Rozdział 29

Maraton 2/6

Lena.

Budzę się rano ze świadomością, że to właśnie dzisiejszy dzień. Już dziś pod wieczór zasiądę ze swoją kochaną rodziną przy stole. Od dziś zaczyna  się przerwa świąteczna. Nie mogę się doczekać powrotu do ojczyzny, a tym bardziej do miejscowości, w której się wychowywałam. Z propozycji rodziców zaprosiłam na tegorocznego sylwestra Harry'ego, ale ten postanowił zostać u swoich wujków tyranów. Żal mi go. Nikt nie powinien być traktowany jak właśnie bliznowaty. Tyle wycierpiał, a pomimo tego wszystkiego rodziną wcale mu tego nie ułatwia.
Podnoszą się z łóżka leniwie i powoli, co nie zmienia faktu, że jestem nadal pierwsza. Siadam na skraju swojego łóżka, zakładając przy tym papcie. Zabezpieczona od zimnej podłogi ruszam w stronę swojego biurka, gdzie na krześle są powieszone moje rzeczy na dzisiejszy dzień. W łazience spędzam około pół godzinny. Zaczynam od załatwienia swoich naturalnych potrzeb, następnie myję ręce, a potem zęby. Gdy te wszystkie czynności zostają, wykonane przechodzę do nałożenia delikatnego makijażu. Wszystko zostaje zrobione dość szybko i sprawne. Dalej zaczynam roztrzepywać swoje złociste włosy, które sięgają mi do pasa. Są piękne, to trzeba przyznać. Na sam koniec ubieram na siebie kolorowy sweter i czarne dżinsy, do których postanawiam dobrać czarne kozaki na koturnie. 

Gotowa wychodzę z łazienki, umożliwiając tam wejście mojej współlokatorce, która pewnie jeszcze jest pół śpiąca. Zasiadam ponownie na swoje łóżko, chwytając tym razem lekturę, którą czytam od kilku dni. Jest naprawdę ciekawa. Takie typowe romansidło, z udziałem bad boya. Po ostatnich wydarzeniach dostałam z Hermioną osobną sypialnię. Dyrektor stwierdził, że nawet i dobrze się stało, bo jak się okazało, niejednokrotnie dostał od moich byłych już wspólokatorek skargi na moje nocne wybudzanie się. Żałosne. Mogły po prostu o tym ze mną porozmawiać, a nie obgadywać mnie za plecami. Całe szczęście, że nie jestem już na nie skazana. Po upływie kilkudziesięciu minut drzwi do łazienki otwierają się ponownie. Wychodzi z nich Hermiona, która jest dość podobnie ubrana do mnie. Jej piękne długie, kręcone włosy, zostały, uchwycone w wysokiego kucyka co dodaje dziewczynie charakteru. Gdy obydwie jesteśmy uszykowane i gotowe wychodzi z naszej wspólnej sypialni, zakluczając ją na klucz, by w spokoju udać się do wielkiej sali na pyszne śniadanko, po którym przyjdzie czas na wyjazd do domu. 

****

-Lena! Skarbie witaj! -krzyknęła radośnie pani Weasley, tuląc mnie niemiłosiernie. Chcąc nie chcąc, muszę, przyznać brakowało mi te kochanej rudowłosej kobitki, która piecze najlepsze ciasto pod słońcem. 

-Dzień dobry. -odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. 

-Ale ty drobniutka się zrobiłaś! Szkoda, że u nas nie zostajesz, zapełniłabym te chudziutkie nóżki i rączki pełną ilością mięsa i warzyw! -oznajmiła kobieta, delikatnie mną szturchając. 

-Naprawdę nie trzeba. Zjadam jeszcze więcej niż ostatnio. Chłopacy potwierdzą. -odpowiedziałam. 

-To prawda! Ona mi zawsze kradnie mięso! -krzyknął niezadowolony Ron, kładąc swoją walizkę, na wspólny wózek. 

-Dobra temu panu już podziękujemy. -powiedział, z rezygnacją Fred.  

-To, co dzieciaki? Teraz do domu na obiad, a później prezenty. Które z was będzie, najgrzeczniejsze odwiedzie ze mną Lenę do jej rodzinnego domu. -oznajmił pan Weasley. 

-Tato my nie mamy pięciu lat. Takie mówienie, kto będzie, najgrzeczniejszy dostanie, nagrodę nie działa na nas. -odpowiedział George. 

-Ah tak, czyli wychodzi na to, że nie chcesz mnie odwieść? -zapytałam z udawanym smutkiem. 

-Oczywiście, że chce! Chce, się wyśmiewać z tych facetów co chodzą zimną w sandałach i skarpetkach! To trzeba być po prostu idiotą. -zaśmiał się. 

****

-Mamo! Tato! -krzyknęłam, rzucając się rodzicom na szyję. Tuliłam ich naprawdę długo. Stęskniłam się cholernie. Bardzo mi ich brakowało, podczas tego semestru. Zbyt wiele się wydarzyło, żebym udawała przed nimi, że nic takiego się nie stało. Na pewno im o tym wszystkim opowiem, w najbliższym czasie. 

-Lena! -krzyknął za moimi plecami brat, przez co puściłam swoich stworzycieli, odwracając się, co później okazało się błędem, gdyż mój kochany brat, wbiegł prosto na mnie, przez co razem z nim upadłam na grubą warstwę śniegu. Całe szczęście, że był tu ten biały puch. Gdyby nie on spotkałoby mnie niemiłe spotkanie z betonowym podjazdem. 

-Mateusz. Złaź ze mnie grubasie. -powiedziałam, ledwo oddychając. 

-Ulepimy dziś bałwana? -zapytał chłopak z rozbawieniem. Udawał mnie w wieku pięciu lat. Bardzo dobrze o tym wiedziałam! Można powiedzieć, że za dziecka, dziecka byłam, bardziej irytująca niż jestem teraz. 

-Oczywiście, jeśli tylko podniesiesz ze mnie swoje ogromną pupę! -odpowiedziałam z rozbawieniem i zdenerwowaniem w głosie. Ciekawe co teraz myśleli sobie rodzice? Cieszyli się, że jaką tak dobrze zgrane potomstwo czy wstydzili, się przed sąsiadami co właśnie odwalamy? 

****

-Mamy dla was z mamą nowinę. -oznajmił szczęśliwy ojciec. 

-Dostałeś awans? -zapytałam. Tata coś ostatnio wspominał w listach, że ma więcej pracy w firmie dzięki czemu, być może już za niedługo dostanie awans. 

-Nie to zupełnie coś innego. -zaśmiał się szczęśliwy. Okey to naprawdę musi być coś. 

-Dostanę psa?! -zapytał Mateusz. Boże on od ósmego roku życia chce psa i jakoś święty mikołaj, zając wielkanocny ani rodzice nie chcą mu go dać. Przypadek? Nie sądzę. Pomimo że chłopak jest ode mnie starszy, zachowuje, się jakby było odwrotnie. Chyba to widać prawda? 

-Nieee. Teraz w przeciągu dwóch najbliższych lat na pewno go nie dostaniesz, bo -oznajmił ojciec, nie dokańczając, gdyż uprzedziła go mama. 

-Spodziewamy się dziecka. -oznajmiła bardzo szybko, ale wystarczająco zrozumiale. 

-Co?! -zapytałam szczęśliwa. -Który to miesiąc? -zapytałam podekscytowana. 

-Czwarty. Ubrałam, dziś za duży sweter byś tego nie zauważyła. -zaśmiała się kobieta. 

-To wspaniałe! Wiecie może jaka płeć? -zapytałam, zainteresowana. 

-Dziewczynka. -odpowiedział szczęśliwy ojciec. 

-Boże kolejna baba w tym domu. -oznajmił Mateusz, przez co dostał z piąstki w ramie. Kocham go bić! Wyglądamy przy tym, jak typowe rodzeństwo. 

-Ty! -przypomniałam sobie, zwracając się do brata. -Ty o tym wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś/ napisałeś! -krzyknęłam zła. 

-Nic nie wiedziałem! Odczep się kobieto, bo zaraz ten pryszcz na środku twojego czoła eksplotuje! -powiedział, pokazując swoją dłonią, na swoje czoło. 

-Jesteś ślepy jak kret i na dodatek dziecinny! Masz szesnaście lat, a zachowujesz się jak jedenastolatek! -powiedziałam, ponownie go uderzając w ramie. 

-Ty nie lepsza! No pochwal się rodzicom o swoim chłopaku! -krzyknął rozbawiony chłopak. 

-Nie mam go, a rodzice dobrze o tym wiedzą! Bo ja w porównaniu do ciebie wszystko im mówię! -odpowiedziałam, pokazując mu język. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać. Brakowało mi tego. 

-Boże jak ja wytrzymam jeszcze z trzecim? -zapytał tata, przecierając twarz dłońmi, przez co z mamą i bratem, zaśmiałam się z niego. 

🌟🌟🌟🌟🌟

Liczba słów: 1024
Publikacja: 08.06.2019r


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top