oo4
Minął tydzień od zdarzenia. Policja wciąż nie znalazła ciała Aleksa, więc dla nich uznany jest za zaginionego, ale dla jego najbliższych przyjaciół - jest już martwy.
Każde z nas straciło nadzieję na to, że chłopak żyje. Jedynie Ela wciąż zapewnia nas drżącym głosem, że to pewnie tylko kolejny jego głupi żart. Bezgranicznie wierzy w to, że Aleks się znajdzie.
Ja bezgranicznie wierzę w to, że Aleksander Zdrójkowski jest martwy.
Tak jest mi łatwiej. Wiem, że gdybym wciąż powtarzała, że on się znajdzie, czułabym się jeszcze gorzej, gdyby znaleźli go nieżywego.
Zostawienie listu wskazywałoby na samobójstwo, ale dlaczego blondyn miałby je popełniać? Zawsze był naszym uroczym, uśmiechniętym słoneczkiem (bynajmniej taki miał nick na grupie klasowej, choć tam dochodziła również emotka żółtego serca i słonecznika). Wciąż rzucał bezsensownymi żartami. Często nabijał się, że w domu się nim nie zajmują, choć wiedziałam, że kryje się w tym trochę prawdy.
- Zauważyłaś, że gdy połączymy Olek, Nikodem i Zdrójkowski dostaniemy ONZ? To dowód na to, że już od dnia narodzin moi rodzice mieli ze mnie polewkę - zaśmiał się pewnego razu. Wszyscy mu zawtórowali, ale chyba tylko ja wyczułam w tym gorycz. Wciąż śmiał się z tematów, które były dla niego trudne, by ludzie nie domyślili się, że jest mu zwyczajnie przykro.
Jego "rodzina" składała się z jego samego, jego ojca, macochy, trójki przyszywanego rodzeństwa i małej przyrodniej siostrzyczki nazwanej po jego zmarłej matce. Aleks nigdy się z nimi nie dogadywał. Co prawda z macochą miał świetny kontakt i wnioskując po tym, jak o niej mówił, musiał naprawdę ją uwielbiać, ale reszta rodzeństwa i ojciec byli dla niego wręcz okrutni. Najgorszy był jego brat Rafał. Wciąż nazywał blondyna pedałem i jawnie manifestował, jak bardzo go nienawidzi.
Na samą myśl o tym idiocie zacisnęłam mocno zęby ze złości. Rafał był najgorszą osobą, jaką dane mi było w życiu spotkać. Chłopak o śniadej cerze, brazoworudych włosach i piwnych oczach mógłby być nawet przystojny, gdyby nie miał jakiegoś półtora metra wzrostu (no dobra, może z tym przesadziłam, ale on naprawdę jest niski). Poza tym i tak jedyne co robił dobrze, to wrzeszczenie na przypadkowe osoby ze strzelanek, w które nałogowo grał.
Wiem, że teraz brzmię, jakbym go znała, ale i to nie do końca prawda. Kiedyś mieszkaliśmy w tej samej kamienicy, ale kiedy jego ojciec poznał swoją przyszłą drugą żonę, Dominikę, a ich rodzina się rozrosła, przeprowadzili się do własnego domu. Byłam tam tylko trzy razy.
I to mi wystarczyło, by zobaczyć, jak wygląda piekło na ziemi.
Jedyną osobą, którą szczerze polubiłam z rodziny Zdrójkowskich-Kryckich, jest właśnie ta mała Marta. Ma jasne loczki, szarozielone oczy i pyzate, rumiane policzki, więc wygląda prawie jak damska, malutka wersja Aleksa. Do tego zachowuje się podobnie, bo potrafi przez dobre dziesięć minut bez przerwy prosić o czekoladę.
Planowałam odwiedzić jego rodzinę, ale obawiam się, że wciąż nie potrafią poradzić sobie ze stratą dziecka. Aż tego dnia jego macocha Dominika sama zaprasza mnie do siebie. Mówi, że dzieci są w szkole, a Karol, tata Aleksandra, jest w pracy, więc mogłabym spokojnie zobaczyć jego pokój (Aleksa, nie jego taty).
Ubrana w krótką jeansową spódniczkę, różową koszulkę, granatowe converse'y i jeansową kurtkę mojej mamy (w końcu moja została podarta) w końcu wychodzę z domu. Jasne włosy ściągnęłam w koński ogon. Między nimi można dostrzec kilka cienkich warkoczyków w ciemniejszych kolorach. Pasemka zawsze robiły mi się naturalnie, a ja lubiłam je oddzielać od reszty włosów.
Dom Zdrójkowskich-Kryckich jest całkiem niski, pomalowany jasnożółtą farbą i ma ciemnoczerwony, może nawet brązowy, dach. Jest tak mały, że nikt nie spodziewałby się zapewne, że może tu mieszkać siedmioosobowa rodzina.
Teraz sześcioosobowa.
Kiedy pukam do ciemnych drzwi, słyszę z głębi mieszkania śmiech małego dziecka, szczekanie psa i szybkie kroki. Drugi dźwięk dziwi mnie. O ile mi wiadomo, Aleks nigdy nie miał psa. Zawsze był typowym kociarzem.
Drzwi otwierają się, a w nich staje wysoka, szczupła kobieta o śniadej cerze, brązowych włosach z rudymi refleksami i piwnych oczach. Wszystkie jej dzieci odziedziczyły po niej cechy wyglądu, z wyjątkiem Laury, której oczy są błękitne, a twarz blada, zapewne po biologicznym ojcu.
Uśmiecha się. Kolejna rzecz, która mnie dziwi. Staram się go odwzajemnić, ale wychodzi z tego tylko niemrawe uniesienie prawego kącika ust. Pewnie wygląda to bardziej jak oznaka obrzydzenia bądź zdegustowania.
- Cześć, Kamila. Dawno cię u nas nie było - I dobrze, odpowiadam w myślach. - Wchodź szybko, żebyś nie wypuściła Hermesa. To pies mojej siostry, zajmujemy się nim od niedawna. Pamiętasz może jej córkę Julię? Chyba chodzi do waszej szkoły.
Kiwam głową, choć kobieta nawet nie zwraca na to uwagi. Przesuwa się, by wpuścić mnie do mieszkania, więc wchodzę. Zdejmuję buty i kieruję się do pokoju Aleksa. Dominika proponuje mi herbatę, ale odmawiam. Ostatnio postanowiłam ją odstawić.
Jego sypialnia jest chyba najmniejszym pomieszczeniem w tym mieszkaniu. Mieści się tutaj tylko łóżko, biurko i szafa. Wszystko jest utrzymane w kolorach tak ciemnego granatu, że może wydawać się nawet czarny. Rolety są opuszczone, więc efekt jest spotęgowany.
Policja pewnie już tu była, ale i tak przeglądam wszystkie rzeczy. Rozmawiali już ze mną, pytali, czy może zauważyłam coś dziwnego w jego zachowaniu, ale zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że wtedy nie wydawało mi się ono dziwne, choć z perspektywy czasu faktycznie mogło się takie wydawać, opowiedziałam również o wszystkich jego znanych mi problemach z rodziną.
Zerkam pod łóżko (ma tam wciśnięte puste puszki po ice tea), potem przeglądam, co ma na biurku (kilka moich fotografii, parę zeszytów i oprawione zdjęcie całej naszej paczki), a potem zerkam do szuflady. Wyciągam prosty czarny szkicownik. Ciekawe, bo Aleks nigdy nie rysował. Otwieram go i przeglądam zawartość. Począkowe rysunki przedstawiają głównie kwiaty, potem pojawiają się ludzie. Ci narysowani bardziej realistycznie często nie mają tęczówek lub źrenic, mają ciemne wory pod oczami, są brudni lub - co pojawiało się najczęściej - cali w ranach. Co kilka takich szkiców pojawiają się postacie narysowane stylem mangowym lub kreskówkowym. Można powiedzieć, że uosabiają ludzkie lęki. Niektóre są wychudzone, inne mają wbite masy igieł w ciało, jeszcze kolejne zalewają się wręcz łzami.
Po około dwóch trzecich szkicownika następuje przełom. Jest nim mangowy rysunek chłopaka o przydługich kręconych włosach i plasterku na nosie. Widać, że ubrany jest w grubą bluzę i wyraźnie jest przygnębiony. Następna strona zawiera sam napis "Nie bądź smutny", a jeszcze kolejna taką samą postać jak wcześniej, ale uśmiechniętą, a nad nią góruje napis "Uśmiechnij się". W obu przypadkach teksty napisane są starannym, pochyłym w lewą stronę pismem. Nad literą "i" zamiast zwykłej kropki stawiane jest małe kółeczko.
Domyślam się, że ten chłopiec z rysunku to Aleksander. Ktoś musiał zauważyć, że jest z nim źle. Ktoś musiał znać go lepiej, niż mi się wydawało, że go znam. Mało prawdopodobne, by należał do blondyna. Nie dość, że kompletnie nie potrafił rysować, to jeszcze pismo się nie zgadza.
Coraz szybciej wertuję szkicownik. Coraz więcej jest tu kwiatów, rzeczy bardziej pozytywnych, niż wcześniej, choć nawet to nie sprawia, że rysownik zaczyna używać koloru. Jego rysunki to jedynie szkice wykonane ołówkiem. Co kilka stron widnieje portret mojego przyjaciela, narysowany różnymi stylami. Potem widnieje co drugą. Na końcu każdą kartkę zajmuje jego podobizna. Wewnętrzna strona tylnej okładki zajęta jest przez grę w kółko i krzyżyk, jakiś cytat i masę pentagramów. Wszystko to wykonane jest korektorem. Pięć ostatnich stron jest pustych.
Nie, jednak nie, zdaję sobie sprawę po dokładniejszym przyjrzeniu.
W prawym dolnym rogu widzę kilka nierównych lini umieszczonych jedna pod drugą. Muszę zmrużyć oczy, by dopiero dostrzec w nich litery. To jest właśnie pismo Aleksa. Często nabijaliśmy się, że chłopak pisze "linią pochyłą" i idealnie nadawałby się na lekarza.
"Jesteś moją gwiazdką na niebie,
Moim ratunkiem w potrzebie,
Mojego serca radością,
Moją największą miłością,
A ja dla Ciebie nikim"
Aleks nigdy nie pisał wierszy. Musiał znaleźć to w internecie. Choć kto wie, ile ja rzeczy o nim nie wiedziałam.
Kiedy czytam ten tekst, moje oczy szklą się. Mrugam szybko, by odgonić łzy. Wychodzi na to, że kompletnie nie znałam najbliższej mi osoby. I jest szansa, że już nigdy nie poznam.
Wciskam szkicownik do worka z Insygniami Śmierci z "Harry'ego Pottera", który mam na plecach i wychodzę z pokoju. Mogą być tam jeszcze jakieś cenne wskazówki, ale stwierdzam, że już wystarczająco dużo dowiedziałam się tego dnia. Kiedy wiążę sznurówki, z salonu wychyla się mała, pokryta kępką blond włosów główka. Marta ściska mocno drobnymi palcami framugę drzwi i mruga szybko.
- Idzie ju? - pyta cicho, dziecinnym głosikiem. Mimo woli się uśmiecham.
- Tak, chyba już na mnie pora - odpowiadam. Nie wiem, gdzie jest Dominika, ale szybko wychodzę, nim zdąży zaproponować mi kolejną herbatę i rozmowę.
Może kiedy indziej. Dzisiaj muszę znaleźć osobę, którą może naprowadzić mnie na trop Aleksa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top