Rozdział 34 ~ "Potrzebuję cie"
"Wydawało mi się, że najgorsze, co może cię spotkać, to skończyć w samotności. Nieprawda. Najgorzej to skończyć z ludźmi, wśród których czujesz się kompletnie sam" - Robin Williams
Tego dnia dobijała mnie bolesna świadomość, że wśród wszystkich swoich znajomych, przyjaciół, nawet mamy, jestem zupełnie sama. Niezrozumiana i pozostawiona z własnym sumieniem, które podpowiadało mi, że inaczej być nie mogło.
Z samego rana, szczelnie owinięta szalem, wyszłam z domu i pojechałam samochodem w stronę pobliskiego cmentarza. Mijałam setki grobów, nie przykuwając uwagi do żadnego z nich. Poza jednym, dla którego stałam w chłodzie i wietrze, nie przejmując się okropną pogodą, która perfekcyjnie oddawała mój nastrój- ciemne, ciężkie chmury, szare niebo, ponura aura, która otaczała cały mój świat, którym dzisiaj był czarny nagrobek z wyrytymi na tablicy złotymi napisami- James Lime, ur. 12.04.1970r., zm. 06.10.2009r. Kochający mąż i ojciec.
Westchnąwszy, usiadłam na małej ławeczce, ustawionej naprzeciwko grobu mojego taty i długie minuty wpatrywałam się w trzy słowa, niesprawiedliwie tam umieszczone, ponieważ nigdy nie były w stanie opisać mojego ojca w choćby jednym procencie. Kochający mąż i ojciec. Kochający mąż i ojciec...
Odeszłam od grobu pół godziny później i wróciłam z powrotem do pustego mieszkania. Nie potrafiłam znaleźć niczego, czym mogłabym się zająć, by odciągnąć swoje myśli od nieżyjącego taty, dlatego po prostu położyłam się na kanapie i przykryłam głowę poduszką, jakby miało mi to w czymś pomóc.
Ten szósty dzień października od pięciu lat był dla mnie najgorszym dniem w roku i zawsze przeżywałam go tak samo okropnie, pozbawiona chęci do życia. Tego dnia uświadamiałam sobie, że minęło kolejne dwanaście miesięcy bez taty. Rok temu, podobnie jak pozostałe trzy razy, siedziałam cały dzień w domu, dokładnie jak teraz. Z mamą też się nie spotykałam, bo nie byłam w stanie spojrzeć jej w oczy, wiedząc jak wielką stratę poniosłyśmy. Za każdym razem chciałam spędzić szósty października w samotności, jednak tym razem było inaczej. Czułam dziwną potrzebę porozmawiania z kimkolwiek, o wszystkim- nie tylko o tacie- o problemach, które zbierały się w mojej głowie, po to, by jednego dnia przyjść jak huragan i zniszczyć mnie jako człowieka.
Wczorajszego dnia przyłapałam się na myśleniu o Zayn'ie. Spędzaliśmy razem wiele wieczorów i wczoraj, kiedy byłam sama, podwójnie odczułam jak mi go brakuje. Nawet nie wiedziałam, kiedy zdąrzyłam tak się uzależnić od tego chłopaka. Chciałabym żeby już wrócił, bo na tę chwilę był on jedyną osobą, która potrafiła mnie w pełni zrozumieć. Kilka razy zbierałam się na odwagę by do niego zadzwonić, lecz po krótkiej chwili rezygnowałam. Był w odwiedzinach u swojej rodziny, której długo nie widział, i nie chciałam mu przeszkadzać. Zayn powinien spędzić jak najwięcej czasu z siostrami i ewentualnie pogodzić się z ojcem, a nie przejmować moimi problemami.
Perspektywa Zayn'a
-No, chodź- powiedziałem do siostry, stojąc przy wyjściu z mieszkania wraz z walizką. Waliyha objęła moją szyję ramionami i ścisnęła mnie tak mocno, że miałem wrażenie jakbym prawie zemdlał.
-Nie waż się tu znowu przyjeżdżać bez dziewczyny- powiedziała mi na ucho, a ja pokręciłem głową, uśmiechając się jednocześnie.
-Zajmij się może sobą- zaproponowałem, podchodząc do Safy, której twarz przypominała minę męczennika, który idzie na śmierć- Eej, niedługo się widzimy- zapewniłem, a ona pokiwała głową- Na mnie już czas- oznajmiłem, puszczając dziewczynkę- Do zobaczenia- powiedziałem zanim opuściłem mieszkanie. Zszedłem po schodach i, złapawszy taksówkę, pojechałem na lotnisko.
Przedarłem się przez tłum ludzi, próbujących dostać się do swoich samolotów, i sam poszedłem poszukać odpowiedniego wejścia. Dziesięć minut później siedziałem na pokładzie samolotu do Londynu, z jednej strony przygnieciony bez jakiegoś grubasa, który dosłownie wylewał się na moje miejsce. Brakowało mi tylko dzieciaka, kopiącego od tyłu fotel, ale naszczęście się nie zjawił.
Perspektywa Olivii
Siedząc w salonie z kubkiem ciepłej kawy, wspominałam sobie mojego tatę, starając się by te wspomnienia należały do pozytywnych. Jednym z nich był na pewno moment, w którym postanowiłam, że chcę pomagać potrzebującym- tak jak mój tata.
Był to ciepły, letni poranek. Miałam niecałe siedem lat i wstałam z łóżka, zbudzona przez odgłosy rozmowy w sąsiednim pokoju. Weszłam do salonu i zastałam tatę z walizką u boku oraz żegnającą się z nim mamę. Na początku trochę się przestraszyłam, że tata gdzieś jedzie, więc podeszłam do rodziców.
-Gdzie jedziesz, tato?- spytałam tamtego dnia, patrząc na mężczyznę.
-Jadę do Afryki żeby pomagać biednym ludziom- odparł z uśmiechem mój tata- Nie martw się, wrócę niedługo- dodał, zobaczywszy wyraz mojej twarzy.
-Mogę też jechać?- spytałam, zerkając na mamę.
-Dopiero kiedy podrośniesz, kochanie- powiedział tata i pocałował mnie w czoło- Będę z ciebie dumny- te słowa pozostały ze mną, aż do dzisiaj i wiedziałam, że nigdy ich nie zapomnę. Jeżdżąc do Afryki, przypominałam sobie te trzy wyrazy, które dodawały mi chęci do działania.
Westchnęłam głośno zanim wzięłam łyka kawy, która okazała się zimna. Postukałam bezsensownie w blat stołu, przygryzając wargę. Wzrokiem dosięgałam zdjęcia mojego taty, które leżało na szafce obok telewizora. W jednej chwili popłakałam się jak idiotka, ukrywając twarz w dłoniach. Pokręciłam głową, by odegnać niechciane myśli i wspomnienia i powiedziałam sobie w głowie żebym przestała płakać- podziałało na odwrót. Teraz łzy leciały mi z oczu niczym wodospad. Wzięłam głęboki oddech by się opanować i w tym samym momencie po moim mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka.
Podeszłam do drzwi, ocierając mokre od łez policzki, i otworzyłam je. Moje martwe spojrzenie napotkało czekoladowe oczy pełne energi i radości, które zbledły, zobaczywszy moją twarz.
-Co się stało, Olivia?- spytał Zayn, marszcząc brwi. Przekroczył próg mojego domu, objął mnie ramieniem w talii i poprowadził w głąb salonu.
-Powiem ci później- szepnęłam ledwo słyszalnie i przytuliłam się do chłopaka, opierając twarz na jego ramieniu, jednoczeście zanosząc się płaczem.
-Okej- powiedział Malik, gładząc uspokajająco moje plecy- Spokojnie.
Brałam głębokie wdechy, by zrównoważyć szalejący oddech i bijące serce. Zacisnęłam pięści na rogach koszulki Zayna i zamknęłam oczy. Łagodny głos mulata, który nieprzerwanie próbował mnie uspokoić, pomógł mi zatrzymać potok łez. Po kilku minutach odsunęłam się od bruneta, by przetrzeć oczy rękoma. Nie chciałam wiedzieć jak wyglądam.
-Już w porządku- uśmiechnęłam się słabo, patrząc na Malika. Miał na sobie czarne spodnie oraz koszulę w niebiesko czarną kratę- Dzisiaj jest piąta rocznica śmierci mojego taty i od rana czuję się jak gówno- westchnęłam- Napijesz się czegoś?- zaproponowałam, uchyliwszy drzwi kuchni.
-Nie dzięki- powiedział Zayn i usiadł na kanapie.
-Oczywiście- prychnęłam, wywracając jednocześnie oczami- Jak było w Ameryce?- spytałam, by odwrócić uwagę chłopaka od mojego smutnego spojrzenia, którego niestety nie byłam w stanie zwalczyć. Zajęłam miejsce obok mulata, czując na sobie jego uważny wzrok.
-Nie musisz udawać, że masz dobry humor- odezwał się nagle Malik i spojrzał mi w oczy. Spuściłam wzrok na splecione palce swoich dłoni i przygryzłam wargę- Pamiętasz kiedy mówiłem , że czeka cię długa droga zanim uda ci się mnie oszukać?- pokiwałam jedynie głową- Nie robisz postępów- stwierdził, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Bo, wiesz...Nie wiem co się ze mną dzieje, ale czasami nie mam ochoty na nic- zaczęłam, wbijając wzrok w ścianę- Chcę z kimś porozmawiać i zastanawiam się z kim. Wiem, że to głupie, ale od dłuższego czasu czuję, że Harry i Kelly nie rozumieją mnie tak dobrze, jak kiedyś. Od takich rzeczy zawsze miałam tatę, bo z nim dogadywałam się lepiej niż z mamą- wzruszyłam ramionami, kładąc głowę na ramieniu Zayna- Wiem, że się stara, ale kiedy się jej z czegoś zwierzę, nie czuję się lepiej. Pojebana jestem, nie?- spytałam retorycznie, bo odpowiedź znałam aż za dobrze.
-Może trochę- uśmiechnął się Malik, a ja trąciłam go łokciem w bok.
Dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż zebrałam się na odwagę, by wypowiedzieć dwa słowa od dawna ciążące mi na duszy.
-Potrzebuję cie- szepnęłam cicho i zamknęłam oczy.
-Wydaje mi się, że tu siedzę- powiedział brunet, a kąciki moich ust wygięły się w uśmiechu.
-Jesteś idiotą. Zawsze niszczysz nastrój- zdąrzyłam powiedzieć zanim Zayn uniósł lekko mój podbrudek i złączył nasze usta- Ale chyba ci wybaczę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top