Epilog
Lena / 10 lat później.
Gdzie on jest? Przecież umawiałam się z nim przy błoniach. Może zapomniał i siedzi w swoim gabinecie poprawiając jakieś sprawdziany? Może powinnam do niego iść? Chyba tak zrobię. Podnoszę się z ziemi, spoglądając na miejsce, w którym za młodu uwielbiam siedzieć z przyjaciółmi. Na drzewie znajdują się nasze inicjały, dodając temu miejscu jeszcze większego uroku. Po prostu łezka w oku staje, jak widzę te całe miejsce. Po chwili wpatrywania się w korę na roślinie udaje się ścieżką do Hogwartu. Pierwsze docieram na dzieciniec szkoły. Wracają wszystkie wspomnienia. Od wejścia na niego pierwszy raz, po porzucenie szkoły przez Wesleyów a na końcu walki, którą wygraliśmy. Kierując, się dalej zatrzymuje się pomiędzy wejściem/ wyjściem na dziedziniec a wejściem do wielkiej sali. Wchodzę tam, udając się automatycznie, na swoje dawne miejsce. Siedząc na miejscu, rozglądam się po całym pomieszczeniu. Kilku uczniów w wielu Teda, przygląda mi się ze zdezorientowaniem, ale ignoruje ich. Jako trzydziestolatka nie mogę ot, tak wejść na stół i powiedzieć, co leży mi na sercu, ponieważ to bardzo niestosowne. Pierwszy przydział, pierwsza kolacja, śniadanie, obiad. Wybór uczniów do turnieju trójmagicznego, bal bożonarodzeniowy, pisanie Sumów itp to działo się wszystko właśnie tu. Nie mogę nadal uwierzyć, że kilkanaście lat temu, właśnie tu siedziałam. Przy wspólnym stole Gryfonów, wpatrując się zawsze w stół Puchonów, by, zobaczyć co on robi. A teraz on jest moim mężem i ojcem moich dzieci. Boże minęło tyle lat, a niezbyt to odczuwam. Po dość długiej chwili podnoszę się z miejsca i wychodzę, z wielkiej sali dając się już prosto do gabinetu mojego męża. Nawet podczas drogi, moja podświadomość przypominała mi przeróżne wspomnienia, nawet takie, które nie koniecznie odbywały się na korytarzach, którymi idę. Nikt z naszej dwójki chyba nie zapomni o spotykaniu się w środku nocy i spędzaniem razem czasu. Cedrik i ja, kiedy nie utrzymywaliśmy razem kontaktu, dość często na siebie wpadaliśmy, dzięki czemu nigdy nie zdarzyło mi się zarobić punktów. Idę cały czas twardo przed siebie, dopóki nie zatrzymuje mnie rzeźba. Jest ona gigantyczna ukazująca wszystkie ofiary, podczas bitwy o Hogwart. Docieram do Tonks i Lupina. Kładę swoje dłonie na kobiecej twarzy, wpatrując się w nią przez pewien moment. Od roku Ted wie, że nie jest moim, ani Cedrika synem. Wie o swoich rodzicach i swoim prawdziwym pochodzeniu. Malec, a może już nie, przyjął to zaskakująco dobrze. Przynajmniej udawał, ponieważ jak szłam, do swojej sypialni usłyszałam jak płacze do poduszki. Tej nocy spałam z niebieskowłosym, żeby go uspokoić i zapewnić mu, że pomimo nie jest, moim biologicznym synem to tak go traktuje. Nie wiem, czy za późno, czy za szybko powiedzieliśmy o tym Tedzie, ale cieszę się, że mamy to za sobą. Chłopak od piątego roku życia zaczął bawić się swoim kolorem włosów, oczy itp udowadniając nam tym samym, że jego matka zawsze będzie na ten sposób z nim.
-Obiecałam, że nim się zajmie i to robie. Kocham tego małego brzdąca jak własne dzieci. Nie musicie się o nic martwić. -powiedziałam, spoglądając na twarze z gipsu? cementu? Udając, się następnie dalej.
W końcu, kiedy znalazłam się pod właściwymi drzwiami, weszłam, do pomieszczenia nie pukając. Pan profesor podniósł na mnie swoje zmęczone oczy, po czym delikatnie się uśmiechnął. Zamknęłam, drzwi na klucz zaczynając podchodzić do niego powoli, kręcąc biodrami jak zawsze. Ced ogromnie to lubi. Mężczyzna zostawił wszystkie swoje rzeczy, odsuwając, się swoim fotelem trochę dalej, dzięki czemu mogłam usiąść na nim rozkrokiem. Po chwili wpatrywania się w siebie złączyliśmy nasze usta w pocałunek. Czy to możliwe, że już się za nim stęskniłam, a minęło tylko kilkanaście godzin?
-Czym zasłużyłem sobie na wizytę mojej przepięknej żony, w mojej pracy? -zapytał, tuż przy moim uchu, w międzyczasie składając na mojej szyi delikatne pocałunki.
-Zapomnieniem. -odpowiedziałam twardo.
-Co nie rozumiem... -wyznał, odrywając się od mojej szyi, by spojrzeć w moje czarne oczy.
-Umówiłeś się ze mną na błoniach. Czekałam na ciebie pół godziny. -odpowiedział, również wpatrując się w oczy mojego męża.
-Przepraszam kochanie, ale miałem dzisiaj pełno pracy papierkowej jak widzisz. Wynagrodzę ci to czekanie. Ubiorę się i możemy iść. -powiedział, całując mnie w czoło.
-Dobrze. -odpowiedziałam.
*****
-Cedrik dokąd ty mnie prowadzisz? -zapytałam, zirytowana.
-Zobacz sama. -powiedział, mężczyzna, odsłaniając mi oczy.
Po dostosowaniu się moich oczów do światła podwieczornego zaważyłam to samo duże okno, na którym zawsze spotykaliśmy się w środku nocy. Tym razie nie był to zimny marmur, który ogrzewał, się dopiero jak na niego usiadłam. "Parapet" był otulony grubym kocykiem, na którym znajdowały się poduszki, oraz jedzenie. Spojrzałam w szoku i szczęściu na chłopaka, następnie mocno się do niego tuląc.
-Piętnaście lat jesteśmy razem. Najlepsze piętnaście lat, jakie mogłem mieć. Dziękuję kochanie. Kocham cię. -wyszeptał chłopak, podczas naszego przytulas, kiedy ja umierałam. Boże nic dla niego nie mam...
-Cedrik, ja nic dla ciebie nie mam. -powiedziałam niepewnie.
-Dałaś mi już to kochanie. -odpowiedział.
-Co?! Kiedy?! Gdzie?! -zapytałam w szoku, odsuwając się od mężczyzny mojego życia.
-Ciebie głuptasie. Ciebie i wszystko, co z tym związane. -odpowiedział, złączając nasze usta w pocałunek.
Pomimo, że dużo mi odebrano, dużo też dostałam. Moje życie nie było łatwe, ale przyjemne. Czasem zdarzały się wzloty i upadki, dzięki, którym wiele się nauczyłam. Mam dopiero trzydzieści lat, jeszcze wiele przede mną, ale wiem, że dam radę dzięki osobą, które mnie otaczają. Było ciężko, ale było również łatwo. Życie dasz radę przespać, ale w moim przypadku czuje się, jakbym nie spałam wcale. Wszystko ułożyło się pięknie. Jestem zadowolona i w końcu mogę powiedzieć, że moja bajka zakończyła się słowami "i żyli długo i szczęśliwie".
🌟🌟🌟🌟🌟
Liczba słów: 905
Publikacja: 01.09.2019r
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top