ᴡᴛᴇᴅʏ.22

– Chyba nie myślisz, że to ja. Ktoś inny trzyma karabin. Ja nie lubię sobie budzić rąk – mówi James, krążąc jak sęp przy basenie.

Moje serce wali jak oszalałe.

Moje dłonie drżą, jakbym miała atak paniki.

Widzę pełne troski spojrzenie Sebastiana.

Widzę jak Sherlock Holmes, mierzy z broni do mojego męża.

Mojego cholernego męża.

To tylko sentyment.

Uspokój się. Jesteś Anastazja Moriarty i to jedyne co się teraz liczy.

Przeszłość, niezależnie jak słodka jest tylko przeszłością.

Mrugam kilka razy i poprawiam ułożenie broni przy policzku.

Wiem, że nie będę w stanie strzelić.

Oszukuję samą siebie przez te kilka sekund, które są dla mnie jak w zwolnionym tempie.
Na szczęście slow motion, w jakim się znalazłam, kończy się w momencie, w którym John Watson łapie mojego męża za szyję.

I wszystko wraca do normy, przenoszę czerwony punkcik na kręcone włosy detektywa.

Kiedyś były jeszcze bardziej niesforne.

Ciekawe czy na policzku została mu, chociaż drobna blizna?

Nie. Stop. Koniec. Koniec z tym. Koniec z nim. On nie żyje. Zabiłam go. Podjęłam wtedy decyzję. On nie żyje.

James wychodzi, a Sherlock zdziera kamizelkę z doktora. Ta troska jest niemal urocza i taka niepodobna do tego, co o nim słyszałam, podobno miał być bez serca, a jednak...

Ciekawe czy jest bez serca przeze mnie?

Nie. To tylko moje rozpieszczone przez Jamesa ego, cały świat nie kręci się tylko wokół nas, niezależnie jak mój mąż by tego pragnął.

Wszystko jest dokładnie tak, jak ćwiczyliśmy, wiem, że Jim zaraz wróci, ale wiem, że to nie skończy się dobrze. Sherlock będzie gotowy wysadzić cały basen w powietrze, byleby nas powstrzymać.

Ignoruję spojrzenie Sebastiana, gdy opuszczam broń i zamiast niej sięgam po telefon, należy zakończyć tę nierówną walkę, a tak się składało, że ja miałam asa w rękawie. Piszę krótką wiadomość, do jedynej osoby, która mogła rozproszyć mojego męża, w tej chwili skuteczniej niż detektyw.

>Irene. Teraz.

Kilka sekund później tkwimy w tej rozpalonej do białości sekundzie, gdy my trzymamy na muszce Holmesa, a on pistolet wymierzony w ładunki wybuchowe u stóp Jamesa, który cały czas się uśmiecha. Dzwonek telefonu wypełnia pusty basen, Bee Gees śpiewają o pozostaniu żywym, a ja bardzo chce wierzyć, że wyjdziemy stąd dziś żywi.

– Wybaczcie, kiepski dzień, by umrzeć – mówi James z uśmiechem.

Przez chwilę nie mogę się na niego napatrzeć, mój mąż z całą pewnością był przerażającym psychopatą. W sposobie, jaki akcentował słowa, było coś, co sprawiało, że masz gęsią skórkę, ale ja nie mogłam się nie uśmiechać. W tym się zakochałam. W tej nieprzewidywalności.
W tym, że gdy tylko pstryknie palcami, całe to przedstawienie się kończy.
Kilka sekund później siedzę w samochodzie obok niego, gdy Moran łamie przepisy ruchu drogowego wioząc nas do domu.

– Podałaś jej mój numer – mówi zimno Jim. – Nie pamiętam, byśmy to ustalili, czy żebym się na to zgodził.

– Nie musisz przyjmować jej propozycji.

– Owszem, oczywiście, że nie muszę, ale jest cholernie kusząca – odpowiada, łapiąc mnie w pasie i przyciąga do siebie, a ja siadam na nim okrakiem i wpijam się w jego usta. – Tak kusząca, jak moja żona.

– Oby nie bardziej.

– Wiesz, że jeśli przyjmę jej propozycję i pomożemy jej sprzedać część tych sekrecików, to Mycroft rzuci się na nią z całą mocą?

– Wiem o tym, ale ja dam jej sposoby jak ich zniszczyć, nie brudząc sobie przy tym rąk – odpowiadam, uśmiechając się do niego. – Dokładnie tak, jak lubimy najbardziej Kochanie.

Thats my Girl – odpowiada i całuję mnie jeszcze raz, a Sebastian chrząka znacząco, gdy dłonie Jamesa lądują na moich pośladkach.

– Mam zamiar zedrzeć z Ciebie ten garnitur szybciej niż Holmes tę kamizelkę z Watsona – szepczę mu do ucha, a on wybucha długim śmiechem.

W nocy, gdy opadam na poduszki, próbuję głośno złapać oddech, James jeszcze chwilę klęczy między moimi nogami, napawając się widokiem moich potarganych włosów i zaczerwienionych policzków, zanim położy się obok i mnie przytuli.

– To był naprawdę udany wieczór, prawda? – pyta, gdy przewracam się na brzuch i układam się z głową na jego ramieniu. – Miałaś rację moja najdroższa żono, tylko razem jesteśmy nie do pokonania.

Uśmiecham się i całuję jego szyję, a on mruży oczy i przygląda mi się badawczo, jakby doskonale umiał przejrzeć, że coś się zmieniło.

– Ana chcesz mi o czymś powiedzieć?

– Pamiętasz, jak mówiłam Ci o tym, że byłam kiedyś zakochana?

– Tak. I z tego, co pamiętam, ten mężczyzna jest martwy – odpowiada lodowatym tonem, który sprawia, że zaczynam się bać. – Coś się zmieniło? Bo jeśli tak to uwierz mi, że go znajdę i szybko wróci do tego stanu.

– Nic się nie zmieniło – mówię pewnie, prawie tak pewnie, jakbym chciała przekonać o tym samą siebie. – Jesteś jedyny. I jesteś tym jedynym.

– To dlaczego teraz to wywlekasz?

– Chyba, dlatego że zrozumiałam, że to, co jest w przeszłości, musi w niej zostać – mówię cicho, a James mruży swoje orzechowe oczy, wiedząc, że nie mówię wszystkiego, że dodam coś jeszcze. – Koniec z moją personalną vendettą, niech Irene rzuci Holmsów na kolana.

– A Ty co zamierzasz droga żono? Będziesz szukać nam domku z ogródkiem i rodzić dzieci?

– Nie – odpowiadam, śmiejąc się głośno. – Mam zamiar wziąć przykład z mojego doskonałego męża i usiąść wygodnie, patrząc, jak świat płonie, a oni tańczą, jak im zagramy.

Jim uśmiecha się złowieszczo, a ja wiem, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa tej nocy, gdy przyciąga mnie do siebie, całując po raz kolejny.

Jednak mimo wszystko była we mnie pewna wątpliwość, pewien niepokój, że ten jeden rozdział mojego życia był wciąż otwarty. Nie do końca z własnej woli mój umysł wraca do tych miesięcy spędzonych w Londynie, zanim poznałam Jamesa, do świadomości, że on, ten chłopak o urodzie anioła, był tak blisko mnie. I ta myśl doprowadza mnie powoli do szaleństwa jak kolejna tortura zadana mi przez Człowieka z Lodu.

W końcu, jeśli zaczęłam trząść się w sekundę po tym, jak Sherlock wszedł na scenę, to jak mam ochronić przed nim moich bliskich?

Jak mam ochronić sama siebie?

I przede wszystkim, dlaczego nie próbował mnie wtedy ratować? Przecież wiedział kto mnie ma na smyczy? I co się stanie... a co jeśli próbował?

Wiem, że nie mogę o tym myśleć, że powinnam dalej wierzyć, że jest martwy, że Sherlock Holmes, genialny detektyw igrający z moim mężem, wcale nie jest tym chłopakiem, w którym zakochałam się w jedną noc i którego obraz nosiłam w sobie, jak największy wyrzut sumienia, z powodu podjętych wtedy decyzji.

Najgorsze było to, jak nagle wszystko wróciło, jak to, że gdy zamykam oczy, widzę obrys jego sylwetki w drzwiach mieszkania, gdy zastał mnie w swoim łóżku.

Och a skoro ja wciąż żywię sentyment do tych wspomnień, to może on też?

– Chyba mam gotowy przepis dla Irene – mówię, siadając Jamesowi na brzuchu i przeciągając dłońmi po jego torsie. – Chyba wiem jak go złamać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top