Rozdział 4 ~ Przygody ciąg dalszy

W tak upalne dni jak ten mało komu chciało się robić cokolwiek, a dopiero pracować tak ciężko, jak ludzie tutaj.

Między innymi dla tego tak bardzo ich podziwiałam.

Wstawali wcześnie rano, pracowali pół dnia na polu, a resztę spędzali na zajmowaniu się dziećmi. To niesprawiedliwe, że musieli tak harować żeby przeżyć. Mimo tego niektórym i tak się nie udawało.

Siedziałam na ziemii obok Liam'a. Mielismy chwilę wolnego.

Wstaliśmy równo o świcie. Kilka osób odrazu zajęło się naprawą studni i boiska, natomiast Polly, Niall, Liam oraz ja pomogliśmy przygotować drewno na ognisko. Pominę fakt, że i ja i moja przyjaciółka tak naprawdę byłyśmy przyczyną większości niepowodzeń.

Po zapoznaniu się z kilkoma osobami dowiedziałam się, że co kilka dni urządzają oni wielkie ognisko. Wszyscy siadają wokół niego, śpiewają i rozmawiają do samego rana. Niestety, żeby pozwolić sobie na tyle odpoczynku dzisiaj muszą pracować dwa razy więcej.

Dlatego po pięciu minutach musiałam ponownie przystąpić do moich zajęć. W wiosce kobiety głównie zajmowały się dziećmi lub przygotowywały posiłki- padło na to drugie.

Poszłam do niewielkiego szałasu...lub domu razem z Naomi. W pierszej części stały naczynia, a dalej leżały koce, które zapewne służyły jako łóżka.

-Nie chciałabyś czasami zająć się czymś innym?- spytałam, jednocześnie niosąc wodę do domu kobiety.

-Czymś innym?

-No...Na przykład żeby twój mąż zajął się dziećmi- powiedziałam wywołując śmiech u Naomi- Co?

-Nic. To niemożliwe, zawsze tak było- odparła, a mnie zdziwiła jej znajomość angielskiego. 

Trisha na serio odwaliła kawał dobrej roboty.

-W porządku...To co teraz robimy?- spytałam gdy obie odłożyłyśmy swoje wiadra przy ścianie budynku.

-Dzisiaj to ja muszę nakarmić połowę wioski, więc...- powiedziała jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

                                                  *                          *                           *

Gdy tylko skończyłam przygotowywać posiłek postanowiłam poszukać Polly. 

Okazało się, że dziewczyna zamiast pracować czy robić cokolwiek pożytecznego rozmawia sobie z nikim innym niż Niall'em. 

Oboje siedzieli pod jednym z naszych namiotów. Polly co chwilę zerkała na chłopaka, ale on nie pozostawał jej dłużny. 

Obiecałam, że przepowiem jej przyszłość...Ale najwyraźniej wcale nie trzeba być medium żeby stwierdzić, że coś się kroi. 

Niall coś powiedział, a blondynka uśmiechnęła się. Na jej twarz wstąpił rumieniec, który usilnie próbowała ukryć. 

Szkoda, że mam słaby słuch- pomyślałam. 

Stałam na miejscu przez kolejne kilka minut przyglądając się ich rozmowie, która z każdą sekundą przestawała przypominać relację przyjaciel-przyjaciółka. 

Kiedy natrafiłam na Trishę dowiedziałam się, że narazie nie ma nic specjalnego do roboty oraz, że jeśli chcę to mogę pójść sobie z kimś porozmawiać.

Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać więc wróciłam pod namiot. Na szczęście Polly i Niall skończyli swoją zapewne interesującą rozmowę i mogłam do niej podejść. 

-Cześć- przywitałam się i zajęłam miejsce obok dzieczyny, które niedawno zajmował blondyn.

-Podsłuchiwałaś nas- powiedziała i spojrzała na mnie z rekoma skrzyżowanymi na piersi.

-Kogo?- spytałam unosząc brwi- I kiedy?

-Mnie i Niall'a. Niedawno. 

-Nie podsłuchiwałam- zaprzeczyłam- Tylko patrzyłam. 

-To dobrze...- odetchneła z ulgą.

-O czym wy rozmawialiście?- spytałam, a na mojej twarzy pojawił się podejrzliwy uśmiech.

-Nic specjalnego...- powiedziała przygryzając wargę.

-Jesteś pewna? Bo wyglądałaś na wniebowziętą.

-Powiedział, że mam piękne oczy- oznajmiła i schowała twarz w dłoniach.

-Serio?- spytałam, a moje oczy powiększyły się do rozmiaru arbuza- I co ty na to?

-Mniej więcej to co teraz- skrzywiła się- Zrobiłam z siebie totalną idiotkę- uderzyła się otwartą dłonią w głowę z okrzykiem głupia. 

-Przestań- powiedziałam- Wydaje mi się, że on na ciebie leci- uśmiechnęłam się.

-Oczywiście...- wywróciła oczami.

-A niby czemu nie?- spytałam.

Zawszę zastanawiałam się dlaczego ładne dziewczyny uparcie twierdzą, że nikomu się nie podobają. 

To chyba jakiś powszechny syndrom. 

-Bo ty tu jesteś, a wydaje mi się, że gdyby facet miałby wybierać pomiędzy tobą, mną to raczej wolałby ciebie.

-Dlaczego akurat mnie?- spytałam otwierając szerzej oczy.

-Bo jesteś zajebiście ładna.

-Nie tylko to się liczy- powiedziałam nie popierając słów Polly- Wydaje mi się, że Niall lubi cię za charakter, a nie wygląd. Poza tym ja nie szukam chłopaka- uniosłam ręce w obronnym geście.

-To już wiem- usmiechnęła się- Ale i tak myślę, że niepotrzebnie robię coś z niczego. Powiedział tylko, że mam ładne oczy, nic więcej- wzruszyła ramionami, a ja nie mogłam uwierzyć w jej pesymizm. 

-Tylko?...Dziewczyno! Jeśli facet mówi ci, że masz ładne oczy to znaczy, że musiał ci się przyglądać...

-Jaki facet nie obczaja dziewczyn?- spytała śmiejąc się.

-No okej...Coś w tym jest, ale jeśli obczajałby cię tak sobie, jak to każdy inny facet, to raczej nie patrzyłby ci w oczy, tylko...Sama wiesz...

-Niby masz rację...- zamyśliła się- Tyle, że u mnie nie ma na co patrzeć. 

-Nie wytrzymam...- powiedziałam kręcąc głową. 

                                               *                                  *                                 *  

Nasz wolny czas skończył się w chwili gdy Trisha oznajmiła, że czas zabrać się za rozpalanie ogniska. 

Przez kilkadziesiąt minut nosiłam kawałki drewna i układałam je w nie do końca równy stos. Pomagał mi Liam. 

Następnie wyruszyłam na poszukiwania Trishy, chcąc z nią porozmawiać. 

Znalazłam ją już po kilku minutach w towarzystwie wysokiego chłopaka. Tego samego, który palił papierosa zanim wsiedliśmy do autobusu. 

Brunet nie wyglądał na zadowolonego, a po kilku sekundach od mojego przyjścia odszedł od kobiety. 

-Z kim rozmawiałaś?- spytałam siadając na pniu drzewa.

-Z synem- westchnęła.

-To jest twój syn?- uniosłam brwi, zdziwiona.

Wiedziałam, że Trisha ma syna, ale nigdy go nie widziałam. Poza tym inaczej wyobrażałam sobie dziecko tak porządnej kobiety.

-Tak- pokiwała głową- Zabrałam go ze sobą i powoli zaczynam żałować. 

-Dlaczego?- spytałam patrząc w ziemie.

-Wiesz...To trudny przypadek- powiedziała- Tak to ujmę.

-Co się dzieje?

-Ma dwadzieścia trzy lata, jest bezrobotny, ciągle imprezuje- wymieniała po kolei, wcale się nie zastanawiając- Kupiliśmy mu mieszkanie, mając nadzieje, że się uspokoi, ale skutek był zupełnie odwrotny...Mogłabym tak wymieniać przez kilka godzin- pokręciła głową- Nie wiem już co z nim zrobić. Nic na niego nie działa- oznajmiła chowając twarz w dłoniach- Potrzeba mi cudotwórcy, który specjalizuje się w sprawach wykraczających poza ludzki rozum. 

-Mogę spróbować- zaproponowałam- Mój tata twierdził, że mam wyjątkowy dar przekonywania. 

-Byłoby świetnie gdybyś zdziałała cokolwiek- uśmiechnęła się z niedowierzaniem- Ale naprawdę robiłam wszystko co się da.

-Nie zaszkodzi spróbować...Tylko...do czego mam go zmusić?- spytałam patrząc na kobietę.

-Nie wiem czy powinnam być aż tak okrutna...

-Hm?

-Nigdy nie lubił dzieci- uśmiechnęła się- Wykorzystaj tą informację jeśli chcesz. 

-W porządku- powiedziałam, a w mojej głowie ukształtował się plan idealny.

-Tylko poczekaj kilka godzin- odezwała się zanim odeszłam- Trochę się pokłóciliśmy. Powinien trochę odreagować. 

-Nie ma sprawy- powiedziałam i poszłam w stronę namiotu. Do Polly.

Dziewczyna leżała na swoim rozkładanym łóżku i czytała książkę.

-Masz ochotę się przejść?- spytałam stając przy wejściu.

Dziewczyna oderwała się od lektury i spojrzała na mnie.

-Spoko- odpowiedziała krótko i wstała z posłania.

Ubrała buty i razem poszłyśmy przed siebie. 

-O czym tyle rozmawiałaś z Trishą?- spytała kiedy zajęłyśmy miejsce na suchym piasku. 

-Ten chłopak, którego widziałyśmy przed wejściem do autobusu, pamiętasz?

-Mhm...Co z nim?

-To jej syn- oznajmiłam, a na twarzy Polly malowało się zdzwienie- Mam specjalny zaszczyt i muszę sprawić żeby się ruszył.

-Rozumiem, że to typ chłopaka- imprezy, seks, alkohol, papierosy, seks, imprezy?- spytała, a ja wybuchłam śmiechem. 

-Trafiłaś w dziesiątkę- wydusiłam śmiejąc się.

-Tylko na niego uważaj...Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy.

-Bądź spokojna- powiedziałam- Poradzę sobie. 

Mój napad euforii przerwało dziwne uczucie...Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje.

Nie myliłam się. 

Z odległości kilkudziesięciu metrów patrzyła na mnie para miodowych oczu.

Nie wiem dlaczego, poczułam dreszcze... 









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top