Rozdział 8 ~ Kiedy wszystko idzie źle...

Pod koniec dzisiejszego dnia klimat Afryki dał o sobie znać, jak jeszcze nigdy podczas moich wszystkich wizyt na tym kontynencie. Słońce, nie zrażone faktem iż niedługo powinno zajść, w dalszym ciągu świeciło z , miałam wrażenie, całej swojej siły, niewiele ponad linią horyzontu. W związku z panującym upałem każda osoba w wiosce miała przy sobie przynajmniej jedną butelkę wody, jeśli nie więcej. W moim przypadku pojemnik był opróżniony do ostatniej kropelki od mniej więcej piętnastu minut. 

Od rozmowy z Trish minęło ładnych kilkadziesiąt minut. Od tamtej pory nie miałam z nią kontaktu- kobieta jakby zapadła się pod ziemię albo, co bardziej prawdopodobne, roztopiła się pod wpływem promieni słonecznych. Ja sama miałam wrażenie, że coś takiego stanie się ze mną lada moment. Moja skóra była nagrzana i niemiłosiernie piekła, pot lał się ze mnie strumieniami i jedyną rzeczą o jakiej teraz marzyłam była zimna kąpiel, dokładnie- wiadro zimnej wody, które będę na siebie wylewała w starej, rozpadającej się szopie, i jeszcze jedna butelka wody. 

Odgarnęłam z czoła kosmyk włosów, który przykleił się do niego jak do taśmy i przejechałam dłonią po mokrym policzku. Nie chciałam dowiedzieć się jak wyglądam w tej chwili, choć nie trudno było się tego domyślić- zapewne ktoś mógłby pomylić rumieńce na mojej twarzy z oparzeniami trzeciego stopnia, a włosy z ptasim gniazdem. 

Ziewnęłam przeciągle. Dzisiejszego dnia nie było zbyt wiele do roboty- praktycznie cały czas siedziałam, rozmawiałam z różnymi osobami, niekoniecznie lubianymi- pomyślałam myśląc o synu Trish, lub po prostu się nudziłam. 

Nie mogąc znieść rażących promieni słońca, wstałam i udałam się w stronę namiotów gdzie, miałam nadzieję, znajdę trochę cienia. Na miejscu znalazłam się kilka minut później- minęłam tylko budynki mieszkalne, jak zwykle zapracowanych ludzi i już byłam w stanie dostrzec ciemnozielony namiot, jeden z trzech rozstawionych w tym miejscu. 

Wchodząc do namiotu przypadkiem wpadłam na średnio wysoką kobietę. Po podniesieniu wzroku stwierdziłam, że jest to nie kto inny jak Trisha. Ucieszyłabym się, że ją widzę, gdyby nie fakt, że chwilę później zobaczyłam zaczerwienione oczy kobiety, które usilnie próbowała ukryć pod białą husteczką. 

-Co się stało?- spytałam zmartwiona.

Zanim odpowiedziała przetarła powieki wierzchem dłoni i wzięła głęboki oddech. 

-Nic Olivia, wszystko w porządku- oznajmiła kobieta zachrypniętym głosem i było dla mnie jasne, że kłamie. Tylko, po co? 

-Pytam poważnie- powiedziałam i położyłam dłoń na ramieniu kobiety.

-To już nie ważne- Trish odsunęła się ode mnie i spróbowała ominąć, lecz odrazu skutecznie jej to uniemożliwiłam.

-Chyba jednak ważne skoro płakałaś- zauważyłam i spojrzałam na brunetkę. Widząc niechęć i zmęczenie na jej twarzy zrobiło mi się żal kobiety. Pracowała naprawdę ciężko i była najlepszą osobą jaką znałam, może z wyjątkiem mojej matki, i na pewno nie zasługiwała żeby ktokolwiek lub cokolwiek było powodem jej złego samopoczucia.

-Może i tak, Olivia- przyznała wreszcie i już myślałam, że uda mi się przekonać kobiete do rozmowy kiedy dodała- Przepraszam, jestem zmęczona.

-Trish...-powiedziałam, uparcie dążąc do zamierzonego celu- Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie porozmawiasz ze mną to zrobi to moja mama?- spytałam, a na twarzy kobiety pojawiło się zaskoczenie- Kiedy tylko przyjedziemy...

-Dobrze, dobrze- poddała się i zajęła miejsce na jednym z łożek, więc ruszyłam w ślad za Malik- Chodzi o Zayna- westchnęła.

-Twojego syna?- spytałam nie mając pewności, że mamy na myśli tego samego chłopaka. Kontynuowałam kiedy kobieta lekko skinęła głową- Mogłam się domyślić- prychnęłam.

Żadne słowa znane człowiekowi nie były w stanie opisać mojej niechęci do tego chłopaka. Zachowywał się jak skończony dupek i idiota, z resztą był i jednym i drugim w dwustu procentach.

-Co zrobił?- spojrzałam na Trish, nadal niechętną do rozmowy.

-Nic nowego...- zaczęła, przecierając oczy wierzchem dłoni- Po prostu zachowuje się gorzej niż dziecko, niczego nie potrafi zrozumieć- pociągnęła nosem- A ja mam dość ciągłego tłumaczenia mu, że chcemy dla niego dobrze, bo on i tak nic sobie z tego nie robi- powiedziała przygryzając wargę- Nie mam do niego siły, chyba powinnam odpuścić- wstchnęła- I to już dawno- dodała na koniec.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Byłam wyprowadzona z równowagi tak bardzo, że słowa nie miały dla mnie większego sensu. Za kogo on się uważał? Ktoś powinien skutecznie go naprostować żeby wreszcie się ogarnął. Współczułam Trishy takiego syna. 

-Wiesz...- zaczęłam, próbując odnaleść w głowie wyrazy, które utworzą jakieś w miare sensowne zdanie- Ignoruj go- wzruszyłam ramionami- To chyba tak działa, że...jeśli przestaniesz się tak przejmować to może do niego dotrze- stwierdziłam- Ja bym tak zrobiła.

-Nie znasz go tak dobrze jak ja- brunetka pokręciła głową- Byłby zadowolony jeśli przestałabym się do niego odzywać- schowała twarz w dłoniach- Miałby spokój.

-Nie może być, aż tak źle, Trish- próbowałam pocieszyć załamaną kobietę- Kiedyś przejrzy na oczy- powiedziałam i miałam ochotę uderzyć się w głowę za wypowiedzenie słowa kiedyś. Świetne pocieszenie, na pewno jej pomogłaś, Olivia- pomyślałam. 

-Nie mówię, że nie, ale gdy wreszcie do tego dojdzie to zapewne ja będę od kilkunastu lat w grobie- stwierdziła bez odrobiny humoru- Nie potrzebnie go z sobą zabrałam- kontynuowała kobieta- Miałam głupią nadzieję, że kiedy zobaczy to wszystko, może coś się w nim obudzi, ale się myliłam- pokręciła głową z niedowierzaniem. 

-Mam pomysł- oznajmiłam, starając się brzmieć pozytywnie- Nie myśl o tym w tej chwili, teraz jesteśmy tutaj żeby pomagać dzieciakom, a nie przejmować się wyczynami synów- odparłam z uśmiechem na twarzy. Co prawda, trochę sztucznym, ale to zawsze lepsze niż nic. Trisha zgodziła się ze mną skinieniem głowy i wyszła z namiotu z znacznie poprawionym humorem. W tym czasie ja udałam się poszukać jej syna, gdyż stwierdziłam, że ktoś powiniem przemówić mu do rozsądku, ukrytym gdzieś w otchłani jego głowy. A tym kimś byłam ja. 

Natknęłam się, a raczej wpadłam, na niego zupełnie przypadkiem, kilka minut później. 

-Mogłabyś uważać jak chodzisz?- spytał sarkastycznie. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulkę, przez którą przebijały dziesiątki różnych tatuaży. 

-Nie mogłabym- odparłam i przeszłam do rzeczy- Mamy sobie coś do wyjaśnienia- oznajmiłam.

-Moja matka już zdąrzyła ci powiedzieć, że wysłała mnie z przeprosinami?- spytał, krzyżując ręce na piersi, a ja zmarszczyłam brwi. 

Co?

-Jakimi przeprosinami?- nie wiedziałam o co chodzi. Pan Wyjebane Na Wszystko miałby mnie przepraszać? 

-No, wiesz...- zaczął- Za tamto wcześniej- powiedział, a ja zauważyłam, że próbuje hamować śmiech. A więc tak? Przeprasza mnie dla świętego spokoju. Trish jednak miała absolutną racje. 

-Nie ważne...- odparłam, chcąc skończyć temat i przejść do dobitnego opierdolenia tego... Nawet nie wiedziałam jakim słowem go określić- miałam wrażenie, że obrażałabym dupków nazywając go w ten sposób- Bardziej interesuje mnie uświadomienie ci co zrobiłeś swojej matce- oznajmiłam, czekając na reakcję chłopaka. 

-A zrobiłem cokolwiek?- spytał z wyrazem niezrozumienia na twarzy- Nie przypominam sobie.

Zastanawiałam się czy po prostu zapomniał, czy uważał swoje zachowanie za coś normalnego, nie wykraczającego poza granice moralności. W przypadku tej drugiej opcji, serio powinien iść się leczyć. 

-Nie wiem dokładnie co odpierdoliłeś, ale musiałeś się naprawdę postarać, bo zastałam ją całą zapłakaną, wiesz?- powiedziałam i postanowiłam poczekać, aż chłopak się odezwie. Nie doczekałam się...- Nic nie powiesz? Nie wtrącisz żadnej ciętej uwagi w stylu "zajmij się sobą i daj mi spokój, dziewczynko" ?- widziałam,że nie wiedział co zrobić. Bingo. Właśnie o to mi chodziło- Mam tylko jedną prośbę: następnym razem może pomyśl trzy razy zanim otworzysz usta, okej?

-Nic o mnie nie wiesz.- odparł, a tym samym zmienił temat. Sprytne.

-Uwierz mi, że bardzo mnie to cieszy.- oświadczyłam zgodnie z prawdą. 

Napisałam!

W pierwszej kolejności chcę mega, mega bardzo podziękować za ponad 900 odczytu! Pisząc pierwszy rozdział nigdy bym nie pomyślała, że tyle osób przeczyta moje opowiadanie <3 Jeszcze bardziej dziękuje tym, którzy poświęcają trochę więcej czasu i piszą komentarze. Naprawde KAŻDY z nich wywołuje banana szczęścia na mojej twarzy :* Dziękuje, dziękuje, dziękuje! 

Życzcie mi weny! Jeszcze większej niż teraz i do następnego! :)) 

                        









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top