"It's just easier to be mad." 1.4

Ich grupa zjadła wczesną kolację, wystarczająco wcześnie, że kiedy się rozeszli, słońce wciąż zachodziło. Temperatura znacząco spadła i Harry czuje że byłaby to strata, by siedzieć w hotelu przez resztę wieczora. Obserwuje jak wszyscy dobierają się w pary i idą robić różne rzeczy, drapiąc się po szczęce, próbując wymyślić gdzie pójść.

Louis zdaje się być w takiej samej sytuacji, przeglądając coś w swoim telefonie, nie próbując by samemu znaleźć coś co zrobienia, albo by narzucić się innym parom, ale Harry może zobaczyć w odbiciu jego okularów, że przegląda swoją listę kontaktów, wyraźnie zagubiony tak samo jak Harry.

- Hej, Louis - wymusza z siebie, - chcesz pójść na plażę? Nawet nie byliśmy jeszcze w wodzie. Cóż - uśmicha się. - Ja byłem, dzięki pewnej osobie.

- Nie, w porządku. Jesteśmy teraz sami, Harry, nie musimy już spędzać ze sobą czasu.

- Och. Racja. - Harry niezręcznie kołysze się w przód i w tył. - Okej, ja po prostu. Pójdę.

Louis zaciska swoje wargi, wzruszając ramionami. - Zobaczymy się potem w pokoju.

- Jasne. - Harry słabo się uśmiecha. - To świetne łóżko na mnie czeka.

- Zadzwonię do recepcji i poproszę o więcej koców.

- Nie sądze, że to pomoże moim plecom.

- Miałem na myśli to, że było mi cholernie zimno zeszłej nocy.

Harry śmieje się. - Duh.

- Duh. - Louis spuszcza wzrok, uśmiech szybko znika. - W porządku, do zobaczenia później.

- Tak. Jasne. - Harry z nadzieją czeka, aż Louis może powie coś innego, ale nie robi tego i udaje się w kierunu pokoju, zostawiając Harry'go stojącego samego przed restauracją. Wzdycha, zastanawiając się jak żałośne byłoby picie samemu na plaży.

Jak się okazuje, jest to bardzo żałosne.

Zdołał wypić trzy piña colady, zanim słońce całkowicie zaszło i nie może zdecydować co jest gorsze: siedzenie samemu na plaży, próbująć upić się alkoholowym drinkiem o smaku kokosa, czy wczesne pójście spać na podłodze w pokoju hotelowym swojego byłego.

To jest loteria, naprawdę.

Jest około dziewiątej, kiedy wraca do pokoju Louisa, myśląc, że gorący prysznic może pomóc z bólem jego mięśni, może dzięki temu czas szybciej zleci, jeśli będzie w stanie przeciągnąć szykowanie się do spania tak długo, jak to możliwe.

Cholera jasna, jeśli on i Louis byliby teraz razem, mogliby być w barze, albo zwiedzać wyspę po nocy, albo być w saunie, albo robić coś przyjemnego, coś, na co Louis nieuchronnie by narzekał, bo jest zmęczony i jego stopy bolą od pieszej wycieczki. I Harry kochałby każdą sekundę.

Punkt sporny.

Kiedy otwiera drzwi od pokoju, niemalże oczekuje, że Louis śpi, alb że umarł z nudów i ma po części rację. Louis leży na plecach niczym rozgwiazda, gapiąc się na sufit, oczy niemalże zaszklone. Telewizor jest włączony - reklama odkurzacza - i Louis zdecydowanie nawet nie próbuje, by zmienić kanał.

- Uch, Lou? Co robisz? - pyta Harry ostrożnie, zamykając za sobą drzwi.

- Restauracja była okropna - mówi, wciąż patrząc się na sufit. - Dlaczego te porcje były takie małe?

Śmieje się, zanim może się powstrzymać, ściągając swoje buty. - Masz rację. Najmniejsze porcje, jakie widziałem.

- Jestem tak cholernie głodny, nie mogę myśleć logicznie.

- Dlaczego nie zamówisz room service?

- Myślisz, że nie próbowałem?! Kuchnia przestała robić jedzenie godzinę temu. - Louis siada, jego naburmuszona mina przesadzona, Harry nie może się powstrzymać, tylko ponownie się śmieje. - Co to za gówniany hotel?!

- Szukałeś jakiegoś automatu?

- O mój Boże - Louis zeskakuje z łóżka. - Zapomniałem o automatach. Jesteś geniuszem.

- Staram się.

Wychodzi, zanim Harry może coś jeszcze powiedzieć, niemalże biegnąc po korytarzu bez butów i skarpetek, pozostawiając Harry'ego by sam zrozumiał znaczną zmianę w humorze Louisa. Zawsze był ciepły i zimny, zawsze trzymając Harry'ego w gotowości i to jest coś, co zawsze było dla Harry'ego ujmujące. Teraz, jest głównie zmęczony próbowaniem, żeby za nim nadążyć, ale tęsknił za żartobliwą stroną Louisa, więc zamierza z tego skorzystać jak tylko może, dopóki już mu nie będzie wolno.

Harry jest w trakcie skakania po kanałach, szukając czegoś lepszego od reklamy odkurzacza i przestaje, kiedy Louis wraca, jego ręce pełne zapasu niezdrowego jedzenia na cały tydzień. Wskazuje w stronę strerty chipsów, którą Louis rzuca na łóżko. - Imponujące. 

- Dzięki. Pomyślałem, że też byś coś chciał, więc. - Louis podaje mu paczkę chipsów o smaku octu z solą. - Są też M&M's i krakersy, jeśli chcesz. 

- Ugh, masz mnie. - Otwiera paczkę. - Mój bohater. 

Louis cwaniacko się uśmiecha i wspina z powrotem na łóżko, otwierając swoją własną paczkę o smaku cebulki ze śmietaną. Bierze garść, potem patrzy na telewizor i krzywi się. - Naprawdę, Harry? Vin Diesel?

Wzrusza ramionami, zdając sobie sprawę, że wylądował na szybkich i wściekłych. - Nie wiem co mam ci powiedzieć, ale uwielbiam mężczyzn, którzy dobrze wyglądają, gdy są łysi.

- Wciąż nie mogę stwiedzić czy żartujesz.

- Pitbull, Bruce Willis, ten koleś z twojej grupy z zajęć z chemii, który kichnął do twojej herbaty... Wszyscy idealni.

Louis uśmiecha się. - Pamiętasz, kiedy próbowałeś mnie przekonać, żebym ogolił głowę?

Hary siada na krawędzi łóżka, starając się nie wtargnąć w strefę Louisa. - Tak, ale po pierwsze, byłem kompletnie pijany i po drugie, maszgrudkowatą czaszkę. Chciałem tylko zobaczyć jakby wyglądała bez włosów.

Przewraca oczami. - To wciąż dziwny argument, nawet trzy lata później. Moja czaszka jest normalna.

- Tak, cóż. - Harry otwiera zębami paczkę krakersów. - Prawdopodobnie wyglądałbyś gorąco z jakąkolwiek fryzurą, naprawdę.

- Okej, wystarczy.

- Albo w jakichkolwiek ubraniach - kontynuuje. - Toga, zbroja, kostium Wielkiego Ptaka...

- Kostium wielkiego ptaka? - pyta Louis z niedowierzaniem. - To była jedna z pierwszych rzeczy, jaką mogłeś wymyślić?

- Widzisz, myślałeś, że łysość to moja rzecz. - Gryzie krakersa, okruszki lądują na jego kolanach. - Ale to tak naprawdę pióra.

- I czekałeś do teraz, żeby mi powiedzieć?

- Nie wiedziałem jak zacząć temat. Przepraszam.

Louis parska, sięgając po picie stojące na stoliku nocnym. - To znowu zrobiło się dziwne.

- Jestem podpity. Piłem na plaży.

- Nie możesz zganiać wszystkiego na alkohol, Styles.

Harry chce winić alkohol za wiele rzeczy, tak właściwie. To jest powód dlaczego przysuwa się coraz bliżej Louisa na materacu. To jest powód dlaczego nie próbuje powstrzymywać masy komplementów, które wydostają się z jego ust, za bardzo kokieteryjne, zdecydowanie zbyt ryzykowne, zważając na ostatnie kilka tygodni, albo nawet dni. To powód dlaczego nie może przestać patrzeć się na sposób, w jaki wargi Louisa poruszają się, gdy ten wymawia imię Harry'ego, albo na sposób w jaki przyciąga swoje kolana do klatki piersiowej sprawiając, że wygląda na malutkiego, w jakiś sposób. To jest powód dlaczego Harry czuje ból w swojej klatce piersiowej od tych wszystkich rzeczy, które chce mu powiedzieć, za co chce przeprosić, za co chce mu podziękować.

Czujność Louisa spała po raz pierwszy od długiego czasu i Harry nie może nic poradzić, tylko wykorzystać to. To moment słabości - z jakichkolwiek powodów - dla ich obu, musi sobie ciągle przypominać. Ale to jest takie łatwe, po prostu być z Louisem, kochać go, żartować z nim i otworzyć paczkę ohydnych, jagodowych Pop-Tarts, by się z nim podzielić, oglądając napisy po tym, jak skończył się jakiś gówniany film, którego żaden z nich nie oglądał.

Alkohol, naprawdę, nie miał nic z tym wspólnego. 

Dochodzi północ, kiedy Harry zdaje sobie sprawę, że wciąż nie wziął prysznica, przypomniały mu o tym jego bolące plecy i szyja. Nie chciał sprawić by czar prysł, chciał cieszyć się tym czasem spędzonym z Louisem, dopóki oboje się nie opamiętają, ale teraz zaczyna zdawać sobie sprawę jak zdrętwiałe są jego mięśnie i nie może powstrzymać grymasu na twarzy, kiedy porusza swoimi ramionami. Louis zauważa to od razu, drwiąc.

- Nie wziąłeś ibuprofenu?!

- Nie chciało mi się go szukać!

- Przysięgam na Bogam zachowujesz się jakbyś miał osme lat. - Wstaje z łóżka, odkładając opakowania po słodyczach na bok i szpera w swoim plecaku. - Tutaj, Jezu - mówi, podając Harry'emu buteleczkę. - To tak, jakbyś nawet nie próbował.

- Nie próbowałem.

- Bezużyteczny.

Harry uśmiecha się po tym, jak połyka tabletki. - Co ja bym bez ciebie zrobił. Zawsze przygotowany. Jak wtedy na plaży w Virginii, kiedy poparzył mnie trujący bluszcz i ty miałeś balsam kalaminowy. Kto to pakuje?!

Louis zapina plecak, mrucząc coś pod nosem. - Tak, to ja. Ja, uch - wskazuje kciukiem w stronę łazienki, mina całkowicie inna. - Przygotuję się do spania. 

Obserwuje jak Louis idzie do łazienki, kran zostaje odkręcony sekundę później i Harry jęczy. Przekroczył granicę, w jakiś sposób, i magia znikła tak szybko, jak się pojawiła. Nie próbował nawet zrozumieć bałaganu w swojej głowie, gdy opada na podłogę, starając się jak najwygodniej ułożyć na stercie koców, kręcąc się, zaciskając zęby. Zamyka oczy, gdy czeka aż Louis wróci, by włączył klimatyzację i wyłączył telewizor i wszystkie światła i próbuje zmusić się do bycia zmęczonym, ale to ssie, to wszystko ssie. Podłoga jest twarda i Louis leży teraz na łóżku jakiś metr od niego, chociaż równie dobrze mogłyby ich dzielić kilometry.

Nie odzywają się, pogrążeni w ciemnościach przez jakieś trzy minuty. Harry ma przeprosiny na czubku języka - nawet jeśli nie jest do końca pewien za to przeproasza - ale Louis pierwszy przerywa ciszę.

- Harry, chodź tutaj.

- Co?

- Nie mogę ci pozwolić znowu spać na podłodze.Chodź tu.

- Jesteś pewien?

- Jezu, tak. Chodź.

- Nie chcę, żeby było ci niezręcznie.

Louis wzdycha, poruszając się na materacu. - Jedyna rzecz która sprawia, że jest mi niezręcznie to myślenie o tym, jak przez całą noc płaczesz na tej podłodze.

- Nie płakałem - wstaje, biorąc ze sobą koce. - Ale. Dziękuję.

Przytakuje, przesuając się, by zrobić miejsce. - Tak, to tylko na jedną noc. Potem dostaniesz swój własny pokój, racja? Wszystko jest dobrze.

Harry wsuwa się pod pościel; jest zimna i dobrze ją czuć przy jego poparzonej przez słońce skórze. - Tak. Tylko na tę noc. 

To komiczne, prawie, sposób, w jaki oboje leżą płasko na swoich plecach w całkowitej ciszy, wystarczająco cicho, że Harry jest w stanie usłyszeć jak ktoś przechodzi obok ich drzwi na korytarzu. Chce się śmiać, albo płakać, może, z frustracji; nigdy nie czuł się obco w całym swoim życiu i zdecydowanie nie w obecności Louisa. 

Próbuje skupić się na swoim oddechu - dlaczego nie może sobie przypomnieć jak się wypuszcza powietrze? - kiedy Louis przekręca się na bok, tyłem do Harry'ego. Nie rusza się i Harry wie, że nie minęło dla niego wystarczająco dużo czasu, by zasnął. 

Louisowi również jest niezręcznie.

Stara się jak najlepiej zignorować ciążące uczucie w swojej klatce piersiowej, ale potem Louis ponownie się przekręca, teraz na drugą stronę, twarzą do Harry'ego. Harry przekręca się, by na niego spojrzeć, oddech staje w jego gardle przez to, jak intensywny jest wzrok Louisa.

- Harry, mam pytanie.

Harry oblizuje swoje wargi. - Prawdopodobnie mam na nie odpowiedź.

- Jakie jest słowo na to, kiedy piosenka utknie ci w głowie?

- O mój Boże - wybucha śmiechem, zamykając swoje oczy. Kiedy je otwiera, Louis wciąż się patrzy. - Nie pamiętam.

- Powiedziałeś, że prawdopodobnie masz odpowiedź!

- Cóż, zgaduję, że pieprzę bzdury.

Louis śmieje się. - Kurwa. Nie mogę przestać o tym myśleć.

- Dlaczego musisz wiedzieć teraz?

- Bo piosenka utknęła mi w głowie - mówi rzeczowo. - I jeśli przypomniałbym sobie to słowo, moglibyśmy uniknąć ten całej rozmowy.

- Jaka to piosenka?

- 'Beautiful Soul' od Jesse McCartney.

- Co do kurwy.

- Zamknij się.

Harry zamiera. - Ugh, teraz utknęła też w mojej głowie.

- Dobrze. - Przyciąga pościel pod swój podbródek i zamyka oczy. - I przestań się na mnie gapić.

- Skąd wiesz, że wciąż się patrze?

Louis naciąga kołdrę na swoją głowę, widoczny jest jedynie kosmyk na czubku jego głowy. - Zawsze się patrzysz.

Harry uśmiecha się, układając się pod ciężarem koców, ból w jego klatce piersiowej przechodził, tylko trochę.

Louis ma rację.

To zajmuje wieki, żeby Harry w końcu był wystarczająco zmęczony by zamknąć swoje oczy, żeby jego oddech się wyrównał. To jest wiele, być w tym samym łóżku co Louis, być w stanie czuć jak ciepły jest, ale nie mogąc go dotknąć, szczególnie po tak długim czasie. Zawsze znajdował pociechę w budzeniu się obok Louisa, dzieląc przestrzeń i poranne dotknięcia, oczy Louisa zawsze miały jaśniejszy odcien niebieskiego koloru po spaniu. To jest jedna z rzeczy, za którą tęskni najbardziej z jego związku z Louisem, prostota i zaszczyt posiadania go całego dla siebie, blisko i pewnie. Teraz, gdy zmusza się do przestania rozmyślania o tym i pójściu spać, słucha znajomego wdechu i wydechu powietrza obok niego i zastanawia się czy bycie bez Louisa kiedykolwiek będzie łatwiejsze. 

To przypomina mu o pierwszej nocy, kiedy kiedykolwiek dzielili ze sobą łóżko. To było podczas drugiego roku studiów Harry'ego, Louisa trzeciego i Louis wpadł do mieszkania Harry'ego, całkowicie pijany, jego dresy założone tył na przód i uśmiech krzywy. Wspiął się pod pościel obok Harry'ego, mamrocząc coś o czekoladowym cieście i potem natychmiastowo zasypiając, zajmując niemalże całe łóżko. I to nie było dokładnie tak, jak Harry to sobie wyobrażał od kilku tygodni, ale nie odważył się ruszyć, nie próbował budzić Louisa. W zamian, obserwował sposób, w jaki powieki Louisa drgały w śnie, przypominając sobie w kółko żeby go nie dotykał i kiedy obudził się z Louisem przyklejonym do swoich pleców, zdecydował że okropny ból w jego szyi był tego warty.

Poszedł do piekarni na końcu ulicy, zanim Louis zauważył, że go nie było, zamawiając dwa kawałki ciasta na wynos i kiedy Louis sie obudził, potarł swoją skroń i powiedział, - cholera, to wygląda dobrze. Idealnie zbalansowane śniadanie. Skąd do cholery wiedziałeś, że od kilku dni miałem ochotę na ciasto czekoladowe?

Harry wzruszył ramionami, podając mu widelec. - Miałem takie przeczucie. 

Pierwszy raz, kiedy ze sobą spali był lepszy, niż Harry sobie kiedykolwiek wyobrażał, napięcie i pragnienie trwające ponad rok sprawiło, że ta cała rzecz była nieznośnie gorąca, szybka, idealna.

Poszli na czwartą randkę - zwykła kolacja i film - i chociaż film był trochę kiepski, Harry i tak siedział na krawędzi swojego fotela przez to, jak bardzo chciał złapać i dotknąć Louisa, pieprzyć go, obudzić się obok niego, mieć go. I Louis zdawał mieć takie samo zdanie, sądząc po sposobie, w jaki podniósł swój podłokietnik w połowie filmu, jego dłoń spoczęła na udzie Harry'ego.

Do czasu kiedy wrócili do mieszkania Louisa i do jego łóżka, Harry obawiał się, że zrobi coś i to spieprzy, powie coś za dużo i odstraszy Louisa, ale Louis ciągnął za jego koszulkę, jakby chciał go tak samo mocno jak Harry. Gdy tylko byli skórza przy skórze, Harry był pewien, że to było niemożliwe, że nie było nikogo, kto chciałby czegoś tak samo mocno, jak Harry chciał Louisa.

Wykonywał mocne ruchy, żyjąc dla sposobu, w jaki Louis przewracał oczami z przyjemności i kiedy ten oplótł ramiona wokół szyi Harry'ego, mamrocząc - myślę, że prawdopodobnie pragnąłem cię przez ten cały czas - Harry niemalże stracił rozum.

- Czekałeś ponad rok by zdecydować, że mogę być tego wart? - spytał, całując szczękę Louisa.

Louis jęknął gardłowo. - Musiałem się upewnić, że jesteś wystarczająco dobry.

- Jak sobie do tej pory radzę?

- Kurwa. - Uniósł swoje biodra, poruszając nimi w rytmie ruchów Harry'ego. - Radzisz sobie świetnie.

Harry przejechał dłońmi po nagich biodrach Louisa, patrząc na niego. - Jestem taki wdzięczny, że dałeś nam szansę.

Louis wbił swoje paznokcie w plecy Harry'ego, zagryzając wargę. - Nie wiem jak mogłem tego nie dostrzec. - Jego policzki były bardziej różowe niż zazwyczaj. - Chcesz, żebym cię ssał?

- Boże, tak - jęknął, zamykając swoje oczy. - Najszybszy sposób żebym doszedł, myślenie o tym, jak ty to robisz.

- Dużo o tym myślisz? - Spytał Louis, drocząc się, wydostając się z uścisku Harry'ego.

Harry położył się na poduszkach, oblizując swoje wargi, gdy Louis patrzył na niego z drugiego końca łóżka, jego oddech gorący na przeciwko ud Harry'ego. - Zbyt dużo. 

I od tego momentu, było już tylko ciepło języka Louisa wokół niego, pracującego skrupulatnie, żeby doprowadzić go do orgazmu, jego włosy były bałaganem i jego plecy wygięte w łuk i Harry nie mógł do cholery wytrzymać więcej niż trzy lub cztery minuty, zbyt zdesperowany. 

- Nie, musisz przestać - jęknął Harry. - Chcę cię pieprzyć.

Louis odsunął swoje wargi od kutasa Harry'ego, usta gładkie i lśniące i ten widok to było dla niego niemalże zbyt wiele. - Jak narazie nie jestem pod wrażeniem twojej wytrzymałości.

Próbował sie zaśmiać, ale potem usta Louisa były z powrotem na nim i nie mógł zmusić swojego języka do pracy. W zamian, jak najlepiej starał się skupić na tym, żeby nie wypychać bioder, nie dochodzić od razu, oczy skupione na tym jak niesprawiedliwie gorąco wyglądał Louis sprawiając, że wszystkie niewypowiedziane fantazje Harry'ego stały się prawdą. I potem Louis zassał swoje policzki, obniżył się w dół, jego nos otarł się o podbrzusze Harry'ego i Harry fizycznie musiał go odepchnąć, zbyt podniecony by zrobić coś więcej.

Starał się zachować spokój, gdy zawisł nad Louisem, szepcząc mu wszystko, co tylko przyszło mu do głowy, cwaniacko uśmiechając się, kiedy policzki Louisa przybrały czerwony odcień. Nawilżył swoje palce lubrykantem, zagryzł wargę w skupieniu, gdy wsunął pierwszego palca, zachwycając się reakcją Louisa, który kwilił i jęczał, zdecydowanie wyolbrzymiał, zdecydowanie robił to dla Harry'ego.

- Jesteś naprawdę gorący - powiedział, wsuwając trzciego palca.

Louis uśmiechnął się, wokół oczu pojawiły się zmarszczki. - Elokwentnie. 

- Nie możesz się teraz ze mnie naśmiewać

- Mogę się z ciebie naśmiewać, kiedy tylko chcę - zdołał powiedzieć, klatka piersiowa podnosiła się i opadała.

Harry pochylił się, by wyssać siniaka na szyi Louisa, ciężko oddychając. - Jesteś idealny.

Po tym, Louis przestał się odzywać.

Kiedy na przemian wsuwał dwa i trzy palce, zręczne i docierające do wszystkich odpowiednich miejsc, Louis był bałaganem, oczy zamknięte i dłonie zaciśnięte na pościeli. Harry niedowierzał, że mógł wydobyć z niego takie reakcje, że po całym roku czekania, to naprawdę było tego warte. 

To było niemalże zbyt wiele, kiedy w końcu wszedł w Louisa jednym, szybkim ruchem. Louis złapał go za plecy, gardłowo jęcząc i Harry całował jego czoło, powieki, policzki, szczękę, ramiona i obojczyki, próbując poradzić sobie z napięciem wzrastającym w jego ciele. 

- Jesteś - wydusił z siebie, bezlitośnie pracując swoimi biodrami - cholernie niesamowity.

- Zamknij się - odpowiedział Louis, jego głos napięty, potem sapnął. - Och, kurwa, to czuć dobrze.

Harry starał się dwa razy bardziej, by to utrzymać, by Louis dalej jęczał i kwilił i wbijał swoje paznokcie w plecy Harry'ego. I po raz pierwszy w przeciągu roku, Harry był całkowicie i kompletnie szczery, pozwalając, by wymknęły się jego sekrety, nie obawiając się, że Louis je usłyszy. Mamrotał jak piękny dla niego był, jak bardzo od zawsze go pragnął, jak myślał o posiadaniu Louisa pod sobą od miesięcy, jak nie mógł myśleć o ani jednej osobie na tym całym cholernym świecie, z którą chciałby być bardziej, niż z Louisem. To w połączeniu z miarowymi pchnięciami bioder sprawiło, że Louis doszedł na swój brzuch, głos ugrzązł w gardle. Wystarczyło jedne spojrzenie na rozpadającego się Louisa, by Harry za nim podążył, jego ciało trzęsło się od siły tego, twarz przyciśnięta do ramienia Louisa.

Było późno - zbyt późno, by odbywać jakieś poważne rozmowy - ale Harry nie mógł przestać mówić i Louis zdawał się być zadowolony, pozwalając żeby Harry przejeżdżał swoimi palcami po jego ramieniu i po jego tatuażach. 

- Nie, przysięgam, pamiętam - powiedział Harry. - Kiedy po raz pierwszy się poznaliśmy, byliśmy w tej pizzerni obok kampusu i miałeś na sobie czarne, dziurawe Vansy. I jadłeś kanapkę z indykiem i powiedziałeś 'hej, ty, z lokami, podaj mi pikantny sos.

Louis cwaniacko się uśmiechnął. - To nigdy się nie wydarzyło.

- Tak, wydarzyło. Bo pamiętam, że pomyślałem sobie, że to dziwne, że chciałeś dodać sos chili do kanapki. I teraz wiem, że dodajesz go do wszystkiego.

- Nie wszystkiego.

Harry przycisnął kciuka do tatuażu na nadgarstku Louisa. - Lubię to.

- Lubisz mnie.

Przytaknął, bo to było delikatne niedopowiedzenie. Poświęcił chwilę, by wymyślić odpowiedź, przeciągając to. - Zanim zaczęliśmy cokolwiek, myślałem, że wiem jak to jest. - Przerwał. - Tak bardzo szaleć na twoim punkcie, że przez połowę czasu nie mogę logicznie myśleć. Ale teraz, kiedy mogę naprawdę cię mieć... - przycisnął pocałunek do głowy Louisa, jego włosy odstawały we wszystkich kierunkach. - Po prostu chcę żebyś wiedział, że jestem w tym cały. Nigdzie się nie wybieram.

Louis schował swoją twarz w klatce piersiowej Harry'ego. - Dziękuję, że byłeś co do mnie cierpliwy i za to, że zaczekałeś - wymamrotał przy jego skórze. - Po prostu. Nie wiedziałem, że to tak będzie. Ale ty tak. Wiedziałeś.

Przejeżdzał dłońmi po plecach Louisa, pozwalając, by spoczęły one na dole jego kręgosłupa. - Myślę, że już to powiedziałeś.

- Prawdopodobnie.

Uśmiechnął się. - Ale możesz powiedzieć to jeszcz raz, jeśli chcesz.

Louis spojrzał na niego, jego mina poważna, żarty zniknęły. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem. I teraz, jesteś jak - przerwał i oblizał swoje wargi. - Jestem naprawdę szczęśliwy, H.

Harry przytaknął, ponieważ rozumiał. Przez chwilę pozwolił, by jego umysł wirował, niemalże zasypiając. Ale potem Louis ponownie szeptał, usta przyciśnięte do miejsca tuż pod jego uchem.

- Och, i Harry - wyszeptał. - To nie był pierwszy raz, kiedy się spotkaliśmy.

- Hmm?

- Pierwszy raz, kiedy się spotkaliśmy był na imprezie, kiedy byliśmy okropnie pijani. Ja śpiewałem Avril Lavinge i ty zrobiłeś z siebie głupka, wiwatując mi.

Harry milczał. - Och słodki Jezu, całkowicie o tym zapomniałem, aż do teraz.

Louis zaśmiał się. - Dzięki Bogu, że masz mnie, huh?

- Tak - wymamrotał. - Dzięki Bogu - Harry przyciągnął go bliżej, złączając ze sobą ich usta, mając nadzieję, że Louis mógł poczuć to, co próbował mu powiedzieć. I sądząc po sposobie, w jaki Louis trzymał go tak mocno jak tylko mógł, Harry był całkiem pewny, że Louis wiedział.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top