тєяαz.12
Detektyw w białej koszuli wchodzi pewnie do pokoju, w którym znajduje się tylko krzesło i siedząca na nim drobna blondynka. Dziewczyna podnosi wzrok na Sherlocka i lekkim dmuchnięciem pozbywa się pasma włosów, które opadło jej na nos.
– Dlaczego mi się tak przyglądasz? Uważasz, że jestem ładna? – pyta Lena, a on uśmiecha się lekko.
– Uważam, że to nie jest Twoja najlepsza karta – odpowiada mężczyzna i oboje śmieją się cicho.
– Dziękuję, że przyszedłeś.
– Chciałem ostatni raz spytać, jak naprawdę masz na imię.
– Ostatni? Och, czyli dziś moje szanse na wyjście stąd żywą wynoszą zero – mówi cicho, niemalże smutno. – Jim zawsze mi obiecywał, że cokolwiek się wydarzy, spotkamy się w piekle.
– Rząd brytyjski na pewno niedługo pomoże spełnić mu tę obietnicę.
– Więc to pożegnanie? – pyta blondynka, uśmiechając się lekko. – To miłe, że dziś nam na to pozwolił.
Sherlock kuca przy jej kolanach, ich jasne spojrzenia toczą ze sobą rozmowę, której nie mogą usta. Oboje żyli z przeświadczeniem, że miłość, czy sentyment może przynieść tylko zgubę, a jednak dziś daje im kilka dodatkowych minut.
– Partners in crime – szepcze detektyw, a ona uśmiecha się lekko, gdy ich uszy zalewa wycie alarmu przeciwpożarowego.
– Spinka z rubinem w moich włosach William – mówi pośpiesznie Elena, gdy syrena rozlega się jeszcze raz. Oboje nie mają pojęcia, jak potoczy się następne kilkanaście dni, ale mają doskonałą pewność co do najbliższych kilku sekund.
Detektyw kładzie dłoń na jej karku i chwilę szuka jeszcze potwierdzenia tego, co ma zrobić w jej niebieskich oczach. W końcu dotyka swoimi ustami jej ust.
Udawał przed samym sobą, że myślał o niej tylko jak o zagadce do rozwiązania, ale ten pocałunek jest najlepszym dowodem na to, że prawda wygląda zupełnie innaczej. Od czasu jak kobieta wyszła z jego mieszkania, myślał nie tylko o jej imieniu, ale o jej oczach, zapachu, jej włosach i drobnych dłoniach. A także o tym, jak smakowały jej wargi, gdy całowała go po raz pierwszy. Teraz jednak mają ich ograć, pozwolić mu niezauważalnie dla innych, wpleść dłoń w jej włosy. I tylko bicie ich serc w równym rytmie, obojgu zdradza tajemnice, że nie są sobie obojętni. Tak jak nie byli w pierwszej sekundzie, gdy spotkały się ich oczy.
Sherlock odsuwa się od niej, gdy alarm przestaje wyć, a drzwi za jego plecami się otwierają.
– Koniec tego dobrego – oświadcza Charlie, wyciągając do pokoju drugie krzesło. – Twój brat ma Ci coś do powiedzenia.
– Jakbyśmy mieli się już nie zobaczyć... – zaczyna jeszcze kobieta, a detektyw zatrzymuje się w drzwiach. – Jakby to było pożegnanie, powiedziałabym Ci, że byłeś niezwykle... godnym przeciwnikiem Sherlocku.
Holmes śmieje się krótko i mija czarnoskórego mężczyznę, który zostaje w pomieszczeniu razem z blondynką.
– Co by biedny Jimmy powiedział na te wasze umizgi? – pyta, siadając naprzeciwko niej. – Zabiłby tylko jego, czy was oboje?
– Ciebie. Ciebie zabiłby na pierwszym miejscu.
– Jaka szkoda, że nie żyje. Nie wyręczy mnie we wpakowaniu Ci kulki w tę śliczną główkę.
– A jak się miewa Twoje maleństwo Charlie? – pyta ciepłym tonem kobieta i uśmiecha się szeroko. – Czy zadbałeś by ono i Mika byli bezpieczni? Bo przede mną nie ochroni was nawet rząd.
– Przed Tobą? Siedzisz skuta w piwnicy mała suko – mówi z uśmiechem Moss, odpalając papierosa. – Moran siedzi we Włoszech z myślą, że wszystko idzie według planu, a Ty właśnie posuwasz młodego Holmesa.
Dziewczyna przewraca oczami, chcąc przybrać najbardziej lekceważący wyraz Twarzy, na jaki ją stać.
– A skoro już mogę być z Tobą w końcu szczery Pani Moriarty... – kontynuuje Charlie, kładąc największe pokłady sarkazmu w wymówienie jej nazwiska. – To ograłabyś nas wszystkich, ale jesteś na to za głupia. Za bardzo zaczęłaś polegać na wszystkich mężczyznach wokół, zamiast na samej sobie.
– Tak, masz rację – mówi z uśmiechem Ana. – Dlatego Dominice i Twojemu dzieciakowi poderżnę gardła osobiście.
Charlie podrywa się z krzesła i wymierza jej mocny policzek, rozbijając jej wargę, a kobieta wybucha cichym śmiechem.
– Zawsze wiedziałam jak łatwo Cię będzie spalić. Wystarczy mieć Mike w kieszeni. I Ty masz celność mi mówić, że ja jestem głupia?
– Co u słodkiej Nataszy?
– Jakiej Nataszy? – odpowiada blondynka i mruga kilka razy oczami, starając się wyglądać jak idiotka, a mężczyzna uderza ją jeszcze raz. Na Anastazji nie robi to jednak najmniejszego wrażenia, wypluwa odrobinę krwi pod jego buty i znów się uśmiecha. – Jak masz mnie zabić, to zrób to od razu. Nie bądź słaby. Słabość mnie obrzydza.
– Zrobiłbym to z przyjemnością już teraz – mówi mężczyzna, zaciągając się papierosem z uśmiechem. – Jednak ten bardziej odporny na Twoje wdzięki Holmes, ma wobec Ciebie inne plany.
Dziewczyna wzrusza delikatnie ramionami i nie przestaje patrzeć mu prosto w oczy. Charlie też uśmiecha się bezczelnie i zbliża rozżarzonego papierosa do jasnej skóry jej ramienia, na tyle blisko by czuła jego ciepło, ale nie na tyle, by ją skrzywdzić, jednak mimo to dziewczyna szarpie się lekko.
– Czyli jednak czegoś naprawdę się boisz. Fascynujące. Myślałem, że mężczyźni w garniturach to Twój plac zabaw, a nie zamek strachów – szepcze Charlie, nachylając się i całuje ją lekko w policzek. – Na tę chwilę wystarczy Dobranov. Do zobaczenia.
♛♚
John Watson siedzi w swoim fotelu w salonie na Baker Street, próbując przyswoić ilość informacji, jaką otrzymał w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Sherlock krążył po pokoju, obracając w swoich długich palcach spinkę do włosów należąca do Anastazji, a w końcu sięga po nóż i wydłubuje z niej krwisto czerwony kamyk.
– Co Ty robisz Sherlocku?
– Ona przyszła do mnie z informacjami, chciała mi powiedzieć coś istotnego, ale Mycroft jej na to nie pozwolił i tu znajdę odpowiedź czemu – mówi detektyw, pokazując przyjacielowi malutką kartę pamięci. – Każdy z nich to ma... każdy sprytny szpieg, czy zabójca ma gdzieś plik ze wszystkimi brudnymi sekrecikami. To karta wychodzisz z więzienia w ich świecie. A ona musi mieć na niej coś specjalnego.
– Więc ten pocałunek...
– Pocałunek? A ten pocałunek – mówi detektyw, przetrząsając szufladę w poszukiwaniu adaptera do karty. – Pocałunek był nieistotny, miał odwrócić uwagę. Zwykli ludzie krępują się, widząc okazywanie sobie uczuć.
– Nie wyglądał na taki nieistotny – wtrąca doktor, a Sherlock posyła mu pytające spojrzenie.
– Nie zauważyłeś, że zabrałem coś z tamtego pokoju, więc jak widać, odniosłem sukces.
– Więc na tej karcie są jakieś brudy na Twojego brata? – pyta Watson, widząc jak detektyw, siada przed komputerem przy biurku.
– Och, myślę, że jest dużo więcej – odpowiada z uśmiechem Holmes, a jego przyjaciel staje obok niego.
– Znasz hasło?
– Tak. WILLIAM.
– William?
– Kiedy się poznaliśmy, nie podałem jej swojego imienia, bo ona odmawiała podania mi swojego prawdziwego. Więc to jej kod – tłumaczy detektyw poddenerwowanym tonem, jakby nie miał już cierpliwości do wyjaśniania oczywistości. – Moje pierwsze imię.
– Masz na pierwsze imię William?!
– Tak John. Nikt go nie używa, nikt o nim nie wie. Skup się, jak chcesz, żeby wyszła z tego żywa, bo jej czas ucieka dość szybko.
– William Sherlock Holmes?
– Właściwie William Sherlock Scott Holmes, jeśli już to tak bardzo zaprząta Twój mały umysł – mówi detektyw, przeglądając zgromadzone przez kobietę dokumenty, aż w końcu natrafia na video opisane imieniem jego brata znajdujące się na karcie i bez zastanowienia je włącza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top