Rozdział 30
Gif u góry, może wywołać nagły zawał, za wszelkie urazy, wynikające z powyższego dodatku przepraszam i mówię... "SAME GIRL".
Zapraszam do czytania :)
Bijące w nieregularnym tempie serce, zimne poty oblewające ciało i to znienawidzone, dziwne uczucie w dole pleców. Harry ciągle pocierał mokre dłonie o spodnie, mając nadzieję, że przez to nie zafarbują mu się na czarno.
Jego policzki atakowane silnym, ostrym wiatrem, przypominały mu, by wreszcie zaczął nosić szalik. W zasadzie jeżdżąc po ulicach londyńskich, siedząc w ciepłym samochodzie, nie zwracał zbytnio uwagi na to, jak ciepło powinien był się ubrać.
Do czasu, aż półbiegiem zmierzał do kawiarni, mieszczącej się niedaleko oddziału, w którym pracował.
Nie wiedział, czego ma się spodziewać. W zasadzie był pewien na sto procent, że uczucie, jakie towarzyszyło mu w tamtym momencie była cholerna niepewność.
Przekroczywszy próg pomieszczenia, o białych ścianach, z ciemnymi akcentami, takimi jak brązowe ramki na poszczególne zdjęcia i fotele z kolorowymi poduszkami, Harry poczuł się trochę lepiej, bowiem znajdował się na neutralnym gruncie.
Przywitał się skinieniem głowy z młodą kobietą za ladą, która podążyła za nim do stolika, by położyć tam kartę Menu. Zdjął płaszcz, przewieszając go na oparciu krzesła. Serce biło mu jak dzwony w kościele w południe, stresował się coraz bardziej.
Laura przekroczyła próg kawiarni, natychmiast lokalizując swojego byłego narzeczonego.
Zdjęła z nosa ciemne okulary, dopiero, kiedy usiadła i dostała swoją kartę Menu.
Wtedy Harry zobaczył, że naprawdę było coś nie tak.
Na jej twarzy były resztki tuszu a na podkładzie odznaczały się zacieki od łez. Jej czerwone, zmęczone oczy, patrzyły na niego, lecz jakby myślami była gdzie indziej. Włosy nie były już spięte w idealnym kucyku ala Kim Kardashian, bowiem kilka pasemek błąkało się dookoła jej twarzy.
Harry poczuł ukłucie w sercu, jego empatia była zawsze była na wysokim poziomie.
W zasadzie nie wiedział jak ma się zachować i, co powinien był zrobić w tamtej chwili.
Nagle zrobiło mu się gorąco, ciepły pot oblał jego ciało a przez myśli zaczęły przechodzić czarne scenariusze, a Harry poczuł się jakby zaraz miał zemdleć.
A co jeśli Laura jest w ciąży...?
O kurwa.
- Laura, co się stało? - Powiedział, bliski utraty przytomności. - O czym chciałaś porozmawiać? - Tylko nie mów, że w ciąży jesteś.
Kobieta wzięła głęboki wdech, bawiąc się pacami, jej wzrok biegał wszędzie, byle tylko nie patrzeć na Harry'ego. Kelnerka nie wyczuwając napięcia i niezręcznej sytuacji między nimi, podeszła uśmiechnięta, spisując w małym notesiku ich zamówienie.
- Przepraszam, że tak nagle, ale nie mogłam... nie miałam, do kogo zadzwonić. - Jąkała się, Harry jeszcze nigdy jej takiej nie widział.
Styles pocił się coraz bardziej, musiał odpiąć guzik od koszuli, bowiem każdy następny wdech sprawiał mu jeszcze większą trudność.
- Byłam u rodziców, powiedziałam im o wszystkim. - Zaczęła mówić na jednym wydechu, przez co mężczyzna, miał problem z jej zrozumieniem. - Powiedziałam im o tym, że nasze zaręczyny były wielkim błędem, o tym, że kocham inną osobę, o wszystkim co czuję... - Łzy powoli spływały po jej policzkach. - Moi rodzice nie akceptują mnie taką, jaką jestem, Harry. Musiałam z kimś porozmawiać...
Ulga to mało powiedziane, być może było to nieodpowiednie do zaistniałej sytuacji. Mógł jednak wyobrazi sobie wszystko, co czuła. Pamiętał jak Issac opowiadał mu kiedyś swoją historię i wszystkie wydarzenia, jakie nastały po tym, gdy ujawnił się swoim rodzicom.
Przesiadł się ze swojego miejsca, by usiąść bliżej Laury i przytulił ją do swojego boku.
- Wszystko będzie dobrze, ułoży się, gdy emocje opadną. Przecież to twoi rodzice. Kochają cię bez względu na wszystko. Wiesz, to dla nich szok, ale zaakceptują to... idą święta, zobaczysz, że wszystko się ułoży.
- Harry... oni mnie z domu wyrzucili! - Załkała cicho. - Moja partnerka dzwoniła do mnie kilka razy, ale nie mogłam odebrać.
Mimo wszystko nie mógł jej tak zostawić, Harry nie był typem człowieka, który mógł w jakikolwiek sposób zostawić drugiego człowieka bez pomocy. Mimo wszystko, co zrobiła Laura, nie mógł zostawić jej samej, na pastwę losu i do tego w tak nędznym stanie.
Nagle poczuł wibracje telefonu, przeprosił na chwilę kobietę, która chciała posmakować gorącej czekolady.
Skierował się do toalety, gdzie natychmiast, bez czytania, sms'ów, zadzwonił do swojego małego, prywatnego anioła stróża - pechowej Penelope Porter.
Odebrała po kilku sygnałach, zmęczona i zdyszana. Okazało się, że przed chwilą, tak naprawdę zdążyła wejść do domu i położyć wszystkie torby z zakupami. Harry wciąż pomieszkiwał u niej, bowiem uparcie twierdził, że prace nad jego termostatem wciąż trwają i nie chce siedzieć sam w zimnie.
Opowiedział jej, więc szybko od początku do końca, jaka niespodzianka spotkała go dzisiejszego dnia. Zrozumiałby jej zachowanie, zrozumiałby wszystko, jeśli nawet by odmówiła wspólnej pomocy przy Laurze. Zaskoczyła go jednak, nie tyle słowami, co postawą.
- Teoretycznie nie powinnam nawet tolerować tej kobiety, ale jestem człowiekiem i są już ozdoby świąteczne w centrum handlowym... - Ucięła na chwilę. - Zabierz ją do mnie, zaparzę herbaty i niech się dziewczyna u mnie ogarnie.
Harry uśmiechną się szeroko. Był dumny ze swojej kobiety. Dumny to mało powiedziane.
- Penelope?
- Coś jeszcze przeskrobałeś? - Zaśmiała się do słuchawki.
- Nie. - Prychnął. - Jesteś aniołem. Będziemy niedługo.
Po powrocie na salę, zapłacił rachunek za ich dwójkę, po czym wrócił uśmiechnięty do zupełnie zdezorientowanej Laury.
Pomógł założyć kobiecie płaszcz, po czym chwycił ją pod ramię, tłumacząc jej, co teraz będzie się działo.
Szatynka była w szoku, nigdy w życiu nie spodziewałaby się po tych wszystkich złych rzeczach, jakie wyrządziła, tak miłego gestu, jaki uczyniła Porter względem jej.
Oboje nie wiedzieli, czy to magia nadchodzących (bardzo wolno) świąt, czy może zwykła empatia i człowieczeństwo, ukryta w każdym z nas.
Penelope po telefonie od Harry'ego, sprzątała szybko swoje mieszkanie, zupełnie jakby była w amoku. Wiedziała, kim jest Laura, pamiętała jak złe rzeczy kobieta wyrządziła w jej życiu. Nie zapomniała jednak, jak Laura chciała odkupić swoje winy, po zrozumieniu tego wszystkiego. Penelope Porter nigdy nie starała się wyrządzać krzywdy drugiej osobie, dla własnych korzyści. Oczywiście, była uparta, ironiczna, często też nie owijała w bawełnę, ale zawsze była wrażliwa na krzywdę innych.
Wierzyła, że karma kiedyś do niej wróci. Z resztą jak do wszystkich.
Po zabraniu wszystkich zbędnych rzeczy i schowaniu ich do wielkiej szafy w sypialni, modliła się, by w jakimś nieodpowiednim momencie nie przypomniały jej o swojej obecności. To znaczy miała cichą nadzieje, że nagle nie wylecą poprzez niedomknięte drzwi.
W lustrze poprawiła jeszcze włosy i psiknęła się owocową mgiełką. Usłyszała pukanie do drzwi i natychmiast wpuściła Laurę i Harry'ego do środka, gdzie ten drugi pocałował jej policzek, szeptając do jej ucha ciche ''dziękuję", na co skinęła głową, zapraszając wyraźnie zagubioną Laurę do salonu.
Po tym jak usiadła na kanapie, Penelope podała dwóm zmarźlakom koc, i ciepłą herbatę, bowiem pod wieczór, temperatura na zewnątrz robiła się nieprzyjemna.
Przez cały czas widziała, jak bardzo niepewnie czuła się Laura, jej wzrok był rozbiegany. W pewnym sensie było to nowością, dla Pen, bo nigdy nie pomyślałaby, że wszyscy spotkają się w takich okolicznościach.
Harry zdecydował się ulotnić i wziąć ciepły prysznic. Twierdził, że Laurze pomoże typowa babska rozmowa a Penelope, niepewnie usiadła obok Laury.
- Naprawdę jestem w szoku, nie miałam pojęcia, że okażesz się dla mnie taka... litościwa, kiedy ja zachowywałam się jak...
- Rasowa suka? - Dokończyła z uśmiechem Pen, na co obie, na szczęście się zaśmiały.
Później wszystko szło coraz lepiej, Laura Burton pokazała swoje prawdziwe, w pełni ludzkie oblicze i prosiła osobiście, by Penelope Porter jej wybaczyła.
Tak naprawdę.
By było jej lepiej, ze szczegółami opowiedziała jej sytuację Issac'a, wiedziała bowiem, że jej przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko temu. Wierzył, że bycie innej orientacji nie było niczym złym (BO NIGDY NIE BYŁO!), chodziło o to, by Laura odzyskała swoją pewność siebie.
Następnie kobieta poprawiła jej makijaż i włosy. Znowu Laura Burton przypominała samą siebie. Penelope cieszyła się z takiego obrotu spraw, spraw wszelakich.
Harry usłyszawszy, że sprawa jest już ''załatwiona'' wrócił do salonu, gdzie Laura zbierała się na taksówkę. Po pożegnaniu się przytuleniem (!) z Penelope, wyszła, dziękując im jeszcze raz za wszystko.
Dumny, z postawy swojej dziewczyny, przytulił ją mocno do siebie, całując w czubek głowy.
- Jak ty to robisz? - Spytał, siadając z nią na kanapie.
- Wrodzony talent, kochanie.
Co sądzicie o zachowaniach Pepe, Laury i Harry'ego w tym rozdziale? :)
Zdziwienie wzięło? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top