Rozdział 34

W najbardziej wyjątkowy dzień w roku, dwie rodziny siedziały przy wielkim stole. Pośród przeróżnych zapachów, mieszających się nawzajem ze sobą, wszyscy domownicy śmiali się z nie śmiesznych żartów, wspominając zabawne anegdoty. Całe pomieszczenie oświetlone było poprzez przeróżne świecie, o dziwo zapach nie był duszący, był wyjątkowy w pewnym rodzaju. Za oknem prószył śnieg, powiększając i tak już olbrzymie zaspy śniegu, jednakże sprawiało to, że tamten dzień był jeszcze bardziej wyjątkowy.

Na wielkim stole jadalnym, znajdywały się coraz to nowsze potrawy, skutecznie kuszące swoim apetycznym zapachem. Pieczenie, sałatki, ryby różnego rodzaju no i te wszystkie ciasta... Święta Bożego Narodzenia, choć dla większości populacji już dawno przereklamowane, miały w sobie ten magiczny czas. Mimo tego, że jednej osoby zabrało przy stole, wciąż czekało tam jedno, puste nakrycie.

Penelope siedziała u boku Harry'ego, który co jakiś czas, spoglądał na nią z miłością wypisaną na twarzy. Obok Penelope, siedział Barney, razem z babcią Eleanor. Naprzeciwko nich, siedzieli Robin i Anne, oraz siostra Harry'ego, razem ze swoim mężem.
Na stole znajdywały się wszystkie potrawy z ''różnych domów", nikt nie wiedział, czy to było kwestią przypadku, czy może zrządzenie magii losu. Każdy z nich miał spędzać święta w innym miejscu.
U Penelope i Eleanor (jak później się okazało w całej dzielnicy) zabrakło prądu, więc rodzina Styles, bez zastanowienia zaprosiła ich do siebie. Dowiadując się przy okazji, że niestety Dorothy nie będzie z nimi przy wigilijnej uczcie. Następnie Gemma i Josh stwierdzili, że nie są w stanie, jak myśleli wcześniej, świętować ten wyjątkowy dzień w Australii - jak mięli w planach.

Nie wszystko jednak było od początku tak idealne. Penelope i Harry musieli przejść ciężki tydzień, by tamtego wieczora mogli wreszcie spokojnie usiąść.

Tydzień przed świętami.

Harry bazgradząc bezcelowo w dzienniku na ostatnich kartach, zastanawiał się, czego w nim jeszcze brakuje. Napisał tutaj wszystkie uczucia, miłe wspomnienia, jakie towarzyszyły mu tego roku. Każdego dnia, zastanawiał się nad wszystkim, co zaprzątywało jego umysł. Wreszcie przyjął do siebie, że za dużo myśli i... pogodził się z tym. Zaczął przelewać to na papier i zdecydowanie było lepiej.

Nagle do sypialni wbiegła Penelope bliska płaczu, była prawie cała brudna od mąki a jej oczy niebezpiecznie się świeciły.
- Dlaczego ty mi w niczym nie pomagasz?! - Wybuchła płaczem. - Zostawiłeś mnie z tymi pierożkami kompletnie samą, Harry!
Łzy spływały jej po policzkach w szybkim tempie, zupełnie jakby była małą dziewczynką i dowiedziała się, że tak naprawdę święty Mikołaj, to przebrany wujek Erney, którego nienawidziła, będąc dzieckiem.

Harry w tamtej chwili zesztywniał ze strachu, nie wiedział, co ma zrobić, ponieważ jeszcze godzinę temu wyrzucała go z kuchni, twierdząc, że tylko się plącze jej pod nogami.
Nie wiedział jak ma dogodzić swojej kobiecie, wiedział jedno. Penelope z okresem, była zupełnie inną osobą.

Sześć dni przed świętami.

Po ostatnim dniu, spędzonym na płaczu i histerii dotyczącej pierożków, Penelope chciała zapaść się pod ziemię. Wstała wcześnie rano, chcąc zrobić przeprosi nowe śniadanie dla swojego chłopaka, z anielską cierpliwością.

Pod koniec dnia, Harry w akompaniamencie topniejącego śniegu na ramionach, przyniósł do domu choinkę, jak przystało na pana domu. Jego nos, był tak czerwony z zimna, że przypominał Rudolfa. Penelope przywitała go z kakao w ręku, całując w zmarznięty czubek nosa. Przy świątecznych piosenkach, ubierali swoje drzewko i wszystko było by idealne, gdyby nie jedna, cukierkowa laseczka...
Harry na sam koniec przewrócił się, rozcinając łuk brwiowy. Przez jedną małą cukierkową laseczkę, Pepe i Harry szósty wieczór przed świętami spędzili w szpitalnej poczekalni.

Cztery dni przed świętami.

Czwartego dnia, Penelope musiała wesprzeć swoją przyjaciółkę, Ginny. Kobieta zostawiła swojego mężczyznę w kuchni, który upierał się, że przygotuje rybę, która będzie się marynować przez noc. Ich rodzice mięli spaść z krzeseł, smakując rybki Harry'ego.

Penelope nie wiedziała, że zostawiając swojego mężczyznę samego w domu, gdy damski kryzys z Gi został zażegnany, skazała rybkę na śmierć. Kolejną.
Przekraczając próg mieszkania, usłyszała głośne przeklinanie Styles'a. Wyszedł jej naprzeciw, rzucając na podłogę ręcznikiem kuchennym, powiedział.
- Chuj bombki strzelił, ryby nie będzie!

Ps. Ryba była, kupili jedną z nielicznych, w całodobowym Tesco.

Trzy dni przed świętami.

Ten dzień stosunkowo był spokojny. Liam, Louis, Harry, Niall, Ginny i Fasolka oraz Penelope spotkali się w ich ulubionej knajpce, by wymienić się prezentami świątecznymi. Obiecali sobie, że otworzą wszystkie podarunki, kiedy będzie na to odpowiednia pora. Reszta wieczoru, spędziła im na czułych i wylewnych pożegnaniach, bowiem wszyscy rozjeżdżali się do domów.

Pozostałe dwa dni, spędzili osobno w swoich domach, przygotowując wszystko to, co musiał być zrobione. Wtedy też, Pepe dowiedziała się, że jej matka nie pojawi się w ten najważniejszy wieczór. Nie mogła i nie chciała wysłuchiwać, dlaczego. Rzuciła po prostu słuchawką telefonu. Babcia Eleanor wystarczająco była zestresowana, dlatego Pen nie chciała się wdawać w szczegóły. Chwyciła kobietę pod rękę i poszły razem do kuchni, by skończyć piec ciasto.
Ktoś pewnie spyta: Jak się czuła? Okropnie.
Penelope nie chciała jednak dać po sobie poznać cokolwiek, dlatego jak zwykle miała w zwyczaju, przybrała dobrą minę do złej gry.

~*~

Po obfitej kolacji wigilijnej, każdy z domowników musiał poluzować spodnie. Wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że nic w siebie nie wmieszczą, więc skierowali się ze wszystkimi świecami do salonu, by wymienić się prezentami.
Każdy był zadowolony, nie chodziło o rzeczy materialne, nie chodziło o ilość wydanych pieniędzy a dawanie radości drugiej osobie.
Harry wręczył mały opakunek Penelope, kiedy nie byli w centrum uwagi. Patrzyła na niego z pytającym wyrazem twarzy, kiedy zatrzymał jej dłonie, które chciały odpakować prezent.
- Odpakuj przed snem, kiedy będziesz sama, dobrze? To dość osobiste.
Kiwnęła potwierdzająco głową, całując go mocno w policzek.
Czekała z niecierpliwością, kiedy Harry odpakuje swój nowy aparat.

Nowy przedmiot nie został długo 'bez użytku'. Młody Styles zaczął robić pamiątkowe zdjęcia, wszystkim domownikom z dziecięcą radością na twarzy. Ostatnie zdjęcie zrobił Barney, który sfotografował Harry'ego i Pen, kiedy całowali się na tle migoczącej choinki.

~*~

Miłość jest chyba wtedy, kiedy ufasz bezgranicznie drugiej osobie, gdy możesz powierzyć jej wszystkie sekrety, podzielić się z demonami, które żyją w środku ciebie, a ona pomoże ci je przezwyciężyć.
Miłość to także wzajemne wzloty i upadki, ostre kłótnie, i jeszcze ostrzejsze godzenie się.
Miłość to wspólne wspomnienia, śmieszne żarty i zrozumienie.
Miłość... to miłość.

Penelope wiedziała, że Harry jest jej przeznaczony od dawna, wiedziała, że jest jej bratnią duszą, osobą na dobre i złe.
Dzisiejszego wieczora, jej serce zabiło szybciej a do oczy napłynęły łzy. Harry oddał jej swoje serce, wiedziała to, czuła.
Tamtejszy wieczór zmienił jednak wszystko.
Ocierając spływającą łzę z policzka, uśmiechała się do siebie, przytulając jedyny, niepowtarzalny i bezcenny prezent, jaki tylko mógł jej ktokolwiek ofiarować.
Dziennik Harry'ego.




Został nam jeszcze jeden rozdział i epilog do końca. Faktycznego końca.


Stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć tej historii na siłę, opisując każdy dzień Pepe i Harry'ego. Jest pełno dzieł na Watt, opisujących śluby, zaręczyny, czy teraz wychowywanie dzieci.Nie chcę tworzyć kolejnego :)


Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, dajcie znać, co sądzicie.
Miłego wieczoru, Toser x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top