18 - Ciepła, zimna łazienka
Czas wieczornych przygotowań do snu - jak podawał rozkład przy dyżurce pielęgniarek - dobiegł końca około pół godziny temu. Dazai'owi przemknęło nawet przez myśl, iż doktor Ozaki mogła z premedytacją tak perfekcyjnie rozplanować czasowo ich rzekomą sesję, ażeby pozostawić im dość rozległe pole do popisu. Cała męska łazienka do reszty opustoszała i pogrążyła się w martwej ciszy, rytmicznie przerywanej jedynie odgłosem kropelek wody, kapiących z metalowego kranu i rozbryzgujących się na brudnej umywalce z cichym plaskiem. Wszystkie prowizoryczne, zapyziałe kabiny prysznicowe oznajmiały za pomocą sztucznych zamków - w istocie wcale nie chroniły one przed wtargnięciem innego pacjenta, jedynie wskazywały na czyjąś obecność w środku - iż nie są zajęte, to samo tyczyło się toalet. Większość pacjentów zapewne przesiadywała teraz w swoich pokojach, przyjmując niezbędne leki nasenne lub spokojnie licząc owce, już zamroczona psychotropami - a co za tym idzie - personel szpitala krzątał się między pomieszczeniami lub zaszył się w dyżurce. O tej porze i tak liczba pracowników malała - na oddziale czuwało jedynie kilka pielęgniarek i sanitariuszy, o lekarzach nie wspominając. Łazienka była obecnie zdecydowania najbardziej ustronnym - jak na warunki szpitala psychiatrycznego, w którym termin prywatności niefortunnie nieco zanikał - miejscem, w sam raz na wykonywanie nieprzyzwoitości.
Osamu szarpnął gwałtownie ramię Nakahary, ciągnąc mężczyznę za sobą w głąb wysłanego śliskimi kafelkami pomieszczenia. Jego palce wpiły się w delikatną skórę ze zniecierpliwieniem. Dopływ krwi w drobnej ręce został częściowo zatrzymany, powodując powstawanie bladych odcinków. Chuuya poczuł, jak dotyk Dazai'a nieprzyjemnie go razi, a na jego ustach wymalowała się krzywizna pełna boleści. Między zębami przedarł się ostry syk, a Dazai, uslyszawszy ów odgłos, odbijający się dobitnie od ścian toalety, spiorunował towarzysza chłodnym spojrzeniem, niemo rozkazując zachować ciszę. Nie mógł pozwolić rudowłosemu nawet na nieświadome przywołanie któregoś z pracowników, na pewno jeszcze nie teraz, kiedy dopiero udało im się przemknąć niepostrzeżenie z pokoju do łazienki, gdy jego dziki plan był dopiero w fazie początkowej.
Nogi poniosły go do najbardziej oddalonej od drzwi, wręcz ukrytej pomiędzy ścianami pozostałych, kabiny prysznicowej, ot, dla bezpieczeństwa. Gdyby któryś z pacjentów nagle odczuł fizjologiczną potrzebę, raczej nie będzie szukał idealnej kabiny na samym końcu toalety, spełniającej jego wygórowane wymagania - choć, właściwie, nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać po szaleńcach... Dazai prędko wciągnął za sobą Chuuyę, nieznacznie rozluźniwszy żelazny uścisk na jego ciele. Nie pofatygował się nawet, by na prędce zaznaczyć, iz ich kabina jest zajęta. Silnymi ramionami bez namysłu pchnął drobnego osobnika na jedną ze ścian, ograniczającą ich wąską przestrzeń. Plecy zastukotały donośnie o twardą powierzchnię, a Nakahara jęknął, odbiegając od uprzednio ustalonej przez Osamu zasady, dotyczącej zachowania bezwzględnej ciszy. Odgłos potoczył się po głuchej łazience chwilowym echem. Ciało Dazai'a przylgnęło do Chuuyi blisko, zamykając go w swoich smukłych ramionach. Jego palec wzniósł się do ust rudowłosego, dość intymnym gestem nakazując milczenie.
- Nie jęcz, na to zaraz będzie czas.
Szafirowe oczy, lśniące intensywnie przytłumioną irytacją, nabrały jeszcze bardziej nieprzychylnego wyrazu. Źrenice zdawały się wręcz nastroszyć w gniewie przy powiekach, skulonych pod zmarszczonymi brwiami. Świdrowały natarczywie twarz ciemnowłosego mężczyzny, połyskując w świetle jarzeniówek nieodgadnienie, soczystym blaskiem wręcz hipnotyzując.
- Wiem, co planujesz - wycharczał pewnie Nakahara, zazgrzytawszy wściekle zębami i chwyciwszy w dłonie pomięty kołnierz koszuli Osamu. Tym ruchem błyskawicznie zmniejszył dystans między ich ciałami, nie dając drugiemu mężczyźnie jakiejkolwiek przestrzeni. Niekontrolowanie przyspieszające oddechy splotły się namiętnie przy prawie stykających się wargach. Dazai poczuł, jak jego uda zostają na gwałt przyciśnięte do bioder Chuuyi. Wyczuł przy nogach nieokreślone zgrubienie, nań napierające. - I wiedz, że... - Nakahara przechylił głowę, by posunąć niewinnym spojrzeniem po twarzy Osamu, w ucieczce od jego gorzkoczekoladowych oczu. Wyostrzone rysy twarzy złagodniały pod wpływem rumieńców na aksamitnych policzkach - ...nie mam nic przeciwko, jeśli jesteś już tak napalony, zboczeńcu.
Ciało Dazai'a zastygło, mięśnie pod skórą, przylegającą do Nakahary, napięły się wyczuwalnie. Ciemnowłosy przez moment wpatrywał się zupełnie beznamiętnie w błękitne, nasycone migoczącymi iskierkami oczy, nim na jego pełne wargi sukcesywnie wkradł się niezrozumiały uśmiech. Wargi rozchyliły się i znieruchomiały, wypuszczając gromki chichot, bezmyślnie odbiegając od zasady zachowania absolutnej ciszy. Mężczyzna zmrużył oczy, cieniem rzęs, jaki tworzył rażący blask jarzeniówek, ponętnie opatulając gładkie policzki, i zgarbił się nieco, kuląc głowę przy napadzie wesołości. Czołem nieuważnie stuknął o głowę Nakahary, na co ten zapłonął ognistą czerwienią jeszcze soczyściej, nie pojmując zachowania Dazai'a.
- Nie do końca o to mi chodziło... - Głos Osamu przedarł się opornie przez salwy irytującego Chuuyę śmiechu. - Wierz mi, nie jestem aż tak zdesperowany, aby rzeczywiście cię wziąć - zapewnił niepodważalnie z nutą czystej złośliwości.
- HA?! - obruszył się Nakahara, gdy w pełni dotarło do niego znaczenie słów Dazai'a. Jego policzki poczęły zionąć bardziej jaskrawymi płomieniami, teraz jednak jedynie podkreślając targającą nim złość. Wzniósł zaciśnięte z mocą pięści, których odznaczenia żył wyrysowywały się na zmiętym materiale rękawiczek, i chwycił niespodziewanie ramiona Osamu, pchając go na przeciwległą ścianę i z impetem do niej przyszpilając. Dazai poczuł, jak chłód powierzchni przemyka przez jego koszulkę i razi delikatną skórę pleców. Wyzywający wzrok Chuuyi posunął szorstko po jego twarzy, zaglądając głęboko, intensywnie w ciemne ślepia. Rudowłosy uniósł się na palcach, jak gdyby sięgając niemal do ust Osamu w celu spicia z nich namiętnego pocałunku. - Chcesz się przekonać, co potrafię, Dazai?
W odpowiedzi poczuł tylko, jak boczne kosmyki jego ognistych loków zostają subtelnie pchnięte nagłym podmuchem powietrza przy głośnym prychnięciu, wydobywającym się z gardła Dazai'a. Osamu przekrzywił zawadiacko głowę, uśmiechając się pobłażliwie w stronę Nakahary.
- Chuuya, ty nic nie potrafisz - zakpił, prowkacyjnie mrużąc błyszczące w świetle rażących lamp oczy. - Jesteś dziewicą.
Aksamitne policzki Chuuyi napęczniały we wzburzeniu, a wręcz piekielna barwa ich ukrwienia zdawała się swym nasyceniem przebijać wszelkie możliwe odcienie czerwieni.
- Ale może zaraz przestanę nią być!
Dazai uniósł brwi, a na jego twarzy wykwitł tajemniczy, nieodgadniony, filuterny uśmiech, co sprawiło również, iż skóra Nakahary została w pełni pożarta przez płomienie rumieńców. Osamu roześmiał się gromko w duchu. Nakahara wykonał perfekcyjny krok, pozostawił idealne pole dla Dazai'a, aby ten mógł w końcu naświetlić mu swój niecny plan, mogący poprowadzić do zakończenia pobytu w szpitalu, a zarazem zniweczenia wszelkich relacji ich łączących.
- Mhm, możesz udawać, że właśnie tak się dzieje.
Brwi Nakahary zmarszczyły się, ponownie nadając jego oczom nienawistny wyraz. Szafirowa barwa tęczówek połyskiwała wrogo, gdy mężczyzna sunął spojrzeniem po twarzy Dazai'a, jak gdyby doszukując się pewnych oznak, dzięki którym w nieco większym stopniu pojąłby intencje towarzysza.
- Co ty, do cholery, knujesz, pieprzony...
Jego głos ugrzązł nagle w gardle, po czym przeistoczył się w piskliwy jęk zaskoczenia. Zwinne dłonie Dazai'a niepostrzeżenie wspięły się w górę, zręcznie owijając się wokół drobnych nadgarstków Chuuyi, jakie sekundę temu zaborczo przytrzymywały jego barki. Rudowłosy, pchnięty w tył, z brzękiem i sykiem dyskomfortu zderzył się z przeciwległą ścianą. Zimny dreszcz przeszył jego ciało na ów chłodne spotkanie, lecz ramiona Dazai'a, jakie prędko się wokół niego zakleszczyły, zmniejszyły to odczucie.
- Udawaj. - Osamu zniżył ponętnie głos, mówiąc tonem wręcz uwodzicielskim wprost do wrażliwego ucha Nakahary. Kosmyki kasztanowych włosów na zawadiacko przekrzywionej głowie opadły wzdłuż policzków rudowłosego, subtelnie łaskocząc jego skórę, tym samym jeszcze bardziej go dekoncentrując. - Udawaj, że właśnie się pieprzymy. Jęcz i krzycz, jakby to była najprzyjemniejsza chwila w twoim życiu. - Jego słowa targały Chuuyą dogłębnie, niekontrolowanie wywołując deszcze dreszczy na drobnym ciele. Usta Dazai'a musnęły prowokacyjnie delikatny płatek ucha oraz bladą skroń Nakahary. Jego ciepły, wilgotny język posunął po słodkiej, aksamitnej skórze w bezczelnie rozkoszny sposób, doprowadzając wargi Nakahary do uformowania cichego, jednakże pośród ścian ciasnej kabiny dokładnie słyszalnego jęku. - To mógłby być nasz bilet ku wolności...
Wraz z tymi ostatnimi słowami czar niepoprawnego romantyzmu i pewnej dziwnie odczuwanej przez ich obu namiętności momentalnie prysł.
Powietrze zgęstniało znienacka niepokojąco, a intymność zastąpiło jedynie skrępowanie. Mężczyźni znieruchomieli, nie wykonując żadnych kolejnych ruchów, i, choć wciąż znajdowali się niezwykle blisko siebie, nie czuli już ów osobliwej iskry, niewielkiego płomienia, przeskakującego między ich ciałami przy bardziej roznamiętnionych dotknięciach.
W istocie, Dazai niewątpliwie skłamał w sprawie delikatnego obchodzenia się z Chuuyą tej nocy. Był do bólu szczery, postawił sprawę jasno, zbyt jasno, słowami przekreślając to, że być może łączy ich coś więcej, niż tylko wykorzystywanie w drodze do osiągnięcia jednostronnego celu.
Nakahara spuścił głowę, pod ogniem jaskrawych loków skrywając również pożar wściekłości na swojej twarzy oraz okropny grymas, jaki prędko przejął jego usta, nie pozostawiając nawet wrażenia, iż wcześniej wypływał z nich ponętny jęk. Charczał pod nosem nieprzyjaźnie i pluł niezrozumiałą wiązką soczystych przekleństw, wielce rozjuszony. Jego pięści automatycznie naprężyły się z mocą, uwydatniając każdą pojedynczą żyłkę. Zdecydował się rozbudzić pozostałą część woli, która nie była do tego stopnia zahipnotyzowana Dazai'em, by w pełni, bez oporu mu ulec, i posłużył się jej siłą. Uniósł ręce, rozprostowując niemal zdrętwiałe od ścisku pięści palce. Czubki kończyn sukcesywnie wspięły się po smukłych ramionach Osamu, na krótki moment wczepiając się w materiał jego koszuli, a następnie lekkim, aczkolwiek zdecydowanym ruchem odpychając go na bezpieczną odległość. Nie przyparł go agresywnie do przeciwległej ściany, jak poprzednio, jawnie ukazując swą płomienną złość i irytację. Nie chciał już ani trochę się do niego zbliżać, toteż nieustannie stał przy ścianie, pomimo chłodu, jaki bił mu po plecach. Opuścił delikatnie podrygujące z nerwów dłonie wzdłuż ciała, pozwalając im się rozluźnić i dopuścić należytą dawkę spływającej krwi. Jego głowa wyprostowała się znów dumnie, a morze błękitnych oczu, które teraz bez uprzedzenia mogłoby brutalnie zatopić każdego jednym groźnym spojrzeniem, wypełnione zostało intensywnymi iskrami, wskazującymi na wrogość i pogardę.
- Sam sobie jęcz, gwiazdunio porno - odwarknął, podkreślając wymownie dwa ostatnie słowa, niemalże plując nimi z jawnym obrzydzeniem. - Mówiłem ci, że nie chcę wychodzić.
Dazai prychnął ignorancko pod nosem.
- Prędzej ty byś się załapał na plan. Ja nie potrafię się drzeć, jak mała dziewczynka w takich sytuacjach, a ty masz wrodzony talent - odpyskował kąśliwie. - I skoro tak bardzo chcesz tu zostać, to może przynajmniej zrobisz to dla mnie? Gdy się mnie pozbędziesz, będziesz mieć cały pokój dla siebie. Nikt już nie będzie ci przeszkadzał. Ani obmacywał. Czy to nie byłoby cudowne, Chuuya?
Nakahara momentalnie znów napuszył się, niczym szalenie wściekły kocur, aż rudy włos niemal zjeżył się na jego głowie. Szkarłat doszczętnie zawładnął jego twarzą, wszelkie ślady naturalnej bladości zniknęły. Piekąca czerwień pochłonęła również policzek Osamu, przybierając kształt bliżej nieokreślony, lecz z pewnością, gdyby nie miękka rękawiczka, nieskazitelnie odcisnęłaby się na jego skórze otwarta, drobna dłoń, jaka z impetem go spoliczkowała. Dazai nie zdołał odpowiednio zareagować, ba!, nawet przewidzieć nagłego ruchu Chuuyi, a jego skóra już poczęła pulsować. Mężczyzna syknął z bólu, jaki porażająco przeszył jego ciało. Gdy powrotnie odwrócił przekręconą pod wpływem uderzenia głowę w stronę Nakahary, ten znów wbijał nieodgadniony wzrok w zapyziałe kafelki kabiny.
- Dazai. - Nazwisko Osamu wybrzmiało głucho w łazience, jakby przebijając się przez niewidzialną mgłę, wypowiadane dziwnie ochrypłym głosem. - Do czego tak bardzo chcesz wrócić? - zapytał Chuuya, z wahaniem unosząc głowę, ukazując swą twarz, teraz już nieco pobladłą. - Masz kogoś ważnego? Kogoś kogo kochasz i kto na ciebie czeka?
Wymowne westchnienie było wręcz idealną odpowiedzią na ów zapytanie. Oczywiście, że Osamu absolutnie nikogo nie miał - doskonale o tym wiedział. Obecną część życia spędzał na siedzeniu w odizolowanym szpitalu, toteż nie zdołał stworzyć swojego przytulnego otoczenia na zewnątrz. Starzy znajomi, których niegdyś nazywał nawet przyjaciółmi, choć na dzień dzisiejszy wiedział, iż było to zbyt wyniosłe określenie, z pewnością już o nim zapomnieli, tak, jak on o nich. Wszyscy zginęli gdzieś w otchłani jego pamięci, wypranej przez silne psychotropy i zbyt zajętej rozpaczą, by przywoływać twarze, czy nazwiska jakichkolwiek osób z przeszłości. Jedynym człowiekiem, którego lico wciąż widniało wyraźnie w jego umyśle, jak żywe, i który się dla Osamu liczył w tym dziwnym okresie, był Odasaku. Choć zapewne wyczekiwał on odwiedzin na oddziale otwartym, a i Dazai pragnął znów się z nim prędko spotkać, to jednak w tej sytuacji wyjście ze szpitala byłoby po części bezsensowne. W końcu Osamu nie mógłby spędzać z Odą całych dni, nie będąc już pacjentem szpitala (w dodatku uciekinierem...). Zwykłe przesiadywanie w pustym, obskurnym mieszkaniu tylko utwierdziłoby go bardziej w żałosnej samotności. Prawdopodobnie zabiłby się sam, ostatecznie porzucając wszelkie marzenia o podwójnym samobójstwie z urodziwą panienką, po cichu, tak, że nikt by nawet nie zauważył. A jego zwłoki gniłyby na obdrapanej kanapie lub skrzeczącej podłodze.
- Nie. - Jego odpowiedź była ledwo słyszalnym pomrukiem, zupełnie wypranym z jakichkolwiek emocji. - Nie - powtórzył jeszcze raz, samemu utwierdzając się w tym rzeczywistym przekonaniu.
- Więc...chyba czas najwyższy, abyś kogoś takiego miał - odpowiedział Chuuya, wykonując jeden niepewny krok w stronę Osamu. Jego głos był niezwykle łagodny, tonem zupełnie niepodobny do wszystkich jego poprzednich wypowiedzi, kierowanych do Dazai'a. Wyostrzone rysy twarzy rozluźniły się całkowicie, a po gniewnej czerwieni na policzkach pozostał tylko subtelny rumieniec, wskazujący jedynie na lekkie zawstydzenie. Nakahara przekrzywił głowę, błyszczącymi oczami świdrując głębokie ślepia o barwie gorzkiej czekolady. - Dlatego... - ośmielony, zmniejszył dystans między ich ciałami niemalże do minimum, prawie muskając czubkiem nosa jego szyję, posyłając na skórę rozgrzane podmuchy powietrza - ...ucieknijmy, Dazai.
Moje oczy wysiadły przy ostatecznych poprawkach dwóch rozdziałów na raz xd
Trzymajcie się, miłej nocy/dnia/wieczoru/popołudnia/czegokolwiek 💕
❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top