Rozdział 19

Proszę, głosujcie i komentujcie! :)


Będąc w oddziale w Londynie w firmie Robin'a, nie mógł skupić się na pracy. W zasadzie był prawie pewny, że wszystko zrobił, źle.
Dzisiaj wyjątkowo mocno ''dusił się'' w garniturze, więc nie wiele myśląc, zdjął granatowy krawat i rozpiął guzik w białej koszuli.
Harry czuł się fatalnie.
Przetarł kilka razy twarz dłońmi, rozglądając się dookoła. Potrzebował rozmowy, musiał przekazać komuś te papiery, musiał odetchnąć.
Zabierając całą dokumentację, jaką dzisiaj musiał posprawdzać, wyszedł z biura. Przechodząc obok recepcji, zauważył, że siedzi tam Candy - nowa recepcjonista. Przeklinając w duchu swój nędzny los, podszedł tam, siląc się na uśmiech, ponieważ zdawał sobie sprawę, że zrozumienie całej firmy a przynajmniej jej ogółu, mogło być trudne dla nowej osoby.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Spytała, a gdy jej głos zadrżał (zapewne od stresu), dość głośno odchrząknęła.
Harry przewracając oczami, z lekkim uśmiechem powiedział w kierunku ciemnowłosej blondynki.
- Spokojnie, pracuję tutaj. Przekaż proszę tą dokumentację Marie, powiedz, że to pilne i przepraszam za to.
Położył wszystko na ladzie, czekając aż kobieta wszystko zanotuje na samoprzylepnej karteczce.
- Przepraszam... ale kogo mam podpisać?
Gdyby nie miał tak złego humoru, zapewne zażartowałby i rozluźnił sytuację, jednak zamiast tego patrzył tępo na stresującą się kobietę, niecierpliwiąc się jeszcze bardziej.
- Styles. Podpisz Styles.
Gdy Candy usłyszała jak się nazywa, jej oczy natychmiast się rozszerzyły a twarz poczerwieniała ze wstydu. Widząc jej trzęsące się dłonie i szybki oddech, nie mógł być dłużej tak oziębły.
- Spokojnie, jestem synem Robina. Nic wielkiego się nie stało. Radzę jednak zapoznać się z pracownikami w elektronicznym spisie.

Po tym odszedł, zostawiając kobietę, aby na spokojnie wypisała tą swoją karteczkę, zapewne zaadresowaną do Marie. Idąc korytarzem, witał się skinieniem głowy z resztą pracowników. Przed gabinetem Liam'a poczekał chwilę, upewniając się, że nikt poza Payne tam nie siedzi. Wtedy wszedł do środka z impetem, zwracając uwagę przyjaciela od razu.
Bez słowa usiadł na prześle naprzeciwko, chowając twarz w dłonie.
Liam zdziwiony postacią przyjaciela, po prostu na niego patrzył.
- Jestem w dupie, Liam.

Widząc stan swojego przyjaciela, zamknął laptopa, odkładając go na bok. Harry kontynuował wtedy swoją opowieść. Od początku do końca, jak upłynął mu tamten dzień z Penelope, aż do dzisiejszego poranka, który do przyjemnych nie należał. Przez cały czas Liam słuchał uważnie przyjaciela, w duchu współczując mu sytuacji, w jakiej się znalazł.
- Stary, pakuj się i przyjedź do mnie. Męska solidarność. - Powiedział z uśmiechem w kierunku Harry'ego.
- Dzięki, ale mimo wszystko chcę to z nią wyjaśnić.
- Znając Laurę, szybciej wydłubie ci oczy...
- Jak na oczach się skończy, będzie dobrze. Najbardziej źle czuję się z faktem, że to wszystko stało się w takich okolicznościach.

Tymczasem niczego niespodziewający się Niall, siedział w swojej recepcji na ulubionym fotelu, patrząc maślanymi oczętami, jak jego idealna dziewczyna wyciąga z torby obiad z Nandos. Podając blondynowi sztućce, uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym na pożegnanie ucałowała jego policzek.
- Odwdzięczę się dziś wieczorem, kochanie!
Niall otwierając pudełko z frytkami, zawołał za kobietą, zanosząc się śmiechem. Był szczęściarzem i był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

W między czasie, gdy jadł gorące fryteczki, segregował pocztę w skrzynce e-mail. Odpowiadał na pytania i przesyłał ważniejsze wiadomości do Smoczycy lub innych pracowników.
W budynku panowała wszechobecna cisza, Niall cieszył się luźniejszymi dniami, pod nieobecność szefowej, jak tylko mógł. Do czasu.

Zauważając pewną sylwetkę, biegnącą po drugiej stronie na chwilę przerwał jedzenie swojego obiadu. Nie długo zajęło mu rozpoznanie postaci. Laura zmierzała szybkim, pewnym siebie krokiem do budynku.
Schował jedzenie w momencie, w którym jej czerwona szpilka przekroczyła próg.
Bez zbędnych ceregieli, czy chociażby przywitania się, przeszła do konkretów, nie dając Irlandczykowi dojść do słowa.
- Gdzie jest Penelope Porter?
Jej wzrok zmroził Niall'a. Ten, lekko zakłopotany odpowiedział niepewnie.
- Pani Penelope jest na urlopie. Mam coś przekazać? Zmieniła pani zdanie, co do przerwy w sprawach organizacyjnych? - Wysilił się na miły i rzeczowy ton. Jakby nie znał sytuacji.
Ta, uśmiechnęła się sztucznie, nachylając się nad ladą, by mógł usłyszeć wyraźnie każde słowo nasączone jadem.
- Przekaż pani Penelope, że ma mieć się na baczności, bo nie długo sprawię, że wyleci z tej pracy.
Po tym wyszła, tak samym mocnym, pewnym siebie krokiem, w towarzystwie stukotu wysokich szpilek.
Niall będąc wstrząśnięty całą tą sytuacją, musiał dojść do siebie, by móc zadzwonić do przyjaciółki i poinformować ją o tym zdarzeniu. Jedyne, co mógł w stanie wydusić było.
- O kurwa, mamy przechlapane.


Macie jakieś domysły, jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top