Rozdział 5
Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie, albo w ogóle zróbcie dla mnie spam :) x
Po powrocie do domu, natychmiast rzuciła białe trampki w kąt, rzucając się z jękiem na kanapę, wybrała telefon wsparcia do przyjaciółki.
Odrzuciła pierwsze połączenie, co oznaczało, że pracuje, lecz Penelope Porter nie dawała tak szybko za wygraną.
Po drugiej próbie kontaktu z Ginny, wreszcie się udało. Dziewczyna zwyczajnie nie usłyszała telefonu, będąc na przerwie.
Przechadzając się od ściany do ściany, małego salonu łączonego z kuchnią, przejęta rozmawiała z nią, opowiadając miejsce i przebieg wydarzenia.
- Ale tak normalnie podleciał do ciebie? - Dziwiła się. - Londyn jest olbrzymi, że nie wierzę w przypadki typu ''oh zupełnie przypadkowo wleciałem na ciebie, po tym jak zobaczyłem cię po pięciu latach".
Penelope wzięła oddech, przejeżdżając wolną dłonią po twarzy. Ona też nie wierzyła, w coś takiego, bo pamiętała ile razy zgubiła się mieście, gdy postanowiła tutaj zamieszkać.
- Nawet nie wiem skąd się tam wziął. Mam na myśli, że było tam naprawdę wielu ludzi.
-Okej, nie ważne. Lepiej powiedz, czy się z nim spotkasz.
I tutaj w zasadzie Penelope podkopała sobie jeszcze jeden dołek.
- Powiedziałam mu, że wtedy nic nie mogę powiedzieć, bo nie mam pojęcia, co ze wstępnymi spotkaniami w sprawie JEGO ślubu. - Wstawiła czajnik z wodą, bo potrzebowała kawy. - Uwierz mi, kiedy jeszcze tylko asystowałam przy takich rzeczach naoglądałam się wielu rzeczy.
Kobieta musiała przerwać na chwilę swój monolog, ponieważ nie mogła odkręcić słoika z kawą jedną ręką. W tym czasie Ginny zaczęła się niecierpliwić, że brunetka przerwała w takim momencie.
- Halo! - Powtórzyła głośno do słuchawki. - Jesteś tam?!
- Ugh... tak, już jestem. Chodzi mi o to, że odniosłam wrażenie takie, jakbym to ja bardziej przejmowała się tym pieprzonym ślubem, niż on. No i jest jeszcze druga rzecz... nie wiem czy chcę się z nim spotkać prywatnie, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Więc... co mu powiedziałaś?
- Powiedziałam mu na odchodnym, że powinien zadzwonić do mnie jutro. Rzecz w tym, że nie podałam swojego numeru. Posiadają chyba tylko ten służbowy... Lub posiada go tylko Laura.
Brunetka ze zdenerwowania zaczęła przygryzać dolną wargę prawie, że do krwi. Wiedziała, że to jak postąpiła nie było zbyt dobrym, mądrym czy dojrzałym posunięciem, lecz nigdy nie wspominała, że jej podejmowane decyzje są słuszne i dobrze przemyślane.
Ginny nie mówiła nic przez dłuższą chwilę, przez co Penelope myślała, że straciły ze sobą połączenie.
Przykładając telefon ponownie do ucha, usłyszała tam śmiech przyjaciółki.
- Penelope, ty antygeniuszu. Jak nie ma twojego numeru, to poprosi o niego Laurę, pod byle, jakim pretekstem. Musisz popracować nad byciem złą, niedostępną panią z korpo.
Wieczorem, po wyczerpującej rozmowie z Ginny, która spóźniła się do pracy, Penelope leżała na kanapie w salonie, zastanawiając się ile błędów życiowych popełniła.
W tle leciał nowy odcinek 'Keeping up with Kardashians''.
Zabawnym faktem było to, że nie trawiła nikogo z tej rodziny, zwłaszcza pokolenia Kendall i Kylie. Jedyną osobą, jaką tam tolerowała była Kloe.
Wracając.
Nie lubiła tej rodziny, lecz kiedy leciał w TV nowy odcinek ich programu, zostawiała go i oglądała do samego końca.
W pewnej chwili poderwała się i poszła do sypialni po laptopa w celu sprawdzenia kilku miejsc wartych obejrzenia na żywo, by później zaproponować je Harremu i Laurze.
Przeglądając poszczególne, prestiżowe miejsca, zobaczyła, że w rogu przeglądarki internetowej, pojawiło się nowe powiadomienie z twittera. Wywróciła oczami, myśląc, że to kolejne powiadomienie o osobie, która postanowiła podać coś dalej podanego przez Penelope.
Kliknęła w prostokątne powiadomienie, które od razu pokierowało ją do wiadomości prywatnych.
Widniała tam nowa wiadomość od Harrego.
Serce zaczęło wybijać szybsze rytmy, ponieważ przypomniały się jej ich nocne rozmowy na początku znajomości, no i ta gra w dwadzieścia pytań, przez którą nie mogła rano się dobudzić.
Nie mogła zignorować tej wiadomości mimo wszystko, nie od niego.
Klikając w wiadomość, nagle poczuła ukłucie w sercu, bo widniała tam ostatnia wiadomość, z przed pięciu lat.
@Harry_Styles: Tylko pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie ważna. Kocham Cię.
@Peny_Berry: ja Ciebie też J x
Musiała zamrugać kilkakrotnie i wziąć kilka głębszych wdechów. Przez chwilę miała zamazany obraz, przez napływające łzy, ale musiała być twarda. Minęło zbyt dużo czasu. Zjechała na dół, aby zobaczyć teraźniejszą wiadomość.
@Harry_Styles: Nie chciałem dzwonić na służbowy numer. Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś...
Nie myśląc zbyt wiele, czy robi dobrze, czy źle odpisała na wiadomość, zamykając po tym laptopa.
@Pen_Porter: To jest mój numer, zadzwoń jutro i się umówimy. 875 926 527
Musiała iść pod prysznic, zmyć z siebie poczucie, że jednak robi to, czego nie powinna.
Następnego dnia, uśmiech nie schodził z jego twarzy. Od wielu dni, po raz pierwszy, czuł, że naprawdę jest szczęśliwy.
Zbiegając jak zwykle rano, do kuchni śpiewał pod nosem piosenkę, która ostatnio utkwiła mu w głowie.
Wrzucił chleb do tostera i zaparzył zieloną herbatę, myśląc, że to naprawdę będzie dobry dzień.
W pewnej chwili, usłyszał dzwoniący telefon, który położył na wysepce kuchennej. Dzwoniła Laura.
- Laura? Stało się coś? - Spytał zdziwiony, że dzwoni tak wcześnie.
Kobieta zachichotała po drugiej stronie.
- Nie głuptasie, chciałam powiedzieć ci tylko dzień dobry i dopilnować, żebyś znowu nie zasiedział się w biurze.
Potarł czoło zawstydzony.
- Dzień dobry, kochanie.
- Dzień dobry, Harry, zjedz śniadanie i dopilnuj żeby nasza organizatorka miała do ciebie kontakt. Niestety nie zawsze mogę odbierać telefony, kiedy ktoś dzwoni.
- Nie stresuj się, kobieto. - Westchnął. - Przecież umiem załatwiać sprawy, tak samo jak ty.
Woda w czajniku, zaczęła się gotować, więc trzymając telefon ramieniem, zalał torebkę herbaty, mając nadzieję, że nie pokłóci się z Laurą jeszcze przed śniadaniem.
- Wyrażaj się... - powiedziała wyraźnie zirytowana. - Dzisiaj idę na wernisaż tego wspaniałego artysty, którego zapewne nie pamiętasz, więc nie będę mogła rozmawiać.
- Ok. - Wzruszył ramionami, zapominając, że Laura tego nie widzi.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Miłego wernisażu, Laura. Baw się dobrze, muszę kończyć, bo lecę do firmy.
- Dziękuję... zaraz. Czy nie miałeś dzisiaj dnia wolnego? - Spytała nagle.
- Nie, muszę kończyć. Porozmawiamy jutro, skarbie.
Gdy się rozłączył, odetchnął wyraźnie z ulgą, bowiem nie miał siły sprzeczać się o późnym poranku. Nie wiedział, dlaczego, ale coś się zmieniło.
Już przed samym wyborem organizatorki ślubu, pomiędzy nimi dochodziło do pozornie nic nieznaczących sprzeczek. Z czasem zaczęły one występować coraz częściej.
Tosty wyskoczyły z urządzenia, lecz Harremu przestało chcieć się jeść. Nienawidził kłócić się i sprzeczać.
Wyjmując telefon ze spodni, chcąc zapomnieć o wcześniejszej sytuacji, napisał wiadomość do Penelope. Wciąż obawiał się, że w ostatnim momencie brunetka wystawi go do wiatru.
Do: Berry
Pasuje Ci o 16? H. X
Popijając powoli coraz zimniejszą herbatę, zapatrzył się bez celu w oko, z którego miał widok na podwórko. Kiedyś, zamysł był taki, aby utworzyć tam mały, przytulny ogórek, lecz ani Harry, tym bardziej Laura, nie mieliby czasu na pielęgnacje go.
Od: Berry
Ok, H. Aldgate Coffee House?
Do: Berry.
ok
Idąc na ustalone miejsce spotkania trzęsła się jak galareta. Z tyłu głowy, cichutki głosik mówił jej, że robi źle idąc na spotkanie, ale z drugiej strony inny głosik mówił jej, że to dobra okazja do dowiedzenia się czegoś o jego nowym życiu.
Jak doszło do zaręczyn i ślubu, na przykład.
W drodze, patrzyła na zachmurzone niebo, w obawie, że zaraz lunie deszcz. Penelope przyjechała tutaj autobusem bez parasola, więc naprawdę nie chciałaby spotkała ją ulewa.
Zakrywając się szczelniej, grubym, granatowym swetrem, modliła się o jakikolwiek pozytywny i mało niezręczny przebieg spotkania ze Stylesem. Mimo tego, że byli ze sobą naprawdę blisko, teraz bała się jak cholera, bała się, że znowu poczuje do niego to, co kiedyś.
Wchodząc do przyjemnej kawiarenki, utrzymanej w starych klimatach, usiadła przy stoliku pod ścianą, niedaleko regałów z przepiękną porcelanową zastawą do picia herbaty i kawy. Zastanawiała się, czy jest to tylko ozdoba, czy też jest możliwość kupna tak pięknego serwisu. Całe pomieszczenie było utrzymane w jasnej, neutralnej kolorystyce a cała ściana, przy której pracownicy robili kawę i inne rzeczy, wyłożona była rudymi cegłami.
Słysząc dźwięk dzwoneczka nad drzwiami wejściowymi cała się spięła, jednak, gdy odwróciła się w ich stronę, zauważyła jedynie tam starszego pana, który właśnie oglądał, jakie ciasta ma w ofercie lokal.
Odblokowując telefon, patrzyła na godzinę.
W pewnej chwili, dzwoneczek znowu zabrzmiał w lokalu. Odwracając głowę w tamtą stronę, całe jej ciało się spięło a włosy stanęły dęba.
Harry.
Teraz za późno by uciekać.
Miał ubrane ciemne spodnie, jeansową koszulę, przy której odpiął trzy pierwsze guziki od góry, na tym czarny, krótki płaszcz i kapelusz w tym samym odcieniu.
Wyglądał tak idealnie.
Rozglądając się na boki, szybko zlokalizował jej postać i z uśmiechem podszedł się przywitać. Penelope jeszcze gorzej się zestresowała, bo nie wiedziała jak ma się z nim przywitać.
Boże, chyba gorzej niezręcznie być nie mogło.
Dla Harrgo Stylesa sytuacja nie była aż taka straszna. Widząc kobietę ubraną w granatowy kardigan, białą koszulkę i dziurawe na jednym kolanie jasne jeansy, w akompaniamencie białych trampek, poczuł się jak dawniej.
Miała związane włosy na dole głowy, przez co kilka pasm okalało jej twarz, na której miała okulary.
Wyglądała dokładnie tak samo, jak ją zapamiętał, no może trochę starzej i seksowniej.
Będąc dostatecznie blisko, chwycił ją i ciasno przytulił do siebie.
Czuł, jaka jest spięta, co trochę go zasmuciło. Choć z drugiej strony rozumiał ją, bo sytuacja była dla ich obojga dziwna.
Siadając naprzeciwko, zdjął z siebie cienki płaszcz i z uśmiechem patrzył na jej twarz, która lekko zasłonięta była przez okulary.
Młody kelner przyszedł do nich z małym notesikiem, aby przyjąć zamówienie. Harry, jako dżentelmen, poczekał aż pierwsza zamówi Penelope, czuł coraz większe zirytowanie w sobie, ponieważ facet, patrzył na nią zbyt intensywnie, głupio uśmiechając się przy tym.
I o mój boże, frajer puścił do niej oczko o ile dobrze zauważył.
Nie żeby się tym przejmował.
Penelope mogła przecież robić, to, co chciała.
Dla siebie zamówił latte, jak zresztą zwykle. Penelope zatrzymała jeszcze kelnera i domówiła do ich zamówienia, dwa kawałki ciasta czekoladowego.
Gdy Harry spojrzał na nią zdziwiony, ta uśmiechnęła się do niego szczęśliwa, jakby mała cztery latka.
- Pen, nie mogę jeść czekolady, jestem na diecie. - Zaśmiał się sam ze swoich własnych słów.
Penelope zaśmiała się dwa razy głosniej.
- Oh przestań, Styles. Masz ładniejsze nogi ode mnie, jeden kawałek ci nie zaszkodzi.
Z każdą minutą oboje czuli się coraz swobodniej, jakby zapominając o wszystkim, co kogo, z kim łączy. Czuli się jakby ich rozłąka nie miała wcale miejsca. Od tematów po wspominanie szkolnych czasów, po dawnych przyjaciół przebrnęli aż do czasów teraźniejszych. Nie mogli przestać się siebie uśmiechać, choćby nie wiadomo jak się starali.
- Więc jak to było? - Spytał, popijając zimną już kawę. - Spotkałaś się z nim i tak po prostu?
Penelope uśmiechnęła się na to niezręczne, kalifornijskie wspomnienie.
- Spotkaliśmy się a ja bez ceregieli powiedziałam mu, że wracam do Anglii i z nim zrywam. On powiedział ''ok.''. Wyobraź sobie, że dopiero następnego dnia dostałam od niego wiadomość, sms ''ale to ty tak na stałe tam wracasz i zrywamy?" - wybuchli oboje śmiechem, na parodię męskiego głosu Penelope. - Zack, był naprawdę dobrym chłopakiem, ale czasami miałam wrażenie, że ma mózg wielkości orzeszka.
Po skończonej opowieści, Penelope powiedziała, że musi pójść do toalety, bo jeśli zaraz tego nie zrobi, przy najbliższym zaśmianiu się, zesika się w majtki.
Cóż za subtelne wyjaśnienie, nieprawdaż?
Gdy odeszła od stolika, Harry chichotał jeszcze do siebie, nie mogąc się nie uśmiechać z jej opowieści i zachowania. Była jeszcze śmieszniejsza niż ją zapamiętał.
W czasie, gdy samotnie czekał na Penelope, telefon, który zostawiła na blacie zawibrował powiadamiając o nowej wiadomości.
Harry nie mógł się powstrzymać i nie spojrzeć w tamtą stronę. Praktycznie rzecz biorąc, nie grzebał w jej telefonie, tylko na niego spoglądał.
Od: TomoMaster
Pepe, wpadam dzisiaj na kolacje, kochanie. X J
Okej.
Harry nie powinien tego robić, ale bardziej niż jakiekolwiek wyrzuty męczyły go następujące pytania:
1. Pepe?
2. Jaki Tomo?
3. Jakie kochanie, do cholery?
Następny rozdział jutro, max pojutrze. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top