Rozdział 13

Mówią, że pechowa trzynastka. Może to i prawda, bo nie jestem zadowolona z tego, co napisałam.


Zasada życia na ziemi pozornie jest prosta. Jeśli coś stracimy, w przyszłości zyskamy coś nowego, musząc pogodzić się ze stratą, by móc w pełni cieszyć się tym, co zyskaliśmy.
Często jednak jest tak, że ludzie, jako proste istoty nie potrafią pogodzić się ze stratą rzeczy materialnych, czy ludzi ze swojego otoczenia. Nie dostrzegają nowych rzeczy, jakie podarował im los, ponieważ zaślepieni są uczuciami i wspomnieniami dającymi im radość, w przeszłości.
Popadając w coraz gorszą melancholię, zamykają się na świat i życie, jakie toczy się w tym momencie, naiwnie wierząc, że owe czasy powrócą a oni zaznają, choć trochę szczęścia.

Po odwołanym spotkaniu przez Laurę, mającego na celu doprowadzenia do wspólnego kompromisu w sprawie tortu i przekąsek dla gości, Penelope miała dzień wolny.
Za oknem panowała deszczowa, zimna, jesienna pogoda, przez co nie miała ochoty na wychodzenie z domu.
Mimo tego, że jesień uchodzi za tą depresyjną, melancholijną porę roku, była ulubioną porą Penelope Porter. Uwielbiała odcienie złota, rudego i zgniłej zieleni za oknem. Był to ten czas, kiedy mogła usiąść na szerokim parapecie przy oknie, z wielkim kubkiem herbaty jaśminowej, okryć się ulubionym kocem i podziwiać, co dzieje się na zatłoczonych, mokrych od deszczu ulicach, tętniącego życiem Londynu.

Dzisiejszego dnia, wyjątkowo postanowiła poukładać wszystkie ubrania w szafach, oraz pozbyć się tych, których nie nosiła. Przez pewien okres, chodziła z Ginny po second hand'ach, przez co jej szafa pękała w szwach i definitywnie musiała dać jej więcej luzu.
Każdą rzecz, jaką miała w rękach, poddawała szybkiej ocenie użytku, poczym rzucała ją na łóżko, jeśli jej nie chciała a jeśli postanowiła coś zatrzymać, składała i kładła obok na podłogę.
Przy nowym albumie G-eazy, praca szła stosunkowo szybko, bo większość rzeczy było zdecydowanie do oddania.
Nie wiedziała, dlaczego nie postanowiła szybciej zrobić tych porządków.

Będąc już przy końcu, na dole szafy, w rogu, zauważyła brązowy karton, jeden z tych ozdobnych, jakie używała w Ameryce. Zaciekawiona, weszła na czterech w głąb szafy, by wyciągając nową rzecz.
Po wytarciu w kuchni, pokaźnej ilości kurzu z pudła, przeniosła się chwilowo do salonu, gdzie położyła pudło na stoliku.
Cofnęła się jeszcze do sypialni, gdzie zapakowała w worki ubrania, których nie będzie nosiła. Po wystawieniu ich w przedpokoju, wróciła do salonu, gdzie z ciekawością otworzyła pudło.

To, co znajdywało się w środku, kompletnie ją zaskoczyło, wywołując skraje emocje. Rozgoryczenie, szczęście, smutek i melancholia.
Piękne wspomnienia.
Zdjęcia.
Znajdowały się tam wszystkie zdjęcia z czasów szkolnych Holmes Chapel, jakie kiedykolwiek zrobiła. Pamiętała, że za ich wywołanie, zapłaciła jakąś jedną czwartą wypłaty, bo najwięcej zdjęć miała z Issac'kiem a w następnej kolejności z Harrym.
Jedno z nich, które trzymała dłużej w ręce przedstawiało uśmiechniętą trójkę przyjaciół.
Chłopak o najciemniejszej karnacji, uśmiechał się mrużąc oczy, robiąc drugą ręką zdjęcie. W środku, znajdywała się młoda dziewczyna, szczerze uśmiechnięta, tuląc się do trzeciego chłopaka, uśmiechającego się flirciarsko do obiektywu, nie wiedząc, że ta pierwsza osoba, perfidnie wystawia mu środkowy palec, tuż za głową, jak robiło się rogi.

Powoli przeglądała kilka zdjęć, jedno po drugim, aż wreszcie dotarła na samo dno pudełka, skąd wyciągnęła czarną koszulkę z logiem Kiss.
Harry kiedyś dał jej ją, z bólem serca, bo uparcie twierdziła, że wygląda w niej lepiej od chłopaka.
Pojedyncza łza, spłynęła po jej policzku. Tęskniła za swoim najlepszym przyjacielem, z którym urwał się kontakt, po tym, jak jego kariera zaczęła nabierać tempa.
Była na siebie wściekła, że nie walczyła wystarczająco mocno, by utrzymać ich znajomość, która niestety przepadła.

Albo i nie.

W pewnym momencie, usłyszała pukanie do drzwi. Ocierając łzę z policzków, poszła do drzwi i od razu je otworzyła, myśląc, że to Louis.
Zdziwienie było jej nie małe, gdy dotarło do niej, jak bardzo się myliła.
Czarne, obcisłe rurki, ulubiona niegdyś szara bluza z wielkim logiem Adidas'a, która widocznie była sprana. Naturalnie czarne włosy, już niepofarbowane na blond i kilku dniowy zarost. Zmęczone, stanowczo zbyt mocno podkrążone oczy, tak ciemne jak jej spotkały się.
Nie krył łez, nie wiedział, jaka będzie jej reakcja, jednak mimo to, zrzucił torbę z ramienia i przytulił się mocno, do swojej dawnej najlepszej przyjaciółki.
- Jestem najbardziej, ohydnym i przebrzydłym chujem, wybacz mi, Penelope.
Issac Lopez, właśnie rozpadał się na kawałki, a Penelope Porter, trzymała go mocno, jakby zaraz miał rozpłynąć się w powietrzu.
- Jesteś najbardziej okropnym człowiekiem a to, co zrobiłeś, było jeszcze gorsze, ale cieszę się, że jesteś.

Zaśmiali się ze łzami w oczach a brunetka puściła go do mieszkania, zapraszając do razu do salonu.
Być może sytuacja była czystym przypadkiem, lub pudło, jakie wyjęła było zaczarowane, wiedziała jedno, że zobaczyła małe światełko w tunelu, na to, że wreszcie będzie lepiej.

Po poczęstowaniu Issac'ka ciepłą herbatą i kilkoma ciastkami, których odmawiał jakieś pięć razy, wreszcie mogli sobie wyjaśnić wszystko, co leżało im na sercach.

- Po tym jak skończyłem trasę youtuberów, to wszystko nabrało szaleńczego tempa. - urwał na chwilę, powracając myślami, do tamtego okresu. - Promowałem duże marki, podpisałem kontrakt z firmą, która miała uczynić mnie bardziej rozpoznawalnego a woda sodowa zbyt szybko uderzyła mi do głowy.
Ogrzewał swoje dłonie o ciepły kubek herbaty, patrząc przed siebie, uśmiechając się z własnej głupoty. Penelope słuchała, nie przerywając.
- Wpadłem w złe towarzystwo ludzi, którym nie zależało na mnie a jedynie na pieniądzach i popularności, jaką zyskałem. Wpoili mi, że dawne znajomości jedynie hamują mój rozwój, co było jedną wielką gównianą sprawą, bo straciłem osoby, najważniejsze w moim życiu.
Ciebie zraniłem chyba najbardziej. Nie doceniałem twoich starań i walki o naszą przyjaźń. Jestem kutasem, Pen.

Gdy kobieta miała już coś powiedzieć, zapewne na ostatnią część jego wypowiedzi, gestem dłoni, pokazał jej, że jeszcze nie skończył, kręcąc przecząco głową.

- Im większa popularność, tym więcej hejterów, z którymi początkowo radziłem sobie dobrze, wiesz... czułem się niezniszczalny, powtarzałem sobie, że mogą mi obciągnąć, bo zaraz będę na szczycie. - Zaśmiał się gorzko. - Później jednak, dostawałem coraz bardziej gówniane zlecenia, jak jakiś badziewny talk show w necie, hejty wzrastały, moja pewność malała, aż kurwa wreszcie depresji dostałem. Zamknąłem się w czterech ścianach i dotarło do mnie, jak wielki życiowy fail popełniłem. Wybrałem coś, co dusiło mnie od środka i zrzekłem się najlepszych ludzi, jacy byli w moim życiu. Wybacz mi, Penelope. Błagam. - Spojrzał w jej kierunku, ze szklistymi oczyma.

Penelope płakała, czuła, że jej serce zaraz pęknie na milion kawałków, widząc, że jej przyjaciel wrócił.
Wrócił wypalony z uczuć, załamany, smutny i oszukany. Nie widziała w nim tej samej osoby, jaką zapamiętała, roześmianego, emanującego pewnością siebie człowieka o złotym sercu, choć głęboko ukrytym.
Każdy człowiek popełnia mnóstwo błędów, jednak nie każdy ma odwagę się do nich przyznać i prosić szczerze o wybaczenie.
Penelope porwała go w swoje ramiona, czując jak jego ciało całe się trzęsie.

- Wybaczam ci. Nigdy więcej nie rób takich głupot, Issac. Nie mam zamiaru cię znowu stracić, ty popieprzony frajerze.

Deszczowy, melancholijny dzień, powoli dobiegał końca. Pozornie taki sam jak reszta, dla niech wyjątkowy w swojej nieprostej prostocie.
Chcąc nadrobić stracony czas i choć trochę uleczyć swoje strapione serca, przegadali cały wieczór i noc. Towarzyszyły im łzy, śmiech, żal i wyzwiska, zupełnie jak dawniej.
Opowiadali sobie o swoim życiu, o zmianach, jakie zagościły w ich życiu, nie wszystkie za ich zgodą.
Wiedzieli jednak, że teraz będzie inaczej, bo oboje byli częścią ich dawnego życia, w którym wszystko wydawało się dużo proste, na przestrzeni tych lat.

O szóstej rano, następnego dnia, zmęczeni, wtuleni w siebie jak dawniej powoli zasypiali. Nie panując nad swoimi myślami i tym, co mówi a co myśli, powiedział, do wpół śpiącej przyjaciółki.
- Wasza historia nie może się tak zakończyć, Penelope. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc odzyskać ci miłość twojego życia. Jeszcze nie jest za późno, nie mają ślubu.
- Gdyby to było takie proste... - Uśmiechnęła się. - Zdecydowałam się, że chcę złożyć wypowiedzenie. Nie mogę dłużej tam pracować i patrzeć na to, jak na moich oczach wypala się z niego ostatnia iskierka Harry'ego Styles'a.
- Jak to? Przecież jesteś ich organizatorem.
- Wiem, dlatego nie chce się przyczyniać, do czegoś, co uczyni go bardziej nieszczęśliwym. Doskonale zdaję sobie sprawę, że uciekanie od problemu nic mi nie da, ale nie wiem, co jeszcze mogę zrobić. Na jakiś czas, wracam do Holmes Chapel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top