Rozdział 39

Lena

Zakładam na siebie długą, prostą czarną suknię. Nie maluję się, a włosy zbieram w jednego wielkiego kucyka. Wyglądam wspaniale, czego nie mogę stwierdzić o dzisiejszym dniu. Nigdy nie chodziłam na pogrzeby. Nie chciałam. Nie mogłam patrzeć na nieżyjącego człowieka, ale teraz nie mam innego wyboru. Dlaczego ja nie jestem na ich miejscu, tylko oni? Rozmyślam, stojąc przed dużym lustrem w moim pokoju. Z całego mieszkania po mojej rodzinie pozostało niewiele. Już jutro wyjedżamy, zostawiając dom nowym właścicielą. Szybko się sprzedał. Gotowa schodzę na dół. W kuchni siedzą wszyscy, ubrani na czarno. Witam się z nimi, a następnie biorę się za moje śniadanie. Po skończonym posiłku udaję się z moją nową rodziną do kościoła, który posiada obok siebie cmentarz. 

***

Za chwilę opuszczę to miejsce na kolejne lata mojego życia. Nie wiem, czy kiedykolwiek tu wrócę. Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze moich przyjaciół stąd. Jestem zagubiona i roztrzęsiona. Pierwszy raz od dawna nie czuję się pewna siebie i władcza. Lena z roku szkolnego cholernie różni się od Leny z wakacji. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Obecnie znajduję się na podjeździe mojego już sprzedanego rodzinnego domu. Wpatruję się w niego z wielkim bólem i tęsknotą. Kilka metrów dalej znajduję, się Cedrik ze swoim tatą pakując nasze walizki do niewielkiego forda. Pamiętam, jak kiedyś dla zabawy zarysowałam z bratem tacie auto a on, zamiast na nas nakrzyczeć, powiedział, że nie wolno tak robić i zaczął się z nas śmiać albo jak obdarłam, kolano jedząc na wrotkach i przez tydzień bałam się wstawać z łóżka, bo myślałam, że noga mi odpadnie. Popłakałam się na te wspomnienia. Tego już nie będzie. Teraz czeka mnie całkowicie nowe życie, z dala od ojczyzny, w której się wychowałam. Trzy głównie najważniejsze osoby dla mnie pochowałam wczorajszego dnia. Boże... 

-Kochanie musimy już jechać -powiedział, Cedrik podchodząc do mnie. Obróciłam się do niego twarzą, by widział, że go nie ignoruje. -Ej nie płacz, wszystko będzie dobrze -dodał po chwili, przytulając się do mnie. 

-Obiecaj mi, że jeśli ty zginiesz, ja będę mogła zginąć z tobą. Nie zniosę kolejnej straty. Nie dam rady. -powiedziałam przez szloch, wtulona w tors chłopaka. 

-Siedzimy w tym razem. Jeśli ty zginiesz to ja z tobą -powiedział, całując mnie we włosy. -Chodź, musimy już się zbierać. -oznajmił, odsuwając się troszeczkę dalej ode mnie, by spojrzeć w moje oczy. Widziałam jak się o mnie martwi. Bał się, że sobie nie poradzę. Troszczy się o mnie. Kochany. 

-Dobrze. -odpowiedziałam, następnie udając się w stronę auta. 

***

Całą drogę przespałam. Zostałam obudzona co dopiero pod moim nowym domem. Po chwilowym dojściu do siebie wyszłam z pojazdu i stanęłam przed normalnym, nowoczesnym, mugolskim domem. Wyglądał pięknie. Z zewnątrz  był z czerwonych i czarnych cegieł. Posiadał duże okna i drzwi. Dach był na wzór trójkąta równoramiennego. Wokół niego były drzewa oraz piękny ogród. Za domem można było zauważyć jezioro. Wszytko, razem prezentowało się naprawdę wspaniale. 

-O jejciu! -padłam w zachwyt. -Jaki piękny dom -powiedziałam, kiedy ujrzałam go po raz pierwszy. 

-Dziękuję -odpowiedziała Teresa, wyciągając swoją walizkę z bagażnika auta. -Bardzo dużo pracy było z ogrodem, ale jak widzę, było warto. -posłała mi uśmiech. 

-Ten styl całkowicie się różni od innych domów, jakie kiedykolwiek widziałam. -odpowiedziałam z uśmiechem. Po dwu godzinnej drzemce w aucie czuje się o wiele lepiej. 

-Właśnie na tym mi zależało. -odpowiedziała brunetka. -Cedrik weź, oprowadź Lenę po domu. -rozkazała kobieta. 

Mieszkanie w środku było również wspaniale, jak i na zewnątrz. Wszytko, było urządzone w rodzinnym stylu. Ciepło, jakie znajdowało, się w tym domu można było wyczuć od samego wejścia. Dom składał się z dużej jadalnio salonu, gabinetu ojca chłopaka, kuchni, dwóch łazienek i czterech sypialni. Były jeszcze trzy garaże i strych. W końcu nadszedł moment, w którym miałam zobaczyć mój przyszły pokój na kilka tygodni. Gdy stanęłam, z Cedrikiem przed drzwi oznajmił mi, żebym nie wystraszyłam, się bałaganu.  W ramach odpowiedzi zaśmiałam się. Po wejściu do pomieszczenia zachichotałam. Typowy pokój dla Puchona. Pomyślałam.  Jedna ściana czarna, druga żółta a dwie pozostałe w tapecie w tych dwóch kolorach z dodatkiem białego. Duże dwuosobowe łóżko, dwie półki nocne, biurko, szafa, szafka na książki i inne rzeczy oraz zwisający z sufitu czarny fotel. Boże ten pokój jest piękny. Dotychczas sądziłam, że państwo Diggory mają, problemy z pieniędzmi. Myślałam, że ich dom będzie malutki, stary z dala od innych ludzi a dostałam piękny nowoczesny budynek we wsi, gdzie mieszkają i magicy i mugole. Teraz już wiem, jak bardzo się pomyliłam. 

-Pięknie, tu. -oznajmiłam, zasiadając na zwisającym fotelu. -Jak na prawdziwego Puchona przystało. -zachichotałam. -W ogóle cały dom taki jest -zaśmiałam się. 

-Wszyscy tutaj byli, w Hufflepuff. Poza tym żółty i czarny do wszystkiego pasują -odpowiedział, kładąc się na swoje łóżko. Poprawka. Nasze. 

-Tak, zostało to właśnie udowodnione. Widać, że każde pomieszczenie zostało urządzone z głową. Wyglądają, tak pięknie jakby co dopiero zostały wyjęte z jakiegoś magazynu ze sklepem z meblami. 

-Półtora roku temu tego domu jeszcze nie było. Nasz stary spłonął podczas burzy. Rodzice bardzo dobrze go ubezpieczyli, dzięki czemu wybudowaliśmy takie cudo. -oznajmił, spoglądając na mnie. -Długo mam jeszcze czekać aż przyjdziesz? -zapytał po chwili. Długo nie musiał czekać na moją odpowiedź. Podniosłam się z krzesła, a następnie podeszłam do niego i położyłam się brzuchem na jego brzuch. Chłopak od razu objął mnie swoimi ramionami i przysunął bliżej siebie, złączając nasze usta w pocałunek. Naszą czułą chwilę, przerwało pukanie do drzwi. 

-Proszę. -powiedziałam, kiedy znalazłam się obok ciała mojego chłopaka. 

-Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyniosłem wasze walizki i podatkową pościel. -oznajmił ojciec chłopaka. 

-Dziękuję, ale mogłam sama to wnieść. -odpowiedziałam, podchodząc do mężczyzny, następnie zabierając od niego moje rzeczy. 

-Poprawka, to ja mogłem zabrać nasze rzeczy -odezwał się Cedrik. 

-No chyba nie -powiedziałam.

-No chyba tak -odpowiedział. 

-No chyba nie.

-No chyba tak.

-Dobrze, dobrze spokojnie, Miałem wam tylko przynieść wasze rzeczy. Idę już, a my możecie wrócić do tego, w czym wam przerwałem. Za trzy go godziny będzie, obiad więc jak jesteście głodni, to musicie zrobić sobie kanapki. -oznajmił starszy mężczyzna, chwile później zostawiając nas samych. 

-I co teraz? -zapytał, kiedy zostaliśmy sami.

-Czas rozpocząć nowe życie -uśmiechnęłam się, zabierając się za rozpakowywanie swoich walizek. 

🌟🌟🌟🌟🌟
Liczba słów: 1009
Publikacja: 13.06.2019r

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top