliwe na przeciwko tych Harry'ego, jego dłonie brutalne, ruchy wściekłe. Wyładowywał swoje frustracje na ciele Harry'ego, ale Harry mu pozwolił, chciał żeby to zrobił. Jeśli pozwolenie, żeby Louis używał go jako worka treningowego było tym, co pokona tą bzdurę, jaką stała się ich relacja, to Harry to zrobi. Wciąż zrobiłby dla niego wszystko.
Posunął się do przodu, smakując Louisa, łapiąc go za dolną część pleców, zagryzając jego dolną wargę. Wiedział, że był bardziej ostry niż zazwyczaj, ale wiedział, że to było to czego potrzebował Louisa. Będąc szczerym, on również tego potrzebował. Coś trochę bardziej brutalnego, czegoś co bolało, coś, co dopasuje się do ciągłego bólu w jego kościach.
Harry zaczął prowadzić Louisa tyłem do ich sypialni, potrzebując czegoś więcej niż jedynie bolesnego pocałunk. I Louis zdawał się z tym zgadzać, ciągnąc z sobą Harry'ego, gdy pozwalał mu zaprowadzić się do sypialni, oczy zamknięte, kroki nauczone na pamięć. Było czuć, jakby to było wyćwiczone, kinematograficzne, gdy Harry wsunął dłonie pod bluzę Louisa, czując jego skórę, gorącą w dotyku. Przerwał pocałunek, by ściągnąć ją z Louisa, obnażony i niedorzecznie gorący, przyciśnięty do ściany. Obserwował jak dłonie Louisa złapały za ścianę, oczy szerokie, niebieskie, przekrwione. Harry zassał głęboki wdech.
- Potrzebuję cię pieprzyć - wyszeptał, przeruwając na reakcję Louisa. - Potrzebuję-
- Po prostu, bądź cicho - powiedział Louisa, sięgając po guzik od spodni Harry'ego. - Nie odzywaj się chociaż raz.
Harry powstrzymał swoją odpowiedź, pięści zaciśnięte po jego bokach. - Okej.
Spojrzał na niego spod swoich rzęs. - Poważnie. Po prostu, jakby. Mógłbyś... - odchylił głowę do tyłu, przełykając i to nie miało sensu, ale Harry rozumiał. Przytaknął, skupiony na tym jak źrenice Louisa zdawały się kurczyć i przejechał swoimi dłońmi po bokach Louisa.
- Każesz mi siebie pieprzyć tutaj, czy... - Harry wskazał w stronę sypialni.
Louis odepchnął Harry'ego o krok lub dwa, odwracając się, zanim poszedł do sypialni i Harry wziął głęboki wdech, gdy podążył za nim. Nagle to było za wiele. Nie wiedział jak to zrobić, jak przespać się ze swoim byłym chłopakiem, w którym wciąż był desperacko, beznadziejnie zakochany. Nie wiedział jak go dotykać i całować bez żartowania, bez komplementów, bez szeptania sekretów przy skórze Louisa, myśli, które tylko Louis miał usłyszeć. Nie wiedział jak rozebrać się ze swoich własnych jeansów w pokoju, który kiedyś wspólnie dzielili, wsunąć się pod pościel, którą sam wybrał i zachowywać się jakby to było niczym. W zamian, nie pozwolił sobie myśleć o tym i skupił się na Louisie, wspinając się na niego na łóżku, ocierając się o niego, ruchy Louisa tak samo oszalałe, tak samo bolesne.
Harry wziął gwałtowny oddech, kiedy dłonie Louisa odnalazły swoją drogę do zamka przy jego jeansach, wciągając swój brzuch, gdy Louis pociągnął je w dół, żadnego ostrzeżenia, oczy skupione. Już był twardy, jedynie obietnica nagiego Louisa pod nim była wystarczająca, by tak się stało i kiedy Louis owinął wokół niego swoją dłoń, Harry jęknął, wypychając swoje biodra do przodu.
- Kocham twoje dłonie - wymamrotał, nie będąc w stanie się powstrzymać.
Louis spojrzał na niego. - Poważnie błagam cię, żebyś nic nie mówił - powiedział, głos załamał się na ostatnim słowie. Zacisnął swoją dłoń mocniej wokół penisa Harry'ego. - Po prostu. Zdejmij swoje spodnie.
Harry przytaknął, serce w jego gardle. Powstrzymał wszystkie słowa i wstał z Louisa, zdejmując swoją koszulkę i spodnie, obserwując jak Louis również zdejmuje resztę swoich ubrań. Wyglądał obscenicznie dobrze - zdecydowanie był trochę chudszy niż ostatnim razem, kiedy Harry z nim był, ale wciąż był piękny - i Harry nie silił się by ukryć jak bardzo go pragnął, więc opadł z powrotem na materac, przykrywając ciało Louisa swoim własnym. Pochylił się by go pocałować, gorączkowo i niechlujnie, Louis wygiął swoje plecy, poruszając się szybko, poruszając się brutalnie. Harry starał się jak najlepiej, żeby nie wypluć z siebie jak bardzo za nim tęsknił i jak bardzo go pragnął i jak kochał sposób w jaki wyglądał i mina na twarzy Louisa jasno mówiła, że nie chciał tego słyszeć. Więc Harry był cicho.
Wyssał siniaka na obojczyku Louisa, gdy sięgnął w dół, by złapać za penisa Louisa, który również był twardy, żyjąc dla sposobu w jaki Louis jęknął na ten dotyk. Szybko na nim pracował, zdesperowany by doprowadzić Louisa do chaotycznego miejsca i to nie zajęło długo, kombinacja dłoni i ust Harry'ego wystarczająca, żeby Louis sapał i cicho błagał o więcej. Trzymał Louisa za biodra, by powstrzymać go przed wypychaniem ich w usta Harry'ego, kiedy Louis pochylił się i wziął coś z szafki nocnej.
- Proszę - Louis rzucił w niego prezerwatywą. - Kto wie gdzie byłeś.
- Jezu, Louis - powiedział Harry, rzucając folijkę na podłogę, zaciskając szczękę na oskarżenie Louisa. - Byłem jedynie z tobą od sześciu lat.
- Dlaczego powinienem w to uwierzyć. Nie jesteśmy razem od trzech miesięcy. Mogłeś pieprzyć kogo tylko chcesz.
Zassał swoje policzki. - Wiesz, że tego nie robiłem.
- Cokolwiek. - Louis spojrzał na sufit i ciężko przełknął i Harry posłusznie patrzył jak jego gardło się poruszało.
-A ty?
Louis oblizał swoje wargi. - Chciałbyś wiedzieć.
Przejechał dłońmi w dół i w górę po nagich udach Louisa, ściskając wystarczająco mocno, by ten jęknął. - Tak, myślę że zasługuje, żeby wiedzieć.
- Zasługujesz, żeby wiedzieć? Dlaczego myślisz, że zasługujesz na cokolwiek?
Klatka piersiowa Harry'ego podniosła się, kiedy sięgnął po kutasa Louisa, obciągając mu mocno bez ostrzeżenia. - Bo mam zamiar cię pieprzyć i nie mogę pieprzyć cię bez gumki, jeśli byłeś z innymi ludźmi, Jezu Chryste i mój Boże, myśl że byłeś z kimś innym jest... - przycisnął swojego kciuka do główki i Louis wygiął swoje plecy.
- Nie, nie, kurwa, nie byłem, okej? Nie byłem - wywrócił oczami, maska odrobinę pękła, miał dość zabawy i Harry mógł niemalże zobaczyć jak napięcie, o którym nie wiedział uchodzi z jego ciała. - Pieprz mnie.
I Harry prawdopodobnie mógł sprawić żeby błagał, prawdopodobnie mógł sprawić żeby prosił go o to znowu i znowu, ale nie chciał. Tęsknił za wszystkim co związane z posiadaniem Louisa w ten sposób - sposobu, w jaki jego ciało drżało, sposobu w jaki jego dłonie były niespokojne, sposobu w jaki wyginał swoje plecy kiedy dochodził - i to było dużo na raz, być znowu razem. Ale nie rozwodził się nad tym, bojąc się że Louis mógł zmienić zdanie. Nie ryzykowałby tego.
- Tak, sprawię, że poczujesz się dobrze - wymamrotał bezsensownie, sięgając po lubrykant. - Chcę sprawić, że dojdziesz.
Louis przytaknął, nogi rozwarte, oczy zamknięte. - Proszę - wyszeptał. - Po prostu chcę się poczuć dobrze.
Harry nie mógł zrobić wielu rzeczy. Nie mógł uleczyć bólu w swojej klatce piersiowej, nie mógł zetrzeć tej miny z twarzy Louisa, nie mógł wymyślić sposobu by wymazać te szkody pomiędzy nimi. Ale to, pieprzyć Louisa tak jak najbardziej lubił, potrzebował, było czymś co mógł zrobić. Coś, o czym myślał od miesięcy.
Nie powiedział wiele, kiedy wsunął pierwszego palca, potem drugiego, skupiony na pełnym wykorzystaniu okazji, zamiast na chwaleniu Louisa jak zazwyczaj. I Louis również był cicho, okazjonalny jęk i sapnięcie, patrzył wszędzie, tylko nie na twarz Harry'ego. To nie był sposób w jaki zazwyczaj to robili, intymność zastąpiona napięciem i surowością, ale Harry był w stanie wziąć go w każdy sposób w jaki tylko mógł, nawet tak.
Harry wyciągnął swoje palce i Louis ustawił się na swoich rękach i kolanach, ocierając się o dłonie Harry'ego. - No dalej - powiedział, spuszczając głowę w dól. - Po prostu. Zaczynaj.
Harry chciał pocałować jego plecy, zakrzywienia jego kręgosłupa, ale pohamował się, wiedząc że Louis powiedziałby mu żeby spierdalał, albo by go odepchnął. W zamian, pokrył się obfitą ilością lubrykantu, zanim ustawił się za ciałem Louisa, wchodząc w niego, przewracając oczami na to jak dobre to było. Louis zacisnął się wokół niego i Harry ciężko przełknął na to uczucie, na ten widok. Kark Louisa był wilgotny, jego plecy wygięte, tatuaże na ramieniu naprężone przez wysiłek, gdy podtrzymywał ciężar swojego ciała. Harry'emu nie wolno było powiedzieć wiele, więc nie próbował, jego oddech wystarczająco ciężki, że niemalże przegapił jęki Louisa, ciche i gardłowe.
Wyprostował swoje plecy, poprawiając się na kolanach, przyciągając Louisa za biodra, obserwując sposób w jaki jego kutas znikał w jego wnętrzu. Zamknął oczy, wbijając palce w biodra Louisa; jego ciało było niczyym żywe ogrodzenie, szpilki i igły wszędzie To było zbyt wiele i czym więcej ruchów wykonywał, tym bardziej drżał przy skórze Louisa.
Żaden z nich nic nie mówił gdy poruszali się razem, biodra Harry'ego uderzały w Louisa, Louis jęczał i Harry stracił poczucie czasu, mógł skupić się jedynie na tym, żeby nie dojść, żeby doprowadzić Louisa do końca.
- Dojdziesz dla mnie? - wyszeptał kiedy wiedział, że nie wytrzyma dłużej, ciepło zbierało się przy jego kręgosłupie. - Louis, no dalej.
Louis nie powiedział nic, jedynie wypchnął bardziej biodra, uderzenia mocniejsze, niemalże bolesne. I Harry mógł poczuć jak Louis dochodzi, zanim mógł to zobaczyć, całe ciało zacisnęło się, Louis mocno trzymał się pościeli przed sobą. Zajęło to jedynie jakąś minutę zanim Harry odpuścił, wchodząc w niego głęboko kiedy doszedł, oczy wystarczająco mocno zaciśnięte, że widział wzorki pod swoimi powiekami.
Wyszedł z niego powoli, nic nie mówiąc, krzywiąc się przez nadwrażliwość, dłonie delikatne na plecach Louisa, jego udach. Nienawidził sposobu, w jaki ramiona Louisa trzęsły się, sposobu, w jaki nie chciał się odwrócić. - Louis... - wyszeptał.
- Możesz już iść do domu?
- Ja - przejechał palcami po nitkach wystających z poszewki na kołdrę. - To nic nie rozwiązało.
Na to Louis się odwrócił, jego oczy zaczerwwienione i Harry chciał sięgnąć po niego bardziej, niż cokolwiek innego. - Nie, nie rozwiązało, ale dostałeś to, po co przyszedłeś, tak?
- Co do kurwy, nie, Louis, przestań z tymi bredniami.
- Przestać z jakimi bredniami? Po prostu stwierdzam oczywisty fakt - skrzyżował swoje ramiona na klatce piersiowej, w obronie, jak zawsze. - Dostałeś dobre pieprzenie, wszystko gotowe.
Harry odgarnął włosy ze swojej twarzy, złość wypływała na wierzch. - To jest obrzydliwe i wiesz o tym,
Wzruszył ramionami. - Jasne.
- Boże, jestem tak zmęczony tym, że przez cały czas jesteś takim kutasem, to wyczerpujące. - Wstał z łóżka, oczy szukały jego spodni, koszulki. - Rozumiem to do cholery, jesteś wkurwony, jesteś zraniony, jesteś cokolwiek, ale nie jesteś jedyny. Jestem zrozpaczony bez ciebie i nie mogę dźwigać ciężaru za nas obu. Nie mogę. - Ścisnął ze sobą swoje dłonie, nieco świadomy tego, że wciąż był nagi. - To wystarczające. Chociaż raz, ty byś się zamknął.
Louis przytaknął, usta rozwarte. Wyglądał jakby chciał uderzyć Harry'go, albo płakać, albo oba. - Skończyłeś? - spytał.
Harry podniósł swoją koszulkę z podłogi, ledwo wkładając ją na siebie, zanim sięgnął po klamkę. - Tak. Skończyłem.
Kiedy kilka minut później wsiadł do swojego auta, włączył ogrzewanie, zęby szczękały z zimna, ściskając kierownicę wystarczającop mocno, że jego knykcie zrobiły się białe. Jego umysł był pusty, gdy patrzył się przed siebie na nic, serce waliło.
Zajęło mu to 17 minut, żeby w końcu wyjechać z parkingu, żeby zmusić się do powrotu do swojego własnego mieszkania, w radio leciała piosenka, której nie słyszał nigdy wcześniej. Podobała mu się, coś alternatywnego, ale wyłączył ją w połowie drugiego refrenu. Nie chciał zrujnować idealnej piosenki tym wieczorem, nie chciał kiedykolwiek patrzeć wstecz i kojarzyć tego uczucia w swoim brzuchu z niczym.
Harry nie pamiętał powrotu do domu. Nie pamiętał włączenia świateł w kuchni, celowego trzaśnięcia drzwiami za sobą wystarczająco mocno, że ściany zadrżały. Nie pamiętał położenia się w swoim łóżku, wciąż w jeansach, kurtka wciąż zapięta pod samą szyję. Jednakże, pamiętał czucie się jak kompletne gówno, ból w klatce piersiowej rozprzestrzeniał się, kiedy tylko pomyślał o minie Louisa, kiedy w końcu zebrał siłę by odejść.
Nie spał dużo tej nocy, ale co w tym nowego.
Następnego ranka, Harry obudził się do maila od Louisa. Było to krótkie i na temat.
Już napisałem przemowę. Jeśli nie chcesz niczego dodawać, nie musisz się o to matwić. I sprawdziłem różne kluby niedaleko resortu. Pokazałem jeden Niallowi i powiedział że myśli, że byłaby to świetna opcja; jest tanie i Liamowi się spodoba.
Już nie będę na ciebie naskakiwał. Masz rację. Jesteśmy skończeni.
Odpowiedź Harry'ego była tak samo lakoniczna, wykończony stawianiem oporu, wykończony tym, że zawsze przegrywał.
Okej.
Louis nie odpowiedział i Harry tego nie oczekiwał.
Nie rozmawiali ze sobą ponownie, aż do dnia lotu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top