~XXXVII~
Na samym początku, Naruto miał zamiar po prostu go zabić, albo torturować. Choć zdecydowanie bardziej skłaniał się ku pierwszej z myśli.
Pomysł śmierci w torturach też był niezwykle kuszący i blondyn prawie mu uległ.
A później odezwały się pieczęcie, odżyły tak nagle i boleśnie, że nie mógł wykonać żadnego ze swoich obowiązków. To znaczyło jedno: Orochimaru.
Czas spokoju i oszustw się skończył. Znów miał kogoś nad sobą i znów obowiązywał go zasady nałożone przez jego Pana. Nie kłam, Nie rań - huczały mu w głowie odbierając zmysły. Na końcu zawsze było "Zabij", i gdyby Orochimaru odrodził się miesiąc wcześniej wszyscy Anbu korzenia byliby martwi.
Wysłał więc węża na węża i oznaczało to jedynie śmierć jego anbu, ale wcale nie czuł żalu. Wąż musiał zginąć w ten czy inny sposób, a teraz przynajmniej zginie w sposób w który shinobi chcieli zginąć.
W walce.
- Mogę wejść? - "Nie mów" huknęło gdy otworzył usta. To był problem który miał jedynie z szarowłosym, ponieważ to on nauczył go mówić.
— Wejdź. —Nakazał zajmując miejsce za biurkiem po brzegi wypełnionym papierami. Raporty z misji i dawne, niedokończone sprawy czekały aż je przeczyta, ale Naruto w przeciwieństwie do innych ludzi wyjątkowo lubił to robić.
Kakashi pojawił się w pokoju chwilę później z cichym łoskotem zamykając za sobą drzwi. Nie obdarzył go spojrzeniem, robiąc zamaszysty podpis na prośbie o zastosowanie kary cielesnej na jednym z więźniów.
Wszystko byle nie patrzeć na kopiującego ninja. Patrzenie bolało, a Naruto nie miał na sobie swej maski. Odkąd ich relacje stały się nieme unikali sienie jak ognia. Ponieważ one nic sobą nie reprezentowały, bo po prostu ich nie było. Już nie.
Hatake zrzekł się bycie Hokage tydzień temu, czyniąc się oficjalnie byłym 5 Hokage. Dalej miał wysoką pozycję, może nawet wyższą niż Naruto, ale nie było to już oficjalne i blondyn nie raz musiał mu uświadamiać, że jest teraz nad nim, że już nie mogą być... Jacy byli.
- Musimy porozmawiać. - To były słowa których nigdy nie chciał usłyszeć. Naprawdę nie miał się czego obawiać: nie zrobił nic co mogło w jakiś sposób zdenerwować jego byłego partnera. Pilnował etykiety, wykonywał polecenia, a nawet przysłał kwiaty z gratulacjami gdy ten świętował swoje przejście na emeryturę, i następne, gdy wrócił do bycia czynnym Anbu. Jego Anbu.
— Nie sądzę. — Odparł całkowicie poważnie. Nie kłamał.
- Naruto...
— Hatake-san, zapomina się Pan. — Upominanie go zawsze było trudne i tak nienaturalne... — Jeśli masz zażalenie proszę złóż je w formie pisemnej. Nie mogę robić wyjątków, nie chce słyszeć o faworyzowaniu podwładnych tylko z powodu wspólnie przeszłości.
Choć faworyzował go i wszyscy, dokładnie wszyscy, bo plotki w korzeniu nie istniały dla uszu nie wtajemniczonych, ale miały się świetnie w swoich kręgach, doskonale to wiedzieli.
- Jestem w sprawie prywatnej. Chodzi o drużynę 7 i Jiraiya-san. - Kakashi podrapał się niezręcznie po głowie. Odkąd wrócił do bycia czynnym anbu potykał się o tytuły do których wcześniej nie musiał przykładać wagi, czasem mówił wręcz niechlujnie, znudzony tonem z nuta wyższości. Jak do ucznia. Tak więc ich spotkania czasem były bardziej niezręczne niż powinny. Przestąpił z nogi na nogę, a blondyn wskazał mu kanapę ze stolikiem stojąca pod ścianą naprzeciw biurka. Niebieskooki nie używał jej często, ale pamiętał, że była zabezpieczeniem na takie okazje. Nie chciał pozwolić Kakashi'emu stać, ale wydawał się być teraz za daleko więc odszedł od biurka i zajął miejsce w fotelu stojącym po skosie od kanapy. Nie zaproponował herbaty, ani niczego mocniejszego wiedząc, że jego były sensei odmówi. - Wracają do wioski.
Nie minęło dużo czasu odkąd drużyna 7 wraz z Yamato zniknęli w poszukiwaniu, wpierw żabiego sennina, a później ognistych bestii. Grupa pod nazwą Akatsuki, gdzie Itachi przez pewien czas zajmował nawet wysoką pozycje, stawała się co raz bardziej bezczelna i Hatake czuł się zobowiązany by coś zrobić. To coś obejmowało nauczyciela jego ojca.
I najwyraźniej obejmowało też go.
— Wiesz, że byłem przeciwny wysyłaniu ich na tę misję. — Może nie wysyłaniu Yamato, ale zdecydowanie był przeciwny wysyłaniu swoich rówieśników.
- Są prawie dorośli i mają odpowiednie umiejętności. Itachi poszedł jak wierny piesek za swoim bratem by upewnić się, że będą bezpieczni. Yamato jest tam i w końcu zakończyli pierwszy etap. To twój ojciec chrzestny, miał cię nauczać i... - Przerwał mu gdy bolesne wspomnienie przyszło do niego
— Zrobił to. — I w tym był problem, wypełnił swój obowiązek, choć nie w pełni, dalej to zrobił. Znał podstawy Kuchiyose i wiedział co zrobić by wejść w tryb mędrca. Ba! Pozwolił mu podpisać kontrakt z żabami. To była w większości czysta teoria, ale był za nią wdzięczny na tyle ile wdzięczny może być zraniony człowiek. Nie miał argumentów by go zatrzymać. Sennin był problemem. — Obawiam się, że nie będzie chciał współpracować, nawet jeśli będę tym który prosi. — Nie był swoim ojcem.
- Kilka lat temu miałem misję z nim związana, zgodził się pomóc jeśli to ty. - Naruto pamiętał te misję. To był czas w którym dostał oficjalne pozwolenie na uczęszczanie do akademii.
— Nie rozumiesz, Hatake-san. To właśnie problem. To "Ja" jestem tutaj problemem. — Kakashi zmarszczył brwi prostując się nerwowo. — Nie jestem swoim ojcem. Prócz wyglądu nie jestem wcale do niego podobny. Jiraiya-san nie może na mnie patrzeć.
- To niedorzeczne. - Warkną, dalej się denerwował gdy ktoś w jakiś sposób ranił Naruto. Jak dobry brat.
— To prawda. — Jego głos był spokojny. — Ze wszystkich, akurat ty powinieneś mieć świadomość, że nie mogę kłamać.
- Danzō już niema. - Mrukną. Prawdopodobne sądził, że jest to równoznaczne z jego wolnością. Było, ale było takie tylko do czasu.
— Ale jest Orochimaru. Dopóki on żyje, dopóki mam pieczęcie, nie mogę łamać zasad. — pominą fakt, że do niedawna mógł to robić. Będzie lepiej, jeśli Hatake się o tym nie dowie.
- Yamato twierdził, że na waszej misji nie byłeś szczery w wielu sprawach. - Wymamrotał. To brzmiało jak szansa, a Naruto czuł się zobowiązany by ją wykorzystać.
— Nie wierz we wszystko co mówi, jedyne momenty w których kłamałem to momenty w których Kurama miał kontrole i z tego co wiem skłamał jedynie, że dalej czuje się chory bo nie chciał sterować moim ciałem ani przyznawać się do tego, że to on nim kieruje. — Oczywiście, że okłamał Yamato. Kłamał nawet teraz, ale to nie bolało tak bardzo.
To kłamstwo było warte tego bólu, bo niosło za sobą ziarno niepewności. Bo Hatake zawsze już będzie miał na uwadze, że Yamato był nieszczery.
- Dlaczego miałby skłamać? - mruży oczy dalej nie ufny. To boli go bardziej niż powinno. Oczywiście, że Kakashi będzie bardziej wierzył osobie, którą dąży uczuciem.
Naruto nie był tą osobą
— Moja niechęć do niego jest odwzajemniona. — Warkną. — Wróć do sedna, Hakate-san, nie mam całego dnia.
- Proszę o pozwolenie na dołączenie do misji szukania pojemników ognistych bestii, proszę również o twój w kład, Naruto-sama. - I Naruto zgodził się zanim zdążył to pomyśleć.
###
Tydzień później stoi w swoim gabinecie patrząc w lustro. Nie ma na sobie pieczęci maskujących: jest całkowicie nagi.
Nie powinien robić takich rzeczy w tym miejscu, ale nikt nie odważy się tu wejść bez pukania.
A nawet jeśli, nie ma to dla niego znaczenia.
Jego ciało jest pokryte kotłująca się czernią. Patrzy na nie z obrzydzenie, ale wie, że bez tej czerni zostały by jedynie blizny. Tona, poważnych blizn.
Czuje się przytłoczony gdy patrzy na usta: tu też jest blizna, całkiem spora po szwach. Unosi wzrok patrząc na bliznę na oczach, którą zadał sam sobie w nadziei, że tak zadowoli swego Pana. W tamtym czasie jego oczy i tak patrzyły na lisa, więc nie odczuł żadnej zmiany. Wyleczyły się tak jak każda rana, i tak jak po każdej poważniej ranie, została tylko blizna biegnącą od jednego do drugiego ucha.
Był naprawdę przerażający i wdzięczny sobie, że stosuje pieczęcie maskujące odkąd się ich nauczył. Nie mógł by patrzeć na swoją twarz w tym wydaniu codziennie, a lustro w gabinecie zawsze przyciągało jego wzrok.
Nigdy nie zakładał jak wygląda, a gdy się dowiedział nie czuł rozczarowania ani nie był zanadto szczęśliwy. Jego wygląd był mu obojętny, a mimo wszystko czuł się nieswojo patrząc na własną twarz.
Czy naprawdę należała do niego?
Zawsze sądził, że przypomina bardziej Kurame niż człowieka, ale jego oblicze nie miało nic z Lisa. Tylko szramy na policzkach, ale akurat te bardzo lubił. Patrząc na sobie i na głowę ojca wykuta w skale nie mógł znaleźć większej różnicy.
Chociaż jego włosy, sięgające mu trochę za kolana, zdecydowanie się różniły. Powinien je ściąć, chociaż trochę, by nie utrudniały mu walki. Zazwyczaj robił to jego pan, gdy uznawał, że są zbyt długie.
To był jedyny czas gdy traktował Naruto jak syna. Sadzając na krześle przed lustrem z małym uśmiechem czesząc a później podcinając jego włosy. Wtedy Naruto mógł się odzywać, mógł być nawet kapryśny, a jego pan nic z tym nie robił.
Nagle rozległo się pukanie, a drzwi otworzyły się nie czekając na odpowiedź. To był Kakashi, to zawsze był on. Tylko jemu wybaczał takie potknięcia.
- Naruto-sama, Drużyna 7... - Zamilkł. Jego twarz stała się na zawołanie nienaturalnie czerwona, a blondyn zaśmiał się w duchu. Mężczyzna który czyta erotyki w miejscach publicznych nie powinien rumienić się w ten sposób widząc nagiego człowieka: w dodatku mężczyznę, nawet jeśli miał do nich skłonność. - Przepraszam. - Burkną po czym wyszedł równie szybko co wszedł.
Naruto odprowadził go spojrzeniem, założył pieczęcie, jedną na twarz, by blizny z oczu i ust zniknęły, drugą na klatkę piersiową i ręce, a ostatnią na plecy i nogi. To tylko kilka pieczęci więcej, które zostały zgubione pośród czerni gdy tylko je założył.
Ubrał bieliznę i zaczął bandażować nogi czarnym materiałem. To też był prezent od jego Pana. Bandaże które tylko on był w stanie zdjąć.
- Wejdź, Hatake, trochę minie za nim skończę i potrzebuje kogoś do pomocy. - Nie wiedział, czy chciał dawać komuś do ręki ostrze w nadziej, że obetnie my włosy a nie szyję, ale to był Kakashi.
Kakashi.
I to w zupełności wystarczało.
- Przepraszam, powinienem był poczekać. - Mężczyzna podrapał się nerwowo po głowie, a blondyn stwierdził, że robił to zdecydowanie za często. - W czym mogę Ci pomóc?
Naruto dał mu do ręki nożyczki i odwrócił się do lustra. Trochę podekscytowany jak wtedy, gdy robił to dla niego jego pan. Danzō nigdy go za to nie beształ, nie tak, jak zawsze, ale pamiętał by wytknąć mu to z miną zrzędy co sprawiało, że chłopiec prawie chichotał.
— Potrzebuje by ktoś je podciął... Nie ufam... — Urwał wiedząc, że nie powinien tak mówić. — Proszę, zrób to dla mnie.
- Nie ma problemu. - Hakate uśmiechną się, delikatnie dotykając głowy chłopca. Przeczesał włosy palcami, sprawdzając czy nie są po kołtunione, a później znowu, bo okazały się dziwnie miękkie.
Uklękną, bo gdy młodszy siedział część jego włosów spoczywała luźno na ziemi i przyłożył nożyczki do niesfornych kosmyków.
Był ostrożny w każdej czynności którą wykonał, a Naruto coraz bardziej sądził, że nie powinien go o to prosić. To było przyjemne.
I to był rodzaj przyjemności przez który blondyn się rozpływał.
Nożyczki zostały odłożone, ale Kakashi wcale nie wydawał się skończyć. Wziął garść blond kosmyków i spinkę, którą Naruto zakopał na dnie szuflady sądząc, że nigdy jej nie użyje.
Mężczyzna spiął razem górną część włosów, pozostawiając dolną rozpuszczoną.
Blondyn nie skomentował tego jak trudno będzie w tym walczyć. Kakashi właśnie upiął mu włosy i będzie wyglądać tak, jak mężczyzna chciał by wyglądał.
— Dziękuję. — Mrukną trochę zbyt szczęśliwie, a na ustach szarowłosego zapłakał się lekki uśmiech który przegapili by wszyscy po za Naruto. — Chodźmy. — Zmienił plany, zakładając odświętny strój który wraz z spinką dostał od swojego pana. — Nie każmy gościom czekać.
- Shinobi powinien być cierpliwy, nic się nie stanie, jeśli ja również skorzystam z okazji i zmienię trochę swój wygląd. - Kakashi uśmiechną się, z ciągając maskę, a Naruto zrobił wszystko by nie stopić się pod wpływem tego spojrzenia.
To wcale nie było trochę. Gdyby Naruto nie czuł jego czakry, gdyby nie znał go tak dobrze, w życiu nie powiedziałby, że mężczyzna przy nim jest uczniem jego ojca. Szare, przeczące grawitacji włosy zmieniły kolor na brązowe, dalej niesforne, ale zdecydowanie bardziej przystępne. Maskę zastąpiły plastry, które zakryły równocześnie bliznę.
Kakashi zawiną w ogół szyjki szalik, a jego strój był tak bardzo niepraktyczny jak strój Naruto.
To nie brzmiało dobrze, ale blondyn był zbyt zszokowany by się kłócić.
Byli shinobi i nie raz pracowali pod przykrywką. Powinni umieć walczyć we wszystkim co zakładają.
— Czemu mam wrażenie, że nie chcesz by Twoi uczniowie wiedzieli, że to ty? — Zapytał, a mężczyzna uśmiechną się po raz kolejny. — Nie sądzę, że będą zadowoleni gdy odkryją, że zrobiłeś to by sprawdzić ich umiejętności, Hatake-san.
- Za dobrze mnie znasz, Naru-chan~ - I Naruto został przekupiony. - Nie mów też Yamato ani Itachi'emu. - To zabrzmiało zdecydowanie zbyt nieformalnie. Kakashi poprawił się po chwili. - Jeśli to nie problem, Naruto-sama.
— Oczywiście... — Nie uśmiecha się, a przynajmniej stara się wyglądać poważnie. — Ale złożę wniosek o cofnięcie ich o pozycje, jeśli się nie zorientują. Spędzili trochę pod twoją pieczą... Mylę się, Hatake-san?
Szarowłosy zaprzecza przymykając oczy. Przypominając sobie krótki okres czasu. Bardzo krótki, ale fakt faktem, że stanowili kiedyś drużynę.
- Haha, nie bądź dla nich zbyt surowy. - Zmierzwił mu włosy, by chwilę po tym zamrzeć z ręką na jego głowie. Odsunął się jakby niechętnie, mozolnie, jakby bał się, że zniszczy całe to ciepłe wspomnienie, ale atmosfera już się zmieniła.
Bo nie są już partnerami, bo nie są już braćmi. Bo Naruto czuje coś do niego, na co oboje nie mają wpływu, a on nie wie jak się z tym czuć.
— Sukae. — Naruto przerywa niezręczną ciszę wskazując na niego palcem. — To twoje imię. Masz nudna przeszłość, pasjonujesz się fotografią i podróżami, poznaliśmy się na jednej z naszych misji i Hatake-san poprosił się, byś uczestniczył w wyprawie. Zdecydowanie nie przepadasz za twórczością Jiraiyi — kpiący uśmieszek ozdabia jego twarz, a Kakashi zatrzymuje swój protest dla siebie. — Chodźmy, zaznaczam, że całą winę za spóźnienie bierzesz ty.
Kopiujący ninja nie ma nic przeciwko.
###
Spotkanie z żabim senninem okazało się większym wyzwaniem niż Naruto na początku założył. Samo patrzenie na mężczyznę sprawiało mu ból, zabierało oddech...
— Jiraiya-san. — Przywitał się z sztucznym uśmiechem mając na uwadze, że jego twarz nie może pozostać obojętna. Pustka przerażała ludzi, sprawiała, że stawali się ostrożni i nie ufni.
A mężczyzna musiał mu zaufać.
- Naruto. - Drętwe skinienie głową nie było efektem którego blondyn się spodziewał. Założył, że mężczyzna po prostu go zignoruje czekając na kogoś, szóstą Hokage lub Hatake, kto wtajemniczy go w misje na którą został zaciągnięty nie do końca z własnej woli.
Prawdopodobnie kierował nim obowiązek, jak w przypadku nauki blondyna.
— Hatake-san niestety się nie pojawi, wyruszył na misję której szczegółów nie mogę podać, ale znalazł godne zastępstwo. — Naruto oznajmił rzeczowo. To kłamstwo uchodzi mu na sucho, ponieważ jest to potrzebne do pomyślnego przebiegu misji. — Sukae.
- Witam wszystkich, moje imię to Sukae, Kakashi-san poprosił mnie bym uczestniczył w waszej misji jako przewodnik i niezależny mediator. - Uśmiechną się. Sakura nie wytrzymała.
- Czekaliśmy na was pół godziny! - Wykrzyknęła wściekła.
- Och? To musi być błąd. Kakashi powiadomił nas o waszym przybyciu zaledwie pięć minut temu. - Brązowowłosy dalej się uśmiechał drapiąc się ręką po głowie. Tik nerwowy, czy oznaka kłamstwa... Naruto powiedziałby, że to pierwsze, ale naprawdę nie wiedział kiedy się wykształciło.
Z tym gestem wyglądał dokładnie jak prawdziwy on.
- To... w jego stylu. - Młodszy Uchiha prychną, a wszyscy westchnęli na znak zgody. Nawet Sukae.- Itachi?
Itachi klęczał z wzrokiem wbitym w ziemię. Naruto parzył na niego z lekko uniesionym podbródkiem. Mężczyzna nie tak dawno złożył pisemną prośbę o możliwość dołączenia do misji. Otrzymał odmowę.
I poszedł mimo niej.
— To podchodzi pod zdradę. — Naruto mówi, włączając wszystkich w ich rozmowę. Sasuke zamiera po czym przenosi wzrok z czarnowłosego na byłego kolegę z drużyny. — Co masz na swoją obronę?
- Naruto... - Młodszy Uchicha szepcze. Zdrada zawsze oznacza śmierć. - Posłuchaj, wiem, że nie powinien ale...
- Nie wtrącaj się, Sasuke. - Itachi mówi, jego głos jest lodowaty. Wiedział, że to może się tak skończyć, ale musiał pójść. Musiał chronić swojego brata. - Nie mam nic na swoją obronę, Naruto-sama, wierzę jednak, że zrobiłbyś to samo dla Kakashi'ego-senpai. - I ma rację.
— Otrzymasz reprymendę i karę w postaci kilkunastu misji najniższej rangi. Nie udasz się również na kolejną misję... — Nie kłuci się, ale blondyn wie, że Uchiha nigdy nie przeciwstawi się mu słownie. — Wierzę, że jestem wystarczający by ochronić twojego brata. — W końcu unosi swój zszokowany wzrok. — Wraz z sową zastąpicie mnie na okres misji.
- Tak jest, Naruto-sama. - Blondyn skiną głową do Sasuke który z ulgą odwzajemnił gest. Itachi wstaje, targa włosy brata i znika. Uchiha lekko czerwienieje. To było zdecydowanie miłe: ich relacja.
Następuje niezręczna cisza, a Naruto wie, że powinien ją przerwać. Mimo wszystko na nowo traci oddech gdy spogląda na wyczekującego białowłosego.
— Nalegam, byśmy udali się w bardziej postronne miejsce. Musimy omówić szczegóły misji. — Uśmiecha się, robi to przez znaczną część rozmowy i już czuje każdy mięsień swojej twarzy który każe mu zaprzestać.
- Nie powinniśmy złożyć najpierw raportu u Hokage? - Sakura pyta marszcząc brwi gdy ruszają za Naruto. Blondyn patrzy na nią z lekkim uśmiechem który wydaje się być najszczerszym od samego początku ich rozmowy.
— Będziesz mogła spotkać się z swoją nauczycielką trochę później. — Różowowłosa czerwienieje. — Dostaniecie dzień wolnego zanim wyruszymy ponownie.
- T- to nie tak! - Protestuje. - Po prostu sądzę, że powinniśmy zgłaszać swoje postępy.
- Sakura-chan ma rację, złożenie raportu to priorytet. - Żabi sennin popiera ją trochę zbyt szczęśliwym tonem.
— Tak, dlatego staliście pół godziny na środku placu czekając, aż się zjawimy. — Warczy by zaraz szybko się poprawić. Nie powinien podnosić głosu. — Jestem głównym odpowiedzialnym za tę misję i równocześnie jednym któremu musicie złożyć raport. Hokage-sama dostanie go w późniejszym terminie, gdy upewnię się, że nie pojawiły się nieścisłości.
I nikt już o nic nie pyta, mimo, że słowa cisną się na usta sennina. To dziecko tak niepodobne do ojca nie powinno być tak ważne jak on. Blondyn się nie nadawał.
A przynajmniej tak na początku myślał.
Nie powinien.
~2866-słow~
Naprawdę nie wiedziałam czy publikować ten rozdział. Nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale nie jest też on specjalnie zły.
Po dwóch tygodniach zastanawiania się oto jestem 😅.
Musiałam edytować rozdział, bo coś poszło nie tak, jak miało, ale spokojnie, już jest okay.
Do zobaczenia!
Cytat:
Nie ma czegoś takiego, jak "właściwe" pierwsze wrażenie czy "odpowiedni" sposób komunikowania się z innymi. Dobre pierwsze wrażenie to takie, które odzwierciedla to, kim naprawdę jesteś. Jeżeli pokazujesz najlepszą część siebie, tę, z którą chcesz wyjść do świata, wtedy robisz właściwe wrażenie - właściwe w twoim przypadku.
-Demarais Ann, Pierwsze wrażenie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top