Rozdział 25 ~ "Wystarczy"

Koniecznie zerknijcie w informację pod rozdziałem. Mam pytanie.

W sobotę, mniej więcej przed godziną jedenastą, kiedy zdąrzyłam już wstać, przebrać się i zjeść śniadanie, Harry złożył mi bardzo niespodziewaną wizytę, a prośba jaką do mnie miał była jeszcze bardziej niespodziewana.

Siedziałam na kanapie, przed telewizorem, przeszukując wszystkie możliwe kanały, gdy zadzwonił dzwonek. Wstałam z sofy i ruszyłam w kierunku drzwi, za którymi znalazłam Harrego we własnej osobie. Zwróciłam uwagę na podkrążone oczy chłopaka.

Wpuściłam go do środka, pytając jednocześnie o co chodzi. W tym momencie Styles jakby się spiął i po krótkim milczeniu spytał czy nie mogłabym zająć się jego chrześnicą dzisiaj po południu. W odpowiedzi na prośbę bruneta zmarszczyłam czoło i wytłumaczyłam mu, że nie nadaję się do opieki nad dzieckiem- on natomiast stwierdził, że mam do tego talent i uśmiechnął się bardzo sztucznie.

Tak zaczęła się nasza dziesięcio minutowa rozmowa na temat moich zdolności wychowawczych. Nie zapomniałam również spytać co jest tak ważne, że to on po prostu nie może zaopiekować się dzieckiem. Chłopak wyjaśnił to słowami "Obiecałem, że się nią zajmę, ale zapomniałem, że umówiłem się z chłopakami" Wyraz mojej twarzy po tych słowach można było uznać za conajmniej zszokowany. Po mojej minie Harry widział, że nie jestem zbyt chętna na takie zajęcie, mimo to nie ustępował. Zapewnił mnie również, że to ostatnia tego typu sytuacja, która zaistniała. Westchnąwszy, powiedziałam, że mu pomogę, a twarz bruneta niemal odrazu rozjaśnił szeroki uśmiech. Chłopak podziękował mi kilkakrotnie, oznajmi, że przyprowadzi dziecko o piętnastej, po czym wyszedł. Minęł mniej więcej pół godziny zanim dotarło do mnie w co się wpakowałam.

* * *

Leżałam na swoim łóżku, nie zajmując się niczym konkretnym, kiedy zadzwonił dzwonek. Godzina na wyświetlaczu mojego telefonu sugerowała, że Harry zapewne już przyszedł. Wstałam z miejsca i udałam się w kierunku drzwi, tylko po to by chwilę później zobaczyć twarz Stylesa, trzymającego za rękę małą, jasnowłosą dziewczynkę.

-Cześć- uśmiechnęłam się w stronę bruneta- Jesteś pewny, że nie wygada się z twoim przekrętem?- spytałam przyciszonym głosem, patrząc porozumiewawczo na chłopaka.

-Nie ma takiej opcji- pokręcił głową- Jesteśmy w sojuszu- oznajmił, a ja uśmiechnęłam się lekko. Właśnie za to lubiłam Harry'ego- był zabawny i może trochę głupi, ale nikomu to nigdy nie przeszkadzało.

Weszliśmy w głąb mojego mieszkania. Podczas gdy Harry dawał mi drobne wskazowki co do swojej chrześnicy, ona usiadła na kanapie i rozglądała się dookoła, machając przy tym nogami. Widziałam ją już kilka razy, ale nigdy nie zostawałam z nią sam na sam dłużej niż na kilka minut. Sprawiała wrażenie spokojnej, grzecznej dziewczynki, o czym oczywiście zapewniał mnie Styles. Jak chyba każde czteroletnie dziecko, Lux na początku wyglądała na trochę przestraszoną, lecz Harry twierdził, że zmieni się to już po kilkunastu minutach od jego wyjścia.

-Jeszcze raz ci dziękuje, ratujesz mi tyłek- powiedział zielonooki z uśmiechem na twarzy zanim wyszedł.

Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, podeszłam do Lux, pytając czy nie chciałaby pooglądać telewizji. Zdawałam sobie sprawę, że moje mieszkanie nie było przystosowane do potrzeb dziecka, bo nawet nie miałam tutaj zabawek. Na szczęście Harry pomyślał o wszystkim i spakował jej do plecaka kilka lalek. Dziewczynka odpowiedziała mi twierdzącym skinieniem głowy, więc odpaliłam telewizor i włączyłam pierwszą lepszą bajkę na jaką natrafiłam. Pomyślałam, że w tym czasie mogę zająć się dokończeniem denerwującej pracy domowej, która nie pozwalała mi o sobie zapomnieć. W związku z tym udałam się do swojej sypialni, usiadłam przy biurku, wyciągając wcześniej z torby kilka potrzebnych notatek. Zabrałam się do pracy, a co jakiś czas zerkałam w kierunku Lux- dziewczynka cały czas z zainteresowaniem śledziła przebieg kreskówki, co bardzo mnie zadowoliło. Było oczywiste, że wkońcu się jej to znudzi, ale narazie nic na to nie wskazywało.

Gdy minęło prawie pół godziny od wyjścia Harry'ego z mojego domu, Lux odeszła od telewizora i przeszła do mojego pokoju. Obróciłam się na krześle i obserwowałam jej poczynania- najpierw spojrzała niepewnie w moim kierunku, a chwilę potem podeszła do półki z książkami i zaczęła ją przeglądać.

-Lubisz książki?- spytałam, siadając na brzegu swojego łóżka. Dziewczynka pokiwała ochoczo głową i wyjęła z regału jeden tom.

-Poczytamy później?- odezwała się słodkim, cieniutkim głosem i pokazała mi okładkę.

-Obawiam się, że ci się nie spodoba- stwierdziłam, patrząc na napis na książce, głoszący "Czym jest prawo?".

Lux nie sprawiła wrażenia zniechęconej i kontynuowała rewizję moich szafek. Teraz zajęła się oglądaniem zdjęć. Brała do rąk każde po kolei, pytając kogo przedstawia. Odpowiadałam jej, jednocześnie, dziwiąc się ciekawości świata u dzieci.

-A to kto?- zapytała dziewczynka, wskazując palcem na kolejną fotografię.

-Mój tata- oznajmiłam, próbując brzmieć w miarę naturalnie. Zdjęcie przedstawiało go, stojącego w naszym starym salonie.

-Gdzie teraz jest?- odezwała się i spojrzała na mnie dużymi, niebieskimi oczyma.

-Nie wiem- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.

* * *

Godzinę później siedziałam w swoim salonie i czytałam książkę, którą znalazłam w szafce na wszystko, na prośbę Lux. Dziewczynka oparła się o moje ramie i śledziła tekst, mimo że nie potrafiła czytać- odnosiłam wrażenie, że po prostu patrzy na kolorowe obrazki.

-Teraz ja- powiedziała i wyjęła ksiażkę z moich rąk. Zaczęła ją czytać, wypowiadając zupełnie przypadkowe słowa, co brzmiało bardzo zabawnie. Przyglądałam się dziecku dłuższą chwilę, słuchając jego monologu z uśmiechem na twarzy. Zostawiłam Lux na chwilę samą, upewniając się wcześniej czy ma jakieś zajęcie, i poszłam do swojego pokoju by przebrać się w coś nieco bardziej wygodnego. Znalazłam w komodzie czarne legginsy oraz bordowy, luźny sweter. Złapałam klamkę i w tym samym momencie zadzwoniła moja komórka. Uchyliłam tylko drzwi, by mieć widok na Lux i odebrałam.

-Taa, Zee?- przywitałam się z chłopakiem.

-Cześć- usłuszałam jego głos w słuchawce- Jesteś zajęta?

-A co?- usiadłam na krześle i oparłam głowę o ścianę, jednocześnie, patrząc na dziewczynkę- Stęskniłeś się?

-Taa..- mruknął Mulat, a jego głos brzmiał conajmniej...Ugh. Dziękowałam Bogu, że Zayn nie mógł mnie teraz zobaczyć- Bardzo- dodał sarkastycznie- Możesz do mnie przyjechać?- zaproponował, a ja skrzywiłam się.

-Nie za bardzo- powiedziałam- Ale ty możesz przyjechać do mnie- wzruszyłam ramionami, właściwie nie wiem czemu.

-Okej- odparł brunet.

-Ale czekaj!- odezwałam się szybko, zanim zdąrzył się rozłączyć- Jest u mnie chrześnica Harry'ego, ostrzegam, bo wiem, że nie lubisz dzieci- oznajmiłam, spodziewając się, że chłopak nagle zmieni zdanie.

-Chrześnica Stylesa?- powtórzył Zayn po chwili milczenia- Jest równie okropna co on?- spytał złośliwie, lecz uśmiechnęłam się mimo to.

-Przestań- wywróciłam oczami- Harry wcale nie jest taki zły- stwierdziłam, czując się trochę źle z faktem, że rozmawiam z Zaynem o moim przyjacielu w ten sposób. Co prawda to tylko żarty i w rzeczywistości moje zdanie jest zupełnie inne, ale wiem, że Harry'emu napewno by się to nie spodobało- Przyjeżdżasz czy nie?

-Przyjeżdżam, ale nie chce konfrontacji z tym dzieciakiem.

Perspektywa Zayn'a

Przyjechałem pod dom Olivii kilkanaście minut po godzinie siedemnastej, zaparkowałem auto przy chodniku i ruszyłem w kierunku dużego, wysokiego bloku. Po następnych kilku minutach znalazłem się pod drzwiami mieszkania dziewczyny, zadzwoniłem dzwonkiem, a brunetka otworzyła mi chwilę później. Lime uśmiechnęła się lekko na mój widok, ukazując rząd białych, prostych zębów i przywitała się cześć.

-Kto to?- spytała cichym głosem mała dziewczynka,  wskazując na mnie palcem. Wtuliła się w sweter brunetki w oczekiwaniu na odpowiedź.

-Zayn- oznajmiła dziewczyna, zerkając w moją stronę podstępnym wzrokiem-Wchodzisz?- zwróciła się do mnie, cofając się o kilka kroków, a ja pokiwałem tylko twierdząco głową. Jak zwykle zająłem miejsce na kanapie w salonie, podczas gdy Olivia, razem z małym potworem, usiadła obok mnie.

-Jesteś głodna?- spytała dziewczyna, kiedy dzieciak szepnął jej coś na ucho. Mała pokiwała głową, a brunetka spojrzała w moim kierunki z błyskiem w oku. Tym tajemniczym i podstępnym spojrzeniem, które nigdy nie zawiastowało czegoś dobrego, zwłaszcza w moim przypadku- Poczekaj tutaj, zaraz wrócę- oznajmiła i wstała z miejsca, ruszając w stronę kuchni. Odwróciła się i spojrzała mi w oczy, powstrzymując śmiech, na widok mojej miny gdy zorientowałem się, że zamierzała zostawić mnie samego z tym dzieckiem. Odwzajemniłem spojrzenie i zerknąłem na Olivię morderczym wzrokiem. Chwilę później zniknęła w kuchni.

Dziewczynka pierwsze...kilkadziesiąt sekund siedziała w ciszy, spoglądając na mnie ukradkiem, i zapewne myślała, że o tym nie wiem, a następnie potok pytań zaczął wydostawać się z jej ust.

-Skąd znasz Olivię?- spytała, patrząc na mnie dużymi oczyma.

-Z wyjazdu- powiedziałem powoli, krzywiąc się. Nie nawidziłem rozmawiać z dziećmi- zadawały zdecydowanie zbyt wiele pytań, były uparte i denerwujące.

-To twoja dziewczyna?- kontynuowała, a na te słowa, musiałem stłumić śmiech.

-Nie- pokręciłem przecząco głową.

-To kto?- zmarszczyła czoło, co wyglądało, musiałem przyznać, nawet uroczo.

-Znajoma...Albo przyjaciółka- wzruszyłem ramionami- Nie wiem- trudno było określić nasze relacje, traktowałem Olivię zupełnie inaczej niż inne dziewczyny i właśnie to sprawiało, że nie szło połapać się w całej tej sytuacji.

-Jest fajna- powiedziała dziewczynka i uśmiechnęła się, patrząc w kierunku Lime, pałętającej się po kuchni.

-Tak- zgodziłem się.

-To czemu nie jest twoją dziewczyną?- ponowiła temat, a ja miałem ochotę znaleźć się jak najdalej od tej irytującej istoty.

-Bo nie- westchnąłem- Nie zrozumiesz...Zaraz wracam- oznajmiłem, zanim zdąrzyła odezwać się ponownie i ruszyłem do kuchni- Coś długo tutaj siedzisz- odezwałem się do Olivii, która nieudolnie udawała, że jest zajęta.

-Robię herbatę- uśmiechnęła się złośliwie i usiadła na krześle- Mój podstęp się udał?- spytała- Pomęczyła cie trochę?

Perspektywa Olivii

Cała nasza trójka do późnego wieczoru siedziała w salonie, pomijając fakt, że Lux zasnęła około dziewiętnastej. Teraz zegar wskazuje pięć minut po godzinie dwudziestej, co oznaczało, że Harry powinien pojawić się w moim mieszkaniu lada moment.

Rozmawiałam z Zaynem, podczas gdy Lux leżała spokojnie w moim pokoju i wtedy właśnie usłyszałam dzownek. Nie sprawdziwszy kto stoi po drugiej stronie drzwi, otworzyłam je i moim oczom ukazał się Styles. Uśmiechnęłam się nerwowo, przypomniwszy sobie o Maliku, który przebywał w moim domu. Harry go nie lubił i nie było to żadną tajemnicą i wiedziałam, że zapewne będzie mieć do mnie później pretensje.

Wpuściłam loczka do środka i starałam się unikać jego wzroku gdy spostrzegł mulata, zajmującego miejsce na mojej kanapie, po czym poszłam do pokoju obok by zbudzić Lux. Dziewczynka wstała niemal odrazu, ciesząc się na widok Harry'ego. Nie umknęło mi, że chłopak cały czas bacznie mi się przyglądał i nie był to przyjazny wzrok. Moje domysły sprawdziły się niedługo potem gdy wyszedł ze mną na klatkę schodową, mówiąc wcześniej Lux, żeby została w mieszkaniu.

-Oszalałaś?- spytał, a jego głos wyrażał zdenerwowanie- Co on tu robi?- skinął głową w kierunku drzwi mojego domu, mając na myśli Zayna.

-Przyszedł, bo go zaprosiłam- odparłam, starając się brzmieć bardziej spokojnie niż w rzeczywistości się czułam. Po spojrzeniu Stylesa mogłam stwierdzić, że nie zadowoliła go ta odpowiedź.

-Nie chcę żeby miał jakikolwiek kontakt z Lux, nie domyśliłaś się tego?- spytał ostro.

-Proszę cię, Harry- westchnęłam, patrząc na przyjaciela zmęczonym spojrzeniem- Nie przesadzaj, przecież nic nie zrobił- spojrzałam mu bezradnie w oczy.

-Nie interesuje mnie to- powiedział stanowczym głosem- Nie lubie tego gościa i nie chcę mieć z nim nic wspólnego, a ty powinnaś zastanowić się nad tym samym- poradził mi i otworzył usta by kontynuować, lecz tym razem nie pozwoliłam sobą manipulować.

-Nie, Harry- pokręciłam głową- Mam już serdecznie dość tej waszej paranoi na punkcie Zayna. On do cholery nie jest złym człowiekiem, wiec błagam, odczep się wreszcie od niego- gdy tylko wypowiedziałam te słowa, Styles uniósł brwi, zaskoczony moją gwałtownością- Zachowujesz się jakby to on był winny za całe zło świata i działa mi to na nerwy. I albo to zrozumiesz, albo daj mi święty spokój- oznajmiłam i nie powiedziałam już ani słowa więcej.

-Świetnie- brunet pokiwał głową- W takim razie daje ci święty spokój- wzruszł ramionami, zabrał Lux i wyszedł, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie straciłam przyjaciela.

I wiecie co? Wcale tego nie żałowałam.

Czeeść :*

Sprawa wygląda tak, że ten rozdział wyszedł mi dwa razy dłuższy niż większość pozostałych, bo zaokrąglając ma 2000 słów. Pytanie jest takie czy Wam to nie przeszkadza. Może jest za długi, może akurat, nie wiem i chciałabym się dowiedzieć. Dla mnie osobiście jest za długi, ale chcę poznać Waszą opinię. Mogę się dostosować, jeśli tylko dacie info w komentarzu.

PS. Komu poza mną zaczeły się dzisiaj ferie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top