"Fight back." 1.6

Harry odprowadza go do jego pokoju, stoi z nim na korytarzu pod drzwiami i Louis nie może przestać myśleć o tym, że to pierwszy raz od miesięcy kiedy czuje się autentycznie bezpiecznie, szczęśliwie, nie osamotniony. I to wielki problem. Stracił czujność tyle razy podczas ostatnich siedmiu dni i wie, że to jego wina, ale jest to za wiele, tak przytłaczające że czuje, jakby nie mógł oddychać. Podczas tygodni zbliżających się do wycieczki przygotowywał się, by zachować dystans, żeby komunikować się jak najmniej to możliwe, żeby być gotowym wrócić do domu i stawić czoła faktu, że definitywnie ze sobą skończyli. Nie powinno dzielić go 36 godzin do powrotu do domu i nie powinien się czuć jakby jego serce mogło wybuchnąć od czasu spędzonego z Harrym, nie będąc w stanie odwrócić od niego wzroku. Cholera, powinien był wiedzieć, że opuści tę wyspę czując się jeszcze bardziej załamany niż wtedy, kiedy przyjechał, zaledwie tydzień temu.

Wielki problem, taki, który nie jest pewien czy jest w stanie rozwiązać. Nie jest pewien czy chce.

Harry ciągle dotyka ręce Louisa, jego przedramię, przejeżdżając po tatuażach bez patrzenia na nie, po prostu zna je na pamięć i jego wzrok skupiony na Louisie z taką siłą, że Louis nie jest pewien czy będzie w stanie odwrócić wzrok nawet jeśli będzie próbował. Opowiada mu historię o czymś, co Liam zrobił wcześniej tego dnia na próbach (Louis skłamałby, gdyby powiedział że aktywnie słuchał) i chociaż jest głos jest spokojny, oczy szerokie, gesty dłonią niedorzeczne, w całości niemożliwie ożywiony. Louis nie mógłby powtórzyć tej historii nawet gdyby jego życie od tego zależało, ale nie miałby problemu z wyrecytowaniem tego, w jaki sposób uśmiech Harry'ego stał się tak jakby przekrzywiony, kiedy zbliżał się do zabawnego momentu, w jaki sposób marszczył swój nos kiedy próbował naśladować mamę Liama, w jaki sposób jego dłonie mocniej ściskały rękę Louisa, kiedy naprawdę chciał żeby uważenie słuchał.

Jego uwaga nie zawahała się ani razu w ciągu ostatnich sześciu lat. Znał Harry'ego na pamięć.

Coś zmieniło się w ciągu ostatnich kilku dni. Wciąż jest tam ból - dręczący ból, co do którego Louis nie znalazł jeszcze odwagi, by go przejrzeć - ale to powoli zmieniało się w coś innego. Jakby słodko-gorzka nostalgia, albo nadzieja. Nadzieja, że mogą przez to przejść, nadzieja że mogą znaleźć równowagę, nadzieja że Louis może się z tego otrząsnąć i przypomnieć sobie dlaczego zerwali, że to wszystko jest udawane.

Ale oczy Harry'ego są utkwione w Louisie, źrenice zielone pod sztucznym światłem na korytarzu i Louis nie może odwrócić wzroku, wiercąc się pod jego spojrzeniem. Ręce Harry'ego nie znajdują się w jego pobliżu, ale równie dobrze mogą być wszędzie na jego ciele przez sposób, w jaki Louis nie może ustać spokojnie, może praktycznie poczuć cień jego palców na swojej szczęce, biodrach, udach.

Louis jest uparty, ale nie wystarczająco by udawać, że traci rozum od tego jak bardzo chce Harry'ego, nawet jeśli byłoby to tylko na chwilę.

Chce powiedzieć Harry'emu, żeby z nim został. Chce, żeby Harry poszedł za nim do jego pokoju, upadł z nim na łóżko, żeby go rozebrał i dotykał. Chce, żeby Harry nad nim zawisł, udowodnił że nawet z tymi całkowitymi bzdurami pomiędzy nimi, wciąż mogą to zrobić. Chce rozebrać Harry'ego na części, jedna za drugą, chce żeby Harry zrobił mu to samo. Nie chce myśleć, chce jedynie to mieć, chce zapomnieć o wszystkim z ustami Harry'ego na swoich, jako najlepsze odwrócenie uwagi od bólu, nawet jeśli to przyniesie całkowicie przeciwny efekt. Chce obudzić się obok niego, nogi splątane razem, włosy bałaganem błagającym o przejechanie przez nie palcami, będzie chciał drugą rundę, oboje ulegli i tak, tak ciepli z samego rana.

Ostatnim razem kiedy ze sobą spali, było to zbyt pośpieszne, zbyt wściekłe, zbyt złośliwe. Musi przestać o tym myśleć, chce wymazać to za pomocą czegoś lepszego.

Tylko jeden raz.

Oblizuje swoje wargi, próbując wydusić z siebie słowa, wzrok Harry'ego utkwiony na ustach Louisa i jego szczęce. Louis zaciska i rozluźnia pięści. Próbuje otworzyć buzię by to powiedzieć, proste błaganie proszę, nie zostawiaj mnie, ale nic się nie wydostaje i czuje jakby zamarł. To wydaje się małą wiecznością, wzrok Harry'ego skupiony na nim, niemalże otępiające i kiedy w końcu czuje że może wypluć z siebie te słowa, Harry spuszcza wzrok na ziemię i bierze krok w tył.

- Powinienem wrócić do swojego pokoju. Przespać się. Jutro wielki dzień, czy coś takiego. - Wzrusza ramionami. - Plotka głosi, że jesteśmy świadkami.

Louis słabo się uśmiecha, całe ciało jakby sflaczało. - Drobne detale.

- Nie pozwól, żeby Liam to usłyszał.

Przytakuje. - Inaczej nie dożyję do jutra. - Co tak naprawdę w tym momencie brzmi jak lepsza alternatywa, myśli.

- Dokładnie - Harry uśmiecha się, biorąc kolejny krok w tył. - Dobranoc, Lou.

- Branoc. - Pociera tył swojej szyi gdy obserwuje jak Harry odchodzi, skręca i znika z jego oczu. Kiedy uderza głową w ścianę ze sobą, ból jest łagodny i musi powstrzymać chęć żeby odwrócić się i uderzyć w nią pięścią.

To może pomóc.

Louis wchodzi do swojego pokoju - sam - i wkłada na siebie najwygodniejszą bluzkę, jaką spakował. Jest trochę znoszona i ma dziurę przy kołnierzu i ociera się o jego spalone przez słońce ramiona, ale nie ma siły by przeszukać swoją walizkę i znaleźć żel aloesowy który się gdzieś tam ukrywa. W zamian wspina się na łóżko, nie trudzi się żeby wejść pod pościel i niespokojnie przewraca się z boku na bok, dopóki cienie w jego pokoju zaczynają znikać, niewyraźne, stonowane światło przedostaje się przez zasłony, ponownie ożywiając pomieszczenie.

To dzień ślubu.

***

Wieczór, w który Louis i Harry zabrali Liama i Annie do restauracji by świętować ich zaręczyny, padał śnieg, było mroźnie, wietrznie i ogólnie, warunki nie były najlepsze do wychodzenia na miasto na bardzo drogą kolację. I droga naprawdę było niedopowiedzeniem; miejsce było zdecydowanie nie z ich ligii - i budżetu - ale mina Annie kiedy przyniesiono im cytrynową tartę z ich imionami napisanymi pochyłą kursywą na wierzchu była tego warta.

- Nawet nie widziałam tego w menu - powiedziała między kęsami. - Jezu, jest dobre.

Harry uśmiechnął się. - To dlatego, że nie było tego w menu. Wiedzieliśmy, że to twoje ulubione, więc przynieśmy swoje. Obsługa myślała, że to dziwny, uroczysty deser, ale - wzruszył ramionami. - Serce nie sługa, tak przypuszczam.

- Liam, zmieniłam zdanie - powiedziała Annie, mina poważna. - Możesz mieć Jenny jako swojego świadka. Biorę Louisa i Harry'ego jako moje druhny.

- Wymieniasz moich świadków za swoją młodszą siostrę? - Pyta Liam, śmiejąc się.

- Tak, nie sądzę, że kocha mnie tak samo jak oni.

Louis unosi swój kieliszek. - Wypijmy za to.








Wrócili późno do swojego mieszkania, księżyc wisiał wysoko na niebie, gwiazdy błyszczały. Styczniowa pogoda była okropna, sprawiając że Louis trząsł się gdy wchodził po schodach i za każdym razem kiedy wypuszczał powietrze, powstawał dym. Alkohol do kolacji dostarczał mu ciepła w restauracji, ale teraz wszystko o czym mógł myśleć to położenie się pod przykryciem obok Harry'ego, włączone ogrzewanie, dłonie Harry'ego na jego ciele.

I Harry zdawał się mieć takie samo zdanie. Szczękał zębami, nawet po tym jak weszli do ich sypialni i szybko rozebrał się ze swoich ubrań, kładąc się obok Louisa. Louis trząsł się, gdy Harry wisiał nad nim, przez mieszankę zimnego powietrza i spojrzenia Harry'ego.

Pocałunek był przejmujący, wargi Harry'ego natarczywe na tych Louisa i Louis rozkoszował się dotykiem nagiej skóry Harry'ego na tej należącej do niego. Pięć lat i wciąż nie mógł pojąć tego jak bardzo Harry go pragnął, kochał go. Louis uniósł swoje biodra, wywołując u Harry'ego cichy jęk, dokładnie tak jak chciał Louis.

Harry przeniósł pocałunki na szyję Louisa, szczękę i wymamrotał - nie mogę znieść tego jak piękny jesteś.

Louis złapał Harry'ego za plecy, by ponownie wypchnąć swoje biodra. - Przypuszczałem, że już się do tego przyzwyczaiłeś - powiedział, zamykając oczy kiedy mógł poczuć uśmieszek Harry'ego przy swojej szyi.

- Tak, przypuszczałeś. Wiesz czego jeszcze nie mogę znieść?

- Czego - syknął, gdy Harry ugryzł jego obojczyk.

- Że Liam pobił nas w oświadczynach.

Louis wybuchł śmiechem, ciało rozluźniło na materacu. - Wiem. Wiem. Nienawidzę, że mówisz teraz o Liame, ale wiem.

Harry również się zaśmiał, siadając na udach Louisa. Przejechał dłońmi po jego klatce piersiowej, zatrzymując się na wgłębieniu nad biodrami. - Naprawdę nie sądziłem, że miał to w sobie.

Louis pożerał wzrokiem napięte mięśnie Harry'ego, wyraźnie zarysowane i tak seksowne, że ledwo mógł to znieść wiedząc, że nie musiał się tym dzielić. - Może powinniśmy się potajemnie pobrać przed ich ślubem w następnym roku - powiedział, obserwując jak usta Harry'ego formują się w uśmiech. Louis wsunął swojego małego palca w dołeczek, miękki jak zawsze. - Żeby wkurwić Liama. Skraść jego moment.

- Dojrzałe - Harry przekręcił głowę, żeby pocałować wnętrze nadgarstka Louisa. - Ale żadnego potajemnego ślubu. Chcę cię poślubić przed wszystkimi i cholernie cię zawstydzić.

- Dlaczego, co ty planujesz...

- To niespodzianka.

- Mówisz mi, że już masz zaplanowaną niespodziankę na nasz nieistniejący ślub?

- Tak, szczegółowo o tym myślałem.

- Naprawdę nie zamierzasz mi powiedzieć?

Harry pokręcił głową, jego loki podskoczyły. - Nie ma mowy.

- Powinieniem patrzeć na to jako na wyzwanie, by to z ciebie w jakiś sposób wydobyć? - Spytał Louis, unosząc brew.

Jego uścisk zacieśnił się na jego biodrach. - Nie zrobisz tego.

- Okej, wymamrotał, spychając z siebie Harry'ego. - Możesz podać mi moją bluzę z krzesła?

- Co? Czemu?

- Zimno mi.

- Ale - Harry zmarszczył brwi, pokazując głupio na swoje krocze, gdzie był twardy w swoich bokserkach. - Chcę cię.

Louis parsknął. - Subtelnie.

- Nie ubieraj się.

- Nie, w ten sposób cię prowokuję.

- Poprzez odmawianie seksu?!

Przewrócił oczami. - Wszystko będzie z tobą dobrze.

Harry wydął wargi i całkowicie zszedł z Louisa. - Jesteś takim smarkaczem.

- Twoim smarkaczem.

Na to się uśmiechnął, sięgając by przejechać swoimi knykciami po klatce piersiowej Louisa. - Mhm - mruknął.





Obaj poddali się mniej niż godzinę później, napięcie i energia wciąż nagromadzona, kończyny splątane i dłonie niespokojne. Harry całował szyję Louisa, przejeżdżając dłońmi po jego pośladkach, Louis odchylił w bok swoją głowę i przejechał paznokciami po podbrzuszu Harry'ego, różowe linie rozciągały się na jego tatuażu. Louisa nie obchodziła już gra, nie przez to jak oddech Harry'ego przyśpieszył na widok nagiego ciała Louisa, nie kiedy był tak całowany, nie kiedy Louis wiedział jak dobrze było być sterowanym przez Harry'ego i pieprzonym przez niego, silny i ostrożny i głos głęboki, jakby szeptał sekrety przeznaczone jedynie dla Louisa.

Harry przyciągnął do siebie Louisa, ciasno go trzymając, ciaśniej gdy pchał w niego biodrami. Louis odwzajemniał ruchy, krzywiąc się przez pieczenie i Harry przejeżdżał wargami po karku Louisa.

- Tak się cieszę, że się poddałeś, kochanie - wymamrotał, mocno pchając. - Chciałem cię przez całą noc. Wyglądałeś tak dobrze podczas kolacji.

- Ciężko jest nie ulec, kiedy na mnie wpełznąłeś, ty pieprzona nimfomanko - wydusił z siebie Louis, odchylając głowę do tyłu. - Poddałem się, żebyś się zamknął. Będę męczył cię o ślubną niespodziankę później.

- Okej, co tylko zechcesz - zgodził się Harry, biodra bezlitosne.

Mięśnie brzucha Louisa napięły się, pchnięcia to było za wiele i zbyt idealne i nie mógł dłużej się powstrzymywać, nie z dłońmi Harry'ego na każdym centymetrze jego skóry. Doszedł z imieniem Harry'ego na swoim języku, zwijając się w kłębek przez to jak intensywne to było, nogi trzęsły się, gdy oddychał. Pchnięcia Harry'ego przyspieszyły, niechlujnie i bez rytmu i kiedy Louis położył dłoń na karku Harry'ego, wbijając paznokcie, prawdopodobnie zostawiając ślady w kształcie półksięzyców, Harry zaprzestał swoich ruchów. Wszedł głęboko w Loiuisa, tak głęboko jak tylko mógł, ręcę trzęsły się, Louis trzymał go gdy drżał, jego oddech ciężki. Kiedy Harry się z niego wysunął, zabolało, ciało Louisa nadwrażliwe, ale Harry to wyczuł, pocałował jego ramię, szyję, ścisnął jego biodra, mamrocząc - kocham cię.

Louis przytaknął, przekręcając się twarzą w stronę Harry'ego. - Ja ciebie też kocham.

Leżeli tam w ciszy i Louis pozwolił Harry'emu przejeżdzać palcami po policzkach Louisa, jego szczęce. Jego oczy krążyły pomiędzy wargami i oczami Louisa, co jakiś czas lekko się uśmiechając, jakby jego ciało nie mogło się temu oprzeć, nie mógł tego powstrzymać. Louis był zmęczony, miał milion rzeczy do zrobienia następnego dnia i wiedział, że musiał pójść spać, ale to było tego warte. Zawsze było, z Harrym.

Harry odgarnął włosy z oczu Louisa, jego oddech w końcu się wyrównał. - Mój chłopiec.

Louis uśmiechnął się. - Zawsze będziesz mnie tak nazywać?

- Prawdopodobnie.

- Kiedy będziemy mieć 90 lat?

- Kiedy będziemy mieć 90 lat. - Potwierdził.

- Dobrze - mruknął Louis, opadając na poduszkę. - Wiesz co?

- Mmm. Co.

- Przebyliśmy długą drogę.

Harry leniwie się uśmiechnął. - Przebyliśmy.

- Nie mogę uwierzyć, że razem mieszkamy. I mamy dziecko.

- Będąc szczerym, ona dużo nie wymaga. Zważając na to, że jest kotem.

- Wciąż.

- Wciąż - powtórzył Harry, głos cichy. Kilka razy powoli odetchnął, następnie: - Pamiętam jak czułem, że to się nie wydarzy - powiedział, jego głos szeptem.

- Co? Prudence?

- Nie. My. Obserwowałem jak zachowywałeś się z Casey i Timem i Olivią i kimkolwiek jeszcze i wszystko o czym mogłem myśleć to 'Jezu, wybierze każdego, tylko nie mnie'. I potem, jakby - przerwał, by się uśmiechnąć. - Po pewnym czasie nie bałem się, by ci powiedzieć. Byłem gotowy. Wiedziałem, że jeśli to powiem, ty zmienisz zdanie. Po prostu czułem to.

Louis przełknął. Słyszał już to, ale nigdy w ten sposób, z Harrym dotykającym go tak ostrożnie, jego wzrok nieprzerwalny. - Byłeś tak pewny, że przyznam się do porażki?

- Nah. Byłem pewien nas. - Przycisnął pocałunek do skroni Louisa. - Po prostu znałem cię tak dobrze.

- Mmm. - Zgodził się. To była prawda. Chryste, Lous go kochał. - Więc, jakby, kiedy potajemnie się pobierzemy i zrujnujemy szczęście Liama, czy to znaczy, że nie muszę się oświadczać? Czy wciąż są potrzebne oświadczyny, jeśli nie ma opracowanego w szczegółach ślubu?

Harry zaśmiał się. - Nie sądzę, że są jakieś zasady.

- Możemy stworzyć swoje własne.

- Dokładnie. Czekaj. Dlaczego myślisz, że ty się oświadczasz?

- Bo chcę - powiedział stanowczo Louis. - I dostaję to, co chcę.

- Nie, nie w tym przypadku. Ja to zrobię.

- Dlaczego u licha tak uważasz?

Harry zmarszczył brwi. - Już mam idealny pomysł.

- Och, tak?

- Tak. Mam pierścionek i wszystko.

Louis zmrużył oczy, patrząc się o sekundę za długo. - Kłamiesz.

- Nie, nie kłamię.

- Wciąż kłamiesz.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Nie sądzisz, że znalazłbym pierścionek, gdybyś go miał?

Harry parsknął, przewracając oczami. - Okej, w porządku, nie mam pierścionka, ale mam pomysł na oświadczyny.

- Będziesz to trzymał w tajemnicy tak samo jak swoją ślubną niespodziankę, co do której jestem całkiem pewny, że nie istnieje?

- Istnieje! Przestań być wrzodem na tyłku!

Louis zaśmiał się, chowając swoją twarz w klatce piersiowej Harry'ego. - To punkt sporny, bo ja oświadczę się pierwszy.

Harry położył dłoń karku Louisa, lekko ściskając, kciuk kreślił koła. - Zobaczymy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top