ᴡᴛᴇᴅʏ.13

Zawsze ceniłam sobie Monte Carlo, w moich oczach to miasto, które niczego nie udaje, wszyscy wiedzą, że przy tych licznych kolacyjkach w drogich restauracjach przelewają się ogromne sumy, które w większości nie będą pochodzić z legalnych źródeł. To jak plac treningowy dla agentów wywiadu i plac zabaw dla ludzi takich jak James czy Sebastian. Lubiłam to miasto za to, że nie było łatwe, a ja zawsze ceniłam sobie wyzwania i nigdy nie przypuszczałam, że jednym z największych będzie dobrowolne pozwolenie komuś innemu, by przejął część kontroli nad moim życiem. Niezwykłe dla mnie było dzielenie wszystkiego z drugim człowiekiem przez tak długi czas.

Gdy segregowaliśmy zgromadzone przeze mnie dane, wiele razy kłóciliśmy się o ich wykorzystanie tylko po to, by kilka godzin później w łóżku wpaść na doskonały kompromis.

Podobno początki związków zawsze są słodkie, słyszałam, że nazywa się je fazą miesiąca miodowego tylko ani ja, ani James nie mieliśmy bladego pojęcia, co to znaczy. Ja nigdy nie byłam w żadnym związku, a o jego przeszłości wiedziałam mniej, niż o życiu prywatnym brytyjskiej premier. Nie musiałam tego wiedzieć, przypuszczalnie, gdybym dowiedziała się jakiekolwiek szczegóły na temat innej kobiety, z którą dzielił łóżko, zareagowałabym tak samo, jak on. Chciałabym, by dał mi listę, a później mordowałabym z zimną krwią jedną po drugiej, aż zostanę tylko ja.

– Chodź do nas! – woła Natasza z basenu, a Moran ochlapuje ją wodą. – Jutro wylatuję do Stanów! Spędź ze mną trochę czasu.

– Na szczęście w przeciwieństwie do was my mamy jakieś poczucie obowiązku – odpowiadam, opierając się wygodnie w fotelu na hotelowym patio, a James obok mnie robi to samo, zamykając najpierw komputer. – Muszę mieć pewność, że nic Ci się nie stanie.

Natasza wychodzi z wody z kwaśną miną, owija się ręcznikiem i idzie w naszą stronę, rozpuszczając mokre włosy.

– Sprawdziłaś wszystko piętnaście razy, nic mi nie będzie. Poza tym lecę tylko na dwa tygodnie i do was wracam – odpowiada lekceważącym głosem moja siostra, a telefon Jima dzwoni fragmentem I ran, przez co posyła mi przepraszający uśmiech i idzie odebrać kawałek od nas.

– Wiem o tym wszystkim Nat – mówię, upijając łyk ze szklanki. – Nie zmienia to faktu, że będę się o Ciebie martwić.

– Skup się lepiej na tym, co wy macie w planach, a nie na mnie.

– Będziemy musieli załatwić jedną sprawę dla mojego Klienta – mówi James, siadając znów obok mnie i całując przelotnie moje ramię. – Mam nową sprawę. Będziemy potrzebować jakiegoś Twojego kolegi po fachu.

– Kolegę czy koleżankę? Duże zlecenie? – pytam, ignorując teatralne westchnienie mojej siostry, gdy zaczynamy mówić o pracy.

– Mój Klient chce się pozbyć męża swojej dziewczyny.

– Jak romantycznie – wtrąca Nat, piłując paznokcie. – Chyba powinnam iść po swój komputer, to bez sensu bym słuchała, jak mówicie o interesach – wzdycha, a ja przytakuję jej i przeglądam stare kontakty, które miałam na dysku.

– Będę potrzebować więcej informacji, kraj, jak to ma wyglądać i ile zapłacą. I nie wiem, w jakim stopniu te kontakty są w ogóle aktualne.

– Klient chce być u nas za tydzień i chciałby dać nam wtedy pieniądze na to zlecenie.

– Spotkasz się z nim? – pytam, nie kryjąc zaskoczenia.

– Czemu miałbym tego nie zrobić Kochanie?

– Uważam, że powinieneś przemyśleć, czy nie będzie lepiej jak Twoja osoba, będzie większą tajemnicą – mówię, uśmiechając się do niego. – Ja i Moran moglibyśmy być pośrednikami, a Ty byłbyś zagadką.

– Przemyślę to. Gdzie jest Moran?

– Tam, gdzie moja siostra – odpowiadam, machając lekceważąco dłonią. – Więc wracając do naszego klienta, potrzebuję, chociaż obszar działania i to czy ma to wyglądać na wypadek?

James obraca mi komputer ze wszystkimi informacjami, jakie dostaliśmy od klienta i od razu się uśmiecham, mam kogoś idealnego do tego zadania, kogoś, kto jeden jedyny raz był lepszy ode mnie. Wysyłam mu zaproszenie do naszego miasta, mając nadzieję, że wciąż mam dobry kontakt, a Jim wpatruje się w dzwoniący telefon, a w końcu go rozłącza.

– Kto to? – pytam mimochodem.

– Nikt, kim będziesz musiała zaprzątać sobie swoją śliczną główkę – mówi, nachylając się do mnie, a jego usta wpijają się w moją szyję. – Jestem jedyną osobą, którą masz się przejmować.

– Jedynym mężczyzną na pewno – mówię, odsuwając go od siebie. – Mój kontakt potwierdził spotkanie za dwa dni.

– Kto to?

– Nikt, kim musisz zaprzątać swoją śliczną główkę – sarkam, wstając z uśmiechem do stolika.

– Dokąd idziesz?

– Cieszyć się życiem Jim – mówię, uśmiechając się bezczelnie i zdejmuję sukienkę i czując na sobie jego spojrzenie, wskakuję do basenu, nie muszę czekać długo, by po chwili do mnie dołączył.

Wracamy do stolika, gdy pojawiają się przy nim Sebastian i moja siostra, Jim przegląda wiadomości, które dostał i spogląda na mnie, wręczając telefon Nat.

– Zrób nam zdjęcie – mówi, z uśmiechem zwiastującym kłopoty.

– O jakie to urocze – odpowiada Młoda, a ja widzę, że Jim coś knuję.

– Wcale nie jest urocze. Dla kogo to zdjęcie? – pytam, ale on nie zaszczyca mnie odpowiedzią na to pytanie. Sam jego uśmiech uświadamia mi, komu James chce wysłać to zdjęcie i zaczynam się śmiać, a później całuję go namiętnie, pokazując środkowy palec przyozdobiony pierścionkiem prosto do obiektywu. – Jesteś z nim w kontakcie?

– Nie, chce mu tylko dać znać, że mu coś zabrałem i może zapomnieć, że kiedykolwiek to odzyska – mówi dumnie James, a ja biorę znów jego twarz w dłonie i całuję.

Dwa dni później siedzę z Moranem w samochodzie w umówionym miejscu za miastem, dla pewności sprawdzam swoją broń i przypinam ją do uda, chowają pod spódnicą, co nie umyka uwadze mężczyzny obok mnie.

– Wiesz, że kogoś innego za takie spojrzenia bym uderzyła? – pytam ciepło.

– Nie zdążyłabyś, Jim zrobiłby to pierwszy – śmieje się Sebastian. – Oczywiście po tym jakby już skończył się napawać, że ktoś pragnie czegoś należącego tylko do niego, James lubi to uczucie. Dlatego się w Tobie zakochał, bo przy Tobie będzie czuł to cały czas.

– Dziękuję za tą psychoanalizę doktorze Moran, tego właśnie potrzebowałam – sarkam i spoglądam na parkujący samochód. – Jest i Charlie.

Białe Audi zatrzymuje się kilka metrów od naszego samochodu i wysiada z niego mój stary znajomy.

– Więc macie wspólna przeszłość? – pyta Seb, mierząc wzrokiem mężczyznę przed nami, a ja przytakuję. – James się wkurwi.

Przewracam oczami i wysiadam z rękami uniesionymi do góry, doskonale zdaję sobie sprawę, że jakby mnie teraz zabił, zgarnąłby pewnie niezłą sumę, ale głęboko wierzę w jego lojalność. Lojalność nie powinna mieć ceny. Uśmiecha się na mój widok, czarnoskóry mężczyzna o imponujących proporcjach stoi obok samochodu nie odkrywając ode mnie wzroku. Szara koszula z krótkim rękawem opina jego ramiona, a czerwony krawat opiera się porywom lekkiego wiatru.

– Dobranov, ty suko. Jesteś jak pieprzony karaluch, nie do zajebania – mówi z silnym brytyjskim akcentem. Gdyby szukali tego, jak może wyglądać kolejny James Bond, mogliby bezpiecznie wybrać jego, a nie kolejnego wymuskanego blondyna.

– Charlie Moss! Czy ładnie takim językiem się zwracać do kobiety? – pytam, idąc cały czas w jego stronę.

– Dopasowuje słownictwo do osoby. Kupę lat.

– Tęskniłeś? – pytam, opuszczając ręce i dając mu się lekko objąć.

– Nie. Dużo zarobiłem przez ten czas, jak Cię nie było w biznesie – odpowiada, uśmiechając się do mnie szeroko. – Gdzie się podziewałaś?

– Porozmawiamy przy kolacji? Najpierw interesy.

– Twój nowy szef? – pyta, wskazując na naszego czarnego Jaguara.

– Ochroniarz.

– Pierdolisz. Od kiedy potrzebujesz ochroniarza?

– Zrozumiesz później. Jedźmy, musisz kogoś poznać – odpowiadam, odwracając się i wracam do samochodu. Widzę, jak Sebastian bardzo chce coś powiedzieć, ale szybko sugeruje, że jeśli wyda z siebie jakiś dźwięk, to zrobię z jego języka sashimi. Zatrzymujemy się pod hotelem, gdzie Moran biegnie powiadomić Jima o naszym przyjeździe, a ja czekam na Charliego.

– Nie kryjesz się zbytnio – mówi mój stary znajomy, patrząc na budynek, gdy prowadzę go na tył do tarasu, który należał tylko do nas.

– Nie muszę się ukrywać, więc czemu miałabym to robić?

James siedzi w cieniu parasola w swojej nienagannie wyprasowanej koszuli i uśmiecha się lekko na mój widok, a moje serce uderza mocniej. Jakby za każdym razem, gdy na siebie patrzymy, reszta świata przestawała istnieć. Moran siedzi po jego prawej stronie, ja zajmuję miejsce tuż obok niego po lewej.

– James Moriarty. Naprawdę nie sądziłem, że faktycznie istniejesz – mówi Charlie, uśmiechając się szeroko, a ja zamawiam nam drinki i odpalam papierosa. – Twoja legenda w niektórych kręgach Cię przerasta. Podobno wydymałeś ostatnio brytyjski rząd.

– Słucham? Co wiesz na ten temat? – pytam, słysząc melodyjny śmiech Jamesa.

– Żadnych szczegółów, tylko że zrobił z wywiadu bandę idiotów.

– Żałuję, że nie widziałem ich min – mówi mój mężczyzna i zarzuca dłonie na kark, obserwując rozmówcę.

– Widzę, że kolekcjonujesz niezłe talenty. – Uśmiecha się do mnie Charlie, odpalając swojego papierosa.

– Przegrani dla mnie nie pracują – odpowiada James, traktując swojego rozmówcę z zimnym dystansem.

– Z chęcią dołączę do tego kółka wygranych za odpowiednią stawkę. Skoro sama Królewna Śnieżka za Ciebie ręczy. Co to za sprawą?

Sebastian wręcza mi tablet, bym wyjaśniła wszystkie szczegóły otrzymane od klienta. James słucha każdego słowa, jakie wypowiadam i monitoruje każdy ruch mojego przyjaciela. Jakby próbował wydedukować, co zdążyło się między nami w przeszłości i jak mogą wyglądać wszystkie scenariusze jego pracy dla nas w przyszłości. W końcu kończę swoją przemowę i sięgam po drinka.

– Zawsze lubiłaś być na świeczniku – mówi Moss, uśmiechając się do mnie. – Robota jest prosta, kasa duża, a ja w przeciwieństwie do Ciebie nigdy nie zawaliłem misji, więc biorę to.

– Nie zawaliłam misji. Jesteś tylko lepszym snajperem Zdjąłeś go, zanim zdążyłam wyjąć broń – mówię rozbawiona, a James dogasza papierosa i wszyscy czekamy na jego ostatnie słowo, ale on tylko się uśmiecha.

– Zawsze tak łatwo ufasz ludziom Charlie? – pyta w końcu zimnym tonem Moriarty, a w jego głosie wyłapuję nutkę rozbawienia.

– Nie ufam Ci, nie ufam mu – odpowiada Charlie, wskazując papierosem na Morana i uśmiecha się bezczelnie. – Nie jestem głupi, za długo w tym siedzę. Jednak mimo wszystko ufam Anie, a skoro ona dla Ciebie pracuje, to dobry interes.

– Nie pracuję dla Jima, nie pracuję dla nikogo – wtrącam, szybko dogaszając papierosa.

– Nadal Ci ufam.

– Dlaczego tak właściwie jej ufasz? – pyta James. – Już tak z zupełnej ludzkiej ciekawości, wyjaśnij mi, skąd wzięły się te pokłady zaufania do kobiety, która do tej pory pracowała dla każdego, kto płacił najwięcej.

– Powiedzmy, że Anastazja pomogła mi kiedyś z jedną istotną dla mnie sprawą.

– Och, mamy czas, żebyś pobawił się w szczegóły – mówi Jim, nie odrywając od niego wzroku.

– Pomogła uciec z Rosji mojej kobiecie – odpowiada po dłuższej chwili Charlie i patrzy prosto na mnie. – Dała jej nowa tożsamość i osadziła w bezpiecznym miejscu.

– Dominika Karona. Pięknie tańczy, zdaje się, że w pierwszym rzędzie Royal Ballet, prawda? – pyta Sebastian, sięgając po swojego drinka i puszcza do mnie oko.

– Ana? – Głos Charliego jest spokojny, jednak ja w jego oczach widzę niepokój, którego nie uspokaja nawet mój minimalny ruch ramion, by dać mu znać, że nic o niej nie powiedziałam.

– Spokojnie Charlie, też nie lubię, jak ktoś grozi mojej kobiecie. A Ty z całą waszą przeszłością możesz być zagrożeniem – mówi spokojnym głosem James, kładąc dłoń dość wysoko na moim udzie. Jakby jednym prostym gestem chciał pokazać, że to on tu rozdaje karty, nawet jeśli nikt nie miał co do tego żadnych wątpliwości. – Więc to nie groźba pod adresem ślicznej Dominiki. Ja tylko daje Ci znać, że może być naprawdę nieprzyjemnie, jak coś pójdzie nie po mojej myśli.

James uśmiecha się szeroko, napawając się całą sytuacją i tym, że siedzę obok niego, że ze wszystkich kobiet na świecie posiada właśnie mnie. A mój przyjaciel zaczyna się śmiać i spogląda na mnie.

– Nie pracujesz dla niego, bo jesteś jego. To wiele wyjaśnia, naprawdę możesz być najlepsza w naszej branży – śmieje się Moss, nie odrywając ode mnie wzroku. – Jednak wciąż pamiętam, że obiecałaś Dominice, że nic jej się nie stanie.

– Strzeliłeś do mnie w Bukareszcie, to chyba zwalnia mnie z obietnicy – mówię chłodno, ale nie mogę się do niego nie uśmiechnąć. – Poza tym Ty nie powiesz nic o mnie, ja o niej.

– Zgoda, będę dla was pracował – mówi w końcu Charlie, on i James ściskają sobie ręce, a mój przyjaciel odpala kolejnego papierosa. – Jesteście kurwa dla siebie stworzeni.

– Wiemy – odpowiada krótko James. – Idę zadzwonić, zajmij się resztą.

Całuję go szybko, zanim zniknie w naszym hotelowym pokoju i spoglądam na Morana tak długo, że w końcu załapie aluzję, by uciec i zostawić nas samych. Zamawiam nam kolejne drinki i uśmiechamy się do siebie z moim przyjacielem dość długo w milczeniu, jakbyśmy chcieli mieć pewność, że nikt nie będzie chciał nas podsłuchiwać.

– Jakim cudem uwiodłaś człowieka z największą siatką przestępczą na świecie? Wiem, że jesteś dobra, ale to wygląda jak naprawdę niezła lokata na życie – mówi w końcu Charlie, a ja uśmiecham się bezczelnie.

– Tak właściwie to on uwiódł mnie. Wygrał mnie ze światem w karty.

– Będziesz miała bardzo wygodne życie, nie znam go, ale wiem, co o nim mówią. Nie ma nikogo, kto byłby równie bystry i równie szalony.

– Polemizowałabym – wtrącam, upijając łyk ze swojej szklanki. – Nie o szaleństwie, ale poznałam kogoś, kto dorównałby my intelektem. Na szczęście jest martwy więc tak, czeka mnie piękne i szalone życie.

– Czy Ty go kochasz? Jesteś w ogóle zdolna do takich uczuć?

– Oczywiście, że jestem, nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz Moss. A jeśli mam być całkowicie szczera, to tak, kocham go do szaleństwa – mówię, uśmiechając się i czekam na odpowiedź mojego przyjaciela, ale on tylko unosi swoją szklankę, bym mogła stuknąć w nią swoją.

– Nadal się złościsz o Bukareszt Dobranov?

– Strzeliłeś do mnie!

– Myślałem, że zagrażasz Dominice.

– Mam wciąż bliznę, więc raczej nie zapomnę Ci tego do końca życia – śmieję się, wstając od stołu. Staję do niego plecami i podnoszę lekko bluzkę, by odsłonić miejsce na moim lewym boku, gdzie tkwiła odznaczająca się biała blizna.

– A te nowe? Wiem, od czego są – mówi Charlie z nieskrywaną troską w głosie. Troską, której nigdy się po nim nie spodziewałam. – Co się z Tobą działo przez ostatnie dwa lata Ana?

– Brytyjski rząd zachęcił mnie do współpracy.

– Tym? – pyta, dotykając palcem jednej z małych okrągłych blizn na moich plecach. – To Ciebie ukradł Moriarty, o to jest cała ta afera. Pomógł Ci uciec. Dlatego jest numerem jeden wśród osób na czarnej liście Downing Street.

– Tak Charlie, to właśnie mnie ukradł z ich lepkich rączek.

Podnoszę wzrok, James stoi w oknie naszego apartamentu i obserwuje nas z góry, posyłam mu buziaka i wracam na swoje miejsce, zanim każe zabić jednego z moich jedynych przyjaciół.

Patrząc na uśmiech Charliego naprzeciwko mnie i mając tę słodką świadomość, że nie będę miała już ani jednej blizny, czuje się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top