Rozdział 18
Co sądzicie o nowej okładce? :)
Oklaski dla cudownej perfstylesx która jak zwykle mnie uratowała x
Mówi się, że moment w trakcie kłótni jest ciężki. Pada wtedy wiele bolesnych słów, niekoniecznie szczerych, bowiem często mówimy coś, czego naprawdę nie myślimy. Pod wpływem emocji, człowiek jest zdolny do wypowiedzenia wielu rzeczy, nie myśląc trzeźwo, nie biorąc pod uwagę konsekwencji swoich słów.
Momenty po kłótni, kiedy emocje opadają bywają gorsze. Być może nawet cięższe do przeżycia od samej kłótni. Zastanawiamy się nad sensem wypowiedzianych słów, oraz tym jak mogły być bolesne dla drugiej osoby. Niezręczna cisza, panująca pomiędzy danymi osobnikami, bywa trudniejsza do przeżycia, jednak mimo to, nie zawsze potrafi znaleźć się osoba, która jako pierwsza przełknie swoją dumę i wyciągnie rękę.
W przypadku Penelope i Harry'ego ta reguła, dotycząca większej populacji na Ziemi, nie miała zastosowania.
Mimo różnych charakterów i różnic w byciu, byli tacy sami. Nienawidzili kłócić się, zwłaszcza ze sobą, dlatego też ich godzenie się, bywało jeszcze silniejsze.
Mimo wyjaśnienia sobie, tej jednej, najważniejszej rzeczy, ich życie wcale nie było odmienione. Faktem było jednak, że problem, jeśli problemem można było nazwać ich sytuację się rozwiązał.
Nikt nie powiedział, że miłość jest prostą drogą usłaną różami, nikt nie powiedział, że ich historia jest wyśniona i idealna niczym z bajek Disney'a. Nikt również nie powiedział, że wszystko zakończy się dobrze, jednak Harry i Penelope byli dla siebie ostoją w trudnych momentach i to dodawało siły obojgu.
Następnego dnia, Harry z bólem musiał wrócić do Londynu. Podbudowany słowami rodziców a nawet babci Eleanor, był gotowy do walki o swoje życie.
Penelope ciesząc się swoim urlopem postanowiła zostać na dłużej. Nie już chciała uciekać, musiała stawić czoła wszystkiemu, co czekało na nią w przyszłości, jednak to nie ucieknie. Stęskniła się za babcią i chciała spędzić z nią jeszcze jakiś czas. Po za tym Barney, był przemiłym człowiekiem, żartobliwie zaczęła mówić do niego 'Panie Dziadku', co widocznie ucieszyło zarówno babcię-Babcię i Pana Dziadka.
Popołudniem, wolnym spacerem szła pod dom Toma, znanego też, jako tego antybakteryjnego. Pogoda była dużo ładniejsza, poprawiła się do tego stopnia, że Penelope postanowiła wyjść bez parasola, bowiem na niebie widniało coś na kształt słońca, chociaż był to chłodny dzień. Zima, szła powoli.
Opatulając się szczelniej wełnianym kardiganem, jaki włożyła, skręciła w uliczkę na prawo, by wejść na teren, który zamieszkiwał Tom z rodzicami.
Nie mogła się doczekać aż wreszcie wyściska dwunastolatka i porozmawia z nim jak dawniej. Jeśli oczywiście będzie chciał. Z dzieciakami nigdy nie wiadomo, jednego dnia byli już 'dorosłymi' zaś drugiego... oglądali Batmana, mówiąc z płaczem, że nie chcą dorastać.
Po naprawdę ciepłym przywitaniu, przed mamę Toma, Penelope została zaproszona do salonu, gdzie chłopczyk leżał na kanapie ze swoim tatą, oglądając telewizję.
Był tak pochłonięty nowym odcinkiem Spongebob'a, że nie usłyszał, powitania brunetki.
Ta, próbując niepostrzeżenie wejść do salonu, została przyłapana na gorącym uczynku poprzez tatę, który szeroko się uśmiechnął. Dał kuksańca w bok swojemu synowi, który posłał mu mordercze spojrzenie.
- Tom... naprawdę nie przywitasz się ze starą przyjaciółką? - Powiedziała, śmiejąc się głośno z reakcji chłopca.
Gdy kipiący złością chłopczyk, przestał patrzeć morderczym wzrokiem na ojca, rozumiejąc, co chciał mu przekazać, na moment zastygł. Jakby nie wierzył, kto stoi właśnie w salonie jego rodziców.
Zaraz po tym, przechodząc po ciele ojca, zapewne skutecznie uszkadzając mu wątrobę swoim kolanem, rzucił się biegiem w kierunku Penelope.
Przytulił się do niej z całych sił, oplatając rączkami jej ramiona a nogami talię, zupełnie jak mały miś koala. Penelope zakręciła się wokół własnej osi, piszcząc szczęśliwa.
- Penelope! Nie mogę uwierzyć, że to ty! - Powiedział radośnie się uśmiechając. - I nie nosisz okularów, ja też już nie muszę, zobacz nie mam ich!
Dotykał śmiesznie swojej twarzy, z rączek robiąc oprawki, takie, jakie nosił Harry Potter.
Odstawiając swojego przyjaciela z powrotem na ziemię, wręczyła mu paczkę. Chłopczyk, od razu odpakował prezent. Zobaczywszy nową bluzę, jego ciemne oczka podwoiły swój rozmiar. Nie patrząc na to, że bluza była za duża na jego małe ciałko, założył ją i od razu pobiegł do lustra.
- Gdy podrosnę i będę mógł ją nosić, Melanie nie da mi spokoju tym bardziej!
Obrażony tupnął nóżką, na której znajdował się puchaty kapeć.
Penelope posłała pytające spojrzenie, mamie chłopczyka, która machnęła na niego ręką, niemo mówiąc ''podoba się jej", zapraszając brunetkę, by skosztowała jej szarlotki.
- Kim jest Melanie, Tom? - Zaśmiała się brunetka.
Tom podszedł do niej z posępną miną i kazał się jej pochylić, by móc powiedzieć jej ten sekret.
- Koleżanka z mojej klasy. Ciągle się na mnie gapi i chce bawić się moimi włosami. Fuj!
Po obfitym podwieczorku, kiedy w zasadzie Penelope ogrywała rolę odkurzacza przepysznych ciast mamy Toma, oraz rozmowach dotyczących tych pięciu lat (ogólnie oczywiście). Tom wyraźnie znudzony rozmowami dorosłych, opierał głowę na rękach, czekając, aż wreszcie skończą rozmawiać.
- Mamo! Pen, jest moją przyjaciółką, wiec chciałbym z nią pospędzać trochę czasu. Zjadłem cały obiad, posprzątałem w pokoju, więc chyba należy mi się.
- Jeśli chcesz, możemy iść do parku. - Zaproponowała. - Za pozwoleniem mamy, oczywiście.
- Mamo, mam kilka bardzo mocnych argumentów na to, byś przychylnie pomyślała o mojej prośbie.
Tak właśnie, jakieś pół godziny później, jak za dawnych czasów kroczyli przed siebie, co chwila wybuchając śmiechem. Zapewne przechodnie, którzy patrzyli na tą dwójkę, myśleli, że Penelope była młodą matką Toma.
Zupełnie jak dawniej, kiedy idąc razem z Harry'm, pewne małżeństwo staruszków, myślało, że są oni świeżo upieczoną rodziną.
Wracając.
Ubrany w zimowy sweter w renifery Tom, zaciekle opowiadał, co ominęło Penelope, kiedy jej nie było, zaś ta opowiadała ciekawskiemu chłopcu o Ameryce, tamtejszych zwyczajach i kulturze.
- (...) Kiedy pewnego dnia byłem u babci El, spytałem o Harry'ego. Powiedziała, że to trudne sprawy dorosłych... a mama mi się dziwi, czemu nie chcę dorosnąć, kiedy moje życie już jest trudne.
Penelope zaśmiała się pod nosem. Nie mogła się nadziwić jak dwunastoletni Tom potrafi być uroczy i czarujący.
- Opowiedz mi o Melanie, może coś poradzimy. - Uśmiechnęła się w kierunku chłopca.
- Nie lubię jej i się do mnie lepi. - Fuknął. - To zbyt trudne Penelope, nie kontynuujmy tego tematu, nie jestem jeszcze gotowy.
Tymczasem poranek u Harry'ego już zaczął się katastrofalnie, nie mówiąc już o reszcie dnia.
Po porannym bieganiu i prysznicu, wszedł do kuchni w celu zabrania czegoś, jako przekąskę do pracy, bowiem dzisiaj do niej wracał.
Spotkał tam swoją narzeczoną, która nawet nie zaszczyciła go jednym spojrzeniem. W powietrzu czuć było napiętą atmosferę, pytaniem było tylko, kiedy coś się stanie.
Po podaniu przez Barbarę ulubionej herbaty, usiadł do stołu, naprzeciwko narzeczonej.
Jak zwykle nienaganny wygląd, świadczył o tym, że musiała trochę w łazience posiedzieć.
Gdy brał już łyka ciepłego napoju, Laura odezwała się, mrożąc spojrzeniem jego osobę.
Po dole kręgosłupa przeszły mu ciarki, powiem jej głos był równie chłodny, co barwa jej oczu.
- Miło, że wreszcie zaszczyciłeś mnie swoją osobą w domu.
Harry czekał, aż rozpęta się kolejna burza... i się doczekał.
- Kochanie, wiem, że to było nagłe, ale musiałem tam pojechać... z resztą i tak nie mięliśmy spotkania organizacyjnego. Sama je odwołałaś.
Odrzucając od siebie telefon, oparła się dłońmi o blat stołu.
- Ale kolacji z rodzicami nie odwołałam! Mówiłam ci o niej dawno, ale oczywiście zapomniałeś. - Zrobiła cudzysłów, podkreślając ostatnie słowo.
Harry poczuł się, jakby właśnie ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Mimo tego, że z Laurą mięli kryzys, wiedział jak kolacje z jej rodzicami były ważne dla kobiety. Nie przychodząc na wizytę, zapewne stracił w ich oczach, sprawiając, że całe spotkanie nie było ''idealne'' jak powinno.
- Przepraszam...- Wydusił ze skruchą. - Możemy ich zaprosić do siebie, albo zadzwonię i przeproszę.
- Nie masz, po co. - Wciąż była nieustępliwa. - Idź do pracy jak zwykle i po prostu zostaw mnie samą z tym wszystkim, jak zwykle to robisz.
To był kolejny mentalny policzek. Harry poczuł się gorzej niż źle.
- Porozmawiamy o tym wieczorem, dobrze? - Spytał.
Wtem Laura wstała szybko od stołu i skierowała się do komody, skąd zabrała jakiś przedmiot. Harry cały zesztywniał.
Laura trzymała w dłoni jego dziennik.
Patrzyła na niego z mordem w oczach, gdzie powoli zaczęły zbierać się łzy. Rzuciła nim przed mężczyznę, na nowo napisanym wpisie. W między czasie, wyleciały z niego zdjęcia jakie robił w trakcie podróży do Holmes Chapel, oraz pomięta dużo bardziej niż pamiętał kartka, na której zapisane było Perfect.
Było tak ciężko, że nie mogłem tego znieść,
Chciałbym budzić się rano i widzieć twoją twarz
I przypominać sobie, jak dobrze było być tutaj ostatniej nocy
Harry napisał go wcześnie rano. Jako, że znowu nie mógł spać w nocy, postanowił przelać myśli na papier. Jednak dopiero teraz przypomniało mu się, że nie zamknął dziennika, pozostawiając go w sypialni.
Przymknął oczy, czując się okropnie, że Laura dowiedziała się wszystkiego w taki sposób.
Gdy już miał się odezwać, ostre jak nóż, słowa Laury, wypełniły kuchnię.
- Do wieczora, twoje rzeczy mają stąd zniknąć... kochanie.
It's drama time, bitch.
Mimo wszystko szkoda mi Laury.
So hot that I couldn't take it
Want to wake up and see your face
And remember how good it was being here last night***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top