"Fight back." 1.2
Pierwsze wspólne święta były jednymi z ulubionych Louisa. Został skazany na gówniane urodziny - w wigilię - i zazwyczaj było to bardzo trudne, żeby zgromadzić więcej osób by świętowali z nim przez święta, ale tamtego roku, dla Harry'ego to miało pierwszeństwo, z radością zgodził się spędzić tydzień w domu Louisa z nim i jego rodziną. Dołączył do niego gdy tylko skończyły się egzaminy, wskakując na siedzenie pasażera w samochodzie Louisa, rzucając swoją torbę na tylnie siedzenie.
- Jesteś pewny, że nie masz nic przeciwko, że nie będziesz ze swoją rodziną podczas świąt? - spytał Louis, gdy włączył ogrzewanie. - Czuję się źle. Kilka dni temu mówiłeś o tym, że nie widziałeś ich od miesięcy i za nimi tęsknisz.
Harry pokręcił głową. - Nope. Pojadę tam drugiego stycznia. I chcę być z tobą w tym tygodniu.
- Nie obrażę się, jeśli się wycofasz. Przysięgam.
- Okej, nie chcesz, żebym przyjechał?
Louis spojrzał na Harry'ego. - Po prostu chcę się upewnić, że czujesz się z tym komfortowo.
- Od kiedy interesujesz się upewnianiem się, że czuję się z czymś komfortowo? W zeszłym tygodniu spałeś na mojej ręce przez całą noc i za każdym razem kiedy próbowałem się ruszyć, ty warczałeś.
Uśmiechął się. - Tak, więc?
- I kilka miesięcy temu, wydrukowałeś zdjęcie mojego nagiego tyłka i rozwiesiłeś w moim akademiku, żeby wszyscy na kampusie to zobaczyli.
- Nie zrobiłem tego...
- Podpisałeś je.
Louis odpalił samochód. - I nie wszyscy na kampusie. Jedynie osoby, które chciały sprawdzić tablicę ogłoszeń na twoim korytarzu.
- Właściwie, nie chcę jechać. Możesz podrzucić mnie do mojego akademika.
Zaśmiał się, pochylając by uszczypnąć policzek Harry'ego. - Masz poczucie humoru.
Harry złapał Louisa za nadgarstek, trzymając go ciasno i przycisnął szybki pocałunek do jego dłoni. - Masz szczęście, że jesteś gorący.
- Pochlebstwa zaprowadzą cię wszędzie.
Przez ostatni rok, Harry spotkał rodzinę Louisa kilka razy, ale nigdy nie dłużej niż na rozmowę czy dwie mimochodem. To był pierwszy raz, kiedy spędzi z nimi naprawdę czas, ale Louis nie był nerwowy. Jedną z najbardziej frustrujących cech Harry'ego jest to, że wszyscy zdają się go lubić, mimo okoliczności, czy sytuacji. Jego osobowość promieniuje pozytywną energią i nie ważne z kim rozmawiał, ma tendencje do formowania z nimi kontaktów i przyjaźni. Na początku dla Louisa było to ujmujące, niedowierzał że Harry mógł włożyć co miał we wszystich i we wszystko, ale z czasem Louis zdecydował, że było to bardziej nieznośne.
- Nie musisz być zazdrosny - droczył się z nim Harry, gdy położył swoją torbę przy drzwiach domu Louisa. - Wiesz, że wciąż jesteś moim numerem jeden.
- Nie jestem zazdrosny - zadrwił. - Jestem podirytowany, że wszyscy myślą, że jesteś tak cholernie fantastyczny.
- Aw, kochanie - Harry dźgnął go swoim łokciem. - Może pewnego dnia będziesz na moim poziomie i wszyscy będą cię kochać tak samo jak mnie.
- Ew, nienawidzę cię.
- Jesteś jedyny. Teraz, jeśli mi wybaczysz, idę oczarować twoją mamę. Znowu.
- Nie polubiła cię ostatnim razem. Powiedziała mi.
Harry uniósł brwi, uśmiechając się. - Myślę, że kłamiesz.
- Spierdalaj.
I Louis mógł udawać ile chciał, że był zirytowany tym, jak Harry sprytnie przekonywał do siebie całą rodzinę Louisa w ciągu kilku minut, ale jak mógł naprawdę być? Harry nie udawał. Zawsze był szczery, był sobą i kiedy mama Louisa wzięła go na stronę po kolacji i powiedziała - Harry jest jeszcze bardziej czarujący niż pamiętam - wszystko, co Louis mógł zrobić to przytaknąć i powiedzieć - jest niesamowity.
Było to niedopowiedzenie, ale Louis był przytłoczony, że mógł doświadczyć Harry'ego z pierwszej ręki, obserwując jak gania jego siostry po domu i nie wiedział jak odpowiednio wyrazić to, jakim szczęściarzem był mając swojego najlepszego przyjaciela przy sobie, z którym byli absolutnie zwariowani na swoim punkcie.
Jak Louis nigdy wcześniej tego nie dostrzegł? Harry nie był nieśmiały w ciągu ostatnich kilku miesięcy co do tego jak bardzo chciał Louisa, jak bolesne było obserwowanie jak spotykał się z innymi ludźmi i Louis czuł się głupio za bycie tak ślepym. W zeszłym roku, Harry błagał Nialla żeby wymienił się z nim na Louisa podczas ich grupowego Secret Santa i kiedy Louis się dowiedział, po prostu pomyślał że to zabawne, nigdy nie sądził, że Harry miał ukryty motyw, albo że to znaczyło, że Harry chciał mu dać prezent prosto od serca, coś znaczącego. Na wiosnę, Louis miał okropne przeziębienie i Harry spędził cały weekend z nim w jego mieszkaniu, przykrywając go kocami i próbując ugotować domowy rosół, zanim w końcu z tego zrezygnował, zamawiając kanapki ze sklepu z końca ulicy. Potem w sierpniu, Louis przedstawił swoją randkę, Jacka, Harry'emu w barze podczas pierwszego weekendu po powrocie na uczelnię i Louis nie mógł się za nic domyślić dlaczego uśmiech Harry'ego opadł w sekundzie, gdy Jack wyciągnął swoją rękę do uścisku.
Ale teraz kiedy wiedział, nie będzie uważał tego za oczywistą rzecz. Chciał zatrzymać Harry'ego całego dla siebie, mimo wszystkich ludzi, którzy zdawali się kochać Harry'ego tak samo mocno jak on. I Boże, kochał go. Jeszcze tego nie powiedział - Harry też nie - ale wiedział to, mógł to poczuć w swoich kościach za każdym razem, gdy spojrzał na Harry'ego, to skradało się do niego i przewracało go, zanim wiedział to się działo. I to było boleśnie oczywiste, że zaczęli pomijać kocham cię w swobodnych rozmowach, coś co było obecne w przeszłości, bo teraz miało to inne znaczenie. Ale Louis pragnął tego, był tak podekscytowany być tego częścią. Ich przejście od najlepszych przyjaciół do tego odbyło się bez zakłóceń i Louis nie był pewien jak to działało tak dobrze, ale czuł się niemożliwie szczęśliwy. Nie, nie zajęło to długo, żeby Louis całkowicie zakochał się w Harrym i teraz, kiedy doszedł do tego momentu, nie mógł uwierzyć, że przede wszystkim to zajęło mu tak długo.
Spędził swoje urodziny otoczony swoją rodziną, Harry miał bzika na jego punkcie do żenującego stopnia i kiedy zdmuchnął świeczki, jego siostry zaklaskały, jego mama pocałowała go w policzek i Harry ścisnął jego nogę, szepcząc - najlepsza wigilia.
Louis się zgodził.
Po tym jak wszyscy poszli spać i Louis z Harrym pomogli Mikołajowi ułożyć prezenty pod choinką, tylko ich dwójka została w kuchni, Louis zlizywał lukier ze swojego palca, machając nogami w przód i w tył siedząc na blacie. Harry popijał swoją kawę, opierając się o szafki, zdmuchując parę ze swojego kubka.
- Nigdy nie zaśniesz, jeśli wypijesz to wszystko - powiedział Louis.
Harry wzruszył ramionami, biorąc kolejny łyk. - Kofeina jest konieczna, żeby nadążyć za tą rodziną.
- Bardzo prawdziwe - wziął kolejny gryz ciasta, patrząc na zegarek. 1:18. - Młodsze dziewczynki budzą się wcześniej w świąteczny poranek. Jakby, o piątej rano.
- Oj.
- Myślisz, że jesteś gotowy?
- Myślę, że równie dobrze możemy nie iść spać.
Louis zaśmiał się, przytakując. - Myślę, że masz rację. Och, hej. Przy okazji - Wskazał Harry'emu, żeby do niego podszedł i natychmiast się zgodził, odkładając swój kubek na blacie obok Louisa. - Dziękuję za bycie takim dobrym z nimi.
- Kim? Twoimi siostrami? To niemożliwe, żeby nie być dobrym z nimi. Są niesamowite. Dostałem krótki wstęp ostatnim razem kiedy cię odwiedziły, ale teraz kiedy naprawdę spędziłem z nimi trochę czasu, naprawdę mogę stwierdzić jak niesamowite są. Tak właściwie, cała twoja rodzina.
Położył dłoń na ramieniu Harry'ego, ściskając je. - Moja mama powiedziała mi wcześniej dokładnie to samo o tobie.
Harry uśmiechnął się. - Dobrze wiedzieć.
Louis przyciągnął go bliżej, wsuwając dłoń we włosy Harry'ego. Obkręcił loki wokól swoich palców. - Jesteś w kuchni mojej mamy.
- Jestem - przytaknął.
Przez chwilę bawił się włosami Harry'ego, wzrok Harry'ego niewzuszony, zanim Louis przyciągnął go między swoje nogi, oplatając go rękoma wokół ramion. - Naprawdę jestem tu szczęśliwy.
- Ja również - zgodził się.
- Chodź tutaj.
- Tak - wyszeptał Harry, przejeżdżając dłońmi po bokach Louisa, trzymając go za talię, gdy ich wargi się złączyły. Smakował jak kawa i był uległy pod dotykiem Louisa i Louis nie mógł uwierzyć, że jego chłopiec był tutaj z nim, całując go jakby za nim tęsknił. Był pierwszym chłopakiem, którego Louis kiedykolwiek przyprowadził do domu i kiedy Harry złapał go dłońmi za szczękę, przejeżdżając palcem po zaroście Louisa, ten przelotnie pomyślał o tym jak chciał, żeby Harry był tym jednynym, tym ostatnim.
Odsunął się po minucie albo dwóch, przyciskając swoje czoło do tego Harry'ego. Kątek oka mógł zobaczyć zapalone światełka na choince, pod nią rządek kolorowego papieru prezentowego i Louis czuł się tak ciepło, nawet gdy marmurowy blat pod nim był zimny.
Zamknął swoje oczy, gdy Harry dotknął jego dolnej wargi, całując go pod uchem, dłonie przejeżdżały po jego udach. Pozwolił Harry'emu przez chwilę to robić, a potem - Harry?
- Lou - odszepnął, oddech gorący na szyi Louisa.
Wydech. - Jestem w tobie zakochany.
Harry natychmiast odsunął się do tyłu, ale jego dłonie pozostały na nogach Louis, trzymając go niemożliwie mocno. - Możesz powiedzieć to jeszcze raz?
Louis uśmiechnął się, żałośnie wychodziło mu powstrzymanie tego. - Jestem w tobie zakochany.
Louis obserwował jak gardło Harry'ego się porusza gdy ciężko przełknął. - Czy wiedziałeś - wyszeptał, - że próbowałem sobie wyobrazić jak te słowa brzmiałyby z twoich ust przez jakiś rok?
Mógł poczuć rumieniec na swojej twarzy. - Nie, nie wiedziałem. tego.
Harry lekko pokręcił głową, zanim wymamrotał, - nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham. - Jego głos był zbyt cichy obok szumu lodówki, jego uśmiech krzywy i tylko dla Louisa i kiedy Harry patrzył na niego w ten sposób, który Louis widział setki razy przez ostatni rok, Louis niedowierzał jak nigdy nie skapnął się co to spojrzenie oznaczało.
Louis nie wiedział co jeszcze powiedzieć - nie sądził, że Harry również potrzebował więcej słów - i kiedy ponownie się pocałowali, mentalnie kopnął się za zmarnowanie tyle czasu razem, za bycie tak nieświadomym. Ale potem dłonie Harry'ego były w jego włosach i jego wargi były na jego szczęce, szepcząc słowa które powodowały uścisk w brzuchu i był całkiem pewny, że i tak nic nie istniało przed tą chwilą.
Nic nie miało znaczenia, tylko to.
***
Po tym jak dzeń w spa dobiegł końca, ich grupa zjadła cichą kolację, zanim udali się z powrotem do swoich pokoi. Liam idzie za nimi i kiedy zatrzymuje się przed swoimi drzwiami by je otworzyć, patrzy na Louisa i Harry'ego.
- Dobranoc chłopcy - mówi. - Nie zapomnijcie, że dzielimy ścianę.
- Och. Racja - Harry patrzy na Louisa. - To to również jest mój pokój.
Louis wzdycha. - Yup. Chodź - otwiera drzwi, wpuszczając Harry'ego pierwszego, zanim wchodzi za nim. Zanim je zamyka, słyszy jak Liam mamrocze do Annie - to było dziwne.
Stoją tam z zakłopotaniem przez minutę, Louis przestępuje z jednej nogi na drugą, czekając na dźwięk zamknięcia drzwi Liama, zanim będzie mógł wygonić Harry'ego. Unosi wzrok widząc, że Harry już na niego patrzy.
- Dzisiaj było fajnie - mówi Harry.
Przytakuje. - Szczególnie podobały mi się owoce w czekoladzie, które kazali nam jeść.
- Domyśliłem się, że to była twoja ulubiona część. Pamiętasz te walentynki, kiedy zamówiłem dla ciebie tuzin truskawek w czekoladzie i w zamian wysłali dwanaście tuzinów? Zajęło mi to jakieś trzy miesiące, żeby to spłacić.
Louis uśmiechnął się, spuszczając wzrok na podłogę, krzywiąc się na ubrania porozrzucane po dywanie. Minęło mniej niż tydzień; jak. - Tak, uch. Prawdopodobnie możesz już wracać do swojego pokoju.
- Och. Tak, oczywiście. - Harry wzrusza ramionami. - Do zobaczenia rano.
- Yup. - Ściska klamkę i otwiera drzwi, wyglądając na korytarz. - Teren czysty, Styles.
- W porządku. Śpij dobrze - szybko przechodzi obok Louisa, ich ramiona dotykają się i gdy Harry idzie po korytarzu, Louis nie chce patrzeć jak odchodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top