Partnerzy
Poznali się stosunkowo niedawno, choć wrogami byli już od dwóch lat. Nie do końca formalnie, gdyż partnerowali ze sobą od ponad roku. Los chciał ich na siłę ze sobą połączyć... chociaż nie tylko los. Ich mentor również nie miał dla nich litości i kazał im współpracować. Nie było można zaprzeczyć, że jako rywale i mentalni wrogowie byli bardzo skuteczni w powierzanych im zadaniach. Oboje trafili pod skrzydła swojego szefa z dwu miesięcznym odstępem czasowym. Oboje przypadkowo.
Pierwszy z nich początkowo żył na ulicy, bez perspektyw na przyszłość wraz z siostrą i innymi dziećmi robił wszystko, aby tylko przeżyć kolejny dzień w yokohamskich slumsach oraz lasach. Był bardzo trudno. Nie miał kto go wychować, zapewnić dach nad głową, nakarmić. Do czasu aż na terenie, gdzie przebywał z grupą swoich rówieśników, pojawiły się kundle z yokohamskiej organizacji przestępczej zwanej Portową Mafią. Na terenie slumsów mieli coś do załatwienia. Czarnowłosy wtedy nie miał najmniejszego pojęcia co to było, jednak próbował to sprawdzić. Zobaczyć, czy nie zagrażają jego młodszej siostrze i przyjaciołom. Pech chciał, że się potknął, a jego zawziętość i walka, w celu ucieczki tylko zwróciła na niego większą uwagę dowódcy tamtych kundli. Szarooki nigdy nie zapomniał, jak młody mężczyzna z bandażem na oku i czarnym jak krucze pióra płaszczu, kazał go do siebie przyprowadzić. Czasem nadal czuł na plecach ciarki wywołane jego surowym, groźnym spojrzeniem. Tak zimnym, że na ciele wychodziła mu gęsią skórka. Od tamtego czasu Ryuunosuke był podopiecznym szatyna, który uczył go jak przetrwać w okrutnym świecie Mafii tak, aby być szanowanym. Jego i jego młodszą siostrę Gin, będącą istnym oczkiem w głowie starszego brata.
Drugim z chłopców przygarniętym pod skrzydła aktualnego, szefa Portówki był Atsushi - również będący sierotą, dwa lata młodszym od czarnowłosego. Nie ukrywając, Akutagawa był o niego zazdrosny, gdy jasnowłosy się pojawił. W końcu jako nowa krew w Mafii, zwracał na siebie większą uwagę mentora oraz miał więcej odpuszczane. Do tego dla niego szatyn był łagodniejszy. Nakajima miał talent do robienia głupot, wzruszania się drobnostki. Do tego był uroczy. Cieszył się małymi rzeczami i trudno go było nie lubić, a przynajmniej tak twierdzili mafijni egzekutorzy. W końcu często im pomagał, był tym dobrym dzieckiem, na którego ludzie się dziwili, co właściwie robi w organizacji przestępczej. Ich przełożony zdawał się czasami zadawać sobie te same pytanie. Jednak później tak, jak Ryuunosuke, przypominał sobie jaki żądny krwi jasnowłosy potrafił być i owe pytanie odchodziło w niepamięć tak szybko, jak się pojawiło. Atsushi potrafił być grzeczny, ale w końcu nie bez powodu był podopiecznym samego szefa. Czekoladowooki znalazł go omdlałego w sierocińcu, w którym doszło do krwawej masakry na okrutnych opiekunach oraz wrednych dzieciach, które się nad chłopakiem znęcały. To przynajmniej wyszło na jaw, gdy Nakajima odzyskał przytomność. Potrafił być bestią, której dobroci czasami Akutagawa nie potrafił znieść.
Oboje byli wyjątkowymi dziećmi Portowej Mafii, podopiecznymi Demonicznego Cudu tej organizacji. Wiernymi pupilami szefa, dla których ten był jak surowy, ale często wyrozumiały rodzic. Ryuunosuke nazywany był Cichym Wściekłym Psem, zaś Atsushi Białym Tygrysem. Tych dwoje było dla siebie partnerami, rywalizującymi o względy mentora. Nienawidzili się. To był cud, że wracali cali ze swoich wspólnych misji, choć nie raz jeden drugiego zamknął w samochodzie na podziemnym parkingu, a szefowi zdając raport wmawiał, iż ten zamknięty zdezerterował albo zginął podczas zadania... Tak było i tym razem.
- Akutagawa-kun... przestań mi mówić o tym, jak dobrze przebiegła misja, bo tyle sam wiem. Powiedz lepiej, gdzie zostawiłeś lub zamknąłeś swojego partnera. - Siedząc za biurkiem w swoim biurze szatyn, lustrował swoim czekoladowym okiem, młodszego chłopaka. Ten czuł ciarki na plecach przez tak intensywne spojrzenie przełożonego, czując jakby prześwietlał mu nim duszę.
- Zginął rozstrzelany podczas misji, Dazai-san. - Mimo strachu przed szefem, stał przy swoim. Prędzej czy później wyjdzie, że zamknął gdzieś Nakajimę i zapewne będzie go czekać za to kara, ale jednak i tak uważał, że warto. Chociażby dla samej satysfakcji, że udało mu się zostawił tego tygrysa w tyle.
- Ech... idź i wypuść go z auta zanim rozbije szybę. Pieniądze nie rosną na drzewach. Wbijcie to sobie w końcu do głów. Za każdą kolejną rozbitą szybę odciągnę wam z wypłaty. - Starszy, zaledwie o dwa lata mężczyzna czuł, jak opadają mu zabandażowane ręce. Tracił siły oraz cierpliwość do swoich podopiecznych, a nie chciał ich co chwilę karać. Potrzebował ich w najbliższych zadaniach, a połamani na nic mu się nie zdadzą.
- Dobrze... - Westchnął z rezygnacją Akutagawa, po czym odwrócił się, idąc w stronę drzwi. Zatrzymał się dopiero przy nich. - Skąd wiedziałeś, że jest akurat w samochodzie, Dazai-san? - Rzucił pytanie, łapiąc za klamkę. Słysząc westchnienie ze strony mężczyzny, od razu zrozumiał, że nie miał ochoty na dyskusję, pytania, odpowiadanie. Wyczuł też, że Osamu był znudzony, jednak nie miał ochoty na tortury na swoich podopiecznych. To się liczyło.
Ryuunosuke wyszedł z jego biura bez otrzymania odpowiedzi, a jedynie odprowadzony machaniem jego zabandażowanej dłoni oraz krótkim "odpocznijcie po zadaniu". To oznaczało, że za wiele czasu na odpoczynek nie mieli. Szef szykował dla nich kolejną misję. Niestety zapewne wspólną... Ryuunosuke westchnął na tę myśl zrezygnowany. Nie uśmiechało mu się ponowne spędzanie swojego cennego czasu z Tygrysem. Miał lepsze rzeczy do roboty! Na przykład odpędzanie zalotników od swojej siostry. Może to brzmiało zabawnie, jednak dziewczyna miała ich naprawdę wielu, a on jako jej ukochany, starszy brat, miał zamiar do usranej śmierci pilnować cnoty ciemnowłosej. Jednakże nie miał na to czasu i teraz zmierzając na podziemny parking w celu uwolnienia swojego partnera z samochodu, przeklinał na to pod nosem. Nienawidził marnować minut na Atsushiego. Ostatnio jeszcze bardziej tego nie lubił niż zwykle. Młodszy chłopak od jakiegoś czasu zachowywał się trochę inaczej. Już nie kłócili się aż tak zażarcie, przez to, iż Atsushi zaczął uciekać, smutnieć od każdego wyzwiska. Innymi słowy: ich kłótnie przestały robić im za rozrywkę. Fakt, nienawidzili się i podkreślali to przy każdej okazji, lecz nie lubili sprawiać sobie większej przykrości niż było to w granicach smaku oraz satysfakcji dla obojga. Ryuunosuke sam nie wiedział, gdzie leżała przyczyna tej zmiany. Irytowało go to. Nakajima go denerwował, a jednocześnie przez ową zmianę swojego zachowania, intrygował partnera na tyle, że ten chciał się wszystkiego dowiedzieć. Niestety to nie było takie proste, na jakie się wydawało. Jasnowłosy mimo swojej wesołości oraz otwartości na ludzi, nie mówił zbyt wiele o swoich uczuciach. Nikomu się też nie zwierzał z tego, chociaż w Portowej Mafii posiadał przyjaciółkę. Był sam ze swoimi myślami i tak pogrążonego w nich, Akutagawa znalazł go w aucie. Siedział zamyślony na tylnym siedzeniu, wpatrzony w swoje palce u dłoni.
- Myślałem, że zastanę cię martwego. Jaka szkoda... - Rzucił bez większych emocji czarnowłosy, otwierając drzwi czarnego Opla Mokki. Nakajima wyrwany przez to z zamyślenia, spojrzał zaskoczonymi, kolorowymi ślepiami prosto w te szare, należące do starszego.
- Niedoczekanie twoje. - Fuknął tygrysi chłopak, wyskakując z auta. Zaraz po tym poprawił swoje nieco krzywo ścięte, jasne włosy. - Byłeś już u szefa? - Odpowiedź była oczywista, ale Atsushi i tak uznał, że zapyta. Wolał się upewnić, czy na pewno przełożony otrzymał raport z ich misji.
- Byłem i jakby co, szykują ci już pogrzeb godny poległego. - Zażartował, choć na jego bladej twarz nie było widać nawet cienia uśmiechu. Mimo to Nakajima zachichotał cicho pod nosem, zasłaniając usta jedną z, odzianych w czarne rękawiczki, dłoni.
- Czyli jak mnie teraz szef zobaczy na korytarzu, uzna mnie za zombi albo innego zmartwychwstałego Jezusa. - Również odpowiedział żartem. Wbrew pozorom czasem potrafili ze sobą rozmawiać. Niestety były to tylko trwające bardzo krótko momenty. Później znowu się przepychali i wyzywali od najgorszych, dopóki znowu jasnowłosy nie smutniał.
- Patrząc na to, na jakiego zmęczonego wyglądasz, uznałby cię za zombi. - Tym razem nawet jeden z kącików ust Ryuunosuke powędrował ku górze. Jednak rozbawiony jasnowłosy tego nie mógł zobaczyć, idąc już w stronę windy.
Zgodnie z tym co wywnioskował czarnowłosy, nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek. Oboje zdążyli się wyspać, zjeść coś, a już zostali wezwani do biura przełożonego. Zadanie zostało im powierzone bez tłumaczeń. Dostali tylko niewielki plik dokumentów i jako podopieczni samego Dazaia Osamu, mieli sobie z tym poradzić. Mieli udać się do Kyoto na bankiet. Przynajmniej tyle wywnioskowali z papierów i otrzymanych wejściówek właśnie na te wydarzenie. W drodze na miejsce mieli jeszcze czas, aby wszystko przeanalizować. To Atsushi rozszyfrował wszystkie notatki szefa. Jego partner nawet się do tego nie zabierał. Mógł, ale nie chciał przedłużać, wtrącaniem się. To było bardziej niż zbędne. Jasnowłosy świetnie sobie radził, choć i tak nie zawsze potrafił zrozumieć szefa. Jednakże było to zrozumiałe dla wszystkich. Dazaia nikt nie potrafił zrozumieć i sam szatyn mówił o tym otwarcie na spotkaniach z egzekutorami. Jego podopieczni mieli jednak nadzieję, że kiedyś znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił tłumaczyć z dazaiowego na normalnie. Byłoby to bardzo pomocne. Nie musieliby teraz się zastanawiać czy zaznaczonych mężczyzn na liście, którą mieli w dokumentach, mają zlikwidować, okraść czy przesłuchać. Mieli nadzieję, że dowiedzą się na miejscu, inaczej misja była skazana na niepowodzenie.
Na szczęście, w Kyoto przed hotelem czekał na nich jeden z egzekutorów. Ten wyjaśnił im, że mają od mężczyzn na liście odebrać ważne pendrivy. Było to błahe zadanie, patrząc na te, które wykonywali do tej pory. Nie mieli nikogo zabijać, śledzić. Mieli tylko i wyłącznie odebrać coś ważnego. Oboje przeklinali Dazaia za coś tak drobnego, mimo iż wiedzieli, jak ważne to musi być, że wysłał właśnie ich.
- Czyli wchodzimy, kręcimy się między ludźmi, zabieramy co musimy i wychodzimy. - Podsumował cały plan działania, Akutagawa. Wszystko brzmiało prosto. Musiali tylko uważać, aby nikt nie zauważył co zabierają, aby przypadkiem kogoś tym nie zainteresować. W końcu na owym bankiecie podobno miały być niezłe szychy, a oni nie chcieli być posądzeni o przemyt bomby, gdyż bardzo skomplikowałoby to sprawę.
- Tak, właśnie tak. - Odpowiedział tylko krótko Atsushi, powoli zapinając guziki koszuli. Było to jednak bardzo trudne zważywszy na obecność czarnowłosego, który obserwował go z, aż nazbyt, dużą uwagą.
Do bankietu pozostało im trochę czasu, gdyż aż godzina. Pokój hotelowy, w którym obecnie byli, znajdował się w tym samym hotelu co wydarzenie. Szef najwidoczniej zadbał o to, aby w razie spóźnienia nie tłumaczyli się korkami w Kyoto. Nie zadbał jedynie o ich wygodę. Co prawda ich pokój był bardzo ładny, duży, jasny i z balkonem. Miał jednak dwie wady: był wspólny, tak jak dwuosobowe łóżko. Nakajima modlił się w duchu do wszystkich bogów, aby Akutagawa nie wpadł w nocy na pomysł, uduszenia go poduszką. Błagał też o to, by nie nawiedzały go myśli o starszym partnerze, których skutki mogłyby bardzo skomplikować ich, już i tak burzliwą, relację. Nie było tajemnicą, że Atsushi był tym uczuciowym typem osoby. Nie zawsze planował nad emocjami, a te lubiły z niego wychodzić, czasem, w najmniej oczekiwanych momentach. Teraz, kiedy częściej zdarzało mu się myśleć o czarnowłosym, mogłoby to się okazać bardzo, ale to bardzo kłopotliwe. Wolał tego uniknąć. Nie chciał doprowadzić do sytuacji, przez którą Akutagawa znienawidził by go jeszcze bardziej.
- Próbujesz zapiąć tę koszulę od dziesięciu minut. - Młodszy usłyszał uwagę wyższego, a przez nią jego policzki niemal automatycznie pokryły się czerwienią. Zawstydził się i było to uzasadnione. Zwłaszcza, kiedy dostrzegł, iż partner do niego podchodzi.
- Dali mi do niej tyle guzików, że trudno się w nich nie pogubić. - Faktem było, że od mostka w górę na białym materiale było znacznie gęściej małych guziczków niż niżej. Projektant tej koszuli musiał nienawidzić swoich klientów, że robił takie rzeczy.
- Bardzo łatwo jest się nie zgubić, ale trzeba myśleć, a twoje myśli ostatnio są w kosmosie. - Westchnął szarooki zabierając się za odpinanie oraz ponowne zapinanie guzików. Nie mógł pozwolić, aby Atsushi poszedł na bankiet w źle zapiętej koszuli. W końcu to by źle świadczyło o nim, jego partnerze oraz całej organizacji. Grunt to dbałość o szczegóły. - O czym ty tak ostatnio myślisz? Nawet pokłócić się z tobą nie mogę. - Jasnowłosy wiedział, że starszy prędzej czy później o to zapyta, a mimo to nie potrafi mu tego wyjaśnić. Akutagawa nie mógł przecież wiedzieć o uczuciach młodszego względem niego. Atsushi bał się, jak wiele mogłoby to zmienić.
O swoich uczuciach względem starszego dowiedział się niedawno. Sam sobie się dziwił, jak zaczął działać na obecność czarnowłosego. Początkowo jego spojrzenie częściej wędrowało w kierunku Ryuunosuke. Lubił patrzeć na chłopaka, gdy ten trenował na jednej z sal treningowych w Mafii lub podczas misji, kiedy z gracją zabijał wrogów organizacji, która była ich domem. Później szło to dalej, nawet nie dostrzegł kiedy jego młode ciało zaczęło reagować dreszczami na każdy dotyk starszego. Właśnie tak jak teraz, gdy ten delikatnie przesuwał palcami po jego torsie, zapinając poszczególne guziki. Mimowolnie, jasnowłosy poczuł na swoich policzkach znajome ciepło, a przez umysł przebiegła mu myśl o ucieczce, tak jak kilka razy wcześniej, aby tylko wyższy niczego nie zauważył. Było to głupie, gdyż Ryuunosuke nie był idiotą i momentalnie zauważył czerwień na policzkach młodszego. W mniemaniu starszego było to uroczo irytujące, jednak w życiu nie przyzna tego na głos.
- Niczym ważnym... Tak bujam w obłokach. - W końcu odpowiedział, lecz bardzo wymijająco. Naturalnie to się wyższemu nie spodobało. Lubił konkrety. Nakajima o tym wiedział, a mimo to, mówił w taki sposób.
- To zejdź w końcu na ziemię. Mamy zadanie do wykonania. - Prychnął, w końcu zapinając ostatni guzik, tuż pod szyją tygrysa. Przejechał jeszcze palcami wzdłuż guzików, od góry do dołu. To wywołało tylko większy rumieniec na policzkach młodszego chłopaka, ponieważ w jego mniemaniu, szarooki zjechał opuszkami chudych palców zdecydowanie zbyt nisko. Oczywiście to Akutagawie nie umknęło i też nie ukrywał, iż zrobił to specjalnie, dla sprawdzenia reakcji partnera. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób.
- Dobrze... a teraz już może chodźmy? - Zapytał, będąc nieco zakłopotanym. Zdecydowanie była to próba ucieczki. Z resztą bardzo nieudana, gdyż Ryuunosuke jeszcze nie był przebrany w garnitur, do tego mieli jeszcze bardzo dużo czasu.
- Co ci tak śpieszno? To, że Ty jesteś gotowy, nie znaczy, że wszyscy są. - Prychnął szarooki, i dopiero, bardzo powolnymi ruchami zabrał się za przebieranie. Robił to specjalnie. Atsushi o tym wiedział. Nie wiedział jednak czy Akutagawa wie, jak takie powolne zdejmowanie ubrań denerwowało tygrysa, który teraz starał się ze wszystkich sił na starszego nie patrzeć.
Niewinnie zawstydzony, poirytowany jasnowłosy stał w pełni ubrany i tylko szukał drogi ucieczki. Na szczęście ją znalazł. Przypomniał sobie o balkonie. Nie był on jakoś ogromny i istniało ryzyko, że Akutagawa może go na nim zamknąć, ale i tak postanowił właśnie tam poczekać, aż szarooki się ubierze. Najgorsze co Atsushi mógł teraz robić to patrzeć na partnera. Akutagawa wbrew pozorom, był bystry. Na pewno zauważyłby każdą zmianę, zwłaszcza, że Nakajima jeszcze tak dobrze nie potrafi panować nad emocjami, ludzkimi odruchami. Był tym, którego Mafia mimo wszystko w całości nie pochłonęła. Był zdolny do miłości. Pechowo żywił ją do Ryuunosuke, z którego nie potrafił czytać jak z otwartej księgi. Nie miał pojęcia, czy ktoś tak wyprany z emocji jest zdolny do silnych uczuć, takich jak miłość, pożądanie. Wiedział na pewno, że czarnowłosy potrafi kochać. Pokazywał to, gdy w grę wchodziła jego siostra. Dażył ja braterską miłością, troską. Jednak czy był zdolny do miłości romantycznej? To było niewiadome, gdyż najprawdopodobniej nigdy z nikim nie był. Chociaż Atsushi zdawał sobie sprawę, że nie wie wszystkiego o swoim partnerze. Zwłaszcza, że ten nie był typem osoby, która mówi o sobie.
Z kolei Nakajima uważał, że jeśli Ryuunosuke jest zdolny do tego typu miłości, zapewne nie pokochałby jego osoby. Nikt nie lubił zepsutych zabawek. Łatwiej było brać te nowe, najlepiej nietknięte. Takie, których los nie sponiewierał. A Atsushi był zniszczony. Nie przeczył temu. Był pomocny, starał się być pogodny. W środku jednak był po prostu zniszczony. Żył przez wiele lat niekochany, traktowany jak śmieć. Nie potrafił przywyknąć do tego, że w Mafii miał dobre warunki do życia i rozwoju, choć za cenę zabijania na rozkaz. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że ktoś byłby w stanie go pokochać. Zwłaszcza ktoś taki jak Akutagawa. Ktoś, kto mówił, że go nienawidzi. Ktoś z kim się kłócił, przepychał, rywalizował. Nie miał pojęcia jak się mylił, zakładając, że Ryuunosuke by go nie pokochał.
- Tygrysie, idziemy? Nie jest za ciepło, a masz na sobie koszulę. Jak cię przewieje znowu będzie na mnie. - Z zamyślenia wyrwał go spokojny głos czarnowłosego. Młodszy chłopak podskoczył na jego dźwięk i odwrócił się szybko w stronę jego źródła, które teraz stało nonszalancko oparte o ścianę. Szare oczy śledziły każdy najdrobniejszy ruch Atsushiego, na co ten się spiął, a jego policzki ponownie pokrył szkarłat. - Chodźmy. Mamy co prawda jeszcze dwadzieścia minut, ale nie chcemy raczej wchodzić na salę z tłumem. - Podał chłopakowi czarną marynarkę, po czym pociągnął go za sobą w stronę wyjścia z pokoju.
O dziwo zanim dotarli na salę minęło dziesięć minut. I było to spowodowane tym, że hotel tego wieczoru wystawiał aż trzy bankiety. W tym samym czasie... a że partnerzy mieli pecha, na ten właściwy poszli w ostatniej kolejności. Oczywiście, mogli wyjść wcześniej, albo to sprawdzić zaraz po przyjeździe, jednak oni z reguły lubili utrudniać sobie życie. W raporcie dla szefa i tak powiedzą, że wszystko przebiegło bez komplikacji. Nikt nie musiał wiedzieć, że się zgubili w hotelu. Zwłaszcza Dazai. Przecież w końcu trafili na salę. I to dziesięć minut przed oficjalnym rozpoczęciem bankietu! To był jeden z nielicznych sukcesów tego wieczora. Potem było tylko gorzej.
Odszukanie wyszczególnionych na liście mężczyzn okazało się zaskakująco trudne. Chociaż faceci wiedzieli, że tych dwoje było z Portowej Mafii, sami do nich nie podchodzili, a przez brak fotograficznej pamięci, chłopcy nie wiedzieli do kogo mają podejść. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby mogli sprawdzić zdjęcia, jednakże zostały one w ich pokoju. Oboje już wiedzieli, że była to misja spisana na straty. Zebrali co prawda trzy z czterech pendrive'ów, ale i tak nadal nie wiedzieli, gdzie i u kogo jest ten czwarty. Przeklinali Dazaia za te zadanie. Równie dobrze mogli odebrać przesyłki w każdym innym miejscu, a nie na bankiecie charytatywnym, gdzie było wiele poważanych osób i musieli się ukrywać z odbiorem przesyłek, aby nie zostać o coś oskarżonym. Ich szef był diabłem w czystej postaci, że właśnie takim zadaniem testował ich kompetencję oraz umiejętności.
Dopiero pod koniec bankietu znalazł ich mężczyzna z ostatnim pendrivem. Akutagawa twierdził, że zapewne ta misja była tylko ćwiczeniem, i dlatego facet się nad nimi zlitował. Była to najpewniej zasługa Atsushiego, który pod koniec był bliski płaczu i wyglądał przy tym tak cholernie uroczo, że nie dało się przejść obok niego obojętnie. Zapisane pliki na pendriveach były zapewne puste, jednak chłopcy nie mieli zamiaru tego sprawdzać. Idąc już do windy, która miała zawieźć ich na piętro, na którym był ich pokój, nawet nie chciało im się patrzeć na przesyłki. Wszystkie były wepchnięte w wewnętrzną kieszeń marynarki Atsushiego. Nie mieli zamiaru ich wyjmować, aż do powrotu do Yokohamy. Oboje byli źli z przebiegu tego zadania. Było proste, ale tak naprawdę je skopali, mimo że osiągnęli co musieli.
Będąc w windzie dopiero wszystko zaczęło z nich schodzić. Wszystkie emocje. Chociaż po Ryuunosuke nic nie było widać, było pewne, iż był zmęczony. Czym? Najpewniej samym strachem, co się stanie jeśli nie wykonają do końca powierzonego zadania. Dazai karał boleśnie. Było oczywiste, iż każdy wolałby tego uniknąć. Atsushiemu zaś puściły wszelkie emocje. Łzy popłynęły mu po policzkach, a on sam starał się szlochać cicho, jak najbardziej bezgłośnie, nie chcąc zdenerwować partnera. Nie potrafił opanować płaczu. Nie ważne jak się starał. Nigdy wcześniej nie zawalili tak prostego zadania. Nerwy wzięły nad nim górę. Czuł jak drżą mu dłonie. Mogli zataić niektóre fakty przed szefem, jednak pewnym było, iż on i tak się o wszystkim dowie. Jeśli było to ćwiczenie, tak jak twierdził czarnowłosy, zapewne kamery zarejestrowały każdy ich ruch. I nie tylko one, na sali było wiele osób. Na oku mieli ich zapewne ci, którzy mieli przesyłki. Zawalili na całej linii. To było nie do przyjęcia.
- Dazai-san... przecież on n..nas za..zabije... - Oparty plecami o ścianę windy, jasnowłosy starał się uspokoić. Czuł jak łzy, niczym potok nadal spływają mu po policzkach. Starał się je otrzeć. Nie udawało się. Załamał się, a jego towarzysz milczał, nie mając pojęcia co powiedzieć.
- Przestań już. Mój błąd. Nie dopilnowałem wszystkiego tak jak powinienem. - W końcu wypalił, chcąc odciążyć umysł chłopaka i wziąć ciężar tego zadania na siebie, jednak po tych słowach młodszy rozpłakał się jeszcze bardziej. Jak na mafiozę reagował na wszystko zbyt emocjonalnie, jednak to był jego urok. Nikt nie miał mu tego za złe. Nawet jego partner. - Chodź tu. - Przyciągnął niższego do siebie za skrawek jego czarnej marynarki.
Atsushi zaskoczony, otworzył kolorowe oczy nieco szerzej. Przytulenia się nie spodziewał. Choć ledwo mógł złapać oddech, serce waliło mu jak młotem, pozwolił sobie na wtulenie się w ciało Ryuunosuke. Był zszokowany. W końcu czarnowłosy stronił od tego typu dotyku. A teraz pozwolił, aby młodszy schował twarz w zagłębieniu jego szyi, uspokoił i wypłakał się, mimo, że nie raz pokazywał jak bardzo go to denerwuje. Sam również oparł swój policzek o głowę Nakajimy, a palce jednej z dłoni wplótł w jasne włosy. To było naprawdę wiele. Wiele znaczyło. Pomagało. Szarooki był o dziwo delikatny. Nie krzyczał, jak miał w zwyczaju. Nie poganiał. Czekał, aż partner się uspokoi. Chociaż przez umysł Atsushiego przebiegła myśl, iż starszy uderzył się w głowę i poprzestawiały mu się trybiki, nie znalazł w swojej pamięci sytuacji z tego wieczora, gdzie mogłoby do tego dojść. Później odrzucił jakiekolwiek myślenie. Pozwolił sobie na powolne dochodzenie do siebie w ramionach starszego. Ufnie też zamknął oczy, wzdychając przy tym delikatny zapach perfum Ryuunosuke. Ze względu na astmę, mocniejszych nie używał. Jasnowłosy cieszył się z tego, gdyż teraz gdy chował twarz w zagłębieniu szyi chłopaka, nie dusiły go.
- Akutagawa... winda już się zatrzymała. - Dopiero po kilku chwilach, gdy już w miarę opanował emocje, raczył się cicho odezwać. Jednak nadal ukrywał twarz. Był cały czerwony z zawstydzenia oraz od łez. Wolał, aby chłopak na razie go nie oglądał.
- Wiem. Zatrzymała się jakieś pięć minut temu. - Potwierdził, po czym starał się chociaż minimalnie odkleić od siebie ciało młodszego. Przytulanie bardzo ograniczało mu ruchy. Chciał chociaż trochę zmienić pozycję, aby móc przejść z chłopakiem korytarzem do pokoju. Gdy się to nie udało, westchnął cicho zrezygnowany. - Nie wyjdziemy z windy, jak będziesz mnie trzymał aż tak mocno. - Dopiero po tych słowach, Atsushi poluźnił uścisk, przynajmniej na tyle, aby jego towarzysz mógł się ruszać.
Pozwolenie Ryuunosuke na swobodne ruchy nie okazało się dobrym pomysłem, chociaż Nakajima już przywykł, iż ten dzień był dość zaskakujący. Przewidywanie ruchów czarnowłosego było przez emocje jeszcze trudniejsze niż zazwyczaj. Na pewno Atsushi nie był w stanie przewidzieć, iż chłopak z lekką brutalnością złapie jego twarz w dłonie. Tym bardziej nie sądził, iż poczuje na swoich ustach te jego - wbrew pozorom z lekka suche, ale miękkie. Jasnowłosy potrzebował chwili. Ten cholerny Wściekły Pies, mógł go ostrzec. Powiedzieć coś. Dać jakiś znak wcześniej, że chce coś zrobić. A tak przez szok, w pierwszej chwili młodszy nie oddał pocałunku. Spróbował zareagować dopiero gdy starszy się nieco odsunął.
Jedno spojrzenie w oczy. Zakłopotane. Później muśnięcie ust, tym razem z inicjatywy Atsushiego. Powolne, tym razem delikatniejsze ruchy. Jasnowłosy czuł teraz dużo lżejszy, czulszy dotyk dłoni na swoich policzkach. Sam zacisnął dłonie na czarnej marynarce Akutagawy, nie chcąc aby ten się odsunął zbyt szybko. Najlepiej, aby w ogóle tego nie zrobił. Poczuł jednak, jak starszy zabiera dłonie z jego twarzy. Szczerze się wystraszył, że to koniec, że chłopak zrezygnował. Ryuunosuke jednak tylko ponownie musnął jego usta, z należytą czułością. Później znowu i znowu. Jego wargi były słodkie. Sprawiały, że młodszy chciał więcej czułości. Aż w końcu przerwał. Bez słowa złapał dłoń niższego i pociągnął go wzdłuż korytarza w stronę pokoju numer dwadzieścia dwa. Umysł Tygrysa już nie zarejestrował, kiedy znaleźli się w pokoju. Kiedy garnitury wylądowały na podłodze. Wszystko działo się na tyle szybko, że zrozumiał to dopiero, gdy za oknem zaczęło robić się jasno, a on mógł patrzeć w niewyspane oczy partnera, wtulając się w jego ciało. To był jeden z lepszych zakończeń misji, jakie mogli mieć.
~♡~
- Przesuń się! - Dało się usłyszeć warknięcie zza drzwi biura szefa. Potem rozległo się uderzenie, prawdopodobnie o ścianę, co było można stwierdzić po charakterystycznym huku.
- Sam się przesuń! Usiłuję przejść! - Kolejny krzyk, nieco głośniejszy. Później kolejny huk, tym razem w drzwi.
Ich relacją wróciła po wszystkim do normy, mimo iż w końcu weszli w związek... Pozostali partnerami w pracy, kochankami w życiu prywatnym. Misja w Kyoto odeszła w zapomnienie po reprymendzie, każdą inną wykonywali perfekcyjnie. Choć nie raz wracali bardzo poobijani...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, kochani!
Dawno mnie tu nie było. Mam trudny okres w życiu i niestety muszę się z nim uporać. Piszę, bo to mnie odstresowuje i pozwala zapomnieć.
Mam nadzieję, że ten One-Shot wam się podobał :) jest on zapowiedzią fanfica, który już niedługo pojawi się na naszym profilu!
,,Zrozumienie (Soukoku - Bungou Stray Dogs) //Fanfiction"
,,Dazai Osamu jest młodym szefem Portowej Mafii. Jako zdolny i bardzo przystojny mężczyzna radzi sobie świetnie, jednak bardzo go to męczy. Tak naprawdę nie ma życia poza pracą. Na niczym mu nie zależy, względem ludzi jest zimny jak lód, gdyż uważa, że i tak go nie zrozumieją i też nie może spełnić marzenia jakim jest samobójstwo u boku pięknej kobiety, której i tak nie mógłby powiedzieć kim jest i jaką pracę wykonuje. Jednak pewnego wieczoru, w którym wybrał się do swojego ulubionego baru, poznaje nowego barmana, który wbrew pozorom nie jest wcale taki, jaki wydaje się na pierwszy rzut oka."
Nie znacie dnia ani godziny...
Do zobaczenia!
~ Wika ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top