7. Zerwać więzy
Budzę się czując się psychicznie i fizycznie wykończona.
Do mojego umysłu natychmiast powracają obrazy ze snu. Snu, w którym był On. Już dawno nie śniłam o nim w ten sposób. Myślałam, że ten etap mam za sobą. Jestem zła na siebie i na swoją słabość.
Tak bardzo chciałbym móc sprawić aby wrócił. Nie jako duch, zjawa, cień przeszłości. Jako Ben. Mój Ben. Mężczyzna, który gonił mnie przez pół galaktyki tylko po to aby ostatecznie stanąć u mojego boku. Mężczyzna, który kiedyś powiedział mi, że nie jestem sama i dotrzymał słowa. Aż do końca.
Łzy tęsknoty i samotności stają mi w oczach.
Czy kiedyś się z tego wyleczę?
Następny tydzień mija mi w ponurej zadumie. Nieustannie trenuję, licząc na to, że wykończone ciało nie pozwoli głowie na głupie nocne pomysły.
To działa. Żadnych więcej snów.
Jednak jest już za późno. Ziarno zostało zasiane i ku swojej irytacji, zauważam jak często wracam do niego myślami. Zaczynam wchodzić na niebezpieczny teren. Rodzą się pytania bez odpowiedzi;
Co oznacza taki sen?
Czy tracę już zmysły?
Czy kiedykolwiek się uwolnię?
Może ten sen to wizja, podpowiedź?
Może nie wystarczy zapomnieć, może powinnam zrobić coś jeszcze? Rozwiązać ostatecznie. Czy nie o tym mówił Luke i Poe, zachęcając mnie do stawienia czoła traumie?
I wtedy przychodzi do mnie szalona myśl.
Czy nasza więź może zostać zerwana?
Rzucam miotłę na środek sali, którą właśnie zamiatam i pędzę do biblioteki, nie wyrabiając na zakrętach. Mijam stół, na którym leży rozkręcony droid WA-7n - mój poboczny projekt na nudę.
Chcę zaprogramować go tak, aby katalogował moje rosnące zbiory i zajął się nimi gdy ja nie będę miała czasu. Niestety jeszcze nie może mi pomóc.
Znajduję wyjątkowo starą księgę, która jako jedyna zawiera jakiekolwiek wskazówki i opisy dotyczące różnych rodzajów więzi w Mocy. Przeczytałam ją jednym tchem jeszcze tego samego dnia, w którym ją znalazłam. To były czasy, gdy ukończywszy ostatnie szkolenie na Ahch-To, latałam samotnie od jednej starej świątyni do drugiej i zbierałam wszystko, co tylko mogłam wynieść. Byłam wtedy głodna wiedzy i zrozumienia.
Odnajduję szybko interesujący mnie fragment i czytam łapczywie, w poszukiwaniu wskazówki.
Nagle przerywam. Zimna niewidzialna ręką zaciska się wokół moich wnętrzności i wykręca je, pozbawiając mnie tchu i wywołując nudności.
Nie wiem co śmierć zrobiła z tym, czym dawniej była ta szlachetna nić, która łączyła nas przez czas i przestrzeń. Teraz każde połączenie jest jak tortury.
Siedzi na przeciwległym krańcu długiego stołu i patrzy na mnie uważnie. Jego usta zdradzają lekki grymas bólu. Wiem, że dla niego to także bolesne doświadczenie. Jego złotawy poblask odbija się w gładkiej powierzchni stołu.
Trzaskam okładką, zamykając wolumin i skupiam się na nim. Ból brzęczący w mojej czaszce powoli cichnie.
- Nie miałeś przychodzić - warczę, ale to robi na nim zerowe wrażenie.
- Wzywałaś mnie - mówi spokojnie. Jego głos brzmi chropowato, jakby od dawna go nie używał.
- Mylisz się - przeczę, ale jego przezroczysta twarz nie zmienia wyrazu. Przygląda mi się, jakby czytał z mojej twarzy.
- Chcesz zerwać więź - to nie jest pytanie. Patrzy na mnie miękko, może nawet z troską - Nie dasz rady.
- Dlaczego?
- Nie możesz tego zrobić sama.
- Skąd wiesz? - pytam z poczuciem zdrady. On patrzy na mnie. Ja unikam patrzenia na niego i uciekam wzrokiem za okno.
I wtedy słyszę coś, co zbija mnie zupełnie z tropu.
- Mogę ci pomóc - mówi. Ja milczę. Nie wiem jak zareagować, nie wiem czy mogę mu uwierzyć. - Jeżeli jesteś zdecydowana - dodaje z nutą bólu w głosie. Czuję, że muszę to powiedzieć pewnym i stanowczym tonem, ale jak mogę udawać?
- Chcę znowu zacząć żyć - żal w moim głosie nie uszedł jego uwadze. Oddał za mnie życie i wielbię go za to, ale nie potrafię pogodzić się z barierą między nami, której - wiem to na pewno - nie powinno być. Nawet z takiej odległości widzę jak unosi brew w charakterystyczny sposób.
- Nie ma mnie z żywymi, ale nie jestem martwy - mówi jakby z urazą.
Już chcę zapytać co ma na myśli, ale nagle wyczuwam statek wchodzący w atmosferę Arkanii. Otwieram usta w zdziwieniu. On także to zauważył. Czy oto przybywa mój pierwszy uczeń?
Nie. Mój entuzjazm opada.
- Pilot do ciebie przyleciał - mówi z dziwną nutą w głosie. Uznaję, że to nie była zazdrość, ale coś bardzo ją przypominającego. Jakby echo zaborczości, którą ogarniał mnie kiedyś. - Dokończymy później - i znika.
///////////////////////////////////////////////////////////
No i był Solo ;)
Co myślicie o temacie zrywania więzi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top