ᴡᴛᴇᴅʏ.8
Leżę w hotelowym łóżku, już dawno powinnam wstać, powinnam wyjść na plaże, powinnam przypadkiem wpaść na Morana i zjeść z nim śniadanie rozmawiając o pilnych sprawach, przez które dwa dni temu uciekł wcześniej z imprezy w hotelu. A jednak dalej wpatruję się w sufit.
Na szafce przy moim łóżku leży wino, broń i telefon, dlatego zastanawiam się, po które mam sięgnąć pierwsze.
I co by było, jeśli jednak sięgnęłabym po broń. Nie zmienią Nataszy we mnie, nie ma na to szans, potrzebowałaby lat treningu, więc jedną kulą zabiłabym nas obie. Tylko dlaczego myślę o tym teraz? Do tej pory takie myśli nawiedzały mnie tylko wtedy, gdy leżałam w łóżku należącym do Mycrofta.
Może przez to, że nagle zapragnęłam być w zupełnie innym łóżku.
Odganiam te myśli tak samo, jak odganiam wspomnienie dłoni Jima, obejmujących mnie w pasie. Nie powinnam o nim myśleć inaczej niż o celu, nie powinnam się zastanawiać, czy on też przede mną udaje, czy może ta nić sympatii, która nas oplata, jest rzeczywista.
W końcu podnoszę się, nie mogę marnować czasu, jeśli nie ja przyślą tu kogoś innego, a ja okażę się kolejnym nieudanym projektem, którego trzeba się pozbyć. Biorę długi prysznic, pakuję do torby aparat i broń i wychodzę na miasto. Śledzę ich z daleka, udając, że fotografuję plażę, udaje mi się złapać w kadr ich kolejnych kontrahentów, siedzę w skąpanej słońcem kawiarni i patrzę przez obiektyw na Jamesa.
Wydaje się taki zimny, niepasujący do obrazka, jakby był wyrwany z zupełnie innej fotografii, jakby był lepszy od całej otaczającej nas rzeczywistości.
I wtedy zauważam lekki błysk w jednym z hotelowych okien, kieruję tam aparat i robię zbliżenie, w oknie dostrzegam zarys męskiej sylwetki z aparatem.
Ktoś ich śledzi, ktoś inny robi dokładnie to samo co ja. Zaczynam się uważniej rozglądać, a w końcu zauważam szczupłego mężczyznę siedzącego w hotelu kilka stolików za Moranem. Jest Amerykaninem, nie miałam do czynienia za dużo z amerykańskimi agentami, ale on mógłby nosić koszulkę z logiem CIA — tak bardzo rzucał się w oczy.
Powinnam ich ostrzec.
Nie, absolutnie nie powinnam tego robić. Nie dałabym rady tego zrobić, samemu się nie ujawniając, nie są w San Remo tylko we dwóch, wiem, że mają więcej ludzi, którzy miejmy nadzieję, zauważą amerykanów.
Z drugiej strony nie widzieli mnie, więc nie byli fenomenalni w swojej pracy.
Dołącza do nich młody mężczyzna w czarnym garniturze, a ja wiem, kim on jest, widziałam go nie raz na BBC. To cholerny rzecznik prasowy pani Premier. Robię zdjęcia, wiedząc, że mam to, po co przyjechałam, mam dowód na ich kontakty w UK. Tym jedynym zdjęciem mogę wydać na nich wyrok śmierci.
Pakuję torbę i wracam szybkim krokiem do hotelu, na wszelki wypadek kilka razy zmieniam trasę, by upewnić się, że nikt mnie nie śledzi i dopiero kiedy jestem tego pewna, wchodzę do swojego pokoju.
Muszę powiadomić Londyn, muszą wiedzieć, że nie jestem tu sama, jednocześnie, na razie zdjęcia, które zrobiłam, zostawiam dla siebie. Nie chcę wracać, chcę ukraść jeszcze, chociaż kilka dni, zanim zmienią mi kategorie misji. Czekam na odpowiedź od centrali, zastanawiając się, jak mam naprowadzić Morana na wygładzonych jankesów tak, by nie dowiedział się prawdy o mnie.
J.M>Kolacja A'Mare za trzy godziny.
>Spytaj mnie, to wtedy dam Ci odpowiedź.
J.M>Nie. Nie zadaję oczywistych pytań, bo nikt mi nie odmawia.
>Twoje życie musi być strasznie nudne.
J.M>Wręcz przeciwnie.
>Do zobaczenia.
Zaczynam powoli się szykować, układam włosy, szukam szminki, prasuję sukienkę, doskonale wiedząc, że nie robię tego całego przedstawienia, bo mam go uwieść. Robię to, bo tego chcę, a nie dlatego, że muszę. Jeśli mam się czegoś dowiedzieć, to tylko jeśli zdobędę jego zaufanie, James był za mądry na gierki, w które nawet nie miałam ochoty z nim grać. Dużo bardziej podobało mi się porozumienie, jakie mieliśmy, milcząc, niż klasyczny flirt.
Wchodzę do restauracji spóźniona, rozglądam się po tarasie, próbując wypatrzeć szerokie ramiona Morana, ale zamiast tego zauważam, że Jim jest sam. Idę w jego stronę a on odsuwa mi krzesło i zdejmuje okulary przeciwsłoneczne.
– Sebastian załatwia interesy? – pytam, gdy siada naprzeciwko mnie.
– Nie, ma randkę. Jesteś dziś skazana na mnie.
– Nie powiem, że jest mi przykro z tego powodu – mówię z uśmiechem i sięgam po kartę, ale James bierze mnie za rękę, zanim to zrobię.
– Już zamówiłem, zaraz powinniśmy dostać wino.
– Nie pozwalasz nikomu poza sobą podejmować żadnych decyzji?
– Oczywiście, że pozwalam, jeśli tylko są to lepsze decyzje niż te, które ja bym podjął. A to nie zdarza się za często – mówi, a ja wybucham śmiechem, na co Jim zdaje się zbity z tropu. – Co?
– Lubię sposób, w jaki mówisz, jakbyś był z innej bajki.
– Każda bajka potrzebuję dobrego złoczyńcy – odpowiada z bezczelnym uśmiechem.
– Jakoś tak czułam, że nie jesteś typem księcia na białym koniu.
– Wszystko zależy od księżniczki.
– Och, ja jestem raczej typem złej czarownicy – sarkam, a on uśmiecha się do mnie w taki sposób, że od razu wiem, że nie powinnam tego mówić.
Im dłużej przebywam z nim sama, tym bardziej uświadamiam sobie, że to on rozpracowuje mnie, a nie ja jego. Rozkłada mnie na kawałeczki, a ja wciąż nie wiem o nim prawie nic.
– Opowiedz mi coś o sobie Jim – proszę, patrząc prosto w jego brązowe oczy. – Cokolwiek, gdzie chodziłeś do szkoły, jak miała na imię Twoja mama. Coś, co sprawi, że uwierzę, że jesteś prawdziwy.
Milczy tak długo, że sądzę, że już nic nie powie, tylko za kilka chwil zacznie zupełnie nowy temat. Jem swoją sałatkę z krewetkami, a on w końcu się uśmiecha.
– Sussex – mówi nagle, na co przytakuję lekko, a on opiera się na krześle i celuje we mnie widelcem. – Dlaczego ja mam mówić o sobie, skoro Ty też podajesz mi ogólniki z ostatnich kilku lat. Sprawdziliśmy Cię, nie istniejesz przed przyjazdem do Londynu.
– Sprawdziliście mnie? – pytam, nie dając po sobie nic poznać, też siadam wygodniej na krześle i mierzę go spojrzeniem. – Pewnie dlatego nic nie znaleźliście, bo nie ma czego szukać, urodziłam się, skończyłam szkołę, poszłam na studia, rzuciłam je i wyszłam za mąż.
– Nikt nie jest tak nudny, a Ty nie masz nawet jednego mandatu za złe parkowanie. I nie wydajesz się zaskoczona, że Cię sprawdziliśmy.
– Nie jestem głupia Jim, domyślam się, że wasze interesy to nie rozwiązania dla rolnictwa, więc jestem raczej zaskoczona, że zrobiliście to dopiero teraz – odpowiadam, sięgając po swój kieliszek.
– Zrobiliśmy to już pierwszego dnia, jak Moran powiedział, że masz ładny tyłek.
Parskam śmiechem, a on pierwszy unosi kieliszek i uderza nim w mój. Rozglądam się po restauracji, kilka stolików dalej zauważam parę, dziewczyna udaje, że piszę coś na telefonie, który jest wycelowany w naszą stronę i nie mogę uwierzyć, że amerykanie naprawdę są aż takimi idiotami.
– Byłaś lubiana w szkole? – pyta mnie James.
– Nie specjalnie, byłam lepsza od większości uczniów, a to nie jest nigdy za dobrze tolerowane więc nie, nie byłam. A Ty?
– Zdecydowanie nie.
– Nie mogę powiedzieć, co było wtedy, ale wyglądasz na osobę, która podpaliłaby Ci dom, jakbyś się z niej naśmiewał – mówię z uśmiechem, a James zaczyna się śmiać i kiwa głową, przez co muszę mocno zagryźć usta, żeby nie uśmiechnąć się tak samo piekielnie, jak on.
Chciałabym, powiedzieć mu kim jestem naprawdę, chciałabym dać mu poznać siebie, a nie Peggy, czuję, że moglibyśmy naprawdę dużo sobie opowiedzieć, jakbyśmy mogli być szczerzy.
– Zabiłeś kiedyś kogoś? – pytam, a on nie zmienia wyrazu twarzy, dalej patrzy na mnie dokładnie tak samo, jakbym zapytała ponownie o imię jego matki.
– A Ty?
– Jestem w stanie wymienić jedną osobę, którą zabiłabym z zimną krwią.
– Więc czemu tego nie zrobisz? – pyta, wzruszając ramionami.
– Mam dużo do stracenia.
Mój wzrok znów ucieka w stronę pary amerykanów za nami, a James też się obraca, jednak przesuwa spojrzeniem po sali, nie zatrzymując się na nich. Kelner przynosi kolejne danie, a Jim zamawia kolejną butelkę wina, jemy w milczeniu, a ja mam ochotę opowiedzieć mu o mojej siostrze. Moja największa tajemnica, moja słabość, a ja miałam ochotę powiedzieć mu o wszystkim, jakbyśmy byli tylko zwykłymi ludźmi na kolejnej randce.
Cholera, nigdy nie spojrzałam na te wszystkie obiady i kolację jako randki. James nie był jak większość mężczyzn, którzy głupieją na widok ładnej kobiety, on traktował mnie jak zagadkę, a nie obiekt, przedmiot. Wzbudzał we mnie zupełnie nowe uczucia, wzbudzał we mnie zaciekawienie, jakąś chorą fascynację tym, w jaki sposób patrzy na świat, wzbudzał we mnie też pożądanie.
Zapada zmrok, kończymy kolację i ruszamy plażą w stronę jego hotelu, zabraliśmy niedokończone wino i teraz pijemy je prosto z butelki. James w połowie drogi zatrzymuje się i delikatnie chwyta moją dłoń, staję obok niego patrząc na odbicie księżyca w wodzie.
– Dlaczego tu jesteś? – pyta, a ja czuję jego delikatny dotyk i uświadamiam sobie, czemu czułam się tak od kilku dni, bo to dotyk, którego chciałam. A minęło tyle czasu od chwili, gdy ostatni raz naprawdę pragnęłam, by ktoś mnie dotykał.
– Chciałbym to wiedzieć – odpowiadam, odsuwając się od niego.
Uśmiecham się lekko, spoglądając mu w oczy i idę w stronę wody, rozwiązując sukienkę, która zostaje na piasku, a ja stoję kilka kroków przed nim w samych koronkowych majtkach, odwracam się do niego i posyłam mu uśmiech, widząc, jak jego marynarka dołącza do mojej sukienki.
Woda jest chłodna, moje rozgrzane winem ciało drży w kontakcie z delikatnymi falami, aż w końcu zanurzam się po samą szyję i spoglądam na Jima, który idzie w moją stronę.
– Nienawidzę pływać – mówi, stając obok mnie, krople wody na jego jasnej skórze błyszczą w świetle księżyca, a ja się śmieję, pierwszy raz nie sprawia wrażenia tak bezczelnie pewnego siebie.
– Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś nieplanowanego?
– Znalazłoby się kilka rzeczy. – Uśmiecha się i patrzy mi prosto w oczy.
Nie wiem, czemu tu jestem, nie mam pojęcia co zrobić teraz, więc tylko stawiam krok w jego stronę, Jim spogląda w stronę naszych ubrań. Czuję jego dłoń obejmującą mnie w talii, przyciąga mnie do siebie zdecydowanym ruchem, tak blisko, że moje piersi opierają się o jego tors. Drugą z dłoni kładzie na moim policzku i podnosi moją twarz, by spojrzeć mi w oczy.
– Roześmiej się – mówi głosem zimnym jak lód.
– Co?
– Zrób to. – Zaczynam się śmiać, a on mi wtóruję, nachyla się do mojej szyi i czuję delikatny pocałunek, który na niej składa. – Posłuchaj mnie uważnie, ktoś nas śledzi, obserwowali nas już w restauracji i robią to teraz.
Chcę spojrzeć w stronę plaży, ale Jim znów dotyka mojej twarzy, zmuszając mnie, bym patrzyła tylko w jego brązowe oczy.
– Udawaj, że dobrze się bawisz.
– Jeszcze chwilę temu nie musiałam udawać – odpowiadam, śmiejąc się znów trochę sztucznie, a on nachyla się do mojego ucha.
– Wyjdziemy, ubierzemy się i pójdziemy do hotelu, zachowując się, jakbyśmy właśnie kończyli randkę, rozumiesz? – pyta, a ja uśmiecham się i przytakuję mu lekko, a później delikatnie wspinam się na palce.
Jim łapie mnie za tyłek, podnosi do góry, a ja oplatam go w nogami w biodrach, znów śmiejąc się głośno, gdy niesie mnie w stronę plaży. Mam ochotę go pocałować, to nawet wyglądałoby dobrze z perspektywy osób, które mają uwierzyć w naszą bajkę, ale nie chcę robić tego w ten sposób, nie chcę, by ten pocałunek był częścią gry.
Ubieramy się w pośpiechu, łapię butelkę wina, śmiejąc się głośno i udaję, że uciekam przed nim w stronę hotelu. Na ulicy nad plażą stoi czarny Land Rover, którego widziałam już kilka razy w ciągu ostatnich kilku dni, ale czuję niemałą ulgę, że zauważył to sam i nie muszę się w żaden sposób zdradzać.
Gdy idziemy przez lobby jego hotelu, James łapie moją dłoń i zaciska ją mocno na widok jakiegoś mężczyzny przy barze, jest wściekły i mam wrażenie, że teraz już nie próbuję udawać, że ich nie widzi. Drzwi windy zasuwają się za nami, a on naciska ostatni klawisz kilkanaście razy, aż w końcu łapię go za rękę, by przestał, posyła mi ostre spojrzenie, opierając się o ścianę i wypuszcza głośno powietrze.
– Tu jesteś bezpieczna – mówi i obrzuca mnie spojrzeniem. – Cholera przecież Ty się nie boisz, czemu do cholery się nie boisz? Powinnaś być przerażona.
– Jestem przerażona, tylko nie tym o czym myślisz – szepczę i podchodzę do niego.
James od razu się prostuje, a ja zbliżam swoje usta do jego twarzy, pozwalając mu, by to on wykonał ostatni krok. Całuje mnie namiętnie, popychając na przeciwną ścianę, rozchylam wargi, pogłębiając pocałunek i obejmuję go w pasie, przyciągając mocniej do siebie. Winda zatrzymuje się dwa piętra przed naszym, a gdy tylko drzwi się otwierają, Jim posyła czekającemu za nimi mężczyźnie lodowate spojrzenie.
– Nawet o tym nie myśl! – mówi zimno Moriarty, mężczyzna jest zaskoczony, ale robi krok w tył i jeszcze zanim drzwi znów się zamkną, nasze usta wracają do siebie.
Jest jak narkotyk, od razu odbiera mi rozum, od razu odbiera mi zdrowy rozsądek i uzależnia od pierwszej chwili. Smakuje jak wino i gwiazdy, smakuję jak wolność i nie chcę, by przestał, nie chcę za chwilę ocknąć się w świecie bez jego ust.
– No kurwa wiedziałem – śmieje się Moran, stojąc oparty o ścianę naprzeciwko windy.
– Lepiej, żebyś kurwa wiedział o amerykanach, którzy nas śledzili – mówi chłodno Moriarty.
– Myślałem, że siedzą w hotelu.
– To źle kurwa myślałeś. Fakt, że szli za nami, był jawną groźbą wobec Peggy.
– Grozili mnie? Czemu? – pytam, udając zaskoczoną i wchodząc do apartamentu Jima. – Kim oni są? To CIA?
– CIA? – Moran parska śmiechem. – Nie, to ludzie człowieka, któremu nie spodobał się nasz ostatni kontakt....
– Zamknij mordę. Daj jej jakieś ubrania, przydaj się na coś, ostatnio jesteś do niczego – warczy James i spogląda na mnie chłodnym wzrokiem. – Idź z nim, weź prysznic czy coś, zniknij stąd na chwilę.
Wskazuje dłonią na drzwi w końcu przestronnego salonu, a ja mam ochotę na niego nakrzyczeć, powiedzieć mu prawdę i nie dać się tak traktować, jednak zamiast tego grzecznie idę Sebastianem.
– Nie wchodź mu w drogę, jak jest wkurwiony. To złota zasada – mówi Sebastian i otwiera drzwi swojego pokoju na tym samym piętrze. – Dam Ci jakąś moją koszulę, ok? Nie musisz się bać, ochronimy Cię.
Przytakuję mu, czekając, aż wyjdzie i idę do łazienki, puszczam wodę do wanny i wyjmuję telefon z torebki. W podszewce mam dodatkową kartę sim, wymieniam je niemal automatycznie i czekam, aż telefon się włączy, znajduję jedną wiadomość, tą, której się bałam.
>Udało nam się zdobyć informację tu na miejscu, w związku z tym Twoja misja zmienia kategorię na pierwszą. Masz dwie doby, później zostaniesz ewakuowana.
Siadam na brzegu wanny, wyjmując kartę trzęsącymi się rękami.
Kategoria trzecia — inwigilować.
Kategoria druga — przesłuchać wszystkimi możliwymi metodami.
Kategoria pierwsza — zlikwidować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top