1
Siedział sam w pokoju. W ciemności, którą sam stworzył gasząc wszystkie światła, w końcu już trzecia nad ranem. Powieki same sie zamykały, organizm chciał się wyłączyć po ciężkim dniu. A on dalej trwał. Choć przymknął oczy, to nie po to żeby zasnąć.
Na stoliku w jego niewielkim pokoju stała niedopita cola z dodatkiem whisky. Sięgnął po szklankę, obrócił ją w dłoniach kilka razy. Kosmyk jego włosów opadł na twarz, gdy schylił się by ją dosięgnąć. Westchnął. Już czuł ten posmak w ustach, choć nie był do końca trzeźwy. Zapowiadał się ciężki poranek. Nie liczył, który to już drink, który papieros, która godzina w zamkniętym pokoju. Pośród ciszy, w nocy, w końcu był sobą.Westchnął, wypił ostatni łyk. Jakieś emocje kazały mu pieprznąć tą szklankę, chciał zobaczyć jak rozbryzguje się o ścianę. Zobaczyć, że ma jeszcze siłe się wkurwiać, a nie tylko płakać i czekać na cud...
Nie zapamiętał wszystkich swoich myśli z tamtej nocy. Nie pamiętał też, jak opadł na kanapę, i zasnął. Poranek nadszedł niespodziewanie.
Coś jęknął pod nosem, zrzucił z siebie różową kołdrę. Zasnął w ciuchach, z włosami związanymi w kucyk i ze szklanką w ręku. Uniósł się na łokciach, by wziąć telefon ze stolika. Napewno był już ranek, przez okno na wschód widział słońce. Dość wysoko. Mogła być siódma, ósma... Ach, te sierpniowe poranki...
Niemal spadł z łóżka. Sturlał się, po czym jednak stanął na nogi i rozejrzał się po pokoju. Pod szarym biurkiem stała pusta butelka po Jacku. Przewrócona butelka po coli i opakowanie po fajkach rzucił pod drzwi.
Zanim to sprzątnął, z trudem złożył kanapę i napił się wody. Zdjął koszulkę, zmienił bieliznę i w dresach czarnego koloru, wyszedł z pokoju.
Kobieta po czterdziestce imieniem Barbara, siedziała na kanapie w salonie. Przez szkła okularów, oglądała film na telefonie. Lubiła krawiectwo i rzeczy typu zrób-to-sam. Gdy usłyszała kroki w korytarzu, odwróciła chudą twarz w tamtą stronę.
- Co tym razem, torebki z koszulek czy triki na składanie tshirtów? - zapytał jej syn. Barbara od razu zobaczyła, jak polepione są lego włosy i jak zmęczone ma oczy.
- Dziecko, znowu... - mruknęła pod nosem. Szedł do kuchni, jednak przystanął między kuchnią a salonem. Spojrzał na mamę, widział troskę w jej oczach. Znowu ją zawiódł.
Wzruszył ramionami. Odparł tylko, że był ciężki dzień, po czym poszedł zrobić kawę.
Nie czuł się najlepiej. Oparł swoją chudą sylwetkę nad zlewem i przemył twarz zimną wodą. Słyszał, jak gotuje się woda, ale i lekkie szumy w uszach.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? - krzyknął do matki.
- Pojade potem do babci, trzeba zrobić zakupy i pomóc jej w porządkach. Wzięłam wolne.
Skinął głową, zerknął na kubek z wizerunkiem Matthew Tucka. Był fanem metalu i Bulletów. Nawet pijąc kawę, miał swojego idola przed oczami.
Nalał wody. Aromat kawy z dwoma łyżeczkami cukru rozniósł się po kuchni.
Leniwym krokiem podszedł do skórzanej sofy, gdzie jego mama dalej przeglądała YouTube. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu każdy z nas miał telefon tylko do dzwonienia.
On też nie szedł dzisiaj do pracy. O ile pracą nazywa chodzenie do kumpla i montowanie z nim filmów za niewielkie pieniądze. Początki w każdej branży są trudne.
Mało kto wiedział, skąd Dominika zwanego Edim stać na sportowy samochód i imprezy do rana. Zadzwonił jego telefon, odczytał SMS, upijając kawę. Mrugnął, że wychodzi, po czym poszedł ubrać się. Włożył koszulkę i skórzaną kurtkę. Z wieszaka zwinął kluczyki do auta, ze stolika portfel. Wyszedł. Nikt nie pytał, dokąd.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top