Rozdział 21
Lena
-I tak siostrzyczko? Woda ciepła? - usłyszałam, gdy wynurzyłam się ponad tafle wody.
Byłam taka zła, smutna i zawiedziona zachowaniem dwójki chłopaków, że nawet na nich nie spojrzałam. Skoro oni mają mnie gdzieś to ja ich też. Podpłynęłam spokojnie do brzegu, a następnie udałam się w kierunku szkoły. W tym momencie nie obchodziło mnie nic, musiałam jak najszybciej się przebrać, a następnie rozgrzać, żebym tylko nie zachorowałam. Już teraz wiem, że na zwykłej anginie się nie skończy, jeśli szybko nie zareaguje. Idąc do dormitorium dziewczyn, nikt nie próbował mnie zatrzymać, a jeśli szła jakaś osoba znad przeciwka schodziła z mojej drogi w trybie natychmiastowym. Czy wyglądałam, aż tak źle czy po prostu groźnie? W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś pomyślał, że jeśli się do mnie odezwą wrzucę w nich Avadą Kadavrą. Nie chciałam nikogo towarzystwa, nawet Hermiony, Harry'ego czy Rona. Chce być sama.
****
Hermiona
Obudziłam się. Po wyglądzie pokoju mogę stwierdzić, że jest środek nocy.
Która godzina?
Spojrzałam na budzik koło mojego łóżka. Cholera! Trzecia w nocy!
Tak w ogóle co mnie obudziło?
O nieee. Lena... ona się dusi! Kurna! Szybko do niej podeszłam, a następnie zaczęłam jej pomagać. Robiłam, wszystko, czego nauczyli mnie w mugolskiej szkole. Chyba nazywało się to pierwsza pomoc? Coś takiego, ale nie ważne. Najlepsza przyjaciółka mi się dusi! Fay raz z Parvati wybiegły z naszego dormitorium, by wezwać pomoc. Zostałam tylko ja, Levender oraz Lena. Jasna cholera szybciej! Gdzie one pobiegły do Chin czy Kanady? Po chwili do naszej sypialni weszła proferos McGonagall oraz Panią Pomfrey. Kobiety od razu zaczęły działać, a ja wraz z innymi dziewczynami zostałyśmy wyproszone z sypialni. Miałyśmy iść i zawołać jakiegoś chłopaka, żeby zaniósł Lenę do skrzydła szpitalnego. Wypadło na Georgego.
Lena
Od mojego ataku minął miesiąc. W skrzydle szpitalnym spędziłam około dwóch tygodni. Tak jak myślałam, miałam zapalenie płuc. Znowu. Całe szczęście, że moje kochane współlokatorki bardzo szybko zareagowały. Gdybym była sama, tej nocy tak jak planowałam... nawet nie chce o tym myśleć. To straszne. Oczywiście, na kolejny dzień cała szkoła już wiedziała co takiego i komu coś się stało. Odwiedzin miałam masę. Prawie codziennie ktoś zawracał mi dupę. Męczyło to mnie niemiłosiernie. Dużo razy musiałam prosić naszą szkolną pielęgniarkę, by wyganiała niechciane przeze mnie osoby z pomieszczenia, w którym się znalazłam. I tak właśnie było w przypadku tej cholernej dwójki. Przychodzili codziennie z nadzieją, że ale zawsze kończyło się na tym samym. Całowali tylko klapkę od drzwi. Byłam na nich cholernie zła. Przez półtora tygodnia się nie widywaliśmy, ale kilka dni przed wyjściem, zrozumiałam, że mogli nie wiedzieć i chcieli po prostu na chwilę się pośmiać jak w tych wszystkich filmach dla nastolatków. Jak się dowiedziałam, obydwoje mieli, wyrzuty sumienia od mojego dnia ataku, przez co postanowiłam im wybaczyć. Obecnie znowu jesteśmy starymi, dobrymi przyjaciółmi. Mogę wam jeszcze wspomnieć co nieco o Harrym Potterze. Brunet wraz z trojgiem innych uczestników turnieju trójmagicznego został zaproszony na wywiad do "Proroku Dziennego". Jak można było się spodziewać, o Harrym napisano same kłamstwa i bzdury, natomiast o Cedriku nic. Chłopak również rozmawiał ze swoim wujkiem. Syriuszem Blackiem, który oznajmił mu, że stoi po jego stornie w sprawie brania udziału w turnieju. Nie wiecie, jak bardzo Harry uwierzył w siebie i jak bardzo polepszył się mu humor. Natomiast kilka dni temu, gdy siedziałam razem z Harrym i Nevillem nad jeziorem w poszukiwaniu jakiś wodnych roślin wpadłam z własnej głupoty do jeziora. I wiecie, kto mnie wyciągnął, pomimo że woda sięgała mi do kolan? Draco Malfoy. Tak ten tleniony bałwan. Było to dość dziwne i niezręczne, gdyż chłopak po wyciągnięciu mnie z jeziora odbiegł od nas w ekspresowym tempie. Do dziś z Harrym i Nevillem nie wiemy, co to miało znaczyć, ale po tej niespodziewanej kąpieli, na szczęście nie zachorowałam. To znaczy tylko kichanie i miałam stan podgorączkowy, ale lepsze to niż zapalenie płuc nie prawda? Z innej beczki Potter o smokach dowiedział się od Rona, który dowiedział się od swojej rodziny. Poprosiłam Harry'go, żeby również powiedzieć o tym Cedrikowi, na co się zgodził. Kiedy kilka dni temu szłam, z Harrym do Cedrika odechciało mi się mówić niebieskookiemu czegokolwiek. Debil pozwolił, by inny rozdali za niego, a następnie nosili głupie plakietki mówiące "Cedrik Górą", a następnie "Potter Śmierdzi." Wtedy powiedziałam Harry'emu, że jeśli nie chce, to nie mówimy mu czegokolwiek mówić, na co ten odparł spokojnie, że to na pewno nie jego sprawka, tylko przyjaciół, którzy tym gestem chcieli go wesprzeć. Nie powiem, zdziwiłam się nagłym spokojem i opanowaniem chłopaka. Właśnie, za takie sytuacje podziwiałam go z całego serca.
Po chwili Diggory już wiedział i w ramach odpowiedzi starał się, nam wyjaśnić co tak naprawdę zaistniało z tymi plakietkami, na co przewróciłam tylko oczami, a Harry odpowiedział, że nic się nie stało. Cymbał czasem za często przebacza i nie, żebym była zła na Cedrika, ale po prostu zawiodłam się na nim. Nie spodziewałam się takiego chwyty poniżej pasa od niego dla kogokolwiek. To było żałosne. Gdy wróciłam z Harrym do naszej paczki przyjaciół, zaczął się do nas dopierdalać nie kto inny jak sam Draco Malfoy. Na początku zwyzywał Harry'ego jak tylko się dało, a następnie zaczął się do mnie "dobierać". Na szczęście został on odciągnięty ode mnie przez Cedrika, który oddał go w ręce profesora Moody'iego, który po kilku dobitnych słowach zamienił go we fretkę. Blondyn chwilę nią pobył, dopóki nie przyszła profesor McGonagall i nakazał nauczycielowi obrony przed czarną magią zmienić fretkę z powrotem w chłopaka. Mężczyzna zrobił to z niechęcią, natomiast kiedy Draco był, już w swojej normalnej formie zaczął nam wszystkim grozić, jednak w szczególności nauczycielowi, co poskutkowało tym, że mężczyzna zaczął go gonić. Całą tę szopkę oglądała większość szkoło, co nie pozostanie zapomniane przenigdy. Dobra wróćmy już całkowicie do chwili teraźniejszej. Wraz z Hermioną kieruje się do namiotów zawodników. Po chwili zdecydowałyśmy, że jedna pójdzie z jednej strony, natomiast druga z drugiej, by szybciej odnaleźć Harry'ego.
-Harry czy to ty? -zapytałam, kiedy poczułam za "ścianą" czyjąś sylwetkę.
-Nie Harry jest po drugiej stronie namiotu i również z kimś rozmawia -odpowiedział szeptem.
-Kim jesteś? -zapytałam zbita z trochu.
-Cedrikiem Diggory. A ty? -Zapytał. Nic nie odpowiedziałam, tylko odsłoniłam materiał, który robił za ścianę namiotu i przytuliłam się do niego bardzo, bardzo mocno. Dopiero po upływie kilku sekund odczułam, odwzajemnienie uścisku chłopaka.
-Cedrik proszę, uważaj na siebie. Nie chcę cię stracić. Za bardzo mi na tobie zależy. Pomimo tych naszych kłótni czy cichych dni stałeś się dla mnie cholernie ważny. -wyznałam, szepcząc w jego przeogromną klatkę piersiową.
-Spokojnie nie musisz się o nic martwić. Pójdę, wygram i przytulę cię. Obiecuję. -oznajmił, w międzyczasie chwytając za mój podbródek i kierując, go do góry, żebym spojrzała w jego piękne morskie oczy. Obydwoje staliśmy wpatrzeni w siebie. Nie liczyło się nic i nikt. Tylko my.
Chwila, chwila moment czemu ja tak myślę? Czemu ja się tak czuje? Czy to oznacza?
Moja myśl została przerwana przez błysk i dźwięk flesza. Oczywiście by to nie kto inny jak ta wredna reporterka z Proroka Dziennego, która zwróciła się do naszej dwójki i dwójki moich przyjaciół, którzy również jak my się obejmowała.
-Zakochani! Jak wszystko dobrze pójdzie a pójdzie, już jutro wasza czwórka pojawi się w gazecie -powiedziała kobieta przesłodzonym głosem.
-Nikt cię tu nie zapraszał! To jest namiot dla zawodników i ich przyjaciół -odezwał się Wiktor, ze swoim charakterystycznym akcentem, którego kobieta ewidentnie się przestraszyła.
-Dostałam, to co chciałam -odpowiedziała, a następnie wyszła.
Spojrzałam na moich przyjaciół a oni na mnie. Następnie z powrotem pokierowałam swój wzrok w poprzednie miejsce. W oczy chłopaka, który cały czas trzymał mnie bardzo mocno w swoich ramionach, nie chcąc wypuścić. Z jego oczów tym razem mogłam wyczytać stres, obawę, i nadzieje. Nasze spojrzenia oderwały się po raz drugie, kiedy do namiotu weszli nauczyciele.
-Szczęścia życzę, podejście do mnie -oznajmił, dyrektor wchodząc do namiotu zawodników -Więc czekaliście, myśleliście i nareszcie nadeszła ta chwila -zaczął, się oglądać po całym namiocie nadal mówiąc swoją przemowę -Chwila, która wymaga od was wielkiej koncentracji. A co panie tu robią pani Krawczyk i Granger? -zapytał, spoglądając na naszą dwójkę, ale bardziej na mnie, ponieważ przez cały czas byłam obejmowana przez silne ramiona Cedrika.
-Yyyy ym ym my już sobie pójdziemy -powiedziałyśmy razem i wyszłyśmy.
Po wyjściu z namiotu udałam się z brunetką na trybuny. Na całe szczęście, nasze miejsca zostały zarezerwowane przez bliźniaków, Ginny oraz Rona. Po niecałych pięciu minutach wystrzeliła pierwsza armata, a z namioty wyszedł Cedrik. Chłopak początkowo się rozgadał, jakby kogoś szukał, ale po chwili został zaatakowany przez swojego smoka. Po nie całych dziesięciu minutach Cedrik zdobył jajo, ale kiedy wbiegał, z powrotem do namiotu został poparzony w prawą część ciała. Od razu po nim wyszedł Wiktor Krum. Mówiąc, szczerze nawet nie zauważyłam, kiedy z powrotem znalazłam się w namiocie dla zawodników. To był jakby odruch.
-Harry gdzie on jest? Gdzie jest Cedrik?! -zapytałam, zauważając przyjaciela.
-Pani Pomfrey smaruje go maścią, nieźle został poparzony. -oznajmił przejęty, wystraszony oraz załamany.
-Hej Harry! Szczeniaku ty mój. Nie martw, się wszystko będzie dobrze. Pamiętaj tylko o miotle i zaklęciu przywołującym, a będzie wszystko okey. Zobaczysz! Wierzę w ciebie szczeniaczku! Tylko proszę, wróć cały i tak poza tym powodzenia. -oznajmiłam, przytulając się do przyjaciela. Gdy nagle usłyszałam, bardzo głośny krzyk bólu i cierpienia, który ustał po pięciu sekundach. Jasna cholera Cedrik!
-Dobrze, że jesteś. Czeka na ciebie. -oznajmiła szkolna pielęgniarka, wychodząc za ścianki z materiału. Na znak zrozumienia pokiwałam tylko głową, a następnie ruszyłam przed siebie.
Czyli to tam leży. Okey Lena wdech i wydech i wchodzisz.
-Obiecałeś Cedrik! Obiecałeś i złamałeś obietnice! Zostałeś ranny! -powiedziałam, ze łzami w oczach siadają koło jego tułowia na łóżku, na którym leżał, chwytając przy tym wszystkim jego prawą dłoń, by móc ją przez cały czas teraz trzymać w moich dwóch małych.
-Widzisz to, jak w praniu. Niby nie dodajesz czerwonych ciuchów do białych, a i tak znajdzie się jakaś mała czerwona skarpetka, która zafarbuje wszystkie ciuchy na różowo. -powiedział, z uśmiechem oddając uścisk. -Hej przestań płakać. Proszę. Już mnie nic prawie, nie boli. To dzięki tej maści...
-Nie wierzę w ciebie! Zostałeś poważnie poparzony, a ty gadasz o praniu! Ska ty w ogóle wiesz, jakie są skutki dodania czerwonych rzeczy do białych?!
-Bądź już cicho i chodź, połóż się tu koło mnie.
*****
Jestem w pokoju wspólnym gryfonów. Każdy teraz oklaskuję Harry'ego i jego zwycięstwo nad tym jebanym smokiem. Niespodziewanie podchodzą do niego bliźniacy, podnoszą go na barki i zaczynają mówić.
- Nieźle Harry.
-Wiedziałem, że najwyżej stracisz którąś nogę.
-Albo rękę.
-Ale nie złamiesz karku.
-Nigdy! -mówili na zmianę bliźniaki.
-Cisza! Dawaj, Harry czytaj wskazówkę! -powiedziałam.
-Mam to otworzyć? -zapytał bliznowaty.
-Tak! -krzyknęli wszyscy zebrani.
-Czy mam to otworzyć? -dopytał.
-Tak! -krzyknęli wszyscy zebrani.
Kiedy jajo zostało otwarte, zaczęło się niemiłosiernie wydzierać. Każdy z obecnych w salonie zatkał sobie odruchowo uszy. Po tym jakże, dziwnym momencie w naszym życiu, każdy udał się do siebie, by uszykować się na następnie dzień ciężkiej nauki. Moje i Hermiony dormitorium było puste. Dziewczyny pewnie jeszcze przesiadują u swoich najlepszych przyjaciółek, dzięki czemu do naszego dormitorium na spokojnie mogli przyjść Ron i Harry. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, jedząc przy tym moje słodziutkie skarby z mojej prywatnej komnaty tajemnic. Gdy nagle do mojego okna zapukała pewna sowa. Ptak był bardzo piękny. W różnych odcieniach brązu, które idealnie do siebie pasowały. W dziobie trzymał liścik. Najpierw pogłaskałam zwierzątko, potem wzięłam wiadomość, nakarmiłam, a na koniec wypuściłam na wolność.
"Teraz w sobotę jest wyjście do Hogsmeade. Będę po ciebie dwadzieścia minut przed zbiórką"
-Czyżby to od twojego chłopaka? -zapytał Ron.
-Którego nie mam? Jak to możliwe? A no chwila to nie jest możliwe, bo jestem nadal wolna -odpowiedziałam, chowając liścik do szafki nocnej koło mojego łóżka.
-To, czego tym razem chce Cedrik? -zapytała, Hermiona przewracając oczami.
-Teraz w sobotę jest wyjście do Hogsmeade. Zostałam zaproszona na piwo kremowe. -zaśmiałam się.
-Cholipka! Ciekawe jak na to zareaguje Malfoy. -zażartował Harry, na co cała reszta wybuchła wielkim śmiechem.
****
Liczba słów: 1942
Publikacja: 11.04.2019r
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top