ᴡᴛᴇᴅʏ.1

♛ᴅᴀᴡɴᴏ, ᴅᴀᴡɴᴏ ᴛᴇᴍᴜ♚

Nie uważam, by kajdanki były konieczne, powinni utrzymać mnie w wizji, że są bardziej cywilizowanym narodem i wszystko będzie dobrze, jak tylko zgodzę się na współpracę. Zastraszanie zawsze bardziej kojarzyło mi się z... całym moim dotychczasowym życiem.

– Panno Dobranov. – Głos młodego chłopaka z przyjemnie miękkim akcentem wyrywa mnie z własnych myśli. Wysiadam z samochodu, a on od razu rozkłada nade mną parasol. Typowa brytyjska pogoda, deszcz, mgła i wiatr zrywający mi z ramion płaszcz, którego nie mogłam założyć normalnie przez te cholerne kajdanki.

Centrum Londynu, jedna z najstarszych i najbardziej prestiżowych dzielnic, zabudowania wskazują na okres międzywojenny. Chłopak prowadzi mnie przed sobą, trzymając za przed ramię, jest sam, co jest dla mnie prawie obelgą. Mogłabym go zabić w dokładnie trzynaście sekund, może dwadzieścia dwie doliczając uwolnienie się z kajdanek, gdyby od tego zależało tylko moje życie, ale nie po to tu przyjechałam. Przyjechałam do tego pieprzonego królestwa mgły i deszczu, bo nie miałam innego wyboru, jeśli chciałam pożyć dłużej niż kilka tygodni.

Oni za to myślą, że mnie złapali, że wygrali.

A prawda jest taka, że ja potrzebuję tylko jednej oferty nie do odrzucenia.

Zostaję posadzona w fotelu na środku dużego salonu, naprzeciwko mnie stoi drugi fotel i mały stolik, na którym jest dzbanek i filiżanki. Na pewno jestem w czyimś domu, to nie jest budynek rządowy, czy nawet jedna z bezpiecznych kryjówek ich wywiadu. Z pokoju obok wychodzi wysoki mężczyzna w drogim garniturze, ma ciemnobrązowe włosy i widać już, że zaczyna walczyć z zakolami, ale nie mogę odmówić mu klasy. W sposobie, jaki się porusza, jest coś niezwykle dystyngowanego, bardziej niż u niektórych członków rodziny królewskiej. Jego oczy nie odrywają się od dokumentów w teczce, którą trzyma i idzie w moją stronę.

– Anastazja Dobranov – mówi ciepło, przerzucając jakieś kartki. – Chyba że mam zwracać się do Ciebie jakoś inaczej? Katja Meneshnikov, Rosane Johnson czy Sharon McElhone. Ostatnio chyba Rosane?

– Dobraov będzie sprawiedliwym wyborem – odpowiadam. – Skoro i tak znacie moją prawdziwą tożsamość czemu bawić się w inne.

Uśmiecha się i podnosi na mnie wzrok, widzę w jego ciemnoniebieskich oczach ciepło tego uśmiechu, co powoduje u mnie niepokój. Muszę wyglądać jak sierota, moje czarne włosy na pewno pokręciły się od deszczu, wyciągnęli mnie prosto z łóżka, pod płaszczem mam na sobie tylko leginsy i bluzkę na ramiączka. Wiem doskonale, że zrobili to tylko po to, by odebrać mi trochę mojej godności, ale grałam już w życiu gorszymi kartami.

Krasivaya opasnost. Piękne niebezpieczeństwo. Tak nazywają Cię w naszym wywiadzie.

Ne tak krasivo, kak opasno? – pytam, chcąc sprawdzić, czy złapie się w moje sidła już, czy dopiero za chwilę. – I wasz wywiad powinien popracować nad pseudonimami – dodaję, a on parska cichym śmiechem i spogląda na chłopaka, który wciąż stoi za moim fotelem.

– Możesz odejść – wydaje mu polecenie. – Tylko najpierw zdejmij jej te kajdanki, to i tak dla niej żadna przeszkoda.

Wstaję, zrzucam też płaszcz, by mógł mnie rozkuć i siadam z powrotem w fotelu, a mężczyzna w garniturze zajmuje ten naprzeciwko mnie, gdy rozmasowuję nadgarstki. Bardziej robię to na pokaz niż z powodu faktycznego bólu. Dama w opałach — to zawsze dobra karta.

– Herbaty? Może jakiś sweter?

– Dziękuje, poproszę tylko o herbatę – odpowiadam, a on wręcza mi filiżankę, a później znów rozkłada teczkę, przeglądając kartki.

Też robi to na pokaz, nie wygląda na człowieka, który nie pamiętałby wszystkiego, co ma tam napisane. To jak taniec przed pierwszym pocałunkiem, żadne z nas nie chce wyłożyć kart na stół, oboje gramy na zwłokę.

– Międzynarodowe szpiegostwo, zabójstwa na zlecenie, kradzież danych, kradzież informacji, kradzież kosztowności... – zaczyna wyliczać, a ja od razu się uśmiecham.

– To był jeden raz.

– Jeśli okrada się Królową, to jeden raz wystarczy.

– To nie było moim zadaniem, miałam tylko uzyskać kilka informacji od waszego księcia kretyna, a skoro te spinki leżały na wierzchu, nie mogłam nie wykorzystać okazji – tłumaczę, patrząc na niego prowokacyjnie. – Naprawdę o to chodzi? O dwie spinki z kamieniami szlachetnymi? Czy o to, że wasz następca tronu jest idiotą?

– Tak, sposoby, w jakie zdobywasz informację, też są mi znane.

– Nic nie poradzę na to, że wy, mężczyźni jesteście tacy gadatliwi w łóżku, każdego z was da się rozpracować w kilka dni. Na Ciebie potrzebowałabym jednej kolacji, byś mnie wypuścił i jeszcze był z tego powodu zadowolony – mówię ciepło i pochylam się lekko w jego stronę, pod pretekstem odłożenia filiżanki, patrzymy sobie prosto w oczy, a jego wzrok nawet na sekundę nie ucieka na moje piersi. – No może ze śniadaniem.

– Pewność siebie może być Twoją zgubą, wiesz?

– Nikt nigdy wcześniej mi tego nie powiedział. Więc? W skali od zera do dziesięciu, jakie mam szansę, by wyjść stąd żywa?

– Jeden – odpowiada, uśmiechając się do mnie, jakby ta informacja była najlepszym, co go dziś spotkało.

– To o jeden więcej niż się spodziewałam.

Mogłabym próbować uciekać, przynajmniej nie umarłabym, siedząc w fotelu naprzeciwko mężczyzny, który nie da się złamać tak łatwo. Co nie oznacza, że nie będę próbować. Właściwie nie miałam innej opcji, musiałam dać się złapać i mieć nadzieję, że mnie nie zabiją lub wrócić na wschód gdzie zrobiliby to bez mrugnięcia okiem. Tu mam większe szanse, chociaż cień jakiejś szansy. Mój rząd nie bawił się w subtelności, jeśli chodzi o uciekinierów.

– Oboje doskonale wiemy, że jesteś zagrożeniem dla międzynarodowego bezpieczeństwa, za ilość osób, jaką masz na swoim koncie, powinnaś już dawno zostać skazana na karę śmierci.

– Daruj sobie dalszą ekspozycję – mruczę pod nosem. – Ty wiesz o mnie wszystko, a ja o Tobie nic.

– Wolałbym, by tak zostało. Masz szczęście, bo nie lubię marnować talentów, a co by o Tobie nie mówić masz niezwykły wachlarz talentów. Nawet jak w większości są one... zabójcze.

– Jestem najemnikiem, pracuję dla tego, kto zapłaci najwięcej. Niech Twój rząd po prostu zapłaci mi więcej.

– Dobrze się składa, bo ja jestem rządem – odpowiada chłodno. – Będziesz dla mnie pracować, ale nie jesteś w pozycji, by negocjować.

– A w jakiej pozycji mogłabym z Tobą negocjować? – pytam, a on śmieje się krótko.

– Przeceniasz swoje umiejętności Anastazjo i nie doceniasz mnie – mówi i podaje mi tablet. – To na żywo, jeśli miałabyś jakieś wątpliwości. Prywatna szkoła we Francji musiała sporo kosztować, prawda? Dlatego przestałaś szpiegować dla ideałów, a zaczęłaś dla pieniędzy?

Natasza siedzi w swoim pokoju, ma na uszach słuchawki, widzę ją przez kamerę w jej własnym laptopie. Tyle razy mówiłam jej, by ją uszkodziła i tyle razy mnie nie posłuchała. To może być blef, byle dzieciak z komputerem umie się włamać, by mieć taki podgląd, ale patrzę na kpiący uśmiech mężczyzny naprzeciwko mnie i wiem, że to nie jest gra. Moja siostra wstaje i podchodzi do drzwi, a ja widzę, jak w kilka sekund zostaje wyprowadzona z pokoju przez mężczyznę i kobietę w czarnych ubraniach.

– Jeśli ją skrzywdzicie, możesz być pewien, że przed śmiercią zdążę wyśpiewać w prasie absolutnie wszystko, co wiem, o tym, jak działacie i o tym, jak za pieniądze podatników bawią się książęta.

– Tak jak mówiłem, nie jestem w pozycji do negocjacji.

– Jak ją znaleźliście? – pytam, starając się nie panikować.

– Mówiłem Ci też, że mnie nie doceniasz. Spokojnie, przetransponujemy ją do Anglii w jednym kawałku i tylko od Ciebie zależy czy będzie na nią czekać prywatna szkoła w Szkocji, czy trumna.

– To zagranie godne mojej strony mapy – mówię cicho. Nie czuję strachu, jestem zła, że nie upewniłam się o jej bezpieczeństwo, zanim zaryzykowałam własnym. Popełniłam błąd, znalazł mój słaby punkt i pierwszy raz od lat czuję, że nie mam możliwości wygranej. – Co mam zrobić?

– Mam dla Ciebie mały test, jeśli go zdasz, zapewnimy Ci obywatelstwo, tożsamość i mieszkanie. Będziesz pracować dla mnie. Jeśli nie, obie siostry Dobranov za dwa dni będą martwe.

– Jeśli zdam ten Twój śmieszny test, odwieziecie ją do Francji.

– A jaką miałbym wtedy pewność, że nie uciekniesz? – pyta słodko, a ja zagryzam usta. Nie było sensu dalej się zgrywać, musiałam szybko przekalkulować swoją taktykę.

– Co to za test?

– Mamy w Londynie człowieka, który posiada pewne dokumenty. Zdobył je w nielegalny sposób z mojego biura i potrzebuję je odzyskać – mówi, uśmiechając się do mnie. – Rozpracujesz go.

– Ile mam czasu?

– Myślę, że z Twoim wachlarzem umiejętności jedna noc wystarczy – stwierdza, a ja wybucham głośnym śmiechem.

– Niby jak sobie to wyobrażasz? – pytam, kręcąc głową. – Mam mu się włamać do mieszkania, czy do komputera? Co to za człowiek...

– On dostanie takie samo zadanie Anastazjo. Rozpracowanie Ciebie. – przerywa mi mężczyzna naprzeciwko mnie. – W samochodzie czeka na Ciebie torba z Twoimi rzeczami, podrzucimy Cię do jego domu i masz go nie opuścić do jutra. Jeśli wyjdziesz, chociaż po kawę, śliczna Natasza zginie pierwsza, później Ty.

– Mogłabym po prostu go zabić i dać Ci te dokumenty.

– Mogłabyś, ale tego nie zrobisz – odpowiada niezwykle pewnym siebie tonem i podaje mi rękę, by pomóc mi wstać z fotela.

Staję naprzeciw niego, jest ode mnie wyższy o głowę, ale nasze oczy cały czas się w siebie wpatrują. Czuję do niego wstręt, spotkałam w życiu wielu mężczyzn, którymi gardziłam, którzy mnie upokorzyli, pokonali, niszczyli i łamali, ale on w jakiś sposób był inny. On wywoływał we mnie pierwotne przerażenie i odrazę, a ja czułam się tak poniżona, jak nigdy wcześniej. Jednocześnie wiedziałam doskonale, że to dopiero początek.
Człowiek z Lodu dopiero zaczynał swoją grę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top