ᴡᴛᴇᴅʏ.21

Budzę się tuż po świcie, w pokoju wciąż jest szaro, a James jeszcze śpi obok mnie. Przewracam się na bok i wtulam w jego ramiona, chłonąc ciepło jego skóry. Jego czarne włosy są potargane a oddech miarowy, obejmuje mnie niemal mimowolnie, a ja chciałabym patrzeć na jego przystojną twarz do końca swojego życia. Kiedy śpi, wygląda niewinnie, wygląda słodko, wygląda jak uroczy mężczyzna, który mógłby czytać dzieciom bajki. Nie jak ktoś, kto na najbliższe kilka dni zaplanował serię potencjalnych ataków bombowych w centrum Londynu.
Czasem rano pozwalam sobie myśleć, że jesteśmy zwykłym kochającym się małżeństwem, które zaraz wybudzi budzik lub dzieci.

Jednak zamiast tego czeka nas chaos, śmierć i rozgrywka.

I choć z całą pewnością wiedziałam jakie życie było nasze czasem, przez ułamek sekundy zastanawiałam się nad innym.

Całuję lekko jego brodę i składam kolejne kilkanaście pocałunków na linii jego szczęki, aż się do mnie uśmiechnie. Nie otwiera na razie oczu, tylko przyciąga mocniej do siebie, a jego usta muskają moje czoło.

– Dzień dobry żono – szepcze czule, a ja unoszę głowę i pozwalam naszym ustom i językom spotkać się dziś po raz pierwszy.

– Dzień dobry mężu – odpowiadam równie cichym szeptem, gdy jego orzechowe oczy już się we mnie wpatrują.

– Czy musimy już wstawać? – pyta, przesuwając dłonią po moich plecach w jedwabnej koszulce.

– Tak. Musisz iść do pracy.

– Jeszcze pięć minut – mruczy niezadowolony. – Najwyżej powiem, że zaspałem i tak mają mnie mieć za imprezowicza.

– Wiem, ale musimy wstawać. Jak Ty nie pójdziesz do swojej śmiesznej pracy, to ja pójdę do swojej. A wiesz chyba, jak to się skończy?

– Londyn utonie we krwi.

– Właśnie... Kocham Cię, wiesz? – pytam, a przez jego usta przebiega uśmiech, a zaraz jego usta znów znajdują się na moich.

– Wiem. Ja Ciebie też Ana. Bardziej niż cokolwiek na tym świecie.

– Bardziej niż kawę, którą zaraz Ci zrobię? – pytam, a on śmieje się i wtula twarz w moją szyję.

– Bardziej – szepcze, przewraca mnie na plecy i zawisa nade mną, w jego oczach tańczą radosne ogniki. – To dziś.

– Dziś.

– Boisz się?

– Nie boję się o grę – odpowiadam, kładąc mu dłoń na nieogolonym policzku. – Boję się nieustająco o Ciebie Kochanie.

– Dlatego będziesz stała z bronią, żeby nic mi się nie stało – mówi i całuje mnie delikatnie, a ja obejmuję go nogami. – Kawa?

– Za pięć minut? – pytam, przygryzając wargę, a on mruży oczy, wiedząc co mam na myśli.

– Może być nawet za piętnaście – odpowiada, a jego dłoń już podciąga moją koszulkę.

Nie wiem, czy to przez to, że wyczuwa moje zdenerwowanie, czy może przez to, jak jest wcześnie, ale jest niezwykle delikatny. Spija z moich ust każde westchnienie kolejnymi pocałunkami, pozwalając mi dojść pierwszej w jego ramionach, a jak otwieram oczy, widzę, jak na mnie patrzy i mam ochotę zatrzymać tę chwilę na wieki.

Dopiero gdy godzinę później otwieram drzwi do salonu, wracam do rzeczywistości. Moran i Natasza czekają na nas ze śniadaniem, a ja uśmiecham się lekko na ich widok.

James siada po mojej prawej przy stole.

Wracamy do gry.

Koniec słodyczy innej rzeczywistości.

– Wszystko gotowe? – pyta mój mąż.

– Tak. Na Baker Street roi się od policji, ale nikomu się nic nie stało. Buty są na miejscu, telefon powinien trafić w ich ręce za kilka godzin – mówi Sebastian, a ja podaję Nat marmoladę, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.

– A co z planami rakietowymi? – pytam.

– Dokładnie teraz Człowiek z Lodu prosi braciszka o pomoc – odpowiada Moran, a ja uśmiecham się do niego, jedząc tosta.

– Właściwie potrzebujemy w ogóle tych planów? – pyta Nat.– Przecież mogłabym je znaleźć w kilka dni, w jakimś słabiej zabezpieczonym komputerze.

– Nie. To tylko element dywersji – odpowiada jej James, zanim zdążę się zastanowić, od kiedy moja siostra jest tak głęboko wtajemniczona w nasze działania. – Chcemy dodatkowo rozproszyć Dziewice.

– A plany są gówno warte, Twoja siostra widziała je kilka dni temu – dodaje jeszcze Sebastian.

– Muszę się zbierać – mówi James i ucieka przeistoczyć się w Jima z IT.

Kończymy jeść w spokoju i zjeżdżam z Moranem do jego mieszkania sprawdzić naszą broń. Poza nami ma być jeszcze kilku zaufanych nam ludzi, ale ja chciałam mieć pewność, że w najgorszym scenariuszu zabije każdego, kto, choć pomyśli o wycelowaniu w mojego męża.

Bez sentymentów byłabym w stanie wpakować kulkę w głowę nawet Sebastianowi, jeśli chodziłoby o życie mężczyzny, którego kocham.

Adler >Mam coś, co może zainteresować Twojego męża.

Wpatruję się w wiadomość od Irene i powoli zaczynam być zmęczona jej próbami dobicia się do Jamesa, jednak nie mogę się jej pozbyć z naszego życia. Nie, kiedy mogła nam się przydać w kolejnej rundzie.

>Nie dziś.

Adler >Wiem, że macie w planach rozerwać trochę to drętwe miasto, ale jestem w posiadaniu czegoś, co może być interesujące w dalszej rozgrywce.

Nie ufałam jej, brak zaufania to podstawa mojego długiego życia, ale teraz gdy siedziałam u niej w mieszkaniu i przy filiżance kawy przeglądałam zawartość jej telefonu, miałam ochotę ją ozłocić.

– Jest tego więcej prawda? – pytam, dalej trzymając telefon w dłoni, mimo że ona już dawno wyciągnęła po niego swoją. – Wiesz, że mogłabym Cię teraz zabić. Twoje tajemnice są odblokowane w mojej ręce.

– Wiem, że tego nie zrobisz, w końcu się przyjaźnimy, prawda Ana? – pyta ze sztucznym uśmiechem, a ja odpowiadam jej takim samym. – Poza tym przyszłam do was, a nie próbowałam ugrać coś dla siebie.

Przerzucam jeszcze raz pliki, sama robiłam przecież dokładnie to samo, zbierałam strzępki informacji, licząc, że kiedyś się na coś przydadzą.

– Więc? – ponagla mnie Irene. – Skontaktujesz mnie z Jamesem?

– Tak – mówię, kładąc telefon na stole. – Zapisałam Ci jego numer, ale użyjesz go, dopiero kiedy Ci na to pozwolę.

– Nie będziesz pośredniczyć?

– To Twoje życie będzie leżeć na szali Irene, nie chcę, by James stracił do mnie zaufanie, jeśli coś pójdzie nie tak – przyznaję całkowicie szczerze i oddaję jej telefon.

– Zabijesz mnie, prawda? Jak każe Ci to zrobić.

– Nie Irene, skąd! – odpowiadam i uśmiecham się szeroko. – Zrobi to Moran, a wtedy będziesz błagała, bym była to ja.

Wstaję, by pocałować ją w policzek i wychodzę z domu w Belgravii na jesienne popołudnie. Nie byłam przekonana co do tego, by Irene pertraktowała z moim mężem, ale jej informacje były zbyt cenne i zbyt... kruche, bym sama się za nie zabrała. Wsiadam do samochodu, a mój telefon rozbrzmiewa INXS.

– Po prostu to powiedz Kochanie – mówię to, jak szyfr, jak najczulsze sprawdzenie, czy po drugiej stronie słuchawki jest na pewno on.

– Jesteś moją największą wygraną.

– Jak w pracy? – pytam z uśmiechem.

– Och, ta głupia gęś nie jest już problemem – odpowiada roześmiany James. – Wszystko idzie zgodnie z planem. Jesteś z Moranem?

– Nie. Nikolai właśnie zawodzi mnie do domu.

– Gdzie byłaś?

– Dbałam o to, byś się nie nudził, jak skończymy tę partię.

– Naprawdę jesteś najlepszą żoną na świecie Ana – mówi, a ja się uśmiecham. – Będę w domu za godzinę.

– Czekam.

Detektyw idzie jak burza przez nasze zagadki, misterna sieć sprawdzianów utkana przez Jamesa zdaje się, dla niego placem zabaw. A ja zaczynam podejrzewać, że mój mąż i młodszy Holmes są dla siebie stworzeni. Jim nawet nie denerwował się dziś na jego małe zwycięstwa, bo wiedział, że największe będzie należeć do nas.

Szykujemy się do wyjścia na basen, jakby to miał być najbardziej ekscytujący wieczór naszego życia. A ja miałam coraz większą ochotę w końcu zobaczyć małego Mycrofta, w taki sposób, jaki lubiłam najbardziej. Przez wizjer karabinu snajperskiego.

Miesiące opierania się przed tym, by zobaczyć choćby jego zdjęcie, dziś miały się skończyć. I dziś mógłbym skończyć też jego, ale wolałabym sobie nie wyobrażać gniewu mojego męża, jakbym zabrała mu jego ulubioną zabawkę.

Ustawiam się w strefie dla kibiców razem z Sebastianem i rozstawiamy naszą broń z największą precyzją, tak by mieć, jak najwięcej pola widzenia. Charlie uśmiecha się do mnie z przeciwległej strony basenu i wciąga kominiarkę, a ja upewniam się, że będę miała czyste pole do strzału, jak zajdzie taka potrzeba.

Jim stoi przy wyjściu do szatni i puszcza do mnie oko, zanim zniknie w ciemnościach. Ustawiam broń i czekam, aż doktor Watson wyłoni się zza szafek. Och niemal jest szkoda mi tego biedaka, wygląda tak, jakby bardzo żałował swojego związku z Sherlockiem, ale cóż, związki z braćmi Holmes właśnie tak wyglądają, ktoś w końcu będzie trzymał Cię na muszce.

Słyszę dźwięk metalowych drzwi i po chwili widzę jego.

Widzę detektywa w płaszczu.

Młodszego brata Człowieka z Lodu.

Sherlocka Holmesa.

Widzę chłopaka, którego kiedyś kochałam.

I czuję tylko drżenie własnych rąk.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top