Rozdział 18 ~ Nie oceniaj książki po okładce
Woń mięty podrażniła moje nozdrza i otworzyłam oczy. Rozciągnęłam się w wygodnym łóżku i ziewnęłam, po czym odgarnęłam włosy z twarzy oraz przeniosłam się do pozycji siedzącej. Dawno nie spałam tak dobrze.
Leżałam w łóżku, wtulona w poduszkę przez dłuższy czas, z wrażeniem, że zapomniałam o czymś ważnym.
Poniedziałek- uświadomiłam sobie nagle. Mam dzisiaj szkołe.
Wstałam z łóżka i założyłam swoje wczorajsze ubrania- ciemne spodnie z dziurami i czerwoną koszule w kratę, zostawiając rzeczy Zayna na poduszkach. Nie musiałam sprawdzać godziny żeby wiedzieć, że znowu się spóźnie, ale dla pewności zerknęłam na wyświetlacz komórki. 07:46. Można było się tego po mnie spodziewać. Zdarzyłby się cud jeśli choć raz wszystko miałabym uporządkowane.
Wyszłam z sypialni Zayna i ujrzałam chłopaka stojącego niecały metr ode mnie.
-Cześć- przywitałam się, darząc bruneta uśmiechem.
-Cześć- spojrzał na mnie badawczym wzrokiem- Zawsze wstajesz tak wcześnie?- spytał, opierając się o ścianę.
-Wcześnie?- uniosłam brew- Zaraz spóźnie się do szkoły- oznajmiłam, zgarniając nieuczesane włosy z twarzy. Pewnie wyglądałam jak siedem nieszczęść- Musze już iść- dodałam i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, lecz po chwili zatrzymała mnie silna ręka Zayna.
-Co. Ty. Robisz?- spytałam ważąc każde słowo gdy chłopak stanął przed drzwiami i uniemożliwił mi opuszczenie jego mieszkania.
-Masz dzisiaj wolne- odezwał się zagadkowo i skrzyżował ręce na piersi.
-Dlaczego?- spytałam, zaskoczona. Co go ugryzło?
-Bo jak umrzesz w ławce to będę głównym podejrzanym o spowodowanie twojej śmierci.
-Jesteś nienormalny- pokręciłam głową, mrużąc oczy. Zayn Malik był dla mnie wielką i intrygującą zagadką od samego początku, ale bez przesady- Pojmę kiedyś sposób działania twojego mózgu?- spytałam.
-Wątpliwe- powiedział odrazu, pewny siebie- To zbyt skomplikowany proces jak na twój nędzny umysł.
Westchnęłam i zbliżyłam się do bruneta.
-Wypuść mnie- rozkazałam, próbując odzyskać dostęp do drzwi.
-Musisz postarać się bardziej- odezwał się luźno, z rozbawieniem w głosie.
-Jesteś niemożliwy, współczuje twojej rodzinie- pokręciłam głową, odwracając wzrok.
-To dla mnie zaszczyt.
-Okej...W takim razie co mam robić?
Kilka minut później siedziałam w kuchni Zayna, pijąc sok pomarańczowy, lecz rozmowa się nam nie kleiła dlatego większość czasu nie odzywaliśmy się wcale.
-Masz rodzeństwo?- spytałam, stukając palcami o powierzchnię drewnianego stołu.
-Taa, mam- odpowiedział krótko, wpatrzony w ścianę- A ty?- dodał po chwili, ja pokręciłam przecząco głową.
-Nie mam.
Przygryzłam wargę i dopiłam resztę napoju. Niezręczną ciszę przerwał wreszcie dzwonek telefonu Zayna. Chłopak wygrzebał komórkę z kieszeni spodni i odebrał.
-Halo?- odezwał się oschle. Nie wyglądał na zadowolonego- Nie...Mówiłem to już ze sto razy- zacisnął szczęke, a ja spojrzałam w innym kierunku, udając, że nic nie słyszę- Nie obchodzi mnie to...Kurwa, nie...Nie dzwoń do mnie więcej- zanim się rozłączył zdąrzyłam usłyszeć w słuchawce krótkie ale wypowiedziane głosem Trishy. Rozmawiał z matką? Odniosłam wrażenie jakby był to ktoś kogo szczerze nienawidził.
-Dlaczego się tak zachowujesz?- spytałam gdy milczenie przedłużyło się.
Chłopak spojrzał w moją stronę.
-Jak?
-Wiesz...Zbyt przyjaźnie to nie brzmiało- stwierdziłam, krzywiąc się- Z kim rozmawiałeś?
-Z matką- burknął tak cicho, że ledwo go usłyszałam. Wbił wzrok w swoje dłonie i już się nie odezwał.
-Z matką się tak nie rozmawia- przerwałam milczenie.
-Bo akurat ty to wiesz- powiedział kpiąco, unikając mojego wzroku.
-Dlaczego to robisz?- kontynuowałam niewzruszona jego słowami- Ona się stara żeby było między wami chociaż trochę lepiej, a ty traktujesz ją jakby była odpowiedzialna za całe zło świata, nawet bez żadnego kontretnego powodu- na moje słowa chłopak wzdrygnął się i zacisnął szczęke.
-Nie znasz mnie i nie możesz wiedzieć, że nie mam powodu- jego głos brzmiał ostro.
-A masz?- otworzyłam oczy imitując zaskoczenie- Jakoś w to nie wierze.
-Nie twoja sprawa- powiedział ponuro. Chyba trafiłam w jego czuły punkt.
-Cholera, Zayn- zaczęłam, biorąc głęboki wdech- Nie możesz się tak zachowywać, to twoja matka.
-Dziękuje za taką matkę.
-Co ona takiego zrobiła?- uniosłam brew, chcąc poznać powód jego nienawiści do osoby, której zawdzięczał życie, wszystko.
-Naprawde chcesz wiedzieć?- spytał, patrząc na mnie, zdenerwowany.
-Tak, chce- powiedziałam.
-Okej...- wypuścił powietrze z płuc i przygryzł wargę. Kiedy spojrzałam w jego oczy zobaczyłam w nich coś rodzaju niepokoju czy nawet przejęcia.
Zaczął mówić, najpierw bardzo powoli i nieśmiało. Z początku niechętnie go słuchałam, przekonana, że poda jakieś błache wytłumaczenie jednak z czasem przestałam go ignorować. Słowa opuszczały jego usta, a moja twarz nie wyrażała już obojętności, tylko zmartwienie. Patrzyłam na chłopaka szerokimi oczyma z rozchylonymi lekko ustami, nie mogąc uwierzyć w to co mówił. Opowiadał dalej, a ja czułam jak kurczy mi się serce. Od zawsze byłam zdecydowanie zbyt wrażliwa. Kiedy skończył zapadła chwila niezręcznej ciszy zakłócana jedynie naszymi przyspieszonymi oddechami. Przygryzłam wargę, wiedząc, że musze coś powiedzieć.
-Zayn...- zaczęłam niepewnie- Przepraszam, ja...nie myślałam, że...
-Taa, nie wiedziałaś- odezwał się ponuro- Nikt nie wie.
Poczucie winy coraz bardziej niszczyło mi humor. Jak mogłam tak go ocenić? Nigdy tego nie robiłam- starałam się kogoś dobrze poznać by wyrobić sobie o nim adekwatną opinię. Mój tata powtarzał mi niemal obsesyjnie- Nie oceniaj książki po okładce, Olivia. Zawiodłam go. To jakby patrzył na mnie gdzieś z góry i myślał- Nie tak ją wychowałem. Było mi za to wstyd.
-Przepraszam, naprawdę- zapewniłam go jednak nawet na mnie nie spojrzał. Jego wzrok utkwiony był w podłodze- Jestem idiotką, przyznaje się, słyszysz?- kontynuowałam swoje poczynania na marne. Chłopak nawet nie zareagował- Zayn...Powiedz coś- poprosiłam.
-Naprzykład?- spytał.
-Nie wiem...Że jestem głupią suką?- zaproponowałam, próbując poprawić mu humor.
-Nie jesteś- uśmiechnął się, lecz był to najsmutniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam.
Nie odezwałam się, myśląc nad czymś. Mogłabym mu powiedzieć...Wkońcu on też zdradził mi swój sekret w dodatku było to coś takiego.
-Moja mama...- zaczęłam, przygryzając nerwowo wargę- Pytałeś kiedyś dlaczego tak zareagowałam jak...
-Pamiętam- przerwał mi i skinienem głowy dał znak, żebym mówiła dalej.
-Ma raka- wydusiłam- W sensie...Moja mama. Dlatego tak zareagowałam kiedy rozmawiałeś ze swoją. Bo przynajmniej będziesz miał ją jeszcze trochę dłużej niż trzy lata. Dobrze ci radze, Zayn. Pogódź się z nią, bo potem będziesz żałował.
Perspektywa Zayna
Nie wiem co mi odbiło, że jej powiedziałem. Nikt o tym nie wie. No, teraz poza Olivią. Wkurwił mnie ten jej pewny siebie uśmieszek. Tego się nie spodziewała, i dobrze. Gdy zacząłem mówić czułem się jak małe pierdolone dziecko, zagubione w wielkim mieście. Potem było tylko lepiej i ostatecznie cieszyłem się, że wreszcie ktoś wie. Nie tylko ja. Miałem nadzieję, że nikomu się nie wygada. Z dziewczynami nigdy nic nie wiadomo.
-Powinieneś im powiedzieć- odezwała się nagle- Wiesz, swoim rodzicom- mówiła jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Cóż, nie dla mnie.
-Po co?- spytałem krótko- I tak nic się nie zmieni- wzruszyłem obojętnie ramionami.
-Właśnie, że zmieni- nie zgodziła się ze mną. Siedziała po turecku na kanapie, obok mnie- Wtedy wiedzieliby co zrobili źle- ciągnęła, wpatrzona w ścianę na przeciwko nas- A teraz to ty płacisz za ich błędy. Tak naprawde to w dziewięćdziesięciu-dziewięciu procentach to ich wina, nie twoja.
-A czemu nie w stu?- dopytałem, zerkając w stronę Olivii.
-Bo jesteś ciotą i nie chcesz ich uświadomić- oznamiła i zachichotała cicho.
-Spierdalaj- burknąłem, a uśmiech na twarzy dziewczyny tylko się powiększył.
-Nie zapominaj, że wizyty w gabinecie psychiatrycznym Olivii Lime są niezwykle drogie i lepiej się zamknij, panie Malik- teraz i ja się uśmiechnąłem.
-I to ja jestem ten nienormalny?- pokręciłem głową w niedowierzaniu, a w tym samym czasie zadzwonił telefon Olivii.
Perspektywa Olivii
-I to ja jestem ten nienormalny?- spytał Zayn, a w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Wygrzebałam go z kieszeni, dzwoniła Kelly. Przygotowana na porządny ochrzan, odebrałam.
-Tak?- odezwałam się, przekonana, że zaraz usłyszę wściekły głos mojej przyjaciółki.
-Olivia- ku mojemu zdumieniu mówiła cicho i brzmiała smutno. Pociągnęła nosem jakby przed chwilą płakała- Musze ci coś powiedzieć.
-Co się stało?- spytałam, zmartwiona.
-Ha..Harry- wydukała bezsilnie- Harry miał wypadek, jest w szpitalu- oznajmiła.
-Co?- rozszerzyłam oczy ze zdziwienia- Ale wszystko z nim w porządku?- dopytywałam. Tak, byłam zła na Harry'ego, ale mimo to nadal był moim przyjacielem.
-Właśnie nie- poinformowała Doyle, a ja zamarłam- Ma operację. Jego mama mi powiedziała.
Zacisnęłam dłoń na materiale kanapy, która wydała mi się zbyt gładka i ciepła i ponownie skupiłam się na rozmowie.
-Kelly...zaraz do ciebie przyjade i pojedziemy tam razem, okej?- zaproponowałam niepewnie.
-Jest jeszcze jedno...- zaczęła.
-Tak?
-Żartowałam- odparła, po czym zachichotała głośno, a ja osłupiałam.
-Przepraszam...Powtórz. Żartowałaś?- zacisnęłam szczękę- Po co, do cholery? Wiesz jak mnie przestraszyłaś?- mówiłam podniesionym tonem.
-Następnym razem zastanowisz się trzy razy zanim znowu nie przyjdziesz do szkoły! Musiałam usiąść z Harry'm- burknęła niezadowolona- Gdzie ty wogóle jesteś?- spytała po chwili- I nie mów, że u siebie, bo wiem, że nie- ostrzegła.
-Później ci wyjaśnię- zapewniłam ją- Ale pamiętaj, że masz u mnie przejebane- uśmiechnęłam się mimo, że nie mogła tego zobaczyć- Do zobaczenia- pożegnałam się i zakończyłam połączenie.
Westchnęłam głośno i pokręciłam.
-Teraz nie wiem, kto jest bardziej pojebany- Ty czy ona- powiedziałam.
-Ee...Olivia?- odezwał się Zayn, więc spojrzałam w jego kierunku- Moja ręka- oznajmił, a ja pojęłam, że przez całą rozmowę trzymałam jego dłoń.
-Przepraszam- uśmiechnęłam się do siebie, zarumieniona.
Znowu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top