Rozdział 17 ~ "Możesz zostać"

W ciągu ostatniego tygodnia rozmawiałam z Zaynem może kilka razy i były to przypadkowe spotkania. Mijaliśmy się na mieście, wymienialiśmy kilka zdań i odchodziliśmy w przeciwnym kierunku.

Starałam się go nie unikać, lecz przychodziło mi to z trudem. Dziwnie się przy nim czułam i nie było to spowodowane jedynie faktem, że się z sobą przespaliśmy. Nie wiedziałam dokładnie w czym rzecz, ale spostrzegłam, że Zayn działa na mnie inaczej niż...właściwie ktokolwiek. Z wszystkimi innymi, nieważne czy był to Harry, czy jakiś ledwo znany mi chłopak, rozmawiałam normalnie, na luzie. Przy mulacie co chwilę śmiałam, rumieniłam i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Fakt, był przystojny, ale miałam do czynienia z równie...lub prawie równie przystojnymi chłopakami. Działo się ze mną coś niedobrego i wcale mi się to nie spodobało.

Była niedziela. Weekendy miałam wolne od pracy, podobnie jak środy. Nauka coraz bardziej dawała mi się we znaki, byłam zmęczona, senna i wyglądałam jak trup z podkrążonymi oczami. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam, znowu wszystko zaczęło wyglądać jak przed wakacjami.

Wracałam właśnie ze sklepu w kierunku domu. Pomyślałam, że przyda mi się duża ilość kawy, więc kupiłam dwa opakowania. Przerzuciłam torbę na prawe ramie i ruszyłam dalej. Był już wieczór, dochodziła osiemnasta, a niemal całe miasto w dalszym ciągu tętniło życiem. Ludzie nie przejmowali się mrozem, wiatrem czy nawet deszczem, który strużkami kapał z nieba. Załatwiali swoje sprawy, odwiedzali przyjaciół i rodziny, chodzili do klubów, sklepów lub po prostu spacerowali wolnym krokiem po popękanym chodniku. Zamyślona, nie zauważyłam, idącego przede mną mężczyzny i zderzyłam się z nim gwałtownie. Zgadnijcie czyją twarz zobaczyłam gdy uniosłam głowę?

-Olivia...- Zayn pokręcił głową, uśmiechając się lekko- Masz dziwną tendencję do tratowania mnie, robisz to specjalnie?

-Chciałbyś- mruknęłam niewyraźnie, poprawiając włosy. Powieki zaczęły mi opadać, a moje zmęczenie nie pozwalało zapomnieć o sobie na zbyt długo. 

-Dobrze się czujesz?- spytał chłopak, spoglądając na moją twarz wykrzywioną w grymasie potrzeby snu- Wyglądasz jak trup, albo i gorzej- stwierdził.

-Dzięki- prychnęłam- Pomagasz- dodałam z ironią w głosie. 

-Idziemy do mnie, chodź- zarządził, obracając mnie w drugą stronę. 

-Ale...- zaczęłam, ale nim kolejne słowo zdąrzyło opuścić moje usta, przerwał mi Zayn.

-Nie próbuj- poradził- Sprawa przesądzona- oznajmił, uśmiechając się.

-Rozumiem, że głosowanie odbyło się między tobą, a tobą?- spytałam sarkastycznie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kiedy zaczęłam zadawać się z takmi...idiotami? 

-Domyślam się, że myślisz teraz, że jestem idiotą, zgadłem?- powiedział nagle, a ja przygryzłam wargę.

-Dobry jesteś- przyznałam- Ale nadal z ciebie idiota- dodałam jeszcze zanim zdąrzył się ucieszyć.

-Jest jeszcze wiele rzeczy, w których jestem dobry- puścił do mnie oczko, a moje policzki pokryły się intensywnym różem. 

-Proszę cie, bez podtekstów erotycznych, Zayn- odezwałam się, próbując brzmieć naturalnie. W rzeczywistości moje serce kolejny raz biło jak szalone. 

-Jesteśmy- oznamił, stanąwszy w miejscu, a ja spojrzałam na budynek wzniesiony przed nami. Był to wysoki blok, całkiem podobny do mojego.

-Rusz się, zimno tu- mruknęłam, ciągnąc chłopaka za rękaw i weszliśmy do środka. 

Niewielka klatka schodowa ciągnęła się daleko w góre, my weszliśmy po schodach na szóste piętro. Zayn otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Tym razem miałam okazję przyjrzeć się jego mieszkaniu nieco dokładniej. Zaraz przy wejściu znajdowały się drzwi do tej przeklętej sypialnii, zaraz za nimi wejście, jak się domyślałam, do toalety. Krótki korytarz kilka metrów dalej, rozciągał się w duży pokój, pełniący funkcję salonu. Kanapa, fotele, szafki, półki i wiele innych rzeczy stały przy głównej ścianie. Ściany miały kolor przypominający beżowy, zmieszany z odrobiną zieleni, natomiast podłogę wykonano z ciemnego drewna. 

Zajęłam miejsce na wygodnej, czarnej kanapie, a po chwili Zayn usiadł obok mnie. 

-A teraz mów dlaczego wyglądsz jakbyś chodziła przez sen- oznajmił po chwili niezręcznego milczenia.

-Ugh...Ściągnąłeś mnie tutaj tylko żeby o to spytać?- wywróciłam oczami.

-Nie...Prawda jest taka, że chce cie tu zamknąć, przetrzymywać, a na sam koniec zabić tępym nożem- ściszył głos, po czym uśmiechnął się lekko.

-Kusząca opcja...- uniosłem brew- Ale chyba jednak nie skorzystam...- widząc wyczekujące spojrzenie bruneta, postanowiłam, że mu powiem- Po prostu jestem zmęczona, praca, szkoła i rzeczy, o których ty nie masz pojęcia- powiedziałam złośliwie i wzruszyłam ramionami- Nic nadzwyczajnego. 

Godzinę później nadal siedziałam u Zayna, oglądając jakiś film, który w sumie był potwornie nudny. Moja głowa opadła na ramie Malika i już tam została- byłam zbyt zmęczona by zastanawiać się nad tym co robię. 

-Powinnaś rzucić te studia- odezwał się nagle chłopak przyciszonym głosem.

-Nie mogę- mój głos był senny i niewyraźny, a oczy miałam zamknięte.

-Dlaczego?- poczułam przy szyji jego ciepły oddech, co wywołało ciarki na moim ciele.

-Bo...Za dużo pracowałam żeby dostać się na tą uczelnię żeby teraz zrezygnować- stwierdziłam i ziewnęłam przeciągle.

-Wykończysz się jeśli czegoś z tym nie zrobisz.

-Zayn...Odpuść- powiedziałam błagalnym głosem.

-Nie lubię odpuszczać- poinformował mnie i się uśmiechnęłam.

-Ja też nie, więc chyba mamy problem- wtuliłam się bardziej w ramie mulata, odurzył mnie jego miętowy zapach- Późno już- zerknęłam na telefon. Dochodziła dwudziesta. 

-Możesz zostać, jeśli chcesz- zaproponował, mówił powoli, jakby nie był pewny czy to rzeczywiście dobry pomysł- Prześpię sie na kanapie. 

-Nie chce robić ci problemu- powiedziałam, odsuwając się od chłopaka i przecierając oczy.

-To nie problem, ale nie grzeb mi w szafkach- zaśmiał się, a ja zrobiłam to samo.

-Okej, ale ja zostaje na kanapie- postawiłam mu warunek.

-Nie- odparł krótko Zayn.

-Tak, inaczej wychodze- spojrzałam na niego z przewagą w oczach.

-Mogłabyś nie denerwować mnie chociaż raz?- spytał i dostrzegłam błysk w jego oku.

-Ale ja tak to lubie...- przybrałam smutny wyraz twarzy.

-Wystarczy, śpisz w łóżku- złapał mnie w talii i przerzucił sobie przez ramie, po czym ruszył w kierunki sypialnii.

-Zayn...Odstaw mnie!- krzyknęłam, chwytając tył koszulki Malika.

-Wyluzuj, przecież cie nie upuszczę- mogłam wyczuć, że się uśmiecha- I przestań mnie macać- powiedział niespodziewanie.

-Co?- spytałam zdezorientowana- Nie macam cie- zaprzeczyłam, rumieniąc się, a chłopak postawił mnie na ziemii.

Wyprostowałam się, skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam morderczym wzrokiem na mojego towarzysza.

-Zemszczę się- zapewniłam- Lepiej się pilnuj.

-Boje się- zrobił przerażoną mine, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.

Usiadłam na łóżku Zayna, on stał oparty o ścianę pokoju. Ziewnęłam przeciągle, powieki samowolnie opadały w dół. Miałam ochotę rzucić się na posłanie w jednej chwili i zasnąć w drugiej.

-Potrzebujesz czegoś?- spytał Malik- Wiesz, żeby się przebrać- dodał pospiesznie, zauważywszy moją minę.

Przygryzłam wargę. Luźna, przyjemna atmosfera odeszła w niepamięć, zastąpiona przez napięcie i niezręczność. 

-W sumie...Nie zaszkodzi- wzruszyłam ramionami i poczułam jak moje serce bije w nienaturalnie szybkim tempie, już kolejny raz tego wieczoru. Zayn podszedł do szafy i wyjął z niej czarną koszulkę, po czym podał mi ją.

-I oczekujesz, że będę hasać tu w samej koszulce?- spytałam, na w pół rozbawiona, na w pół zniesmaczona. 

-Okej- mruknął chłopak i po chwili rzucił we mnie parą ciemnych spodni dresowych- Zadowolona?- spytał, a uśmiech wkradł się na jego twarz.

-Taa...- pokręciłam twierdząco głową- Wyjdź, musze się przebrać- oznajmiłam wkrótce.

-Wyrzucasz mnie z mojej własnej sypialnii?- odezwał się brunet z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.

-Dokładnie- powiedziałam- Widzisz? Jak chcesz to potrafisz myśleć- uśmiechnęłam się drażniąco.

-Dziękuje- odparł Zayn głosem dziecka- Dobranoc- dodał i opuścił pokój. 

-Dobranoc. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top