Rozdział 44 ~ Szósty października

-Niezależnie od wyniku damy sobie radę- powiedziałem i złapałem drobną dłoń brunetki, a ona spojrzała na mnie poważnie. W jej oczach lśniły łzy. Uniosłem ręke i otarłem palcami kąciki jej oczu, a ona uśmiechnęła sie słabo- Sprawdzamy?- spytałem najspokojniej jak potrafiłem. Musiałem stwarzać jakieś pozory, mimo że sam denerwowałem się jak cholera.

-Sprawdzamy- Olivia ścisnęła mocniej moją rękę i zerknęła na test.

Dziewczyna błądziła wzrokiem po teście, a po chwili odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.

-Nie jestem- powiedziała, spojrzywszy mi w oczy.

Poczułem się jakby kamień wielkości Ameryki spadł mi z serca, więc również się uśmiechnąłem i przyciągnąłem Olivię do siebie. Dziewczyna oplotła delikatnie moją szyję ramionami przez co zrozumiałem jak bardzo osłabiona była. Zacisnąłem ręce na jej talii, a ona ukryła twarz w zagłębieniu mojej szyi. Oddychała powoli i ciężko, ale nie wiedziałem czy to przez chorobę czy stres.

-Jak się czujesz?- spytałem i przyłożyłem dłoń do policzka dziewczyny- Wtuliła twarz w moją rękę i zamknęła oczy, a ja przyjrzałem się jej uważnie.

Miała fioletowe sińce pod oczami,  a jej skóra była blada, pozbawiona jakichkolwiek żywych kolorów. Zauważyłem też, że bardzo schudła...Jak mogłem nie zobaczyć tego wcześniej?

-Źle- mruknęła Olivia- Zapomniałam o tym na chwilę przez ten stres- powiedziała i przytuliła się do mnie ponownie.

Objąłem ją lekko ramionami. Była tak delikatna i krucha, iż miałem wrażenie, że zaraz rozpadnie mi się na oczach.

-Powinnaś zostać dzisiaj w domu- stwierdziłem i położywszy dłonie na talii brunetki, poszedłem z nią do sypialnii. Po drodze mineliśmy Kelly. Olivia powiedziała, że nie jest w ciąży, a ona oznajmiła, że musi iść już do pracy.

Pomogłem Lime położyć się do łóżka. Okryłem ją kołdrą po samą szyję i odgarnąłem z jej twarzy kilka kosmyków włosów. Pocałowałem ją szybko w policzek i mówiąc, że zaraz wrócę, wyszedłem z pokoju. Udałem się do kuchni, gdzie zaparzyłem kubek gorącej herbaty. W drodze powrotnej zabrałem z kanapy koc. Wróciłem do sypialnii dziewczyny, odłożyłem herbate na małą szafkę nocną, a kiedy Olivia przeniosła się do pozycji siedzącej, przykryłem ją kocem.

-Wiesz, że i tak masz pójść do swojej mamy?- odezwała się nagle, upiwszy łyk ciepłego napoju. Mówiła cienkim i słabym głosem, a ja ledwo ją słyszałem. Skrzywiłem się na jej słowa- A więc tak sobie pogrywasz?- uśmiechnęła się- Udajesz dobrego chłopaka w nadziei, że nie będziesz musiał nigdzie pójść- pokiwała głową z uznaniem- Nadzieja matką głupich, Zayn- spojrzała na mnie, rozbawiona.

-Ale ja...

-Przynajmniej złóż jej życzenia- westchnęła i poprawiła zsuwający się koc- Chodź tu, głuptasie- wyciągnęła w moją strone obie dłonie, a ja przysunąłem się do niej niepewnie- Powtarzałam ci to już setki razy, ale skoro trzeba, powiem jeszcze raz- uśmiechnęła się i położyła obie ręce na mojej dłoni- Nie możesz tego dłużej ciągnąć, Zee. Po prostu jej powiedz. Moge być wtedy z tobą jeśli chcesz, ale musisz jej to powiedzieć- poradziła, patrząc mi głęboko oczy. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Miała w oczach coś takiego, że nie potrafiłem się od nich oderwać- W ten sposób komplikujesz sobie życie, pomyśl, o ile lepiej by było gdyby twoi rodzice znali prawdę, hm?- skończyła swój monolog przykładając dłoń do mojego policzka.

Westchnąłem i przygryzłem wargę.

-Wkurwia mnie, że zawsze masz rację- burknąłem, a Olivia zaśmiała się melodyjnie- Mogę...spróbować, ale niczego nie obiecuję- uśmiechnąłem się lekko, a Lime odwzajemniła to tym samym- Pod warunkiem, że nie ruszysz się dzisiaj z łóżka. Masz odpoczywać- powiedziałem z przestrogą, a brunetka pokiwała twierdząco głową- Nie mam dla niej prezentu- zmieniłem temat- Głupio tak...

-Ugh- dziewczyna, wywróciła oczami i ukryła twarz w dłoniach- Poczekaj- wyszła ostrożnie z łóżka i wyjęła z półki jedną książkę- Idź do sklepu i kup jej to- powiedziała Olivia i podała mi książkę. Carlos Ruiz Zafon Cień Wiatru. Pewnie jakieś tanie romansidło.

-Okej- westchnąłem- Pojadę teraz, dam jej to i do ciebie wrócę- oznajmiłem i uśmiechnąłem się szeroko.

-Przylepa- Olivia wytknęła mi język,  ja pocałowałem ją w usta.

-Kochasz to- puściłem do niej oczko i wyszedłem z sypialnii dziewczyny.

Ubrałem kurtę i buty, wiedząc, że na zewnątrz jest nieznośnie zimno i opuściłem mieszkanie Olivii. Pojechałem samochodem w kierunku pierwszego lepszego sklepu z książkami. Mówię jakbym wiedział,  gdzie to było. Nie kupowałem książek, więc nie miałem pojęcia gdzie mogę je znaleźć. Pojechałem po prostu do pierwszej po drodze galerii handloweji tam znalazłem księgarnię. Odszukanie książki Olivii zajęło mi trochę czasu, ale gdy tylko zobaczyłem ją na półce, odetchnąłem z ulgą i poszedłem do kasy. Kiedy stałem w kolejce, zauważyłem, że jakieś trzy szesnastolatki przyglądają mi się jakbym był częścią wystawy za szybą. Przepraszam drogie panie, ale mam dziewczynę.

Kupiłem książkę i zapakowałem ją do torby urodzinowej, a następnie pojechałem do domu mojej mamy. Zaparkowałem auto niedaleko wejścia, więc musiałem się trochę przejść.

Stojąc przed drzwiami, czułem dziwne zdenerwowanie. Przypomniałem sobie jednak, że obiecałem Olivii, że tu przyjdę, więc zapukałem. Moja mama otworzyła mi po kilkunastu sekundach.

-Zayn- uniosła brwi. Wyglądała na zaskoczona moją wizytą.

-Ee...Cześć, mamo- uśmiechnąłem się lekko. Było dziwnie. Chyba zdąrzyłem przyzwyczaić się do ciągłych kłótni- Wszystkiego najlepszego- powiedziałem i wyciągnąłem zza pleców prezent. Oczy mojej mamy powiększyły się do rozmiarów arbuza. Wzięła do rąk torebkę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

-Dziękuje, nie musiałeś- odezwała się kobieta i przytuliła się do mnie- Wejdziesz?- zaproponowała, uchylając drzwi i spojrzała na mnie wyczekująco.

-Ja...Okej- zgodziłem się i przekroczyłem próg mieszkania.

Usiedliśmy na kanapie, a moja mama zaparzyła kawy. Na początku dziwnie mi się z nią rozmawiało, ponieważ długo nie rozmawialiśmy jak normalni ludzie, bez kłótni, ale z czasem atmosfera się rozluźniła, co bardzo mnie zadowoliło. Musiałem przyznać, że wcale nie było tak źle.

Około trzynastej przypomniałem sobie, że Olivia źle się czuła i powinienem być przy niej.

-Muszę już iść- oznajmiłem, wstając z kanapy. Uf, zasiedzieliśmy się trochę.

-Dlaczego?- spytała kobieta, stanąwszy obok mnie.

-Olivia jest chora i musze do niej pojechać...- o kurwa. Powiedziałem to na głos?- To znaczy...W sensie...- plątałem się. Nie ma szans. Nawet najlepsze kłamstwo mi teraz nie pomoże. Przygotowałem się na rodzicielski wywód.

-Zayn...- matka spojrzała na mnie podejrzliwie- Czy wy...

-A wydziedziczysz mnie, jeśli tak?- spytałem, patrząc w inną stronę. Mina mojej matki nie była tym, co chciałem teraz widzieć.

-Nie żartuj sobie, Zayn- głos kobiety był surowy i poważny- Tylko odpowiedz- zarządała. Ugh, a mogło być tak fajnie.

-Boże...Tak- burknąłem, przygryzając wargę. Kątem oka zerknąłem na matke, ale odwróciłem wzrok odrazu, kiedy nasze spojrzenia się spotkały- Coś jeszcze?

-Owszem, Zayn- powiedziała kobieta, a ja wywróciłem oczami- Olivia to dobra dziewczyna i zasługuje na...

-Na kogoś lepszego niż ja- dokończyłem- Tak, wiem. Coś jeszcze?- powtórzyłem, zaciskając szczęke, zniecierpliwiony.

-Nie to miałam na myśli- zapewniła, ale w jej głosie wyczułem, że kłamie. W sumie to miała racje. Olivia zasługiwała na kogoś lepszego ode mnie, ale to nie znaczyło, że ja nie zasługiwałem na nią.

-Uznajmy, że ci wierzę- odpuściłem- Nie mów nic jej matce. Olivia sama chciała z nią porozmawiać- oznajmiłem- Cześć- powiedziałem i wyszedłem za drzwi.

Wsiadłem do samochodu i wysłałem Olivii wiadomość, że już wracam.

Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę centrum. Dotarłem pod dom Lime w kilkanaście minut, wyszedłem z auta i wdrapałem się po schodach na trzecie piętro. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem, aż dziewczyna mi otworzy, jednak nic takiego nie nastąpiło. Skrzywiłem się i zadzwoniłem ponownie. Nic. Gdy po kolejnej próbie drzwi nawet nie drgnęły, wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i wybrałem numer Olivii.

-Tak?- kiedy usłyszałem w słuchawce jej głos, odetchnąłem z ulgą, że nic się jej nie stało.

-Liv? Gdzie ty jesteś?- spytałem i wyczułem, że mój głos był trochę spanikowany.

-Ja poczułam się lepiej i poszłam na cmentarz- oznajmiła szeptem. Pewnie już tam siedziała i nie mogła zbyt głośno rozmawiać- Możesz do mnie przyjść. W okolicy mamy tylko jeden cmentarz, więc raczej mnie znajdziesz- stwierdziła, a ja przytaknąłem. Powiedziałem, że będe za dziesięć minut, po czym się rozłączyłem. Wyszedłem z budynku, wróciłem do auta i pojechałem w stronę pobliskiego cmentarza. Ta dziewczyna też miała pomysły- chodzić na cmentarz, kiedy w każdej chwili może rozpętać się ulewa.

Na miejscu byłem szybciej niż zapowiedziałem. Wkroczyłem na teren cmentarza i rozejrzałem się za Olivią. Zauważyłem ją siedzącą na ławce po mojej prawej stronie. Przebyłem dzielący nas dystans i usiadłem obok dziewczyny. Brunetka odrazu oparła swoją głowę o moje ramię i złapała moją dłoń. Zerknąłem na nią z ukosa i lekko potarłem jej rękę kciukiem żeby wiedziała, że byłem tu z nią- Siedzieliśmy w spokojnej ciszy, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Czasami dobrze jest pobyć razem i wspólnie pomilczeć. Odnosiłem wrażenie, że sam fakt, że tutaj byłem poprawiał jej samopoczucie, a o to mi w tej chwili chodziło. Nie chciałem myśleć jak ciężko musiało jej być, kiedy straciła ojca tak wcześnie. Fakt, ja ze swoim jestem pokłócony, ale przynajmniej go mam. Całe szczęście, że pani Lime wyzdrowiała.

Mój wzrok zatrzymał się przypadkowo na cyfrach wyrytych na nagrobku- szósty października dwa tysiącie dziewiątego roku. Mógłbym przysiądz, że była to data rozwodu moich rodziców. Dziwnie się złożyło- Był to dla mnje dzień, kiedy moja rodzina tak naprawdę się rozpadła i dzień, w którym popełniłem najgorszy błąd w swoim życiu- wsiadłem za kółko pod wpływem alkoholu. Nie byłem jeszcze wstawiony, ale trzeźwy również nie, a do dzisiaj boję się, że poniosę odpowiedzialność za tą głupotę.

I nagle okazuje się, że ten przeklęty szósty października był dniem, który bez wątpienia był najgorszym także dla Olivii. Chyba jednak się dobraliśmy.

-Szóstego października rozwiedli się moi rodzice- właściwie nie wiedziałem po co to mówiłem, ale poczułem się jakoś lepiej.

-Tak?- spytała Olivia, zaskoczona, a ja skinąłem głową- Czyli nienawidzisz tego dnia równie mocno, co ja- stwierdziła naturalnie i uśmiechnęła się słabo. Widziałem, że pogodziła się ze śmiercią taty, ale nadal patrzyła na nagrobek z bólem w oczach, który bardzo chciałbym zastąpić szczęściem.

-Możemy tak powiedzieć- westchnąłem i ścisnąłem mocniej dłoń brunetki.

Miałam nie dodawać tego rozdziału dzisiaj, bo coś się ociągacie pod poprzednim, wy okrutni! 22 gwiazdki po praktycznie dobie troche mnie załamują, ale wierze, że osoby nieobecne to klasy trzecie gimnazjum, które siedzą teraz przy książkach xd

Nie chciałam też aby osoby, które skomentowały 43 żyły w stresie, więc macie :*

Wpadłam na głupi pomysł xd Chcielibyście żebym dodała na chwile swoje zdjęcie? :P Może mijamy się na ulicy i nawet o tym nie wiemy! Chociaż to mało prawdopodobne. Napiszcie gdzie mieszkacie. Ja- Pomorskie, wiocha zwana Czarlinem, niedaleko Tczewa :D <3

4 do końca...:'(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top