Rozdział 3
Pax
W końcu drzwi się otworzyły, a ja chciałem już tylko zobaczyć dziewczynę. Jednak zamiast niej w progu stanął uśmiechnięty Danny. Jeśli to on był tym nowym towarem, to najpierw miałem zamiar mu wpierdolić, a potem grzecznie opuścić pomieszczenie. Nawet gdybym lubił facetów, to Danny'ego kijem bym nie dotknął. Jego brzydka gęba skutecznie odstraszała potencjalnych adoratorów. A mnie w szczególności.
Już miałem go zapytać, o co tu chodzi, gdy nagle za jego wielkiego cielska wyłoniła się drobna postać, która z wyglądu przypominała chłopca z przydługimi włosami, ubranego w damskie, wyzywające ciuchy.
Skrzywiłem się, po czym wstałem i podszedłem do mężczyzny. Moja samokontrola chyliła się ku upadkowi.
– Co to ma, kurwa, znaczyć?! – wydarłem się. – Co to jest? – Ręką wskazałem na postać, która nadal stała w progu. Wzrok miała utkwiony w podłodze, a jej ciało niekontrolowanie drżało.
– No jak to co? Mój nowy towar. Może dziewczyna jest trochę za chuda, ale będziesz z niej zadowolony. – Danny uśmiechnął się szeroko, jakby co najmniej wygrał milion dolarów na loterii.
Dziewczyna?
Zerknąłem w jej stronę. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała jak kobieta. Bardziej przypominała dziecko, a ja nie byłem pedofilem, który korzystał z usług nieletnich.
Jeśli faktycznie nie osiągnęła odpowiedniego wieku, to miałem zamiar wysłać Danny'ego na tamten świat. W życiu kierowałem się pewnymi zasadami i nigdy ich nie łamałem. W żaden sposób nie wykorzystywałem dzieci i gardziłem ludźmi, którzy zmuszali je do prostytucji.
Podszedłem do dziewczyny, a ta momentalnie skuliła się w sobie.
– Ile masz lat? – zapytałem ostrzej, niż zamierzałem.
– Dziewiętnaście – odpowiedziała cicho, po czym uniosła głowę i na mnie spojrzała. Momentalnie utonąłem w jej jasnoniebieskich tęczówkach. Jeszcze nigdy kobiece oczy nie wywarły na mnie tak piorunującego wrażenia. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Była wiedźmą, która rzuciła na mnie urok. Do głowy wpadł mi szalony pomysł. Wiedziałem, że był on trudny do zrealizowania, ale miałem zamiar podjąć ryzyko. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać.
– Ile? – zwróciłem się do Danny'ego, odrywając na moment oczy od kobiety.
Mężczyzna popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem, a następnie powiedział:
– Sto dolarów za noc, plus kolejne sto za to, że jest niewinna. – Oblizał swoje popękane usta, w lubieżny sposób przyglądając się dziewczynie. Miałem ochotę podejść do niego i obić mu mordę. Jedynie widok krwi mógł złagodzić mój gniew. Danny był śmieciem, który nie miał prawa nawet oddychać w jej obecności, a co dopiero marzyć o jej ciele. Mogłem założyć się o miliony, że dziewczyna po moim wyjściu stałaby się jego ofiarą.
– Nie chodzi mi o noc. Chcę ją zabrać ze sobą.
– Danny, nie tak się umawialiśmy. – Cichy głos dziewczyny ponownie zwrócił moją uwagę. W jej oczach ujrzałem strach. Chciałem podejść do niej i otoczyć ją ramionami. Zapewnić o swoich dobrych intencjach. Nie miałem zamiaru jej skrzywdzić, tym bardziej pozwolić, by zrobił to ktoś inny. Ale na takie wyznania było zdecydowanie zbyt wcześnie. Byłem pewnie dla niej bardziej przerażający niż Danny, więc musiałem działać ostrożnie i powoli, by zdobyć jej zaufanie.
– Stul pysk, bo ci przyłożę – zagroził dziewczynie, czym mnie rozzłościł.
W moich żyłach rozszalał się gniew. W dwóch krokach doskoczyłem do niego i przycisnąłem jego tłuste cielsko do ściany, zaciskając rękę na szyi mężczyzny. Zaczął się wyrywać, próbując złapać oddech, ale wzmocniłem chwyt. Jego twarz przybrała odcień czerwieni.
– Jeśli jeszcze raz się do niej tak odezwiesz, to przysięgam, że każda kosteczka w twoim ciele będzie połamana. Rozumiesz?
– Tak – wycharczał z trudem.
Puściłem go i zrobiłem kilka kroków w tył, spoglądając na tę górę tłuszczu. Trzymał się za szyję i ledwo oddychał.
– Pytam się po raz ostatni. Ile?
– Tysiąc dolarów będzie dobrze.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni portfel i odliczyłem gotówkę. Rzuciłem w Danny'ego banknotami, a ten zachłannie zaczął zbierać je z podłogi.
Nie musiałem mu płacić. Ale klub czasami korzystał z usług burdelu i nie chciałem pogarszać naszych stosunków.
Nie zwracając już uwagi na Danny'ego, podszedłem do dziewczyny. Po jej policzkach płynęły łzy. Uniosłem dłoń i starłem je wszystkie. Nie odsunęła się, co uznałem za mały sukces.
– Jak masz na imię? – spytałem cicho.
– Alice – wyszeptała.
– Mów mi Pax. Jedziesz ze mną, a wszystkie próby ucieczki mogą skończy się dla ciebie źle. Nie próbuj ze mną walczyć. – Musiałem być stanowczy. Nie chciałem, by podczas jazdy narobiła jakichś głupstw.
Ponownie dotknąłem jej policzka. Skóra Alice była delikatna niczym jedwab. Dziewczyna tak jak wcześniej nie starała się mnie odepchnąć. Z pewnością wynikało to z tego, że się bała. Nawet nie próbowała walczyć.
– Muszę pojechać do domu, zabrać parę rzeczy – wyszeptała drżącym głosem.
– Jeśli chodzi o ciuchy, to nie musisz się nimi martwić, kupię ci nowe.
Miałem zamiar ją rozpieszczać. Od dzisiaj nie zabraknie jej niczego.
– Nie, to nie o to chodzi. Muszę zabrać kilka cennych dla mnie rzeczy. – Zaakcentowała słowo „cennych".
Pewnie jakieś gówniane pamiątki. Mimo że nie było mi to na rękę, postanowiłem spełnić jej życzenie.
– Dobrze – zgodziłem się niechętnie. – Szybko załatwimy twoje sprawy, a potem pojedziemy prosto do klubu.
Chwyciłem jej drobną dłoń i zacząłem prowadzić w stronę wyjścia. Nie wyrywała się z mojego uścisku, tylko bez gadania podążała za mną. Wychodząc, nawet nie spojrzałem na Danny'ego. Ten śmieć nic dla mnie nie znaczył. Od teraz liczyła się tylko Alice.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top