тєяαz.8

W tłumie turystów przy stacji Westminster, dwójka przyjaciół wcale nie wyróżnia się z tłumu, też się śpieszą i rozmawiają podniesionymi głosami. Dokładniej kobieta o bursztynowych włosach krzyczy na swojego towarzysza, odkąd opuścili pub, w którym jedli obiad.

– Nie John. Nie ma mowy – mówi zdecydowanie blondynka. – Nie dość, że ciągle wykręcam się, gdy on mnie zaprasza, to muszę teraz robić to też w Twoim przypadku? Dlatego chciałeś się dziś koniecznie spotkać? Liczyłeś, że patrząc na Twoje śmieszne wąsy, Ci nie odmówię?

Doktor ma niesamowity ubaw ze zirytowania swojej przyjaciółki. Specjalnie całe popołudnie udawał, że nie ma do niej żadnej konkretnej sprawy, by uśpić jej czujność.

– Proszę Cię o jedną miłą kolację, a nie o przeszczep nerki – mówi John, a ona prycha oburzona.

– Nerkę oddałabym Ci bez zastanowienia.

– Czy podwójna randka to aż takie zło świata? Przecież sama mówiłaś, że lubisz Grega.

– Lubię, jak kolegę od piwa i bilardu – odpowiada zdecydowanie Elena. – Nie pójdę z nim na kolację.

– Pójdziesz z nami. Proszę Ellie. Będzie naprawdę fajnie.

– Dlaczego ja Cię tak lubię Watson, to ja nie wiem – mówi, szukając karty miejskiej w płóciennej torbie i odbijając się na wejściu na stację.

– To oznacza tak?

– Tak, ale robię to tylko dla Ciebie Johnny – mówi, celując w niego palcem i robiąc groźną minę. – I nie rób mu nadziei, nie wypiję tyle, co wtedy i wrócę taksówką. Sama!

– Jesteś najlepsza – mówi jeszcze lekarz, zanim rozstaną się na peronie, wybierając dwie różne linie metra.

Gdy tylko blondynka wychodzi na powierzchnię ze stacji przy swoim domu, zauważa zaszyfrowaną wiadomość i od razu przyśpiesza kroku. Wie, że Moran nie próbowałby kolejny raz nawiązać kontaktu po ostatniej awanturze bez powodu.

Włącza komputer, leżący w sypialni i czeka dość długo, aż nabierze pewności, że łącze jest na pewno bezpieczne i dopiero kontaktuje się z Sebastianem.

– Dobrze wyglądasz Ana – mówi z uśmiechem mężczyzna o jasnych oczach, ale widząc stalowe spojrzenie swojej rozmówczyni, wie, że ma przejść do konkretów. – Potwierdziliśmy obecność Człowieka z Lodu na Białorusi.

– Przyjechał po brata – mówi z uśmiechem Anastazja i krążąc po pokoju.

– Tak, nasz plan działa idealnie. Zdecydowanie kupił naszą bombę pod parlamentem.

– Charlie? – pyta Ana, nalewając sobie do szklanki whisky i związując włosy w ciasny kok i po chwili znów wygląda jak kobieta, którą Moran znał tyle lat. – Sebs?

– Sprawdziłem to i na moje oko jest czysty.

– Na Twoje oko, czy na pewno?

– Na pewno – poprawia się Sebastian, nie chcąc wdawać się w kolejną kłótnię. – Możesz na niego liczyć, na mnie też.

– Nie jesteś mi potrzebny w Londynie – odpowiada spokojnie Anastazja. – Charlie w zupełności mi wystarczy, widziałam go w akcji nie raz i...

– Ze mną nie raz byłaś na nie jednej akcji Ana.

– Boisz się o mnie. To obraźliwe na wiele sposobów.

– Pomyślałaś kiedyś o mnie? O tym, co ja czuję po jego śmierci? Jak wygląda moje życie? – mówi Moran, a kobieta, z którą rozmawia, wzdycha głośno. Nie lubi, gdy ludzie, którzy z nią pracowali, okazywali słabość, a Sebastian właśnie daje jej całkiem spory popis. – Martwię się o Ciebie, bo nie mam nikogo więcej, poza Tobą i Nataszą. Jesteście dla mnie wszystkim i nie pozwolę Ci na błędy.

– To akurat plus, że nie masz więcej osób. Nie będziesz nigdy cierpiał tak jak ja – odpowiada chłodno blondynka i upija kolejny łyk ze szklanki. – Wprowadź Charliego w mój plan i czekam na niego w Londynie.

– Oczywiście. Coś jeszcze? – pyta zrezygnowany Sebastian, wiedząc, że niezależnie co by się stało, ona nigdy nie okaże uczyć wobec kogoś innego niż James.

– Nie. To będzie wszystko.

Kobieta wstaje z fotela, po zakończeniu rozmowy i rusza spokojnie do łazienki, gdzie zdejmuje kolorowe soczewki i spogląda na siebie w lustrze. Peggy, Anastazja, Elena... wszystkie zlewały się w jedną i tę samą osobę, wszystkie łączy James Moriarty i jego sztuczki, jego lepka pajęczyna jego kłamstw. Nawet jak Elena dość jasno widziała, ile ich było, ile razy ją oszukał, to jakaś część jej żyła przede wszystkim zemstą.

Nawet jeśli niedawno przepisała swój idealnie ułożony plan kilkanaście razy, by dopracować go do perfekcji, by mieć różne opcje w zanadrzu, bo zwyczajnie wciąż nie wie, czego dokładnie pragnie najbardziej na świecie.

Mimo wszystko, teraz gdy patrzy na nią z lustra Anastazja, czuje to znajome podniecenie w związku z tym, co ma niedługo nastąpić.

Sherlock Holmes wraca do domu, za kilka dni jego przyjaciele przeżyją niemały szok, a ja będę mogła patrzeć na to, jak chcą się z Mycroftem rzucić sobie do gardeł.

Jak w tej wesołej piosence z musicalu, którą lubił nucić James.

Watch them run
They will tear each other into pieces
Jesus Christ, this will be fun!

Chyba właśnie to napędzało krew w jego żyłach, to oczekiwanie, aż gra w końcu się zacznie.

A moja partia rozpocznie się dokładnie w momencie, gdy detektyw znów przywdzieje płaszcz i ruszy na ulice Londynu spod numeru dwieście dwadzieścia jeden B.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top