Rozdział 10
„If you like to do the things you know that we shouldn't do"
W czasie, kiedy Issac tańczył do nowej piosenki Nicki Minaj, nagrywając swój dopracowany do perfekcji twerk, Penelope w kuchni nalewała sok do szklanek i wsypywała przekąski do misek. Posyłając ostatni uśmiech w kierunku swojej babci, skierowała się na piętro, gdzie było słychać muzykę, dochodzącą z jej pokoju.
Otwierając drzwi łokciem i zamykając nogą, znalazła się w swoim małym królestwie. Issac coraz bardziej się rozkręcał.
Zaśmiała się, kręcąc głową, na ruchy taneczne swojego przyjaciela. Dodawał właśnie nowy filmik na My Story, na Snapchat, mając nadzieję, że Trevor zobaczy go w ciągu dwudziestu czterech godzin.
Po chwili dołączyła do niego, tańcząc kawałek ich układu, do ulubionej piosenki. Ulubionej piosenki w tym momencie, bo ta dwójka miała ich zdecydowanie zbyt wiele. Gdy nagranie dobiegło końca, Issac zdecydował, że jest zbyt dobre, aby umieścić go tylko na Snapie.
- Omg, Pene, wstawię to wszędzie gdzie się da. Jesteśmy tutaj idealni.
Zarządził, siadając na łóżku, dając się porwać wirowi udostępniania go swoim znajomym.
Issac Loprez, był popularny w swoim internetowym świecie. Na pewno każdy zna na pęczki tych ludzi dla przykładu z Instagrama, którzy mają po kilkadziesiąt tysięcy obserwujących.
Dodatkowo chłopak tworzył Vine, w wolnym czasie, więc obserwatorów było więcej i więcej.
Mimo to, wysoki, chuderlawy chłopak został sobą i nie zaniedbał przyjaźni z Penelope Porter.
Wciąż utrzymywał swój styl rodem z tumblr, lecz robił to nie gubiąc swojego 'ja'. Za to miała do niego ogromny szacunek, nie chciał być jak wszyscy inni, jak robiła to znaczna większość ludzi podążających za modą.
- Issac, gdzie wstawiasz ten filmik? - zaśmiała się, widząc skupienie chłopaka.
- Um.. twitter, vine, facebook to gówno, więc sobie daruję a na YouTube jest za krótki.
- Czyżby syndrom idealnego zdjęcia?
- Dziewczyno... jaki syndrom. Ja zawsze robię idealne zdjęcia - prychnął.
Zawsze, gdy Issac Lopez wywracał oczami, marszczył swoje grube, idealnie przystrzyżone, krzaczaste brwi. Jego włosy, naturalnie kręcone znowu, zaczynały układać się po swojemu, mimo, że jeszcze były krótkie a czarny, naturalny kolor włosów, zaczął być bardziej zauważalny w stosunku do blond farby na końcówkach, które kiedyś pofarbował.
Pasowało to do jego ciemnej karnacji.
- Pen... myślisz, ile filmików będę musiał wstawić, żeby uzbierać na operację mojego wielkiego nosa?
Penelope wywróciła oczami.
- Jesteś śliczny nawet z tym nosem, po co ci operacje? Nie przejmuj się tym tak bardzo, nikt nie jest bez wad. - przytuliła do siebie chłopaka, całując jego skroń.
- Omg, dziewczyno przestań, bo jeszcze przestanę być gejem.
Dwie godziny później, kiedy skończyli oglądać po raz milionowy ''Zaplątanych'', znając dokładnie wszystkie piosenki na pamięć, Issac zdecydował się, przystąpić na propozycję Trevora, o wspólnych ćwiczeniach na siłowni. Penelope oczywiście wyśmiała jego pomysł, trzymając się ze śmiechu za brzuch.
- Przecież twoja kondycja jest fatalna, biegasz jedynie na wyprzedażach a później tydzień masz zakwasy!
- Trevor, może być moją połową jabłuszka. Może zrobi mi usta, usta jak zemdleję. - powiedział konspiracyjnym szeptem.
- Błagam, nie zrób sobie krzywdy, przy podnoszeniu ciężarków.
- Kiedy ty będziesz grubą kluchą, ja będę mieć z Trevorem piękny kaloryfer.
Penelope zmroziła go swoim spojrzeniem. Była niską dziewczyną, o drobnej budowie ciała, ale brzuch był jej największym kompleksem, bo zdawać by się mogło, że tylko to miejsce w ciele dziewczyny jest ''tyjące''. Gdy sprzeczała się ze swoim przyjacielem, zawsze pił do tej części ciała, aby zasznurować jej usta.
- Przypominam, że nie masz oponki jak ja tylko, dlatego, że tańczysz jak opętany.
- Whatever, idę do Trevora. Buziaki kochanie.
Nie mając ponowie nic do roboty, położyła się na łóżku, otwierając wszelakie społecznościówki, na jakich była tylko zarejestrowana. Przeglądając twittera, podała dalej wspólny filmik, jaki nagrała z Issackiem, przy okazji oglądając go jakieś sześć razy pod rząd. Chłopak mówiąc, że byli tam słodcy, miał absolutną racje.
Zjeżdżając niżej, dając kilka serduszek i podań dalej, natknęła się na zdjęcie, jakie wstawiła Bethany. Harry podał je dalej. Była to ich wspólna fotografia, a Penelepe nagle zakuło coś w sercu.
Wpatrywała się przez jakiś czas w zdjęcie szczęśliwych nastolatków, ze ściągniętymi brwiami.
Plotki głosiły, że byli kiedyś oni razem, ale nie wyszło to na dłuższą metę. Nie znaczyło to, że teraz nie mogli mieć powrotu. Zdjęcie wyglądało tak, jakby byli wtedy szczęśliwi, no i do tego ten cały opis jaki zamieściła cheerleaderka.
Po chwili jednak zamknęła laptopa mówiąc do siebie, że potrzebuje lodów.
Po drodze, skierowała się jeszcze do łazienki, aby rozczesać skołtunione włosy. Czesząc brązowe włosy, spoglądała na swoje odbicie. Widziała tam dziewczynę, z niemalże porcelanową cerą, z kilkoma piegami na nosie, które pojawiały się od słońca. Przez delikatny makijaż, jaki dzisiaj wykonała, widoczne były małe sińce pod oczami ze zmęczenia. Jej ciemne, niemal czarne oczy patrzyły na niską, zamyśloną dziewczynę, przygryzającą w skupieniu malinową wargę.
Przecież ty nigdy nie będziesz jak te popularne dziewczyny z drużyny.
Biorąc pieniądze i całuska od babci, skierowała się z ponurym nastrojem do sklepu po lody. Dużo lodów.
Nieprzyjemne uczucie w środku, wciąż jej towarzyszyło, psując do reszty jej humor.
Podparty na pięści, czekał spokojnie aż jego mama wypisze wreszcie pełną listę zakupów, jaką miał zrobić. Kobieta ubrana w domowe rzeczy, z przewiązanym fartuszkiem, ubrudzonym przed chwilą od mąki, kończyła wypisywać brakujące produkty.
Ann była mistrzynią w kuchni, dostała oficjalny tytuł najlepszej mamy od swoich dzieci i męża. W dużej mierze do tej jakże pochlebnej opinii, przyczyniły się wprost idealne wypieki, jakimi karmiła domowników.
- Dobrze, tu masz listę, kup wszystko i w razie pytań dzwoń. - powiedziała wręczając swojemu synowi listę zakupów.
- Jasne... dasz mi kluczyki? Nie widziałem ich na komodzie.
- Synek, pieszo idziesz. Tata zabrał dzisiaj auto do pracy.
Harry odwrócił się szybko przodem do mamy, nie wierząc w to, co usłyszał.
- Mam iść pieszo?! Kobieto, zapisałaś tu, co najmniej dwie reklamówki zakupów!
- Harry, nie pyskuj. Masz już dwadzieścia lat, mięśnie ci urosły, dasz radę. Na babeczki możesz zaprosić Penelope.
- Mamo... - jęknął zażenowany
- No, co? - zdziwiła się kobieta - Ostatnio jak u nas była, chyba dobrze się bawiliście. Taka z niej kochana dziewczyna. Jesteście już razem czy wciąż trzęsiesz portkami?
- Mamo! Boże, przestań... - schował twarz w dłonie - idę po te zakupy. - burknął i zniknął w przedpokoju, gdzie ubrał białe conversy.
Piętnaście minut później wyciągał słuchawki z uszu, wchodząc do Tesco. Ze znużeniem pchając wózek sklepowy, wkładał po kolei zakupy, jakie miał napisane ładnym pismem na kartce. Kolejny płacz dziecka, w ciągu dziesięciu minut, powodował u niego potworny ból głowy. Nie rozumiał, jak można być tak nie wzruszonym, kiedy dziecko obok praktycznie zdziera sobie gardło. Jasne, rodzice nie chcieli rozpuszczać swoich małych pociech, kupując im wszystko, co chciały, ale czy to równało się z tym, że mięli bębenki ze stali, czy już dawno ogłuchli?
Wjeżdżając wózkiem na dział z płatkami śniadaniowymi, zobaczył po drugiej stronie swoją Penelope, która sięgała po coś do lodówki. Uśmiechnął się szerzej i zawołał dziewczynę. Nie zareagowała na swoje imię, tylko zaczęła się dość szybko kierować w inną alejkę.
Harry myśląc, że go nie słyszała, podjechał wózkiem z drugiej strony, zastawiając jej drogę ucieczki, o której nie wiedział.
Penelope była zdystansowana, zaszczyciła go jedynie małym uśmiechem, robiąc krok w tył, kiedy chciał się z nią przywitać.
- Chcesz mi potowarzyszyć? Nie ma to jak kobieca ręka na zakupach. - zaśmiał się
Dziewczyna wahała się znaczną chwilę nad odpowiedzią, chłopak widział, że coś jest nie tak, dlatego chwycił jej małą dłoń w swoją, jednak Penelope od razu ją zabrała.
- Dobra chodźmy. - powiedziała jakby dopiero, co oprzytomniała - Co musisz kupić?
Wyciągając pomiętą już listę z kieszeni, przeczytał na głos ostatnie pozycje, przy ostatniej lekko się załamując.
- ... płatki śniadaniowe... i um... boże, podpaski dla mamy. Kiedyś zabiję tą kobietę.
Penelope zaśmiała się cicho i pociągnęła za sobą wózek Harrego na dział z suchą żywnością.
Po dziesięciu minutach szukania, Harry nie znalazł swoich ulubionych płatków śniadaniowych, nie ukrywając swojej złości.
- Cholera, co to za market, w którym nie ma moich płatków?!
- No, może jeden z nielicznych w naszej małej wsi? - Penelope uwielbiała to stwierdzenie
Harry popatrzył na niewzruszoną dziewczynę z mordem w oczach. Wciąż wydawała się jakaś przygaszona.
- Jak mogą nie mieć 'Weetos'? *
Jadł te płatki od dzieciństwa, nie mogło ich od tak zabraknąć. Nie mogło zabraknąć smaku jaki pamiętał od małego.
Penelope w tym czasie, skierowała się kilka kroków dalej, biorąc karton 'Coco Shreddies'*. Wróciła do Harrego, rozglądając się ba boki, otworzyła paczkę, wysypując kilka płatków na rękę Harrego.
- Penelope, nie powinniśmy tego robić...
- Jest wiele rzeczy, których nie powinniśmy robić, Harry. Smakuj, są z Nestle, muszą ci smakować.
Gdyby chłopak tylko wiedział, do czego tak naprawę (lub bardziej, kogo) pije dziewczyna, być może, zrozumiałby brak nastroju dziewczyny.
Harry szybko zjadł płatki i pokiwał twierdząco głową, że ewentualnie ten jeden raz, może zrobić wyjątek. Penelope wzięła uszkodzoną paczkę i odłożyła ją w tył na regale, biorąc nową, nieuszkodzoną.
- Dlaczego ją odłożyłaś? Przecież je biorę.
- Nie chcesz chyba kupić dziurawych płatków, żeby się rozsypały po drodze, co? - zaśmiała się.
Po chwili dziewczyna ratując chłopaka po raz kolejny z opresji, poszła po wkładki na dział kobiecy, jakie miał kupić Harry, dla Ann.
Gdy miała już odpowiednie, stanęli w kolejce. Penelope widząc jego minę, dołożyła ten jakże ''niezręczny zakup'' do swoich lodów i zapłaciła za nie, czekając na Harrego, który pięć minut później stanął obok niej.
- Nie rozumiem tego, jak kupowałem tampony siostrze, zawsze była zadowolona, zawsze tylko mama ma jakieś wygórowane wymagania. Dzięki Pen, uratowałaś moją męską dumę.
Dziewczyna pokręciła głową rozbawiona, wkładając 'niezręczny przedmiot' do zakupów Harrego. Ten oddał jej pieniądze, które schowała do kieszeni spodni dresowych.
Po raz kolejny zdziwił się jej zachowaniem, kiedy speszona po raz kolejny uciekła od niego, pod pretekstem ''Spieszę się, wybacz Harry. Pogadamy później".
Patrzył na oddalającą się sylwetkę, pytając samego siebie, doskonale wiedząc, że tego nie usłyszy.
- Co się dzieje Berry?
* - płatki czekolaowde lmao
Drama time?
Z okazji wybicia kolejnej, okrągłej liczby wyświetleń, dodaję rozdział i bonusowo Issacka, udającego strusia. Enjoy! x :)
Jeśli chcecie zobaczyć filmiki, jakie tworzy książkowy Issac, wpiszcie w yt TWAIMZ i śmiejcie się do łez :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top