ᴡᴛᴇᴅʏ.25
Prawie tydzień odchodzę od zmysłów, jestem nerwowa, popełniam błędy, robię się brutalna i podejmuję niemądre decyzje.
Nie sypiam.
Znów nie sypiam.
Znów jestem zbyt przerażona, gdzieś tam głęboko pod skórą i nie pozwala mi to zasnąć w nocy nawet na sekundę. Kradnę kilkanaście minut drzemki każdego popołudnia, gdy wiem, że Sebastian siedzi naprzeciwko mnie z nabitą bronią. Ta niepewność jest najgorsza. Niewiedza co się dzieje z moim mężem. A wszystko przez to, że na własnej skórze doświadczyłam tego, jak daleko może posunąć się Mycroft Holmes, gdy czegoś potrzebuje.
I przy zdrowych zmysłach trzymała mnie tylko niteczka pewności, że James jest z marmuru. Jego nie da się zniszczyć czy złamać, przynajmniej dopóki ja byłam bezpieczna.
Lubiłam w to wierzyć, że jestem jego słabością. Nawet jeśli racjonalna część mnie znała mojego męża lepiej niż ta zakochana. Racjonalna część mnie wiedziała, że poświęciłby mnie bez mrugnięcia okiem, gdyby musiał. I trzymanie mnie tutaj jest tylko chronieniem nas przed tym przymusem.
– Anastazja? – mówi Moran, wchodząc do biura w moim apartamencie, gdzie próbowałam skoordynować działania naszych ludzi i ich ostatnie zlecenia. – Przyszła do Ciebie paczka z Londynu.
– Gdzie jest? – pytam, słysząc bicie własnego serca. – Sprawdziliście ją?
– Tak. Jest prześwietlona, nic niebezpiecznego, żadnych urządzeń szpiegowskich. To po prostu... ubranie.
– Ubranie? – pytam, patrząc na płaski karton, w jakim zazwyczaj James przysyłał mi sukienki.
Otwieram delikatnie pudełko, rozwiązując czerwoną kokardę i na papierze znajduję liścik. Znam ten nad wyraz staranny charakter pisma, aż za dobrze, za dużo rozkazów podpisanych tą ręką musiałam wykonać, by zapomnieć tak łatwo.
Mąż przesyła gorące pozdrowienia. Szczęśliwej rocznicy Pani Moriarty. Proszę rozkoszować się tym stanem, nim zostanie Pani wdową.
Mam nadzieję, że docenisz prezent.
M.H
Odwijam papier drżącymi rękami, w pośpiechu, rwąc go na strzępy, aż wyjmuję ze środka koszulę Jamesa. Pamiętam dokładnie każdy guzik, który zapinałam mu w ubiegły czwartek przed wyjściem na kolację, tylko teraz brakuje kilku przy kołnierzyku. I nie jest już śnieżnobiała, teraz ten nieskazitelny kolor przyozdabiały brunatne ślady zaschniętej krwi.
Czuję, jak blednę, opadam na krzesło przy stole, zaciskając dłonie na materiale.
– Nie wiemy, czy to jego koszula. Może Holmes po prostu chce z Tobą pograć – mówi Sebastian, a ja przykładam koszulę do nosa, czuję zapach jego perfum wymieszany z rdzawym aromatem krwi.
– Oczywiście, że chce ze mną pograć. Chce, żebym cierpiała, tylko o to mu chodzi – mówię, wstając i spoglądam prosto w oczy Sebastiana. – Filmik, który nagrała Natasza ten, gdy Mycroft do mnie przyszedł. Pora go wykorzystać, jeśli zagrozimy, że go ujawnimy, musi oddać nam Jamesa.
– On doskonale wiedział, że będziesz chciała to zrobić – mówi Moran, uśmiechając się lekko.
– No i co tego? Jamesa tu nie ma, a ja nie będę siedzieć bezczynnie gdy...
Sebastian łapie mnie za ramiona, podrywa do góry i uśmiecha się do mnie coraz szerzej...
– Mam Ci przekazać, że to nagranie to nie jego, a Twoja karta, gdy musisz wyjść z więzienia. I tak ma pozostać. Ty będziesz się musiała nią obronić w razie czego – mówi z uśmiechem. – To po pierwsze, a po drugie nie masz siedzieć bezczynnie, tylko wsiąść się do pracy.
– Czy on przewidział wszystko, co się wydarzy? – pytam, uśmiechając się smutno.
– Jesteś jego żoną i jeszcze do tego nie przywykłaś?
– Spal ją – mówię, wręczając koszulę Sebastianowi. – I odeślij resztki tam skąd przyszła, tylko dołącz ten liścik.
Sięgam po notes i błyskawicznie zapisuję cyrylicą kilka słów.
Zrobię z Tobą to samo co z tym prezentem, dokończę to, co zaczęła Euros wiele lat temu.
Spalę Ciebie, Twoją karierę, Twoje życie i Twoją rodzinę.
Moriarty.
– Bez imienia? – pyta Seb, którego znajomość rosyjskiego alfabetu znacząco poprawiła się dzięki mojej siostrze.
– Wie, od kogo będzie ta paczka. A Moriarty oznacza coś więcej niż z nasze nazwisko. Oznacza chaos – odpowiadam z dumą. – I to właśnie mam zamiar mu podarować, jak spróbuje mnie znów nastraszyć.
– Czasem boję się, że jesteś jeszcze gorsza od niego.
– Dlaczego? – pytam, idąc w stronę gabinetu.
– James jest psychopatą, wiesz to, widzisz to w jego uśmiechu, w jego zachowaniu, w jego braku cieplejszych uczuć – odpowiada i uśmiecha się do mnie. – A w Tobie można się zakochać od pierwszego wejrzenia.
– To miłe Sebastian, tym właśnie grałam całe życie – odpowiadam, zatrzymując się na chwilę w drzwiach i obracam się w jego stronę. – Zleć wysłanie tej paczuszki komuś innemu i przyjdź do mnie. Mamy sporo pracy, a za dwa dni ma przyjechać Charlie. Mamy do omówienia jego kolejne zlecenie.
– Oczywiście Szefowo – mówi z uśmiechem Moran, a ja zamykam za sobą drzwi.
James żyje.
A show musi trwać.
♛♚
Charlie rozsiada się na fotelu naprzeciwko mojego i rozpina guzik przy kołnierzyku czarnej koszuli w drobne różowe flamingi. Zdecydowanie jest to ciekawy dobór stroju, jak dla osoby, która zarabia na życie w taki, a nie inny sposób. Będąc z Jamesem już tyle czasu, przywykłam łatwo do pewnego poziomu klasy, do którego wszystkim innym było cholerne daleko. Nawet jeśli mężczyzna siedzący w moim biurze wyglądał jak, z okładki.
– Więc skoro Twojego męża nie ma chwilowo w obrazku, może przeanalizujemy mój udział w waszej firmie i procent, jaki otrzymuję za swoje zaangażowanie – mówi mój przyjaciel, uśmiechając się szeroko.
– Firmie – mówię, pijąc kawę. – To ciekawy dobór słownictwa. Poza tym dla Ciebie James zawsze pozostaje poza obrazkiem, więc czemu nagle mielibyśmy omawiać to teraz?
– Owszem Ana, nie spotykam go zazwyczaj, ale mam na myśli, że teraz to Ty podejmujesz decyzje. Nie uważasz, że pora w końcu coś zmienić? Dopuścić mnie wyżej? Byłbym dla Ciebie chyba lepszym ochroniarzem niż Moran.
– Och, nigdy nie znajdziesz się nawet blisko poziomu, na jakim jest Sebastian. Sebastian to rodzina – odpowiadam z uśmiechem. – A poza tym mój drogi, od kiedy przyszło Ci do głowy, że potrzebuję ochroniarza?
– Więc nie aż tak wysoko, nie muszę od razu być na szczycie – mówi, kompletnie ignorując moje ostatnie pytanie. – Jednak wyżej, nie chcę być już dłużej... freelancerem.
– Chcesz umowy na etat i opieki zdrowotnej? – sarkam, przechylając głowę i patrząc na niego z zainteresowaniem. Coś się w nim zmieniło, pojawiło się coś nowego. – Dlaczego tak nagle?
– Bo od lat się sprawdzam, możesz mi ufać i...
– I?
– Dominika jest w ciąży – mówi spokojnym głosem, w którym pobrzękuję jakiś rodzaj dumy, który był mi kompletnie nieznany. – Wolałbym zająć się czymś bardziej stacjonarnym niż zleceniami na całym świecie.
– Gratuluję. Zostanę matka chrzestną?
– Po moim trupie – śmiejemy się przyjaźnie, a ja przytakuję lekko.
– Masz rację, porozmawiam z Jamesem i zobaczę, co możemy dla was zrobić – mówię, uśmiechając się. Zawsze sądziłam, że zakładanie rodziny powinno być karane skróceniem o głowę w naszym zawodzie. To jak sprowadzenia na świat ruchomego celu, nadanie imienia własnej słabości. – Nie potrzebujecie większego mieszkania?
– Nie, nasz dom jest w zupełności wystarczający Ana – odpowiada i mierzy mnie wzrokiem. – A gdzie właściwie jest James?
– Pracuje.
– Pracuje? – pyta kpiąco, odpalając papierosa, a ja wstaję i okrążam biurko, by usiąść naprzeciwko niego na blacie. Zapalam swojego i przekrzywiam lekko głowę, wpatrując się w niego równie uważnie, jak on we mnie.
– Dlaczego tak nagle ciekawi Cię mój mąż?
– Jestem tylko ciekaw, jak Ci się układa z najniebezpieczniejszym człowiekiem świata.
– Dobrze. Uszczęśliwia mnie codziennie coraz bardziej – odpowiadam, uśmiechając się ciepło. – Nie wiedziałam, że nasza przyjaźń opiewa też w rozmowy o uczuciach Charlie.
– Często rozmawiamy o Dominice.
– Dominika nie jest geniuszem zbrodni.
– Planujecie dzieci? – pyta nagle, a ja krztuszę się dymem.
– Boże mój... nigdy nie – odpowiadam zdecydowanie. – Nasza siatka to nasze dziecko. Nie potrzebuję więcej, niż to żebyś wykonywał swoją pracę. Pieniądze za ostatnie zlecenie da Ci Niki na dole.
Zabieram mu papierosa i dogaszam go w popielniczce z uśmiechem, dając mu tym jasno do zrozumienia, że nasze ploteczki przy kawce dobiegły końca.
– Zrobiłaś się jeszcze gorsza Dobranov – mówi niemal czule i całuje mnie w policzek, a ja uśmiecham się bezczelnie.
– Moriarty. Nie noszę już od dawna nazwiska Dobranov, lepiej się w końcu do tego przyzwyczaj.
Charlie wychodzi, mijając się w drzwiach z Moranem, który patrzy na mnie pytająco, czekając, aż powiem mu coś nowego. Wracam za swoje biurko i siadam w fotelu, jeszcze dłuższą chwilę wypatrując się w przestrzeń przed sobą.
– Chcę, żeby nasi ludzie mieli go na oku – mówię w końcu, przenosząc wzrok na Sebastiana. – Każ im go pilnować Złotko.
– To nie Twój przyjaciel Ana? Sama za niego ręczyłaś na początku.
– Owszem, ale przyjaciele to ostatnio mocno rozczarowująca materia mojego życia – odpowiadam gorzko i biorę wdech. – Zwłaszcza Ci zakochani.
– Oczywiście, będziemy go monitorować. Powinniśmy jechać, jeśli nie chcemy się spóźnić na spotkanie z Moadim.
Przytakuję mu i wkładam na stopy wysokie czerwone szpilki, a gdy ruszamy do drzwi, uśmiecham się szeroko.
– Ciesz się, że Moadi nadal się trzyma – mówię, przypominając sobie początek naszej znajomości. – Gdybyście nie ukradli tego kontraktu z nim, ja i James nigdy nie skończylibyśmy razem w tamtej windzie w San Remo.
– Och, jestem przekonany, że i tak byście gdzieś razem wylądowali – śmieje się Moran. – Wiesz co, James powiedział, gdy zobaczył Cię wchodzącą do restauracji, w której jedliśmy?
– Niech zgadnę... jest podejrzana?
– Wygląda jak kobieta, dla której można by zabić pół świata.
Obracam się do niego i patrzę pytająco, przypominając sobie te tygodnie tańca, jakie odbyliśmy z Jamesem, zanim zrozumieliśmy, czego chcemy. A chcemy tylko siebie, na zawsze.
– Nie powiedział tego – mówię rozbawiona i przewracam oczami.
– Powiedział to, dokładnie tymi słowami, których użyłem Ana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top