R4 Prawda
Po tym, jak Pan Jajo pozbierał prace uczniów i wszyscy kierowali się już do wyjścia, zatrzymał w klasie Pukibanego. Delikatnie chwycił go za ramię, na co chłopak wzdrygnął się... jakby myślał, że Pan Jajo chce go uderzyć.
- Pukibany... Myślę, że powinniśmy porozmawiać - wychrypiał z troską, sięgając po pracę maturzysty.
- O czym, Panie Jaju? - zapytał Pukibany, unikając wzroku nauczyciela i dalej ukrywając się pod kapturem.
- O tobie. O twojej nauce, a raczej jej braku. Co jest tego przyczyną? Nic nie napisałeś przez całą godzinę.
- N-nie miałem cz-cz-czasu się uczyć...
Pan Jajo widział, że chłopak był na skraju łez. Na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest bardzo nie tak.
- Zdejmij kaptur, Pukibany. - rozkazał Pan Jajo.
- Co? D-dlaczego?
- Proszę cię o zdjęcie kaptura.
Pukibany bardzo odczuwał wyższość Pana Jaja nad nim, więc natychmiast zrobił to, co mu kazano. Aura nauczyciela była niezrównana.
Odsłonił w ten sposób swoją bladą, dziewiczą twarz. Miał piękne, fioletowe oczy, usta koloru filetu z kurczaka z Biedronki, mały nos, zaróżowione policzki. Jego przydługie, ciemnobrązowe włosy były lekko potargane i dało się zobaczyć jego królicze uszy. Pan Jajo nigdy nie widział nikogo tak pięknego. Jedna rzecz szpeciła jednak oblicze Pukibanego - rany i siniaki. Miał je wszędzie, nauczyciel obawiał się, że na ciele mogło być ich jeszcze więcej.
- K-kto ci to zrobił? - głos Pana Jaja zadrżał, jak jeszcze nigdy dotąd.
- N-n-niech Pan Jajo nikomu nie powie... - Pukibanemu łzy zaczęły napływać do oczu.
- Obiecuję, że ten sekret będzie tylko między nami.
- To mój ojciec... J-jest alkoholikiem i rzadko jest w domu, p-p-ponieważ... Pracuje jako szef mafii. Rzadko bywa w domu, ale wtedy, kiedy jest, przelewa swoją złość na mnie. P-przez większość czasu muszę zajmować się m-m-moim rodzeństwem i-i...
Pukibany zaczął rzewnie ronić łzy. Pan Jajo nie mógł na to patrzeć. Złamał kodeks nauczyciela, mówiący o jak najmniejszym kontakcie cielesnym z uczniami. Objął chłopaka w talii i usiadł z nim na kolanach na obrotowym krześle, czule głaszcząc go po plecach. Ten natychmiast zarzucił ręce na samczą szyję nauczyciela. Pierwszy raz w życiu zaznał takiej czułości. Pukibany płakał długo. Drogi płaszcz Pana Jaja był mokry od jego łez. Ale to się nie liczyło, tylko komfort licealisty.
- Czy dzisiaj twój ojciec jest w domu, Pukibanku? - kiedy chłopak przestał płakać, Pan Jajo, ocierając kciukami jego łzy, zwrócił się do niego z pytaniem.
Ten zaskoczył się na to zdrobnienie. Nikt nigdy go tak nie nazywał. Rodzeństwo mówiło do niego pełnym imieniem, nauczyciele po nazwisku, a ojciec zwracał się do Pukibanego jako "Kopciuch".
- T-tak... Ale będę próbował go unikać...
- Nie. Tej nocy nie spędzisz w swoim domu. Nie pozwolę na to.
I just wanna drop my jiggelin' down to the floor~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top