o11

Kiedy wracam do domu, siadam na kanapie w salonie i włączam telewizor, w wiadomościach znowu mówią o tym całym seryjnym mordercy Piotrze K. Rzekomo znajduje się teraz na terenie naszego powiatu, ostatni raz widziany był nawet w jakiejś wsi niedaleko naszego miasta. Ciekawe, jak to możliwe, że wciąż go nie znaleźli, myślę sobie. Kobieta prowadząca program przypomina jeszcze, że mężczyzna jest ścigany od momentu zamordowaniu swojej żony i próbie zabicia dziecka i oznajmia, że od tamtego czasu dokonał jeszcze czterech zbrodni, po których ciał wciąż nie znaleziono. Potem na spokojnie przechodzą do nowości ze świata sportu.

Zastanawiam się, czy może Aleks wcale nie popełnił samobójstwa, a padł ofiarą morderstwa. Nie, to niedorzeczne, myślę sobie i sięgam po telefon. Marcel wysłał mi dwie godziny temu masę zdjęć szczeniaków z Internetu. W odwecie odesłałam mu jakieś pięć zdjęć kotów i zaczęłam przeglądać inne wiadomości. Ostatecznie postanawiam napisać do Krystiana. Nie mieliśmy zmienionych kolorów konwersacji ani nicków. Ja boję się to jakkolwiek zmieniać, on chyba nawet nie czuje takiej potrzeby. Zapytałam, czy moglibyśmy spotkać się jutro po lekcjach. Odpisał niemal od razu, bym zaczekała na niego piętnaście minut po lekcjach. Brzmi to tak, jakbyśmy byli dwójką dobrych przyjaciół, którzy umawiają się na normalne spotkanie. Dziwne, że dokonało tego dopiero zaginięcie naszego wspólnego przyjaciela. Zazwyczaj Olczak odzywał się do mnie tylko ze względu na towarzystwo Aleksa, który koniecznie chciał, byśmy wszyscy się przyjaźnili. Prawdę mówiąc to właśnie on był powodem, dla którego teraz napisałam do starszego. Mimo że doskonale wiem, iż woli spędzać czas sam i samemu radzić sobie ze swoimi problemami, to pomyślałam, że może i jemu przydałoby się w ten dzień towarzystwo jakiejś miłej mu osoby. Od kiedy tylko trzymaliśmy się we trójkę, każde urodziny kogoś z nas obchodziliśmy razem. Oprócz wyprawienia normalnej imprezy dla znajomych ze szkoły (ten punkt nie obowiązuje nigdy Krystiana, który twierdzi, że takowych nie posiada), zawsze braliśmy jeszcze jakieś koce oraz poduszki, jedzenie, napoje i głośnik, by móc puszczać muzykę, i spędzaliśmy razem czas w naszym miejscu za opuszczonym sklepem na pustej przestrzeni w lesie. Później, jeśli była to mini-impreza któregoś z chłopaków, oni szli kawałek przez las do domu Krystiana i spędzali jeszcze czas razem. Ja musiałam wracać do domu.

Czuję w gardle tę nieznośną gulę, którą próbuję przełknąć. Obiecałam sobie nigdy nie wspominać już tego wszystkiego. Było, minęło. Tak jak Kamila pragnie widocznie wciąż pamiętać te wszystkie cudowne chwile z Aleksem, tak jak próbuję wyprzeć go z moich myśli, do których uporczywie wraca. Trudno byłoby zapomnieć przyjaciela, ba, to pewnie nawet niemożliwe. A jednak próbuję.

***

Budzę się godzinę przed budzikiem, co ostatnio jest normą. Sięgam po telefon i od razu wyłączam budzik. Piszę do Krystiana standardowe "Część". Odpowiada od razu i pyta, dlaczego do niego piszę. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że lepiej się czuję, pisząc z kimś, kiedy jestem sama w domu. Telefon zabieram ze sobą do kuchni, gdzie zalewam płatki zimnym mlekiem i idę w moich różowych kapciach w króliczki do salonu. Jem spokojnie i piszę z przyjacielem, jak zwykła nastolatka. O ile mogę nazwać Olczaka przyjacielem, co jest kwestią raczej sporną. Samego Aleksa nigdy nie nazwał swoim przyjacielem (no chyba że śmiałam się, że zachowują się jak para, a on wściekły stwierdzał, że jestem porąbana i są tylko przyjaciółmi).

Mimo że starałam się, jak tylko mogłam, nie wspominać tamtej konkretnej sceny, tak znów mam w głowie obrazu śmiechniętego gorzko blondyna, który zapewnia mnie, że niedługo się zobaczymy. Zagryzam wargę. Boję się tego, że może się to okazać jakąś okrutną wróżbą, choć nigdy nie wierzyłam w żadne zabobony. Wcześniej miałam jeszcze nadzieję, że jeśli uszczypnę się dostatecznie mocno, może magicznie obudzę się i gdy tylko pójdę znów do szkoły, faktycznie znów ujrzę zarumienione i wesołe obliczeprzyjaciela. Póki co nie udaje się, choć mam już całe lewe przedramię zaczerwienione od ciągłego szczypania i drapania, które zawsze było u mnie wynikiem stresu.

Krystian pisze jeszcze, czy chciałabym, by przyjechał po mnie i podwiózł mnie do szkoły. Przez chwilę wpatruję się tylko zszokowana w ekran. To był przywilej zarezerwowany tylko dla jego Luśka. Nigdy nawet nie pozwolił mi dotknąć swojego motocykla. Odpisuję mu, że chętnie, choć nie jestem do końca pewna tego, co piszę. Ostatecznie bez pożegnania odkładam telefon i zabieram się za jedzenie rozmiękniętych płatków.

Planuję już przewinąć kanał, kiedy na ekranie znów pojawia mi się ocenzurowana twarz Piotra K., tym razem jednak mężczyzna był już prowadzony przez policję. Prowadząca program mówi, że morderca został odnaleziony, ale po ciałach jego ofiar nie ma ani śladu. Pewnie policja już proponuje mu skrócenie odsiadki za wyjawienie miejsca ukrycia zwłok, choć i tak niczego by mu nie skrócili, myślę sobie i wciskam całą łyżkę mleka do buzi, co już chwilę później okazuje się ogromnym błędem.

- W miejscu, gdzie początkowo ukrywał się sprawca wraz z całymi ukradzionymi pieniędzmi i ciałami, znaleziono wyryte na ścianach, tuż przy podłodze, pentagramy. Policja twierdzi, że Piotr K. mógł należeć do jakiejś sekty – mówi kobieta z ekranu, a ja opluwam się i dodatkowo zaczynam krztusić, przez co w kącikach oczu zbierają mi się łezki.

Już w dosłownie sekundę później słyszę mój dzwonek od telefonu i nawet bez patrzenia w ekran domyślam się, że dzwoni do mnie Krystian. Domyślam się również, że będzie to wyjątkowo długa rozmowa, którą nie sposób przeprowadzić przez telefon.

- Będę za pięć minut. Musimy pogadać. Ty w tym czasie zaktualizuj wiadomości odnośnie tego mordercy – mówi szybko i rozłącza się, nim w ogóle zdążę się odezwać.

Słyszę pisk opon po dokładnie sześciu minutach. Cieszę się, że się spóźnił, bo dzięki temu zdążyłam założyć już luźne, podziurawione i przetarte jeansy, krótką koszulkę (ale nie na tyle, by odkrywała brzuch) i fioletową koszulę w kratkę. Otwieram drzwi wolną ręką, bo drugą akurat zbieram włosy w kucyk.

- Pentagramy. Na ścianie. I ten morderca. Słyszałaś? – pyta szybko. Ubrany jest jak zwykle na czarno, ale zauważam, że ma na sobie koszulkę, którą notorycznie kradł mu Aleks. W końcu dzisiaj jego urodziny, nawet na grupie naszej ekipy uzgodniliśmy, by każdy założył coś zielonego.

- Słyszałam. Myślisz, że Olek...? No wiesz – mówię cicho i drapię nerwowo przedramię.

- Mam nadzieję, że nie. Może to nawet nie on zrobił te symbole, ale wydaje mi się, że powinniśmy komuś o tym powiedzieć.

- Czyli co? Opuszczamy pierwszą lekcję, by pojechać na policję? – pytam pół żartem, pół serio.

- Zostało jeszcze dużo czasu, najwyżej się spóźnimy – Wzrusza ramionami naturalnie, jakby to, co powiedziałam chwilę temu, było idealnym planem. Potem podaje mi kask i sam wsiada na swój czarny motocykl. To coś się pode mną załamie, myślę i marszczę brwi. Właśnie pierwszy raz w życiu będę jechała czymś takim, do tego z wątpliwym kierowcą, więc z zajęciem miejsca za Krystianem ociągam się jak najdłużej. W końcu odkładam powoli kask na ganek przed wejściem do domu i cofam się.

- Daj mi umyć zęby – mruczę pod nosem jeszcze w progu i znikam znów w głębi mieszkania.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.

~~~~

Macie już jakieś teorie? Lub czy rozdział w ogóle się podobał? Komentarze są dla mnie bardzo ważne, pamiętajcie.  Oczywiście do niczego nie zmuszam, żeby nie było, tak tylko przypominam, choć naprawdę chętnie poczytam teorie po tej częście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top