ᴡᴛᴇᴅʏ.16

Kolejne tygodnie, które James ma poświęcić na dojście do siebie, ja z Sebastianem spędzamy na najlepszej zabawie naszego życia, szantażując bardzo wielu biznesmenów i polityków zamieszanych w udział w przetargach, a mnie nic nie sprawia takiej przyjemności, jak strącanie facetów w garniturach ze stołków. W końcu też realizujemy powoli nasz plan uczynienia z Jamesa najgroźniejszego człowieka na świecie, którego nikt nawet nie widział, co zdaje się działać znakomicie.

– Ana, spójrz na to – mówi Jim, leżąc w łóżku z komputerem na kolanach. – To wygląda na dobrą zabawę.

– Chcesz zostać seryjnym mordercą? – pytam, przelatując wzrokiem po wiadomości na ekranie. – Tylko po co? Scotland Yard jest za głupi na złapanie kogokolwiek.

– Mają niezłą pomoc.

– Tak? Nie wiem, czy to będzie zabawne – mówię i wracam do przebierania się w cienką wełnianą sukienkę.

– Proszę, jestem przykuty do łóżka i się nudzę – marudzi, jak dziecko, a ja wybucham śmiechem.

– Myślałam, że bycie przykutym do łóżka Ci się podoba – sarkam, wymieniamy jedno porozumiewawcze spojrzenie, zanim się roześmiejemy. – Wszystko już jest w porządku, zaraz wyjdziesz z łóżka i znów wrócisz do gry.

– Jasne... – wzdycha i patrzy, jak przypinam pończochy do paska. – Idziesz gdzieś?

– Tak, umówiłam się z koleżanką.

– Masz inne koleżanki niż Moran? Dlaczego żadnej nie poznałem.

– Bo są ładniejsze i bardziej przebiegłe ode mnie, a ja nie mam zamiaru się Tobą dzielić – mówię, wspinając się po łóżku prosto do jego ust, James od razu łapie mnie za tyłek i przyciąga do siebie mocniej, a ja wpijam usta w jego szyję. – Idę Kochanie, później do tego wrócimy.

– Jesteś nieznośna.

– Zabieram psa ze sobą.

– Moran może mi się przydać, zostaw go.

– I kto tu jest nieznośny? – pytam, jeszcze raz posyłając mu całusa, zakładam szpilki i biorę Gladstona pod pachę, a Nikolai czeka na mnie za drzwiami.

Po naszym ostatnim wypadzie zdecydowaliśmy się, że lepiej będzie nie ryzykować ruszania się gdziekolwiek bez ochrony, zwłaszcza ja nie czułam się pewnie, wychodząc samotnie na ulice Londynu. On był w tym mieście, wiedziałam, że czai się gdzieś za kurtyną, a im bardziej James zamieniał to miejsce w swoją piaskownicę, tym zwiększały się szanse, że znów wyciągnie po mnie swoje ręce. A przysięgam, wolałabym strzelić sobie w głowę z mojej własnej broni, niż dać mu się, choć jeszcze raz dotknąć, zwłaszcza teraz gdy na świecie była jedyna osoba, której dotyku pragnęłam.

Zatrzymujemy się pod idealnie białym domem w Belgravii, a ja przez chwilę zazdroszczę jego właścicielce jej życia, które ja chciałam mieć w tym mieście, a niestety przegrałam. Niestety miałam słaby punkt, a ona nie miała żadnego, ona była jak z marmuru.

Jej pokojówka otwiera mi drzwi i prowadzi do jasnego salonu, a po chwili pojawia się Irene w wąskiej sukience i nienagannym makijażem. Nie była najpiękniejszą kobietą na świecie, bez wszystkich moich blizn mogłabym spokojnie z nią konkurować, ale to ile miała wdzięku i jak pociągająca potrafiła być, było nie do podrobienia.

– Ana! Kochana tak się cieszę, że udało mi się pomóc z tymi dokumentami – mówi entuzjastycznie, całując mój policzek i rozsiada się w fotelu po mojej prawej, a na stole już czeka na nas wino i przekąski. – Twój ochroniarz może wejść, Linda się nim zajmie.

– Nie, niech siedzi w samochodzie, nie płacę mu za przyjemności – odpowiadam i uśmiecham się szeroko do Adler. – James jest niezwykle wdzięczny za Twoją pomoc. Jeśli kiedykolwiek będziesz miała jeszcze coś cennego, wiesz, że Cię ozłocimy.

– Ty i ten Twój mityczny James. Poznam go kiedyś?

– Nie – odpowiadam krótko i wręczam jej kieliszek.

– Boisz się, że Ci go ukradnę?

– Gdyby ktoś mógłby mi go ukraść, nie byłby wart mojego czasu – odpowiadam i upijam trochę wytrawnego wina. – Im mniej osób wie, kim jest mój James, tym lepiej dla naszych interesów.

– Wiedzą kim jest jego słaby punkt.

– Wiedzą też co się stanie, jeśli spróbują w niego uderzyć.

– Koniec świata?

– Koniec świata byłby przy tym rodzinnym piknikiem – mówię, a ona śmieje się krótko. – Jak interesy? Wykorzystałaś jakieś moje stare kontakty?

– Wiesz, minęły trzy lata, odkąd ich używałaś, więc nie wszystkie dało się uratować.

– Książę?

– Księżniczka – odpowiada i śmiejemy się cicho, pijąc wino, a ja wbijam wykałaczkę w ser pleśniowy. – Nie kontaktowałaś się ze mną dwa lata, a pół roku temu dajesz mi listę swoich wszystkich znaczących klientów. Dlaczego Anastazja? Takie prezenty zazwyczaj mają swoją cenę, a nie są darem od serca.

– Zmieniłam branżę.

– Doradztwo kryminalne się bardziej opłaca niż szpiegostwo?

– Małżeństwo opłaca się bardziej.

– Nie widzę pierścionka – śmieje się, biorąc mnie za rękę.

– Och, jeszcze nie spytał.

– Czyli sam James Moriarty ma paść przed Tobą na kolana?

– Oczywiście, w końcu znudzą mu się moje odmowy – mówię z dumą i opieram się wygodniej w fotelu, pociągając na niego nogi. Irene przygląda mi się uważnie, jakby chciała o coś spytać, ale nie wiedziała, od czego zacząć, więc na razie upija trochę wina i bierze mojego psa na kolana.

– Tęskniłam za Tobą i za tymi naszymi pogaduszkami Ana...

– Dużo osób się za mną stęskniło i dużo może nam się teraz przydać – odpowiadam chłodno, ufałam jej, ale mimo wszystko bałam się z nią spoufalać tak jak kiedyś.

– Siatka, jaką udało się utkać Twojemu mężczyźnie, jest całkiem imponująca.

– Och Irene, dopiero się rozkręcamy. Powiedz mi lepiej jak Twoje małe szpiegostwo w rządzie?

– Znalazłam kilku obiecujących polityków i wiem, co lubią. Jak będę miała jakieś informacje dla Ciebie na pewno dam Ci znać, nie musisz się obawiać – zapewnia mnie z uśmiechem. – Moja lojalność wobec Ciebie nie jest na sprzedaż.

Wierna prostytutka. To piękny oksymoron jednak to wciąż jedyna przyjaciółka, jaką mogłam teraz posiadać i potrzebowaliśmy jej informacji, skoro ja już nie bawiłam się w ich uzyskiwanie. Poza tym nad wszystko lubiłam te wieczory, to drogie wino i śmianie się z ludzkiej głupoty.

– Mycroft Holmes – mówi nagle Irene, patrząc mi prosto w oczy. – Tak. Słyszałam to nazwisko już gdzieś, ale nie mam bladego pojęcia gdzie... a teraz ten minister znów je gdzieś przebąknął. Zaczyna mnie fascynować, ta gra cieni, w którą się bawi.

– Jak trafi się dobra okazja, powiem Ci dokładnie, jak go rozbroić na łopatki, ale to jeszcze nie ten moment. Na razie masz dzięki nam całkiem wygodne życie, prawda?

– Zawsze mogłoby być ciekawsze.

– Księżniczki nie są ciekawe?

– Sama wiesz.

– Niestety wiem.

– Właśnie – przyznaje mi rację, z bezczelnym uśmiechem. – Nie każdy umie w rok stać się pierwszą damą kryminalnego świata.

– Po prostu spotkałam właściwego człowieka.

– I umiałaś go dobrze ograć.

– Właściwie to on mnie ograł i zanim się zorientowałam, byłam rozłożona na łopatki z brylantem na palcu – odpowiadam, śmiejąc się lekko.

– Teraz przynajmniej nie możesz narzekać na nudę.

Uśmiecham się szeroko i patrzę na nią tym wzrokiem kompletnie zakochanej kobiety, która już ma trochę serdecznie dość roztrząsania jej związku. Nie czuję się w pozycji, by się przechwalać, wiem doskonale, co dostałam od losu, dostałam od niego skrojonego mi na miarę mężczyznę w skrojonym na miarę garniturze i nie puszczę go za nic w świecie. Nie jestem głupia, jestem zbyt świadoma tego, jak wielkie miałam szczęście, że poczuliśmy do siebie to samo, a nie skończyłam swojej gry w San Remo w kulką w głowie na dnie morza. Przecież dokładnie to mogło się wydarzyć.

Gdy wsiadam z powrotem do samochodu, czuję w każdym kroku ciężar wypitego wina i już w samochodzie zdejmuję z siebie szpilki i odbieram nieznośnie dzwoniący telefon.

– Czy naprawdę nie mogę mieć jednego wieczoru tylko dla siebie? Zachowujesz się jak dziecko, odkąd dostałeś kulkę, a ostatnie czego potrzebuję w życiu to dziecka...

– Kto do kurwy dostał kulkę?! – krzyczy Natasza, a ja zaczynam się śmiać, naprawdę jestem pijana, jak nie rozpoznaję dzwonka telefonu.

– James, ale już wszystko jest w porządku Mała, to było tylko draśnięcie.

– A gdzie wtedy do cholery był Moran?! Nie po to go mamy? By brał na siebie strzały.

– Moran był w domu, chcieliśmy sami zjeść kolację, jak we Włoszech.

– Nie jesteście już kurwa we Włoszech – syczy oburzona, a ja przewracam oczami.

– Możesz tyle nie przeklinać?

– Od kiedy Ci to przeszkadza?

– Właściwie...

– Właściwie to mów mi, co was podkusiło do pójścia gdzieś bez ochrony? W LONDYNIE?! A co jeśli ten kutas chciałby Cię znów zabrać?! James by go zastrzelił? Ja strzelam lepiej niż James – krzyczy do słuchawki tak głośno, że aż muszę się upewnić, że nie włączyłam jej na głośnik.

– Nat uspokój się. James chciał mi się oświadczyć, dlatego wyszliśmy sami. Moran nie może być z nami...

– OŚWIADCZYŁ CI SIĘ, A JA NIC NIE WIEM?!

– Nie oświadczył – wzdycham lekko, łapiąc się na tym, że miałam jej nic nie mówić i znów się nie udało. – Pokazał mi pudełko z pierścionkiem, a później zaczęli do nas strzelać i liczył, że powiem tak, jeszcze zanim spyta.

– Co za cholerny idiota! I nie wrócił do tematu?

– Nie, postrzelili go. Mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie.

– Ja go rozniosę.

– Nic nie mów Nat, póki nie wraca to tematu to dobrze – proszę ją, wiedząc, że to i tak nic nie da.

– Czemu? Nie chcesz za niego wyjść?

– Chcę, ale ma to zrobić porządnie albo wcale. Chcę być jedyną osobą na świecie, która rzuciła Napoleona Zbrodni na kolana.

– Spokojnie, weź go na wstrzymanie i poczekaj, aż zwróci się do mnie po pomoc. Tak samo, jak z Twoimi urodzinami. Chyba nie narzekasz?

– Mów co u Ciebie Nat – próbuję zmienić temat i przymykam oczy, by ograniczyć wirowanie w głowie.

– Nauka, nauką, ale jak mam wszystko na wyciągnięcie ręki i nie muszę się o Ciebie martwić, idzie mi naprawdę świetnie. Może zawsze byłam geniuszem, tylko powstrzymywał mnie strach o Ciebie?

– Nie mów tak.

– Dlaczego? Wszystko, co mam zawdzięczam temu, że wywiozłaś mnie z tego mroźnego więzienia.

– Po to, żeby wrzucić Cię do innego.

– To były tylko dwa lata. Wiesz, że zrobiłabym dla Ciebie wszystko?

– Wiesz, że ja zrobiłabym dla Ciebie wszystko.

– Więc powiedz mu tak. I bądź szczęśliwa a ja lecę na randkę – oświadcza i rozłącza się, zanim zdążymy zatrzymać się pod naszym budynkiem, biorę psa na ręce i idę na boso przez hol do windy.

– Możesz iść do domu Niki, trafię do mieszkania.

– Szef nalegał, żeby odstawić Panią do samego domu – mówi mój ochroniarz, wsiadając ze mną, a ja nie próbuję się kłócić, tylko uśmiecham lekko, gdy mój pies zaczyna cicho poszczekiwać, ewidentnie niezadowolony z tego, że trzymam go w ręku. Moran otwiera przede mną drzwi do apartamentu jeszcze zanim zdążę choćby pomyśleć o szukaniu kluczy.

– Miły wieczór? – zagaduje, przepuszczając mnie w drzwiach.

– Tak, właściwie Irene chciałaby Cię poznać.

– Trzymam za słowo Ann – mówi Sebastian, całując mnie w policzek i wychodzi w stronę windy, a ja wchodzę do mieszkania.

– Nie powinieneś leżeć? – pytam, widząc, jak Jim właśnie nalewa sobie whisky. – Nie powinieneś pić.

– Nie powinnaś donosić na mnie Nataszy – mówi i uśmiecha się do mnie, a w jego brązowych oczach tańczą iskierki wrodzonej mu bezczelności, którą tak w nim kocham. Podchodzę i kładę delikatnie dłoń na jego boku.

– Jak się czujesz Kochanie? – pytam ciepło, całując lekko jego szyję.

– Nic mi nie jest.

Nic mi nie jest tak naprawdę? Czy to takie męskie i dumne nic mi nie jest?

James obejmuje mnie mocno i przyciska do siebie, a ja kładę głowę na jego ramieniu, pozwalając sobie na chwilę zatonąć w jego zapachu i w tym dotyku, zanim dotknie mojej twarzy. Łączy nasze usta w pocałunku, gdy robię drobne kroki w stronę stołu, na którym siadam i zaczynam rozpinać jego spodnie. Ściąga ze mnie bieliznę i nie bawiąc się w subtelności, od razu we mnie wchodzi, a ja wzdycham głośno, unosząc twarz do sufitu, James łapie mnie za szyję, co kwituję cichym śmiechem. Z jego rąk każda odrobina brutalności, gdy się ze mną kochał była jak obietnica czegoś dużo słodszego.

On jest zupełnie jak moja obsesja.
A ja kochałam być trochę szalona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top