2 - Mordercza Yosano i szok
Południe było porą, kiedy oddział nagle zaczynał dosłownie tętnić życiem. Wszyscy wychodzili wtedy z pokojów, zbierali się w niewielkie grupki w świetlicy i rozmawiali na przeróżne tematy - począwszy od tego, jak bardzo nienawidzą swoich lekarzy, poprzez leki, które jedyne, co robią, to ich otumaniają, aż po swoje marzenia, cele i to, co będą robić, gdy wyjdą ze szpitala.
O ile w ogóle wyjdą.
Dla Osamu samo twierdzenie, że kiedyś zakończy się leczenie, było niepojęte. Bowiem gdy obserwował wszystkich swoich towarzyszy szpitalnej niedoli, wydawało mu się, że nie ma wokół niego nikogo, kto byłby w stanie kiedykolwiek normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Nawet po terapii szokowej.
Ten dzień nie był inny. Dazai brał udział w głupkowatej wymianie zdań z Kunikidą i Atsushi'm. A raczej po prostu stał przy tej dwójce, nic nie mówiąc i nie słuchając. Zazwyczaj sztucznie ożywiony, teraz nawet nie próbował udawać, że to, co mówią jego koledzy, go interesuje. Był zbyt pochłonięty rozmyślaniem o jednej osobie.
O Nakaharze Chuuyi.
Mimo że Osamu jeszcze go nie poznał, zdążył już wymyśleć kilka szczegółowych opisów jego osoby.
To dziwne, że tak trudno jest mu przyjąć do wiadomości to, że ma z nim ktoś zamieszkać. Kiedy dołączył do niego Odasaku, wcale nie czuł się nieswojo. Na początku w ogóle nic nie czuł, dopiero potem między nim a Odą rozwinęła się nić przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. A teraz...
Od jego rozterek oderwał go nagły, mocny uścisk dłoni na jego ramieniu. Dazai odwrócił się niechętnie. Ujrzał oczy ze zwężonymi, jak u kota, źrenicami i usta, jak zwykle rozciągnięte w czystym uśmiechu psychopaty.
Yosano. Jedyna pacjentka, z której Osamu w żaden sposób się nie naśmiewał i którą nie gardził. Ponieważ tylko z nią udawało mu się czasem w miarę normalnie porozmawiać.
Byli przeciwieństwami. Yosano była zwyczajną psychopatką, chcącą zabić jak największą ilość osób wokół siebie, podczas gdy Dazai pragnął unicestwić jedynie siebie samego. Z tego powodu łączyły ich dawne przygody. Niegdyś Akiko wiele razy próbowała go zabić na jego własne życzenie, co, oczywiście, zawsze kończyło się pobytem w izolatce ich obojga.
Tak...Yosano była jak najbardziej w porządku.
- Ej, słyszałam, że ma zamieszkać z tobą ktoś nowy - odezwała się, a jej twarz nabrała jeszcze bardziej przerażającego wyrazu.
Dazai westchnął. Liczył, że Akiko będzie chciała porozmawiać z nim o czymś z pewnością mniej poważnym i jakoś oderwie go od rozmyślania o Nakaharze.
Osamu zobaczył błysk w jej oczach. Ten, który widywał zbyt często, gdy układali plany odnośnie tego, jaką metodą Yosano ma po raz kolejny spróbować zabić Dazai'a.
- Jeszcze nic o nim nie wiem, Yosano-san - odpowiedział, wiedząc już, jakie pytanie chciała wcześniej zadać.
Akiko wydęła wargi z rezygnacją. Oparła się o żółtą ścianę za nią.
- Ja słyszałam tylko, że podobno jest w cholerę agresywny.
Dazai uniósł brwi. Tego akurat się nie spodziewał. Nie sądził, że ktoś o - według Dazai'a - tak dźwięcznym nazwisku może być ,,w cholerę agresywny".
Zbliżył się bardziej do Yosano, już kompletnie ignorując paplaninę Kunikidy i Atsushi'ego.
- Coś jeszcze?
Akiko uśmiechnęła się.
- Wiem też, że... - stanęła lekko na palcach, a jej usta zbliżyły się do jego ucha - ...woli mężczyzn.
Dazai zadrżał. Nie miał pojęcia, czy to przez ciepły oddech Yosano na skórze, czy przez jej słowa.
Yosano odsunęła się od niego. Zobaczyła jego niewyraźną minę i wybuchnęła specyficznym, niepohamowanym śmiechem.
- Żartuję, żartuję, Dazai-san. Tak naprawdę nie wiem już nic więcej.
Dazai westchnął z rezygnacją. Oczywiście, nie dlatego, iż okazało się, że Chuuya wcale nie lubi mężczyzn, tylko dlatego, że nie dowie się o nim na razie niczego więcej.
Yosano po chwili została zaczepiona przez Ranpo. Odwróciła się od Osamu i wdała się z Edogawą w jakąś dyskusję, której Dazai w żadnym wypadku nie zamierzał słuchać.
Miał już dosyć przebywania wśród ludzi. Bez słowa opuścił świetlicę i udał się do swojego pokoju, aby się trochę przespać. I tak nie miał nic lepszego do roboty.
W korytarzu minął Naomi. Pielęgniarka uśmiechnęła się do niego w podejrzany sposób. Gdy przechodziła tuż obok niego, szepnęła coś szybko, ale Dazai zrozumiał z tego tylko: ...więc bądź cicho.
Kobieta, nie zatrzymując się, aby sprawdzić, czy jej słowa do niego dotarły, poszła dalej. On sam również nie spowolnił kroku w stronę swojego pokoju. Nie przejął się zbytnio jej słowami, w końcu skoro wypowiedziała je tak szybko i cicho, to nie mogło być to nic ważnego.
I kiedy tylko otworzył drzwi pokoju, pożałował, że nie szedł wolniej. Może wtedy szok byłby mniejszy.
Osamu zatrzymał się gwałtownie i stanął, jak wryty.
Dziękuję bardzo cerinia za cudowną okładkę! Jest prześliczna ❤
Co sądzicie o tym rozdziale?
❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top