PARTY FAVOR.

Mam tylko jednego buta i jakimś cudem zaadoptowałam kota.

To zdanie jest idealnym podsumowaniem mojego życia. Tak się kończy większość imprez, na które chodzę ― zazwyczaj jakimś cudem wychodzę z baletów z brakami w garderobie, ale i niespodziewanym prezentem w dłoniach. Nie powiem, że jest to jakoś specjalnie denerwujące... przynajmniej w chwili obecnej. Rano najpewniej zacznę przeklinać swoje szalone, nocne wojaże na czym świat stoi, ale taka już jest kolej rzeczy.

Czy narzekam?

Nie. Bo zawsze mogło być gorzej.

Gdybym umiała śpiewać ― a nie umiem ― już dawno stałabym na wysepce kuchennej w domu Very Tossell i zdzierała gardło do hitów Carly Rae Jepsen. Niestety, w tym temacie jestem beztalenciem, bo moje darcie ryja przypomina bardziej skrzeczącego pterodaktyla obdzieranego ze skóry niż ponętny, syreni śpiew. I to chyba dlatego siedzę sobie na kanapie w salonie, głaszcząc mojego nowego, puchatego kolegę.

A może to dlatego, że mam tylko jednego buta i zachodzę w głowę, co stało się z tym drugim.

Wszyscy świetnie się bawią. Ja też się doskonale bawiłam, póki nie wcisnęli mi w ręce futrzaka. Moje znajome chyba wyrywają właśnie jakichś kolesi gdzieś w ogrodzie, a ja siedzę tu jak ostatni debil i zastanawiam się, jak wrócę do domu, skoro zostawiły mnie samą i najpewniej o mnie zapomniały. To nie jest pierwszy raz. To jest... bardzo w ich stylu.

Ktoś opada nagle na kanapę zaraz obok mnie, więc zerkam na mojego nowego towarzysza niedoli z nadzieją, że jeżeli ładnie poproszę, to załatwi mi kolejnego drinka i coś do przekąszenia.

Serce podchodzi mi do gardła. O losie, czy ja dobrze widzę? Co ktoś tak porządny i ogarnięty, jak święta Ella Potts, robi w domu osoby tak niskich lotów, jak Vera Tossell? Jest dosłownie ostatnią osobą, którą spodziewałabym się tutaj spotkać. Rozchylam usta, wpatrując się wielkimi oczami w tę dziewczynę, którą znają chyba wszyscy w tym przeklętym wypizdowiu.

Kurwidołek, w którym się znaleźliśmy, to zbieranina debili. Nienawidzę tego miasta. Gdyby nie trzymała mnie tu rodzina, szkoła, znajomi i darmowy alkohol na ich imprezach, to już dawno byłabym na drugim końcu świata. W Rosji. Z fałszywym dowodem tożsamości. Jedząc płatki z wódką na śniadanie. Robiąc za jakiegoś tajnego szpiega.

...o czym to ja...

― ...dlaczego głaszczesz pluszaka?

Głos pięknej Elli Potts wyrywa mnie z moich kłębiących się myśli. Automatycznie przechodzę w defensywny tryb, przytulając mojego nowego kolegę do piersi, jakby od jego bezpieczeństwa zależało moje życie.

― To jest Bobo ― odpowiadam, oburzona. ― Szanuj go, bo cię nim poszczuję.

― Bobo jest pluszakiem ― prycha odrobinę rozbawiona Ella. Marszczę czoło i mrużę groźnie oczy, wpatrując się w nastolatkę badawczo spode łba. A potem zerkam na Bobo i odkrywam, że faktycznie wcisnęli mi kit.

Muszę się jakoś wybronić.

― Nawet pluszowy kot może być zabójczą bronią, jeżeli tylko wiesz, jak go użyć.

― ...można zrobić z niego bombę?

― Myślałam bardziej o pokryciu go jakąś toksyczną, zabójczą substancją, ale twój pomysł też jest dobry. Zanim zapytasz, nic nie ćpałam ― rzucam, kiedy zauważam, że Ella ponownie otwiera usta, żeby coś jeszcze dodać. Unoszę palec wskazujący na wysokość jej twarzy, chcąc jej w ten sposób dać do zrozumienia, że jeszcze nie skończyłam mówić. Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby się tłumaczyć, bo zamiast tego mój najebany mózg może mnie jedynie pogrążyć. ― Ale miałam bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ciężki dzionek. Wnerwił mnie taki jeden pizdokleszcz. I musiałam odreagować.

― Nie oceniam cię ― zapewnia mnie Ella, chociaż ton jej głosu świadczy o tym, że robi sobie ze mnie jaja. Kładzie dłoń na sercu w teatralnym geście, racząc mnie złośliwym uśmieszkiem. Kolorowe lampki porozwieszane po salonie odbijają się w jej błyszczących oczkach. ― Żeby cię oceniać, musiałabym cię znać.

― Jestem Lara.

...na chuj ja się przedstawiam?

― A ja Ella. Jako twoja znajoma, teraz cię oceniam. Bardzo.

― Wiem, kim jesteś ― prycham z drwiną, chociaż przyznam, że podoba mi się ta mała gierka, w którą jakimś magicznym przypadkiem zaczęłyśmy grać. Ella uśmiecha się tajemniczo pod nosem, upijając łyka jakiegoś napoju ze swojego czerwonego, plastikowego kubeczka. Halo, gdzie jest mój kubeczek? Gdzie moja kolejna, świeża porcja drinków i Doritosów? I niech ktoś ściszy ten jazgot, do chuja. Chcę lepiej słyszeć ładną koleżankę. ― Każdy wie, kim jesteś. Co księżniczka naszego miasta robi w takiej spelunie? Jestem w szoku. Czy ja w ogóle mam pozwolenie na rozmowę z arystokracją? Czy mój status społeczny jest wystarczająco zadowalający?

― Księżniczka? ― pyta zirytowana Ella, a ja próbuję wyczaić, czy ją wkurwiłam, czy bardziej... zaskoczyłam. Wzruszam ramionami obojętnie. Świat mi zaczyna wirować. I właśnie dlatego nie jestem fanką karuzeli. O matko, co by było, gdybym teraz poszła na karuzelę? Wirująca incepcja.

― Ella. Bo ty jesteś Ella ― uświadamiam ją, jakby sama nie znała swojego imienia. Panna Potts zaciska usta w cienką linię, unosząc brwi w geście zaskoczenia, albo kpiny. Nie wiem, nie znam jej, nie ogarniam. ― Jak Cinderella. Taka księżniczka.

― A ty jesteś Lara ― przypomina Ella. ― Jak Lara Croft.

...o kurwa. Mogłabym być Larą Croft.

― O ― wzdycham, mrugając kilka razy powiekami. Nie wiem, chwilowo w tym podpitym stanie ta realizacja wydaje mi się cholernie istotna. ― Chcę willę. I basen ― zaczynam wyliczać rozmarzonym tonem. ― I własnego kamerdynera. Nazwałabym go Sebastian. I kupiłabym kilkadziesiąt drapaków dla Bobo.

― Bobo to pluszak.

― ...a. No tak.

― Lara, ile ty wypiłaś? ― pyta nagle Ella, a ja chyba chichoczę. Chyba, bo nie wiem, czym dokładnie jest ten dziwny dźwięk, który wydaję. No więc... jest źle. ― ...czyli za dużo. Jesteś sama?

― Plotki mówiły mi, że jesteś wredną kurwą ― informuję ją nagle.

I oto nadchodzi mój moment chwilowego otrzeźwienia, które trwa może... z sześć sekund? No bo przegięłam. Chyba. Dlatego właśnie masz tylko dwie najbliższe przyjaciółki, Lara, ty debilny ciulu. Od zawsze byłam szczera do bólu, i tylko Becca i Janice, siostry bliźniaczki z którymi znam się od dziecka, są w stanie przymknąć na to oko. Nie, nie potrafię ugryźć się w język, kiedy trzeba.

― Wow ― komentuje wreszcie Ella, śmiejąc się nerwowo. ― Wow. Nie sądziłam, że to dostanę w odpowiedzi, jeżeli postaram się chociaż raz być miła.

― Ale to plotki ― mamroczę. ― Plotki są chujowe. Nigdy nie wierzę plotkom.

― Jasne.

― Poważnie. Plotki mówią, że Lara Burke jest lesbą, która powinna chodzić na spotkania klubu AA. Nie wolno wierzyć plotkom... czekaj, to był zły przykład. Znam Larę Burke. Te plotki to akurat fakty.

― ...ty jesteś Lara Burke.

O kurwa, faktycznie.

Krzywię się niemiłosiernie, przyciskając Bobo do twarzy, żeby jakoś zamaskować moje zażenowanie.

― Dużo wypiłam ― informuję nagle, chociaż język mi się plącze i nawet z tym mam spory problem.

― To widzę na załączonym obrazku. Żałośnie wyglądasz. Poważnie. Nie sądziłam, że ktoś może się stoczyć aż tak ― wzdycha z politowaniem Ella. W pierwszej chwili chcę zaprzeczyć, ale potem przypominam sobie, że nie mam buta i zaadoptowałam pluszaka. Nie ma czemu zaprzeczać. ― Przyszłaś sama?

― ...nie? Chyba. Znaczy, przyszłam z Beccą i Janice Doherty.

Ella milczy przez chwilę, ale nie wiem, co robi, bo nadal tkwię w tej samej, beznadziejnej pozycji ― z Bobo przy ryju. Mogłabym tak zasnąć.

― ...odwieźć cię do domu? Mam dzień dobroci dla żałosnych alkoholików.

Nigdy nie sądziłam, że usłyszę te oto słowa z ust Elli Potts. Ale oto jestem. Kiwam głową niepewnie, a Ella gwałtownie próbuje wyrwać mi z dłoni Bobo. O nie, Bobo idzie ze mną. Bobo jest teraz moim nowym dzieckiem. Dziewczyna się poddaje, bo ja nie zamierzam oddać jej zabawki. Ella podnosi się z kanapy, łapiąc mnie za rękę, ale zanim pomaga mi wstać, marszczy czoło i wskazuje palcem wolnej dłoni na moje stopy:

― Gdzie twój drugi but?

― Zaadoptowałam pluszaka ― śmieję się sama do siebie, bo nagle to wszystko wydaje mi się cholernie zabawne. ― I mam tylko jednego buta.

Ella wpatruje się we mnie przez kilka kolejnych sekund. Albo minut. Czas jest śmieszny, ej. Czas to iluzja, Becca zawsze mówi, że czas to iluzja i nie jest prawdziwy. Wreszcie panna Potts chyba uznaje, że mój but nie jest czymś istotnym, bo wzrusza wymijająco ramionami i ciągnie mnie w górę.

Chwieję się niebezpiecznie, ale dziewczyna uparcie mnie podtrzymuje.

― I tak nie miałam zamiaru tu dłużej siedzieć ― stwierdza Ella, kiedy obydwie wychodzimy z salonu i kierujemy się w stronę wyjścia z domu Very. ― Lamerskie miejsce.

Na dworze jest znacznie ciszej. Ella pierdoli mi nad uchem coś o tym, że nie może mieć normalnych znajomych, bo wszyscy albo wolą tę samą płeć, albo są nałogowcami. Nie wiem, o co jej chodzi. W sumie sens jej słów nie do końca do mnie dociera. Ogarniam tylko, że znajduje portfel i telefon w kieszeni mojej kurtki. Po co jej moje rzeczy ― nie mam pojęcia. Posłusznie wsiadam na miejsce pasażera w jej samochodzie i uśmiecham się błogo.

― ...matko jedyna, naprawdę mocno się narąbałaś ― stwierdza zirytowana Ella. Kiwam głową, jakbym była dumna z siebie. Czy jestem? W chwili obecnej nie mam pojęcia. Dowiem się rano.

Ella zamyka za mną drzwi, po czym wsiada do auta i odpala silnik. W radiu akurat leci „Cigarette Daydreams" od Cage The Elephant. Mogę być najebana, ale zawsze i wszędzie poznam dobre hity. Zaczynam podśpiewywać kawałek pod nosem, i nawet podnoszę rękę, żeby zwiększyć głośność w urządzeniu, ale zanim mam szansę dotknąć pokrętła, Ella uderza mnie dłonią po palcach.

― Nawet nie próbuj ― ostrzega mnie groźnym tonem. ― I nie śpiewaj. Okropnie śpiewasz. W ogóle nie umiesz śpiewać.

― Ale lubię!

― Mam to gdzieś. Nie śpiewaj.

Dlaczego ludzie mają kije w dupach? Zerkam na Ellę, przez kilka kolejnych minut obserwując ją uważnie w milczeniu. Ma brokat we włosach. Błyszczy się w świetle każdej lampy ulicznej, którą mijamy.

― Co tak umilkłaś? ― pyta nagle, zerkając na mnie kątem oka z niezwykle ogromną dozą obojętności. ― Umarłaś? Mam nadzieję, że nie umarłaś. Wystarczy mi w życiu problemów.

― Ładna jesteś bardzo ― odpowiadam, marszcząc czoło w zamyśleniu. Ella spogląda na mnie przelotnie, i wydaje mi się, że przez kilka sekund na jej twarzy pojawia się coś w stylu szoku i przerażenia. ― I masz imię księżniczki, to dlaczego robisz za wiedźmę?

Ella wzdycha ciężko, potrząsając głową z niedowierzaniem.

― Bo życie to kurwa, Lara ― tłumaczy krótko, najpewniej chcąc szybko skończyć ten temat. ― A teraz milcz. Nie rozpraszaj mnie, bo jeszcze wypadek spowoduję przez ciebie.

― Wszyscy mówią, że jesteś wredna ― kontynuuję, zauważając, jak Ella wywraca oczami, mocno zirytowana tym, że nadal się odzywam, bo kazała mi przecież siedzieć cicho. ― To dlaczego mnie odwozisz do domu, jak nawet mnie nie znasz?

Ella nie odpowiada mi przez dłuższą chwilę. Nic nie mówi, dopóki nie zatrzymuje się na czerwonym świetle na jednym z niewielu większych skrzyżowań w naszym miasteczku. Osobiście jechałabym dalej. O tej porze nie ma tu wcale ruchu, więc śmiało mogłabym jechać dalej.

― ...nie wiem ― przyznaje w końcu Ella. Drapie się nerwowo w czoło, zaraz potem przeczesując bujne loki palcami.

― Też miałaś ciężki dzionek? ― zastanawiam się na głos. ― Też cię jakiś pizdokleszcz zdenerwował?

― Ta. Tym pizdokleszczem byłam ja ― rzuca oschle panna Potts. Jęczę cicho ze współczuciem, wyduszając z siebie krótkie „u". Ella kiwa głową powoli.

― To najgorzej ― uznaję. Światło na skrzyżowaniu zmienia się na zielone, więc ruszamy w dalszą drogę. ― Inne pizdokleszcze to można jeszcze zignorować. Albo można obserwować ich przez kilka tygodni, żeby poznać ich przyzwyczajenia. A potem ich porwać. I zabić. Zakopać gdzieś poza miastem i pozbyć się wszystkich dowodów zbrodni, a potem wyjechać i zmienić imię i nazwisko i udawać, że nic nie wiesz.

― ...przerażające ― stwierdza Ella. ― I niepokojąco szczegółowe.

Milczymy przez resztę podróży. Chce mi się spać. Nigdy więcej nie pójdę na balety w środku tygodnia.

...kogo ja oszukuję. Oczywiście, że pójdę, jak tylko ktoś mi to zaproponuje.

Samochód Elli wreszcie zatrzymuje się na podjeździe przed moim skromnym domkiem. Już tutaj słyszę, jak wołają mnie łóżeczko i prysznic. Tak, miłości moje, ja też za wami tęskniłam! Z ulgą na ryju łapię za klamkę i już chcę wysiadać, kiedy nagle przypominam sobie, że nawet nie podziękowałam.

― Dasz mi swój numer? ― pytam. Ej, mózgu. Nie to miało wylecieć z moich ust. Miało być skromne: „dziękuję za podwózkę panno Ello-Cinderello". Dlaczego pijany mózg nigdy nie współpracuje? Dlaczego ma takie pojebane pomysły?

― Po cholerę? ― pyta natychmiast Ella, marszcząc czoło. Słodko wygląda.

― Wrzucę cię w listę awaryjną ― tłumaczę. Nie wiem, aktualnie to ma dla mnie naprawdę sporo sensu. ― I jak znowu się najebię, to będę cię miała na szybkim wybieraniu.

― Nie będę po ciebie przyjeżdżać, żeby po pijaku zabrać cię do domu z każdej imprezy.

― ...okej. Przebacz mi, o najwspanialsza, że źle odczytałam twe intencje.

― ...jakie, kurwa, intencje?

Deszcz zaczyna dudnić o szyby. Zajebiście. Tego mi było potrzeba na sam koniec tego zrytego wieczoru. Nic, tylko skakać ze szczęścia. Teraz jeszcze bardziej chciałabym zostać w aucie Elli na resztę wieczoru.

Co ona w ogóle robiła na tej imprezie u Very? Nigdy w życiu nie widziałam jej w baletach, a bywam na nich aż za często, więc wiem, że Ella Potts takich zabaw swoją obecnością po prostu nie zaszczyca. Mózgu, pytaj o to. To jest ważna sprawa, trzeba to wybadać.

― Daj mi swój numer.

...no kurwa, mózgu? Weź, współpracuj! Potrzebujemy informacji! A ty spieprzysz sprawę!

Obserwuję Ellę uważnie, kiedy wzdycha ciężko, najpewniej zmęczona dniem. I mną. I moją obecnością. A szkoda, bo to jest mój typ. Zarywałabym, gdyby to nie była... Ella Potts. Ale to jest Ella Potts. Nie mam szans u Elli Potts. Mózgu, zamknij ryj. I współpracuj chociaż raz. Nie mamy szans, słyszysz? Skończ się starać.

― A wysiądziesz z mojego samochodu, jak ci go dam? ― pyta z nieukrywaną nadzieją Ella. Uśmiecham się do niej słodko.

― Tak. O ile nie dasz mi numeru do pizzerii. Znam ja takie akcje, Kopciuszku.

Ella bez słowa ostrzeżenia sięga do kieszeni mojej skórzanej kurtki, z której wyciąga moją komórkę. Wstukuje coś na dotykowym wyświetlaczu, zaraz potem odkładając przedmiot na miejsce.

― Już ― oświadcza. ― A teraz wypad.

― Dobra, ale bez nerwów, no! ― chichoczę nerwowo. ― Złość piękności szkodzi, Kopciuszku ty. A szkoda byłoby żeby taka uroda się zmarnowała ― dodaję, poruszając brwiami znacząco i uśmiechając się do dziewczyny zawadiacko. Ella naprawdę się stara, ale nie udaje jej się powstrzymać tego rozbawionego prychnięcia. No, moja misja została zakończona sukcesem; poprawiłam chujowy humor ładnej lasce, mogę iść spać.

...ej, skąd ona znała mój adres?

― Dzięki za pomoc i takie tam ― dodaję.

I robię coś, nad czym najzwyczajniej w świecie nie panuję, bo to mój pijany, zjebany mózg teraz ma nade mną władzę całkowitą. Pochylam się w stronę Elli i sprzedaję jej słodkiego buziaka w policzek. Dziewczyna natychmiast się ode mnie odsuwa, a ja wewnętrznie wydzieram się jak nienormalna. Rano będę płakać. Rano będę wyzywać się od ostatniego debila.

― Nara, Ella! ― rzucam na pożegnanie, i zatrzaskuję za sobą drzwi auta, nie czekając na odpowiedź. Bogu dzięki, nie ma ulewy; dopiero zaczęło padać, więc da się to przeżyć. Chwiejnym krokiem docieram do drzwi, a potem z trudem odnajduję klucze i trafiam do zamka tym właściwym metalowym przedmiotem.

Sezamie, otwórz się!

Otwiera się.

Sukces.

Dopiero teraz słyszę, że Ella Potts odjeżdża. Co ona, czekała, aż wejdę do domciu? Nie ma nic ciekawszego do roboty? To słodkie! Jejku, aż mi się cieplutko na serduszku robi. Ogólnie rzecz biorąc, to cały ten wieczór spędziłam na proszeniu się o biedę, ale przynajmniej odkryłam bardzo istotny fakt.

Ella Potts ma uśmiech warty fortunę.

...ej, kurwa. Mam tylko jednego buta.

I zgubiłam Bobo.

ZGUBIŁAM BOBO.

O NIE.

♡━━━━━♡

Droga, pijana ja z zeszłego wieczoru. Pragnę ci podziękować za to, że miałaś w sobie wystarczająco dużo rozsądku, żeby nastawić budzik, bo gdybyś tego nie zrobiła, miałybyśmy przejebane już z samego rana. I wiem, że spałyśmy ledwo trzy godziny, upojenie alkoholowe nadal nas trzyma, a jedzenie śniadania jest niestety wielkim ryzykiem, bo tak, jak przeszczep nerki, może się nie przyjąć. Bez względu na to wszystko, chwała ci, pijana ja. Dałaś radę. Zasługujesz na nagrodę.

Dlatego po szkole pójdę do sklepu i wydam na śmieciowe żarcie tyle, ile mogę.

Z doświadczenia wiem, że mam głupi nawyk zostawiania sobie pijanych wiadomości w notatkach w telefonie, więc to jest mój pierwszy przystanek po przebudzeniu. Powieki mi się kleją, bo najchętniej spałabym dalej, ale daję radę. Suszy mnie. I jeżeli zaraz się nie zrzygam, to uznam to za sukces.

Kurwa, nigdy więcej nie piję.

...pijana ja, ty zryta pało, wyjaśnij mi, dlaczego utworzyłaś siedemnaście notatek, w których przewija się tylko jedno słowo? I co, do cholery, oznacza to „BOBO"? Chwila, mam przebłyski. O matko. Kot. Ja miałam kota? Nigdy nie miałam kota, mam uczulenie na sierściuchy wszelkiej maści. Jeżeli wczoraj dostałam kota pod nos, to nie powinnam żyć. Halo, fakty mi się nie łączą.

Pocieram oczy palcami, odpisując na kilka wiadomości Becci i Janice Doherty, które ― pomijając multum literówek ― najwyraźniej martwiły się o to, czy dotarłam bezpiecznie do domu. I leżałabym w łóżeczku dalej, otoczona kołderką jak bezpiecznym kokonem. Z tym, że nie jestem motylkiem w procesie tworzenia, więc... trzeba z tego kokonu wyleźć.

Zaczyna się cyrk.

― Lara! ― Krzyk mojej młodszej siostry przebija się przez ściany całego domu, najpewniej skutecznie stawiając na nogi wszystkich jego mieszkańców. Huh, zaskoczyła mnie. Zazwyczaj to trojaczki nakurwiają manianę, i to dopiero około siódmej. Podnoszę się do pozycji siedzącej, ignorując to, jak bardzo mnie mdli. ― Lara, ja chcę naleśniki! ― Dziewczynka zaczyna dobijać się do drzwi mojej sypialni, a ja zakrywam twarz dłońmi, jęcząc głośno.

― Idę ― odpowiadam, zrzucając z siebie moją kochaną kołderkę. Żegnaj, miłości moja. Zobaczymy się wieczorem.

Nie wiem, kiedy ostatnio miałam czas na wyprasowanie ciuchów, w których pojawię się w szkole. Zazwyczaj po prostu łapię jakieś czyste rzeczy i zarzucam na siebie w wielkim pospiechu po tym, jak ogarnę się po szybkim, porannym prysznicu. Potem biegnę na parter, żeby przyszykować śniadanie dla dzieciaków, które tak po prawdzie nie są w sumie moimi dziećmi, i to nie do mnie powinien należeć ten obowiązek. Z tym, że od kiedy Samantha przyszła na świat, pomagam mamie tyle, ile mogę. Dzielimy się w pewnym sensie obowiązkami, chociaż większość z nich i tak spada na mnie, bo Patricia Burke spędza większość swojego czasu w robocie.

Nie winię jej. Dzięki niej, tacie i ich codziennej harówce, mamy za co żyć. Zajmowanie się rodzeństwem wbiło mi się w grafik, i nie miałam na to wielkiego wpływu.

Samantha chciała naleśniki, ale w lodówce znajduję tylko resztki mleka, więc uznaję, że najbezpieczniejszym wyjściem będzie zrobienie kanapek. W międzyczasie mój telefon wzbogaca się o kolejną notatkę, którą jest oczywiście lista zakupów.

Ledwo kończę krojenie chleba, a w kuchni pojawia się trójka praktycznie rzecz biorąc identycznych chłopców ― Peter, Robert i Harry, oraz największy diabeł, którego widział świat, czyli Samantha. Moi rodzice nawet nie mają czasu się z nami pożegnać; rejestruję tylko trzaśnięcie drzwiami i warkot silnika naszego samochodu, kiedy opuszczają dom. Ja w tym czasie staram się uspokoić Sam, która uparcie jęczy, że nie zje śniadania, bo chciała naleśniki, a kanapki nijak nie spełniają jej oczekiwań.

Koniec końców zapewniam ją, że zrobię im naleśniki, jak już wszyscy wrócimy do domu. Dziecko porzuca więc swój bunt i grzecznie pochłania swoją część jedzenia. Co chwilę zerkam na zegarek na prawym nadgarstku, pilnując godziny, a gdy dochodzę do wniosku, że musimy się pospieszyć, wyganiam rodzeństwo od stołu i ponaglam, żeby ruszyli tyłki. Chłopaki nawet nie kwapią się, żeby podziękować mi za całą fatygę. I nie mam szansy upewnić się, czy wszystko zabrali, bo po prostu wybywają do szkoły na piechotę, ciągnąc za sobą Samanthę.

Jeden problem z głowy. Pora na mnie.

Biegnę do pokoju po torbę z książkami, ale nawet nie sprawdzam, co w niej mam. Nie mam na to czasu. Ach, power bank, to muszę zabrać obowiązkowo, to jest mój jedyny priorytet dzisiaj. Wrzucam przedmiot do torebki razem z telefonem i przerzucam ją przez ramię, po czym zbiegam z powrotem na parter. Zarzucam na siebie skórzaną kurtkę, adidasy, szarą czapkę z różowym serduszkiem wyhaftowanym z przodu. I biegnę do garażu na łeb na szyję po mój kochany rowerek.

Jest czarny. Jak moja dusza i serce.

― No wreszcie! ― Janice krzyczy do mnie z drugiej strony ulicy, kiedy zamykam za sobą dom. Macham na powitanie do niej i jej siostry, a one odpowiadają mi tym samym. Muszą na mnie czekać już od kilku minut, bo wyglądają na zniecierpliwione. ― Myślałyśmy, że sobie dzisiaj odpuścisz!

― W twoich snach, Jan. Jestem niezniszczalna ― mamroczę pod nosem.

Dołączam do przyjaciółek zaraz po tym, jak zabieram rower z garażu i upewniam się, że nikt się tu nie włamie pod moją nieobecność. Nie to, że miałby co ukraść. W każdym razie, siostry Doherty też nie wyglądają najlepiej, czego powodem jest zdecydowanie deficyt snu i wczorajsza impreza, która trochę się przeciągnęła. Wszystkie trzy ruszamy w stronę szkoły, ale żadna z nas nie wsiada na swój rower; prowadzimy je przy sobie, żeby jeszcze chwilę pogadać na spokojnie. Mniej więcej właśnie tak wygląda mój każdy poranek.

Becca i Janice starały się ukryć worki pod oczami korektorem, ale to niezbyt pomogło. Nadal widać, że miały ciężką noc; tak, jak ja. O, cholera. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Nie pomalowałam ryja. Z tym, że chyba nie ma tragedii, skoro żadna z bliźniaczek jeszcze nie zwróciła mi uwagi.

― Czy mi się to śniło, czy Ella Potts naprawdę odwiozła mnie do domu po baletach? ― pytam prosto z mostu, a Becca i Janice wymieniają znaczące spojrzenia. ― Ej. Serio pytam. To jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

― Widziałam, jak z nią wychodziłaś ― informuje mnie spokojnie Becca. ― Chociaż „wychodziłaś" to pojęcie względne. Ona cię wyciągnęła z domu Very. Żałośnie to wyglądało, serio. Byłaś napruta.

― Ta, wiem, nie przypominaj mi ― wzdycham, starając się zignorować moją podświadomość, która uparcie przypomina mi, że jeszcze tak do końca nie wytrzeźwiałam. I te dwie ziomeczki chyba też nie. ― Wszystko byłoby, kurwa, pięknie, gdyby nie to, że mi się film urwał.

― ...w takim razie nie chcę cię załamywać, ale ostatnio, jak urwał ci się film, to znalazłyśmy cię w ogrodzie gospodarza domu, gadającą do jeża ― wypomina mi Janice, prychając drwiącym śmiechem zaraz potem. Zerka w niebo rozmarzonym wzrokiem. ― Ach, jak ja cię kocham za takie akcje.

― Ale Ella Potts to nie jakiś pierwszy lepszy jeż ― kontynuuję. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, przywitać z moim ziomkiem, diabłem, i już nigdy nie wracać na powierzchnię. Wolałabym się teraz męczyć w jakimś kociołku ze smołą. Jak ja tej dziewczynie spojrzę w oczy? ― To jest Ella Potts. Kurwa, wszyscy znają Ellę Potts. Czasami mi się wydaje, że ona ma niezachwianą reputację ambitnej zołzy od czasów przedszkola, a nawet nie wiedziałam wtedy o jej istnieniu. Co ona tam w ogóle robiła? Kto mądry przyłazi na imprezę do Very Tossell? Przecież wszyscy wiedzą, że tam się zbieramy... no my. Znaczy, no... problematyczne dusze z problemami.

― Wow ― wzdycha rozchichotana Becca. Tak, zdecydowanie wszystkie trzy mamy jeszcze sporo promili we krwi. Czy mi się wydaje, czy idziemy tak z lekka zygzakiem...? ― Jak ty to ładnie, poetycko ujęłaś, Lara. „Problematyczne dusze z problemami". Wzruszyłam się.

― Alkohol cię wzruszył ― mruczy Janice. Siostra jednak doskonale ją słyszy, bo uderza ją mocno łokciem w bok w akcie zemsty. ― No, ale wracając do tematu... to serio nic nie pamiętasz? ― Jan znowu zwraca się do mnie, a ja wzruszam ramionami.

― Mam jakieś przebłyski ― przyznaję. ― ...w głowie mi leci „Cigarette Daydreams".

― Niezbyt pomocne te twoje przebłyski.

― Chuj ci w dupę, Jan.

♡━━━━━♡

Ella Potts jest ode mnie młodsza o rok. Tak samo, jak Janice i Becca. Kiblowanie ma bowiem swoje plusy i minusy. Zawsze śmiałyśmy się, że specjalnie raz nie zdałam, żeby skończyć szkołę na równi z bliźniaczkami. Wcale nie zrobiłam tego celowo, tak po prawdzie. To po prostu był dla mnie naprawdę ciężki rok, przez co nie wyrobiłam się z zaliczeniami, i jakoś tak wyszło, że musiałam wszystko przerabiać jeszcze raz. Odpuściłam sobie zajęcia z baletu, porzuciłam udzielanie się we wszelkich zajęciach pozalekcyjnych ― wszystko po to, żeby odciążyć rodziców i poświęcić więcej czasu rodzeństwu.

Trochę smutne jest to, że jako starsza koleżanka powinnam robić za przykład wzorowego zachowania dla Becci i Janice, a tymczasem... sama ciągam je po imprezach, na których nie do końca legalnie się alkoholizujemy.

W każdym razie, nie od dzisiaj wiem, że Elli Potts wszędzie jest pełno. Nie mam pojęcia, jak to robi, ale zawsze się ze wszystkim wyrabia i ogarnia każde powierzone jej zadanie. Skubana, dobra jest. Cholernie ambitna, sprytna i pracowita, ale także oschła, nieludzko ciekawska i szczera do bólu. A pomimo to, ludzie i tak się zabijają o to, żeby się z nią zadawać. W sumie, kto mądry nie chciałby się zadawać z kimś takim, jak Ella Potts? To jedna z najlepszych uczennic w naszej szkole; nauczyciele ją uwielbiają i daliby się za nią pokroić. Należy do drużyny cheerleaderek, o ile mi wiadomo, ale nie wiem, ile w tym prawdy, bo nie chodzę na mecze od co najmniej dwóch lat. Pomaga, gdzie tylko może ― w samorządzie szkolnym, w gazetce, w orkiestrze.

Ja nie wiem. Ja tylko podziwiam.

Z tego, co kojarzę ― pewna nie jestem, bo nie miałam czasu się tym interesować ― kiedyś Ella Potts wytrwale stała u boku Spencera Hanksa, naszego naczelnego, szkolnego artysty. Kojarzę kolesia, bo wszyscy wiedzą, że jest gejem. Tak samo, jak każdy zdaje sobie sprawę z mojej orientacji (w sumie to dlatego zachowanie Elli zeszłego wieczora dziwi mnie jeszcze bardziej). Ella, Spencer i jeszcze jeden gostek, którego imienia nie kojarzę, byli nierozłączni. A potem ten trzeci się zmył. Co się z nim stało ― nie mam, kurwa, pojęcia. Zazwyczaj mało się interesowałam młodszymi rocznikami, z czego wyjątkami były jedynie Janice i Becca.

I teraz, tak nagle, zaczęłam się bardzo interesować Ellą Potts, chociaż zazwyczaj była mi po prostu obojętna.

I to chyba dlatego nie mam apetytu i nie wpierdalam jak nienormalna tych frytek, które kupiłam w szkolnej kafejce. Siedzę po prostu na stołówce, co chwilę dźgając palcem wskazującym inny kawałek ziemniaka, co chyba mocno irytuje Beccę.

― No napisz do niej, no ― rzuca wreszcie Janice, najwyraźniej czytając siostrze w myślach, bo ta wzdycha głośno z ulgą, że ktoś ją w tej kwestii wyręczył. Potrząsam delikatnie głową, mrugając kilka razy nerwowo powiekami, kiedy wbijam rozkojarzony wzrok w bliźniaczki siedzące naprzeciwko mnie. ― Raczej nie uda ci się jej złapać, żeby pogadać w cztery oczy, a ciebie to męczy. Ty nie umiesz odpuszczać.

...Janice zna mnie za dobrze.

― Ta, puszczenie tej imprezy w niepamięć raczej nie wchodzi w grę ― mamroczę pod nosem, niezadowolona, i wracam do znęcania się nad frytkami. Znaczy, chcę to zrobić. Zanim mam szansę w ogóle dotknąć ziemniaków, Becca zabiera mi je sprzed nosa, tłumacząc, że jeżeli nie zamierzam ich jeść, to ona bardzo chętnie się nimi zajmie. Nie protestuję.

Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem weszłam w posiadanie numeru Elli Potts i ile jej za to zapłaciłam. Cholera, nie wiem nawet, czy ona w ogóle będzie chciała ze mną gadać. Z tego, co kojarzę, to nie powiedziałam jej podczas tych baletów nic miłego; wręcz przeciwnie. Z drugiej strony... nie dowiem się, co ona o tym wszystkim myśli, jeżeli nie spróbuję z tym czegoś zrobić.

Poprzednia noc była co najmniej dziwna. Zgubiłam buta, najwyraźniej bawiłam się z jakimś kotem o imieniu Bobo i Ella Potts zgłosiła się na ochotnika, żeby z dobroci serca odwieźć mnie do domu. Szalona sprawa.

...o jasna cholera, mam przebłysk.

― Bobo był pluszakiem ― mówię nagle, zaskakująco głośno. Becca prawie dławi się popijaną właśnie kawą, a Janice zdusza w sobie śmiech. ― Co?! Wiecie coś o tym?!

― No, ba ― odpowiada mi Jan. ― Dałyśmy ci go i powiedziałyśmy, żebyś się nim zajęła, bo musiałyśmy cię zmusić do ogarnięcia dupy. Weszłaś już w ten stan, w którym chciałaś śpiewać. Musiałyśmy cię powstrzymać, bo nikt nie zasługuje na takie tortury.

Wiedziałam. To jest jednak prawdziwa przyjaźń.

Nachylam się nad stołem, żeby zacisnąć palce na dłoniach przyjaciółek, i informuję je śmiertelnie poważnym tonem:

― Kocham was, ziomy.

♡━━━━━♡

Witaj królowo szkoły, oto ja, skromny plebs aka Lara Burke. Wczoraj odwiozłaś mnie do domu, za co zgaduję nawet ci nie podziękowałam więc wypadałoby podziękować więc piszę do ciebie bo nie wiem jak ale jakoś weszłam w posiadanie twojego numeru i wiesz chciałabym się ładnie zachować bo z doświadczenia wiem że po pijaku zachowuję się jak naćpany ciul spod monopolowego i zwykle pierdolę od rzeczy. Także gdyż ponieważ nie byłam wczoraj pierwszej świeżości pragnę ci oficjalnie podziękować że nie zostawiłaś mnie na pastwę debili z tej imprezki i mam nadzieję, że nie zjebałam ci wieczoru bo wolałabym ci się nie narażać no nie. Średnio pamiętam co się działo wczoraj w nocy ale nadal pragnę podziękować więc dziękuję i elówa nie zawracam ci już głowy możemy dalej udawać że się nie znamy i mieć wyjebane!!!!! pozdro, Lara.

[ WYSŁANO ]

♡━━━━━♡

― Harry, odłóż ten widelec i przestań grozić siostrze, bo nie ręczę za siebie, jeżeli nie skończysz odwalać maniany! ― wydzieram się na rodzeństwo, chociaż jestem świadoma tego, że na niewiele się to zda. Moje prośby o pokój na świecie przynoszą odwrotny efekt; chaos w jadalni tylko się nasila. Dobrze, że sąsiedzi już przywykli do ciągłych krzyków i szaleństw tych dzieciaków, bo w innym wypadku ktoś właśnie wzywałby policję.

Przekręcam naleśnika na patelni, podrzucając go w powietrzu, i ledwo udaje mi się go złapać, bo dzwonek do drzwi rozbrzmiewający w tle mocno mnie rozprasza. Szczerze? Nie spodziewałam się dzisiaj gości. Odstawiam patelnię na kuchenkę, marszcząc czoło w zamyśleniu. O chuj chodzi? Sąsiedzi jednak wezwali policję? Mało prawdopodobne. Zmierzam w stronę drzwi, po drodze lekko uderzając Petera w potylicę, żeby się uspokoił, bo dołączył do walki z Harrym i Samanthą ― tyle, że używa do tego noża, co wcale mi się nie podoba.

Bez zastanowienia naciskam na klamkę i otwieram drzwi, zaraz potem schodząc na przysłowiowy zawał.

― Cześć, Lara ― wita się ze mną Ella. Na jej ustach maluje się taki dziwny, podejrzany, odrobinę złośliwy uśmieszek. Kurwa. Co się dzieje. Halo. Panie. Przepraszam. Moment. Bo ja nie ogarniam. Wpatruję się w dziewczynę przede mną ze szczerym niedowierzaniem w oczach, kilka razy otwierając i zamykając buzię. ― Mogę wejść?

Nie.

― Jasne! ― odpowiadam jej piskliwym głosikiem, szerzej otwierając drzwi, żeby wpuścić ją do domu. Co ja robię? Co ja, do kurwy, robię? Mam tu bajzel jakich mało, muszę nakarmić szatany, i... ― Naleśnik mi się pali ― oznajmiam, bo właśnie poczułam ten swąd. Pędzę więc do kuchni, zostawiając Ellę w przedpokoju, i jak najszybciej zdejmuję placek z patelni. Przerzucam go na talerz Petera, który coś tam jęczy, że nie zje czarnego, ale mam to gdzieś. ― Zachowujcie się, ciule, gościa mamy ― dodaję, sycząc groźnie przez zęby.

Rodzeństwo cichnie; wszyscy spoglądają najpierw na mnie, potem na siebie nawzajem, aż wreszcie na Ellę Potts, która stoi w holu i przypatruje się uważnie całej tej scenie. Nie mam czasu nawet się nad tym wszystkim zastanowić, bo wiem, że dzieciaki zaraz wyjdą z szoku i zażądają dokładki żarcia, dlatego wracam do pracy, gestem dłoni zapraszając koleżankę, żeby się nie wstydziła i czuła się jak u siebie.

Chyba łapie, o co mi chodzi, bo obserwuję, jak rzuca swój elegancki płaszcz na oparcie jednego z foteli w dużym pokoju, i zaczyna się po tym pomieszczeniu kręcić, uważnie analizując wszystko, co wpada jej w oko. Dziękuję Bogu, że kuchnia, jadalnia i salon są ze sobą połączone, bo mogę co jakiś czas zerknąć na nią przez ramię. Co ona tu robi? Czego ode mnie chce? Po niej się można wszystkiego spodziewać. No myślałam, że SMS wszystko załatwił. Przecież podziękowałam, do cholery. To i tak więcej, niż bym zrobiła, gdyby to nie była Ella Potts.

No... ale to jest Ella Potts. Na nią się aż miło patrzy.

...gapię się. Spaliłam drugiego naleśnika, do jasnej cholery.

― Ej, Ella! ― krzyczę, chociaż głos mi się łamie i wcale nie brzmię tak, jakbym była zadowolona z jej wizyty. Kurwa, ja jeszcze nie wiem, co powinnam o tym myśleć. I czy nie powinnam zacząć się martwić. Potts odwraca się gwałtownie na pięcie, żeby na mnie spojrzeć; gęste loki zabawnie podskakują na jej ramionach. Ach, a matka mi zawsze powtarzała, że diabeł kusi pięknymi rzeczami. Wszystko się zgadza, jak widać na załączonym obrazku.― Chcesz przekąsić naleśnika?

Ella kręci głową powoli, chyba odrobinę rozbawiona moją propozycją. Wzruszam ramionami obojętnie, przyjmując jej odmowę do wiadomości, po czym zabieram się za robienie ostatnich placków dla dzieciaków. Kiedy kończę ― co ma miejsce kilka minut później ― upominam ich, że mają po żarciu umyć ręce i zabrać się za odrabianie lekcji. Sama też upewniam się, że mam czyste dłonie, po czym zostawiam trojaczki i siostrę w jadalni, a sama pędzę do Elli, która rozsiadła się wygodnie na kanapie w salonie. Założyła nogę na nogę i wydaje mi się, że jest odrobinę znudzona i... nieco rozczarowana, że tyle musiała na mnie czekać.

― Tańczysz? ― pyta ni z tego, ni z owego. W pierwszej chwili nie ogarniam, o co jej chodzi; dopiero po chwili, kiedy spoglądam w tym samym kierunku, co ona, domyślam się, że chodzi jej o różowe pointy wiszące na ścianie w towarzystwie kilku zdjęć. Wszystkie przedstawiają mnie w różowej sukience, i na każdym wykonuję inną pozycję baletową. Uśmiecham się delikatnie pod nosem. Jest w tym odrobina nostalgii, bo trochę tęsknię za tańcem.

― Ta ― potwierdzam, wzdychając ciężko. Opadam na kanapę obok Elli, splatając ręce na piersi. Nie patrzę na nią. Wstyd mi spojrzeć jej w oczy, chociaż nie do końca ogarniam, dlaczego. Zwykle nie mam z tym problemu, bo z natury nie jestem wstydliwą osobą. ― Tańczyłam ― dodaję po chwili, sprostowując. ― Zanim życie wyssało ze mnie resztki szczęścia do cna, niczym jebany wampir. O, no i nie mam czasu.

Milczymy. Milczymy odrobinę za długo. Milczymy na tyle długo, żeby dzieciaki zebrały się z jadalni i rozeszły się do swoich pokoi na piętrze. A potem milczymy jeszcze trochę, aż zaczynam się pocić z nerwów. O co tu chodzi, do jasnej cholery? I czy w ogóle powinnam pytać? Nie wiem. Może ja naprawdę odwaliłam w nocy jakąś manianę, której się po prostu nie da wybaczyć? To byłoby w moim stylu.

...o kurwa, mam przebłysk. Czy ja ją naprawdę nazwałam wredną kurwą?

― ...czy ja cię naprawdę nazwałam wredną kurwą? ― szepcę niepewnie, a Ella mruga kilka razy powiekami, rozkojarzona. Spogląda na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami, jakby nie do końca załapała, co powiedziałam. A potem prycha cichym śmiechem, odpowiadając z obojętnością:

― No. Dojebałaś tym.

― ...ej, sorki ― kontynuuję. ― To było mocno nie okej, żeby oceniać cię po jakichś plotkach.

― Spoko, wyratowałaś się potem i pojechałaś po sobie samej.

― Och. W takim razie, okej.

Milczymy. Znowu. Nie podoba mi się to.

Bogu dzięki, tę niezręczną ciszę przerywają krzyki na piętrze. Wzdycham ciężko z politowaniem, pocierając czoło palcami.

― Zamknąć ryje, wy niewychowane pasożyty! ― wydzieram się niespodziewanie. Ella podskakuje na swoim miejscu, ale zaraz potem zaciskając usta w cienką linię i zduszając w sobie śmiech. Obydwie słyszymy głośny huk gdzieś na górze. Po nim następuje kilka sekund nieprzeniknionej ciszy, jakby wszyscy w domu właśnie umarli, aż wreszcie Samantha zapewnia mnie swoim piskliwym głosikiem:

― WSZYSCY ŻYJEMY!

Zakrywam twarz dłońmi, jęcząc głośno. Jestem załamana. I to jest właśnie powód, dla którego nigdy nie zapraszam znajomych do domu. O cholera, dopiero do mnie dotarło, że nie zdążyłam jeszcze ogarnąć w tym tygodniu; zaalarmowana rozglądam się po salonie, dostrzegając kilkadziesiąt samochodzików Hot Wheels walających się po podłodze i meblach. Na stoliczku przede mną i Ellą stoi multum brudnych kubków po kawie i herbacie; to sprawka mamy i taty, bo ja spędzam naprawdę mało czasu na parterze.

Jakby tego wszystkiego było mało, dzieciaki zostawiły tu kilka swoich skarpetek i jakimś cudem poroznosiły resztki prażonej kukurydzy albo nachosów. Kiedy ja tu ostatnio odkurzałam? Kiedy ścierałam kurze? Bóg jeden raczy wiedzieć. Matko, jak mi wstyd.

― Przepraszam, że musiałaś być świadkiem tego cyrku ― wyduszam z siebie wreszcie, nawet nie patrząc na Ellę. Głupio mi. Cholernie. ― I przepraszam za ten jebany bałagan. Ostatnio ledwo mam czas podrapać się po tyłku.

― Spoko ― uspokaja mnie Ella, ale nie ma w jej tonie ani odrobiny jakiejkolwiek emocji. Przez chwilę zastanawiam się, czy ta ziomeczka nie jest robotem, bo to by wiele wyjaśniało. ― W sumie to nawet cię szanuję, że ogarniasz to... całkiem sama. Gdzie są wasi rodzice?

Pociągam rzewnie nosem, podciągając nogi na kanapę. Nadal boję się spojrzeć Elli w oczy, chociaż przyznam, że kusi mnie to jak cholera. Zwlekam chwilę z odpowiedzią, bo trochę dziwnie czuję się z tym, że opowiadam o tym wszystkim dziewczynie, której do wczoraj praktycznie rzecz biorąc nie znałam. I ― jakby tego było mało ― ta dziewczyna ma też swoją reputację. Skrajnie zróżnicowaną, dodajmy.

― W pracy ― dukam wreszcie. I w pierwszej chwili wydaje mi się, że ciężko mi będzie wyrzygać Elli historię mojego życia, ale... kiedy już zaczynam, to idzie mi zaskakująco łatwo. ― Od poniedziałku do soboty. Mama jest pielęgniarką, a tata stoi na kasie w aptece. Robią co mogą, ale... piątka dzieciaków to spory problem. Miałam się stąd wyprowadzić. I chciałam, jak w zeszłym roku nie przepuścili mnie do kolejnej klasy. Ale... no spójrz na ten bałagan ― śmieję się nerwowo, rozkładając ręce, jakbym chciała lepiej zobrazować to, o czym mówię. ― Nie mogłam zostawić rodziców samych w tym bagnie.

Bagno i bałagan... to mało powiedziane. To jest ostry pierdolnik.

― Dałaś mi całusa w policzek.

O kurwa. Wyjechała z tym tak ni z tego, ni z owego, aż zaczynam się krztusić powietrzem. Po cholerę się produkowałam z tą opowieścią o moim życiu, skoro jasne jest, że mało ją to interesowało? Nie skomentowała tego w żaden sposób, bo nie po to tu przyszła. Potrzebuję kilku sekund, żeby się ogarnąć i ułożyć w głowie jakąś sensowną odpowiedź, ale średnio mi idzie.

Od kiedy ja się tak stresuję rozmowami z innymi ludźmi?

...och. Och, nie. Ella, nie. Ella, tak nie wolno.

Ella, nie rób mi tego.

― ...kurwa, poważnie? ― zaczynam piskliwym głosikiem, wreszcie zerkając na Ellę. Dziewczyna kiwa głową powoli, potwierdzając wszystko. Przymykam powieki, zażenowana. Co ja mam jej powiedzieć? Wbijam wzrok w sufit, nie dowierzając w to, jak żałosna była ta pijana ja. A ja ją dzisiaj rano tak chwaliłam! Beznadzieja. ― Stara, przepraszam cię. Ja po pijaku nie ogarniam. Ja tego nawet nie pamiętam. Film mi się urwał w momencie, w którym wsiadłam do twojego samochodu.

― To i tak nieźle... ― stwierdza Ella. Na jej ustach pojawia się zadziorny uśmiech.

― Ale to nie zmienia faktu, że nie powinnam była przekraczać pewnej granicy ― ciągnę dalej, przerywając jej. ― Nie powinnam była się narzucać. To nie było okej. To było bardzo, bardzo nie okej z mojej strony. Przyznaję się, że zjebałam.

― ...luz.

― Przejebałam. ― Użalam się nad sobą dalej, ignorując jej oschłe zapewnienia. ― Pewnie jesteś na mnie wściekła.

― Znaczy, no byłam ― przyznaje panna Potts, tym razem znowu śmiejąc się cicho. ― Przez pierwsze pół godziny. Potem mi przeszło.

...och. Czy ona się właśnie przyznała do tego, że... myślała o tym? I o mnie? Nie to, że mi zależy.

OKEJ. Przyznaję. Zależy mi. I to bardzo. I najpewniej za dużo się nad tym zastanawiam i za bardzo się w to zagłębiam, szukając tego, czego sama oczekuję, ale nie mogę się powstrzymać. Nie wiem, jak do tego doszło, ale Ella Potts chyba właśnie zaczęła mnie kręcić. A ja nie chcę się jej znowu narzucać. Tym bardziej nie chcę wprawić jej w zakłopotanie takimi dwuznacznymi pytaniami.

Zazwyczaj nie boję się uderzać do lasek. Zwykle serio nie boję się odrzucenia.

To co czyni Ellę Potts taką wyjątkową? Nic.

A może wszystko.

― ...okej, Ella, po co ty tu tak właściwie przyszłaś? ― szepcę w końcu po dłuższej chwili. Ella wbija we mnie ten swój badawczy wzrok, który, przyznam szczerze, odrobinkę mnie przeraża. Kurwa, sama nie wiem, co ona ze mną robi w tym momencie, ale martwi mnie to. Ja nie mam czasu na takie rzeczy.

― Muszę cię o coś zapytać ― tłumaczy mi Ella poważnym tonem, jakby zaraz miała zacząć rozmowę o pracę. Unoszę brwi, odrobinę zaskoczona, ale skinam ledwo zauważalnie głową, dając jej do zrozumienia, że może kontynuować. ― Czy powiedziałaś swoim przyjaciółkom o tym, że jesteś lesbijką?

― ...wow ― wyduszam.

Jestem w szoku. Nie spodziewałam się tego. Chociaż, z drugiej strony, może powinnam była to przewidzieć? Ludzie mówili, że Ella jest bezpośrednia, tak samo, jak ja. Mówi to, co myśli. I jest szczera. Pod tym względem byłybyśmy dobraną parą, bo przynajmniej nie owijałybyśmy w bawełnę.

― Powiedziałaś im? ― dopytuje Ella. Coś w jej głosie sprawia, że zaczynam rozumieć, ile to dla niej znaczy. Nie mam pojęcia, dlaczego zależy jej na tym, żebym jej to wyjaśniła. ― Czy same się domyśliły? I jak to na was wpłynęło?

...czy to ma związek z jej byłym koleżką? Bo jeżeli to ma jakiś związek z Hanksem, to nagle wszystko nabrało sensu. Z trudem przełykam głośno ślinę, wygodniej rozsiadając się na kanapie. Zbliżam się do niej nieznacznie, praktycznie ledwo zauważalnie, jakbym próbowała wybadać teren. Nie cofa się. Po prostu wgapia się we mnie wyczekująco, więc daję jej to, czego chce.

― ...okej, powoli ― zaczynam, biorąc głęboki wdech. ― Tak, powiedziałam im. W sumie, to one były pierwszymi osobami, które wiedziały. I... to nic nie zmieniło. Znaczy, z początku przyłapywałam je czasami na tym, że trochę dziwnie na mnie patrzyły. Jakby się bały, że zaraz oznajmię, że na którąś z nich lecę. Założę się, że nie wiedziałyby, co w takiej sytuacji zrobić. Ale... w każdym razie... tak, na początku było trochę dziwnie. A potem nie wiem, wszystko się ułożyło. Tak po prawdzie, to nawet wyszło nam to na dobre. Bo teraz wiemy, że możemy sobie ufać w każdej kwestii.

― ...rozumiem.

Czy ja powinnam podjąć to ryzyko?

Dobra. Chuj. Raz się żyje, pytam.

― Ella, dlaczego chciałaś coś o tym wiedzieć?

Ella wbija zamyślone spojrzenie w zasyfiony stolik przed nami, unikając nawiązania kontaktu wzrokowego. O. Już żałuję moich decyzji.

― ...po prostu chciałam spytać.

― A ja nie mam zamiaru grzebać w tej sprawie ― zapewniam ją niemal natychmiast, odrobinę nader energicznie gestykulując rękami. ― Nie chcesz, to nie mów.

― Pójdę już ― oświadcza nagle Ella, gwałtownie podnosząc się z kanapy.

Wstrzymuję oddech i staram się jakoś zamaskować to, jak bardzo rozczarowana jestem. Z początku chcę zaproponować jej, żeby została, ale dociera do mnie, że... poza tą jedną akcją po imprezie, nic mnie z nią nie łączy. I to mnie cholernie boli, bo chciałabym to zmienić, a nawet nie wiem, jak. Bo to jest Ella Potts ― już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest taka, jak inni.

― ...tak. Jasne ― mamroczę.

Bez słowa odprowadzam ją do drzwi, a kiedy zatrzymujemy się w progu, Ella raczy mnie jeszcze jednym, dziwnym uśmiechem. Ten gest wydaje mi się nadzwyczajnie szczery, ale... jest w nim też nutka smutku. Najwyraźniej nie jestem jedyną osobą, która chce ukryć swoje prawdziwe odczucia.

Nic nie mówimy.

Obserwuję jednak uważnie, jak Ella Potts wsiada do swojego samochodu i odjeżdża z podjazdu przed moim domem, pozostawiając po sobie jedynie zapach kwiatowych, rześkich perfum i multum myśli kłębiących się w mojej głowie.

...cholera.

Chyba podoba mi się Ella Potts.

♡━━━━━♡

no hej tu Lara! Wiem że to może zabrzmieć dziwnie ale pomyślałam że może chciałabyś kiedyś skoczyć ze mną na kawkę, czy coś?

[ USUNIĘTO ]

CZEŚĆ, ELLA! Tu Lara ale przecież to wiesz bo wyświetlił ci się mój numer ja pierdolę jestem debilem

[ USUNIĘTO ]

okej Ella krótka piłka może chciałabyś pójść ze mną na kawkę i ciastko, oczywiście ja stawiam?

[ USUNIĘTO ]

no więc chciałabym poznać cię bliżej i zastanawiałam się czy może nie chciałabyś się ze mną umówić?

[ USUNIĘTO ]

cześć Ella, tu Lara. Nie wiem, jak to odbierzesz, ale chciałabym poznać cię bliżej i stąd pytanie, czy nie zechciałabyś ze mną kiedyś pójść na kawę albo ciasto i spędzić ze mną trochę czasu?

[ ZAPISANO SZKIC ]

♡━━━━━♡

― Okej, no to bądź ze mną szczera, ciulu. Ile wiadomości nigdy nie ujrzy światła dziennego?

Wzrok i ton Janice Doherty mówi jasno, że jeżeli nie dam jej szczerej odpowiedzi w przeciągu kilku sekund, to zostanę brutalnie zamordowana, albo ona weźmie sprawy w swoje ręce i sama napisze do Elli Potts, nie szczędząc w swojej wiadomości upokarzających mnie zwrotów.

― Nie wiem, jakieś sześćdziesiąt? ― przyznaję, rozkładając ręce w geście bezsilności.

Becca, która właśnie siedzi przy toaletce w sypialni bliźniaczek, chyba jest mocno niepocieszona tym, że zjebała tę kreskę na prawym oku, którą próbowała namalować eyelinerem. Mierzy mnie wściekłym spojrzeniem, a ja, dostrzegając jej odbicie w lustrze, opadam na plecy na łóżko na którym siedzę, jęcząc głośno i żałośnie.

― Ile, kurwa?! ― pyta z niedowierzaniem Becca. ― Stara, od kiedy ty się boisz zarywać do lasek?! Jeszcze dwa dni temu biegałaś przy Verze Tossell i nie widziałaś w tym żadnego problemu! ― wypomina mi dziewczyna. Kładę telefon na brzuchu, przecierając zamknięte oczy palcami w akompaniamencie kolejnego żałosnego jęku przepełnionego agonią. ― ...o Chryste. Jan, ja się o nią martwię.

Janice przykłada mi do czoła wierzch swojej dłoni w teatralnym geście i cmoka głośno.

― Rozpalona to ona jest, ale wydaje mi się, że z innego powodu.

― Janice! ― wydzieram się, a Jan zanosi się śmiechem, opadając na łóżko po mojej prawej. Becca dołącza do nas chwilę później, kładąc się po mojej lewej. Wszystkie trzy zaczynamy wpatrywać się bez celu w sufit. ― To było dziwne, jak do mnie przyszła. Bez zapowiedzi, zacznijmy od tego. Wzroku od niej oderwać nie mogłam. A potem mi powiedziała, że ją cmoknęłam w policzek, jak mnie odwiozła do domu.

― ...toś dojebała ― rzuca Janice.

― No ― przyznaję, zawstydzona. Nikt nie lubi, kiedy się przekracza jego osobistą granicę komfortu. Wiem to z autopsji. ― A potem mi zadawała jakieś dziwne pytania. W ogóle było dziwnie. Ale mam takie wrażenie, że coś pominęłam. I za cholerę nie umiem stwierdzić, co.

― Skąd ona w ogóle znała twój adres? ― zastanawia się na głos Becca, a ja zerkam na nią kątem oka. Dziewczyna marszczy czoło w zamyśleniu, a jej siostra prycha złośliwie.

― Przecież ją wcześniej odwiozła do domu, tak? Pewnie zerknęła do jej prawa jazdy, czy coś tam ― rzuca Janice, machając ręką wymijająco.

― Ej, kurwa ― odzywam się nagle, szczerze przerażona. ― Mam przebłysk.

― ...jaki?

― Nazywałam ją Cinderellą.

― ...ty jesteś popierdolona, ty do niej uderzałaś wtedy? ― wcina się w rozmowę Becca.

― Ja nie wiem. Ja już nic nie wiem.

Od pamiętnej imprezy u Very Tossell minęły dwa dni. Nie potrafiłam wyrzucić myśli o Elli Potts z mojej głowy. Jak jakiś zjebany stalker przeglądałam bezwstydnie jej profil na Facebooku i Instagramie. Raz nawet palec mi się jebnął i dałam like'a pod którymś zdjęciem, więc przeklinałam się wtedy przez kilka godzin. W szkole widywałam ją gdzieś w tłumie, i muszę przyznać, że po prostu podziwiałam ją sobie z bezpiecznej odległości, czasami odpływając tak daleko od realnego świata, że aż Becca musiała mi przyłożyć z pięści w ramię.

Nie wiem, co zrobiła ze mną Ella Potts.

Ale przeraża mnie to.

― ...w każdym razie, czy któraś z was może mi namalować wyjebaną w kosmos kreskę, bo ta poprzednia mi nie wyszła, a nie pójdę na imprezę bez kresek? ― pyta nieśmiało Becca, a Janice wzdycha głośno.

― Chodź, niemoto ― mamrocze, podnosząc się ze swojego miejsca. Becca prędko idzie w jej ślady.

A ja zostaję sama na łóżku.

I prawie schodzę na zwał, kiedy otrzymuję wiadomość od Elli Potts.

Hej, Lara. Będziesz dzisiaj na imprezie u Imogen Yates?

Serce prawie wyskakuje mi z piersi, kiedy wstukuję na klawiaturze krótką odpowiedź.

TAK!

♡━━━━━♡

Dochodzę do wniosku, że chodzę na te imprezy z wielu powodów.

Po pierwsze, to jedne z nielicznych momentów, podczas których mogę się wyżyć po tym syfie, który muszę ogarniać w domu. Tu nie ma trojaczków, nie ma Samanthy. Mogę się napić i chociaż na chwilę zapomnieć o tym, że życie zmusiło mnie do przejścia przez przyspieszony kurs dorastania.

Po drugie, jestem zjebaną romantyczką. Od kiedy pamiętam, liczyłam na to, że na którychś baletach wypatrzę w tłumie miłość mojego życia. Na moje nieszczęście, nigdy nie dostrzegłam szansy na romans. Film z moim imieniem w tytule nie może być chyba komedią romantyczną; raczej dramatem z dudnieniem imprezowej muzyki w tle. Smutne, ale prawdziwe.

Przez pierwszą godzinę po przybyciu do domu Imogen, wyczekiwałam Elli na ganku. Pojebane, tak, wiem, ale stres nie pozwalał mi się ruszyć. Potem nogi zaczęły mnie boleć przez te cholerne obcasy, więc weszłam do środka, rozsiadłam się na kanapie i aktualnie staram się przestać machać głową na prawo i lewo w poszukiwaniu Elli Potts. Popadam w paranoję.

Upijam łyka drinka z czerwonego kubeczka, i chwilę później tego żałuję, bo prawie się krztuszę, kiedy głos Elli rozlega się zaraz obok mojego prawego ucha:

― Cześć, Laro Croft, potrzebujesz dzisiaj podwózki?

Ciepły oddech Elli na moim nagim ramieniu sprawia, że dostaję gęsiej skórki na całym ciele. Chryste, ta dziewczyna chyba chce mnie zabić. Przekręcam głowę, żeby spojrzeć Elli w oczy. Uśmiecha się zaczepnie, a oczy jej błyszczą. Chciałabym się odrobinę odsunąć, ale nie potrafię; Ella jest jak magnes. Dzielą nas centymetry; gdybym pochyliła się odrobinę w jej stronę, zetknęłybyśmy się nosami.

Ella pierwsza zrywa ze mną kontakt wzrokowy. Okrąża kanapę, po chwili opadając na nią obok mnie.

...ona wie.

Siada tak blisko mnie, że aż brak mi tchu, a w domu Imogen i tak jest już duszno przez całe to towarzystwo, które się tutaj zabrało. To nie zraża Elli. Znowu na mnie spogląda, tym razem uśmiechając się już w inny sposób ― taki... szczery. Niewymuszony. Radosny. Chyba nigdy jeszcze jej takiej nie widziałam. I muszę przyznać, że mnie tym oczarowała. Nie sądziłam, że może mi się podobać jeszcze bardziej, ale oto jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

― Zdradzę ci teraz sekret, Lara ― informuje mnie Ella, znowu pochylając się w moją stronę. Przygryzam dolną wargę, kiwając powoli głową ze zniecierpliwieniem. Panna Potts odgarnia moje włosy na bok, a jej ciepły oddech znowu pieści moją skórę, kiedy szepce:

― Zostawiłaś Bobo u mnie w samochodzie.

Prycham śmiechem.

I mam dziwne wrażenie, że to nie jest pierwszy raz, jak Ella Potts doprowadza mnie do szaleństwa z pozoru niewinnymi gestami. Zerkam na nią po raz kolejny, zaciskając usta w cienką linię, żeby jakoś zapanować nad tym cholernym chichotem, który teraz mnie męczy.

― ...chcę cię lepiej poznać ― mówię w końcu, niepewnie sięgając po jej dłoń.

Ella wpatruje się przez chwilę w nasze splecione palce, aż w pewnej chwili widzę, jak kąciki jej ust się unoszą, gdy odpowiada:

― Ja ciebie też, Lara. Chociaż sama nie do końca potrafię w to uwierzyć.

Ella Potts ma brokat we włosach i uśmiech wart fortunę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top