~XXXVI~

Wracając do wioski odgrywał przebieg czekającej go rozmowy. Stresował się, mimo, że był stanowczy gdy mówił Yamato, że jego opinia nie powinna opuszczać jego ust, bo po pierwsze, nic dla niego nie znaczyła, a po drugie wypowiedzenie jej nic nie zmieni.

Tylko, że rozmawiał wtedy z Yamato, nie z Hatake przede wszystkim nie z Hokage wioski liścia który był jego jedynym przełożonym i w rzeczywistości jedynym którego Naruto by posłuchał bez przymusu. 

- Nie mogę tak! - Krzyknęła w końcu różowowłosa kopiąc w niedaleko leżący kamień. Z jej oczu biła furia i obawa. - Dlaczego muszą iść z nami? - Wskazała na dwóch, związanych za sprawą Yamato, mężczyzn. Był pewien, że leżeliby bez życia gdyby jej wzrok mógł zabijać, on leżał by razem z nimi. 

 Są przydatni. — Tłumaczył to już dwa razy, więc nie chodziło o to, że Sakura nie rozumiała, to był bardziej aspekt emocjonalny, co podpowiedział mu Sai. 

Z jego obserwacji wynikało, że zachwiała się tak gdy chodziło o Sasuke, jak wiedział, jej nieszczęśliwe zauroczenie.

Biła od niej frustracja której podłoża jeszcze nie znał.

Ich umiejętności zagwarantują wiosce liścia bezpieczeństwo, nie mamy obecnie wystarczająco dużo anbu, w razie wojny, padniemy pierwsi. Wszyscy się zatrzymali wsłuchując w jego spokojny głos, łudząco podobny do tego które stosował na nich Kakashi. Oczywiście, przez który kierował do obecnych więźniów był dla bezpieczeństwa zmieniony, ale chodziło głównie o ich umiejętności. — Są też zbiegli Anbu korzenia są niebezpieczni, niebezpieczni i pragnący zemsty, prawdopodobieństwo pokonania nawet słabszych oddziałów jest niskie. 

- A-ale... - Nerwowo zerknęła na Haku, spokojnie stojącego jak cień za swoim mentorem. Haku nie patrzył na nich, zbyt zawstydzony przez bycie pokonanym i zmuszenie starszego mężczyzny do poddania się. 

Więc to z nim miała problem. 

Rozumiał ją, on też miał z nim problem. Chowanie urazy nie leżało w jego naturze, ale Haku miał być sojusznikiem, poddanym, a zwiał w poszukiwaniu wolności jak pies którego spuszczono ze smyczy.

Ten facet — podkreślił ostanie słowo — nie jest kimś kogo trzeba się obawiać. Ten większy przed nim, Zabuza, znany szerzej jako Demon mgły jest kimś kto przy odrobinie szczęścia dorówna Hatake-sama, ale obydwoje są bez siebie jak dzieci we mgle. Przewiązanie które było bezsensowne i którego tak zazdrościł. — Głupcy. — Dodał szorstko. 

- F-facet? - Zdusił westchnienie, młodszy z związanych po raz pierwszy spojrzał w ich kierunku, lisi oczy wbiły się w Sakure.

Mrugną, a ona na zawołanie zarumieniła się. 

Tak, to te lisie oczy, powinien mu je wydłubać. 

—Później-Wioska ukryta w Liściach-Naruto—

Ze wzrokiem w bitym w ziemię czekał na werdykt. Czuł się źle, patrząc na wściekłego Kakashi ego, więc po prostu tego nie robił.

On był powodem tej wściekłości, jego głupota, plan którego mężczyzna nie rozumiał.

- To narazi nas na konflikt. - Ślimacza księżniczka odezwała się pierwsza, na nią odważył się spojrzeć, choć pozbawiony maski, niczym obdarty z ubrań, wcale nie czuł się pewnie.

Blondwłosa nie była jego wrogiem, ale nie była też jego przyjacielem. Miał u niej dług, w pamięci dalej miał fakt, iż pomogła mu jak umiała, lepiej, niż mógłby prosić, a mimo wszystko wcale nie czuł się zobowiązany.

Nie było tak jak z Hatake.

- Ale potrzebujemy tego. - Odpowiedział całkiem poważnie, pewność w jego głosie zaskoczyła nawet go.

Nie powinien się tak stresować, ponieważ miał rację, i każdy obecny w tym pokoju był tego świadom.

Najbardziej osoba która chowała się za masywnym biurkiem i stertą papierów.

- Dobrze. - Warkną w końcu głosem tak niepodobnym do tego którym mówił na co dzień. - Ale skoro będą Anbu korzenia tak ich będziesz traktował. - Wcale nie brzmiał jak on.

- C-co? Hokage-sama, to nie jest... - Sowa odezwała się, ostry wzrok trawił na niego w tej samej chwili. To nie był Kakashi, nie mógł być.

Ale był i Naruto nagle poczuł ucisk w okolicach serca. Kakashi przede wszystkim był Hokage i miał na uwadze dobro mieszkańców. Nigdy nie prosił się na to stanowisko, nie oczekiwał wyróżnień... Był świetnym shinobi, świetnym zabójcą.

Poddanym.

Był osobą która nie miała prawa cierpieć tak jak cierpiał, przyjmować takiego brzemienia wbrew sobie, ale był też osobą na odpowiednim stanowisku.

Przede wszystkim wioska: Naruto też zawsze stawiał ją na pierwszym miejscu. Ponad sobą, ponad swoim panem, ale nie ponad Kakashi'm, On zawsze stanowił wyjątek od reguły.

I nagle przypomniał sobie gdzie się znajduje, poczuł na sobie spojrzenia i bez wahania ukłonił się skandując tak nostalgiczne "Tak Hokage-sama", brzmiące tak niewinnie i pewnie, że Sowa zmarszczył brwi. Zdrajca zdegustowany czymś takim nie powinien nigdy zdradzać, bo sumienie zje go prędzej czy później...

Ten problem też rozwiąże.

- Za pozwoleniem. - Po raz kolejny czuł się jak ktoś ważny, gdy Hatake spojrzał na niego tak łagodnie, niewerbalnie szepcząc przeprosiny. Całkowicie niepotrzebne.

Naruto nie był jak Sowa.

- Nie możesz po prostu się na to godzić! - Senninka krzyknęła piorunując go wzrokiem, a on w końcu poją, że jedyne co trzymałam go z dala od jej wściekłości był blond włosy chłopiec. Nie rozumiał dlaczego akurat on działał na wszystkich w sposób hamujący, ale był mu wdzięczny. I chciałby, oj bardzo by chciał, by syn jego mistrza jednak wrócił. - Naprawdę! Rozumiem, że jesteśmy zdesperowani, ale zdecydowanie nie AŻ tak. - Byli dużo bardziej, ale milczał wiedząc, że jej nie przekona. - Naprawdę szanuje tego dzieciaka, ale TO go przerasta. Jest zbyt młody by obejmować stanowisko dowódcy korzenia, zbyt młody by stawać się tak okrutnym i bezwzględnym jak każesz mu być!

- Rozumiem Twoje obawy, Tsunade-san - Sowa, którego powinien w końcu przestać tak nazywać, nagle postanowił się wtrącić, może chcąc obronić honor swojego dowódcy, albo chociaż jego, ale Kakashi bardzo w to wątpił. - Ale Lis od zawsze był na to przygotowany, skoro brzmiała tak wola Danzō, to musiał przejść stosowne szkolenie, a i bez tego nie powinien mieć większych problemów. - Przełkną ślinę odruchowo łapiąc się za bliznę na szyi. Szarowłosy nie znał jej powodzenia: informator trzeciego Hokage nabył ją kiedyś na treningu, ale nigdy nie przyznał kto mu to zrobił. - Jest już wystarczająco bezwzględny i okrutny. - Posiadacz Sharingana miał swoje podejrzenia. 

- To tylko dziecko. - Warknęła.

- To demon! - Podniósł głos, a Hokage przestały podobać się słowa byłego informatora. - Jest i zawsze nim będzie, nie ważne kogo lub co ma w sobie. Zabija ludzi ogłaszających się bogami odkąd dowiedział się jak to robić. To nie jego wina, to nawet nie jest "on", to zlepek wspomnień przestępców skazanych na śmierć i przechwyconych przez Danzō lub Orochimaru. Całe jego ciacho jest w duszach wymordowanych ludzi! Część z nich zabił własnoręcznie!

- A jaki miał wybór? Miał zginąć?

- Na jego miejscu wybrałbym śmierć. - Powietrze zgęstniało, a ściany za trzęsły się od nagłego uderzenia blondwłosej kobiety. Hatake był wdzięczny, że po raz kolejny nie połamała biurka czy co gorsza, wyrzuciła go przez okno.

- Ale nie byłeś na jego miejscu, nikt z nas nie był. - Odezwał się w końcu głosem tak zmęczonym, że prawie go nie rozpoznał. - I naszym zadaniem jest dopilnować by nikt nigdy więcej nie był.

W tym samym czasie Naruto pieczętuje języki 15 anbu którzy postanowili dobrowolnie wrócić na swoje stare pozycje.

Dobrowolnie, oczywiście na tyle na ile dobrowolny jest wybór "to, albo śmierć". Blondyn nie wierzył w ich szczerość, ale to nie tak, że musiał. Wszyscy kochają wioskę i mimo wszystko kochają korzeń. To prawie nieludzko masochistyczne, ale ci wszyscy ludzie wlepiają w niego oczy jak w Boga: nigdy tak nie robili i nigdy robić nie powinni. Zbyt długo znosił ich nienawistne spojrzenia by nie czuć żalu na myśl o zmianie.

Jedno spojrzenie się nie zmienia, patrzy na niego z takim samym obrzydzenie i uwielbieniem za razem.

— Wąż — Przemyka mu przez myśl gdy nakłada pieczęć na jego język. — Przeklęte stworzenie.

I nie wie czy mówi o wężach czy o osobach które noszą to miano. Może o obydwóch, ale nie jest pewien, nigdy nie będzie tego pewien.

Milczy gdy puszcza jego twarz, milczy gdy mężczyzna pochyla się bardziej i całuję jego buty. Milczy nawet wtedy gdy niby przypadkiem pociera jego udo.

Zawsze milczał.

— Jesteś odważny. — Atakuje go, a atak jest na tyle celny by ciało bezwładnie upadło na ziemię. Ziemię która chwilę temu prawie całowało. — Albo głupi — Naruto nie wie co gorsze.

Ktoś podbiega by zabrać omdlałego towarzysza, ale blondyn zatrzymuje go ręka.

- Gdy się obudzi ma przyjść do mojego gabinetu, wszyscy zdacie pisemny raport z ostatniego pół roku. - Nie słyszy pomruków zdziwienia ani zawiedzenia, to całkiem nowe: posiadanie ludzie którzy wykonają twoje polecenie bez słowa jest nowe, ale wcale go nie onieśmiela. - Szczegółowy - podkreśla, chcąc wywołać reakcje, ale nic się nie dzieje, idealni shinobi.

Jego shinobi, którzy wcześniej patrzyli z nienawiścią albo w ogóle, jakby nie istniał.

- Wszyscy również otrzymają karę w postaci 100 batów. Macie zgłosić się do Sowy bo odebranie wyroku. - Nikt nie protestuje. Nawet sowa, wie, że to też kara dla niego. Kara za zdradę, za stawianie przyjaciół, zespołu, ponad wioskę. - Kot - Anbu występuje o krok, to ten sam mężczyzna który niedawno próbował go zaatakować i wygrażał mu się teraz stoi w szeregu z innymi ludźmi patrząc na niego z oddaniem. Wszystkim im przedstawiono wole Danzō i nagle wszyscy ci ludzie przestali mieć go za wroga. - Mamy dwóch nowych, przydziel im kwaterę i maski. Będziesz sprawował nad nimi piecze przez najbliższy miesiąc, masz pozwolenie na wykonywanie kar cielesnych do stopnia czwartego bez pytania.

- Tak panie. - Anbu przytakną.

- O kary ze stopnia I, II oraz III musisz wnosić pisemnie, uważaj w szczególności na młodszego. W razie większych problemów nie bój się zahaczyć o magazyn i wziąć mojej dawnej obroży. Raporty będziesz zdawał co trzy dni. Możesz odejść. - Anbu znikną bez słowa.

Nie zostaje długo sam, ale mimo wszystko zdąża wyczyścić biuro z większości papierów. Klony są przy tym zadaniu bardziej niż pomocne.

Gdy zamierzał wyjść by przekazać raport o postępach Hokage rozbiegło się pukanie. Niemal natychmiast rozpoznał czakrę i zakłada na twarz kawałek drewna: zrezygnował z niego podczas spotkania i z powodów oczywistych nie nosił go przy pracy, ale wie, że nie jego plan jest zbyt szalony by móc wykonać go bez zasłaniania twarzy.

- Wejść. - Rozkazuje.

Mężczyzna wacha się i w końcu znika z przed drzwi, tchórz, ale Naruto był wstanie zrozumieć jego uczucia.

On również uciekł gdy jego życia miało się skończyć.

Byli takimi samymi kanaliami.

Podąża więc za pierwotnym planem i pojawia się w gabinecie Hokage. Nie puka: już nie musi i to sprawia, że się uśmiecha.

Ale uśmiech znika kilka chwil później gdy odwraca się tyłem by nie patrzeć na pocałunek raniący jego serce. To boli, tak bardzo, że płacze przełykając swój szloch jak wiele razy wcześniej. Wie, że nie ma prawa płakać i wściekać się, ponieważ nigdy nie byli zobowiązani, ale mimo tego, że to wie czuje się zdradzony. 

Przepraszam, przyszedłem złożyć raport z przesłuchań i postępów, zostawię go tutaj. — Jest świadom, że jego głos załamie się gdy się odezwie, nie potrafi go dobrze kontrolować i nie ryzykuje.

Kładzie kartki na komodzie obok drzwi wyjściowych i nie patrząc na wołający go głos znika zabierając znacznik ze sobą. Postawi go później przy wejściu do budynku, ale nie teraz. Teraz będzie płakał ponieważ może.

Ale gdy wydaje sobie pozwolenie łzy już nie ciekną a on znów jest bezuczuciowym Chłopcem. Dzwonek zadzwonił, uczucia zniknęły gdy znikną dźwięk.

I został sam Naruto: Z zranionym sercem i pustką która je pożarła.

- Naruto-senpai! - Sai woła go i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że znajduje się na placu treningowym drużyny siódmej. Ale jest ich tylko dwójka: jego zastępca i on który już nawet do niej nie należy. - Przyszedłeś na spotkanie? Sakura-san pobiegła na praktyki do Tsunade-san Sasuke-kun poszedł z Itachi'm-senpai, ponieważ Yamato-sensei się spóźnia. Miał dać nam zadanie: Widziałeś go gdzieś, Naruto-senpai?

— Jest z Hokage-sama. Prawdopodobnie szybko nie wróci. — Ponieważ nie sądził, że skończy się na pocałunku. I znów czuje się paskudnie, więc pyta, jakby wcale nie mówił o sekretach korzenia. Wie, że to może zaboleć i wie, że robi to tylko po to by Sai cierpiał choć trochę. — Jakie miałeś zadanie? Kogo miałeś pilnować w drużynie 7?

Twarz Sai'a stężeje, nie jest już życzliwa, ale Naruto tego nie komentuje. Pyta i prosi o dużo i jest świadom tego, że Sai nie może odmówić. Obydwoje wiedzą, że dowie się tego prędzej czy później, a Sai w końcu wróci do korzenia.

Wszyscy wrócą, ponieważ Danzō-sama powierzył mu korzeń, ponieważ taka była wola Danzō-sama.

- Moja misja polegała na zbieraniu informacji. Miałem mieć na oku cała drużynę, ale szczególnie Uchiha i Hatake-sensei. Później doszedł Yamato-senpai... - Odwraca wzrok. 

— Rozumiem.  Mamrocze spodziewając się tego, on też pilnował Hatake i Sasuke, jego pan po prostu zamienił go na bardziej posłuszny model. — Czy chcesz wrócić? — Ciemnowłosy mierzy go spojrzeniem. Oboje wiedzą o co pyta, ale to już kolejne pytanie z kolei. Małe potknięcie które sprawia, że wygląda to bardziej jak przesłuchanie niż rozmowa, Naruto naprawdę nie był dziś sobą.

- Tak. Zamierzam wrócić do bycia Anbu, ja... Nie nadaje się do niczego innego.

— Nawet jeśli przywódca jest demon? — Sai wie do czego zmierza blondyn: wie jak był traktowany. Ludzie po śmierci Danzō mówili o nim jak o zepsutej zabawce, albo liczyli, że też umrze ze swoim właścicielem.

Jak wierny pies. Wierny lisi demon.

- To nie ma znaczenia, Naruto-senpai. Wierzę, że jesteś dobrym przywódcą: wierzę, że Danzō-sama dobrze wybrał. - I jest w tym szczery. Jego uszy są całe czerwone gdy komplementuje charakter i zdolności niebieskookiego, a blondynowi przemyka przez myśl, że Sai zachowuje się trochę dziwnie.

Jest jednak wdzięczny za każde słowo.

Jesteś dobrym shinobi, lepszym niż ja kiedykolwiek będę. Chroni swoich przyjaciół Sai i żyj jak chcesz — ponieważ do tej pory jedynie oddychałeś. Naruto robi to do teraz, ale wierzy, że ciemnowłosy jest w życiu lepszy niż on. — Przejdźmy się, możemy zajść do kwiaciarni, muszę wymienić kwiaty w wazonie Danzō-sama.

Sai zostaje w kawiarni, całkowicie złapany w sieć Ino, a syn Minato wpycha go w nią trochę bardziej nawiązując nieme porozumienie z najlepsza przyjaciółką Sakury.

Sai zachowywał się w ich rozmowa podobnie, ale Naruto nie może pozwolić sobie na wygranie jego serca.

Bo to by bolało, ich obu.

To zabawne: on zostawiony ze swoją frustracją i zranionym sercem wspierający miłość innych osób. Został po raz kolejny odrzucony i powinien teraz odpuścić, ale nie może, nie może i jest tego boleśnie świadomy.

Ma swoje potrzeby, jest dorastającym Nastolatkiem, ale trzymał się nadziei.

Ta nadzieja umarła kilka godzin temu.

I jest sfrustrowany z głupim planem w głowie. Całkowicie głupim, ale to najlepsze co ma: najbezpieczniejsze i o największej szansie powodzenia.

Znajduje Węża w jego kwaterach. Jeśli nawet by po niego posłał on nie zjawiłby się. Nikt normalny nie wszedłby do paszczy Lwa, a Wąż, a raczej mężczyzna imieniem Akashi, wcale nie jest głupi.

Naruto wchodzi do pomieszczenia bez pukania, a głos zawiera mu w gardle. Nie wie jak zacząć, ale nie jest sam. Anbu wygląda jakby sama śmierć przyszła do niego na herbatkę.

Może przyszła.

- Hej, czy nie kochałeś mnie wcześniej tak mocno, że nie chciałeś mnie opuszczać? - Zaczyna, a później słowa wypadają z jego ust i gdy kończy jest całkowicie rozluźniony. Nie tylko on. - To w porządku układ dla naszej dwójki, ja wykorzystam ciebie, a ty przeżyjesz. Co Ty na to? Akashi-kun~?

Między nimi wcale nie ma miłości, nie ma nawet wymuszonych pocałunków ani patrzenia sobie w oczy.

Mężczyzna nie jest brzydki, nie tak obrzydliwy jak Naruto widzi go za każdym razem. Jest nawet przystojny: nie tak jak Kakashi, ale dalej zalicza się do przystojniejszych mężczyzn w tej wiosce.

Blondyn podziwia jego twarz gdy ten klęczy przed nim liżąc jego intymne strefy. Nigdy tego nie robił, albo Naruto wypierał te część z umysłu tak jak wszystko co razem robili. To nowe, ale zaskakująco przyjemne, tak jak wszystko co dzisiaj zrobili.

A mężczyzna miał go dosłownie na każdym podłożu w tym pokoju. Począwszy od podłogi po sufit na którym też to zrobili.

To bym pierwszy raz Naruto. Pierwszy którego chciał. Pierwszy który miał oddać Hatake, ale już za późno by żałować.

Osoba postronna powiedziałaby, że Naruto znów wykazuje problem z syndromem sztokholmskim, ale tym razem zaprzeczył by od razu. Nie czuł choć grama sympatii do człowieka który robił mu tyle paskudnych rzeczy gdy był młody. Brzydził się nim, ale...

Potrzebował tego, co już raz od niego dostał i oboje wiedzieli, że dostanie znowu.

- Twoje ciało dojrzało. - Mrukną z zniesmaczony wąż, marszcząc brwi. To ich trzeci raz gdy to robią. Od pierwszego minęły dwa tygodnie. - A Twoje spojrzenie przestało być puste... Lubiłem sprawiać, że przestawało takie być, cóż za szkoda.

Jedynymi uczuciami które w tamtym czasie odbijały się w jego oczach to smutek i ból, ale obydwoje wiedzieli, że to były uczucia które starszy lubił najbardziej.

- Coś nie tak? - Spytał gdy blondyn przymkną oczy. Byli na tyle blisko by skradać sobie oddech, ale żadne z nich nie zainicjowało pocałunku. Akashi nachylił się by to zrobić gdy Naruto mu nie odpowiedział, ale nastolatek odsuną się otwierając, teraz puste, Oczy.

Dzwoneczek dzwonił w jego głowie.

- Jakieś inne życzenia? - młodszy spytał.

- Twoja kolej.

I na początku było dobrze, wykorzystują siebie nawzajem choć robią to tylko wtedy, gdy młodszy ma ochotę, pierwsze razy są w porządku, Wąż przybiera twarz Kakashi'ego, choć dalej jest ona zamaskowana, a w zamian blondyn wykonuje wszystkie chore pomysłu mężczyzny. Ale z tygodnia na tydzień niebieskooki jest coraz mniej aktywny, coraz bardziej obojętny. Wąż nie liczył, że będzie walczył o wydostanie się ani błagał tak jak kiedyś, ale ich sex coraz bardziej przypomina kochanie się z trupem i to wcale nie napala go optymizmem, nie zachęca. Ale robią to, bo mimo wszystko to zawsze jakieś pocieszenie, bo to zapewnia mu ochronę i rozrywkę, aż w końcu przestaje jej chcieć. Gdy Naruto przychodzi po raz kolejny, wąż odmawia przepraszając, a przeprosiny wcale nie brzmią tak sztucznie jak chciałby by brzmiały. Jest gotowy na to, że może zostać ścięty lub zmuszony to zaspokojenia młodszego, ale ten odchodzi mówiąc tak samo puste jak jego oczy "w porządku".

Oboje wiedza, że nie.

Sytuacja powtarza się, ale blondyn wcale nie jest zirytowany tak jak powinien być, to sprawia, że anbu korzenia czuje do siebie niechęć. Mimo wszystko dalej korzysta z jego dobroci i dziękuję za ochronę.

Wie, że muszą porozmawiać, wie, że to nie może czekać.

A mimo wszystko mija miesiąc, a oni jeszcze nie odbywają rozmowy która mieli odbyć następnego dnia po zrozumieniu, że ich układ dłużej nie działa.

I o dziwo blondyn jest tym, który uważa, że to okay. Przeklęty lisi demon o tych przeklęcie wciągających oczach w które nie może już patrzeć. To jego 10 odmowa, ostatnia, ponieważ decyduje się na przyjęcie wyroku.

Jego głos lekko zadrżał, gdy zaczepił młodego mężczyznę, zanim ten opuścił pomieszczenie i skarcił się za to w duchu. Był doświadczonym anbu a bał się konfrontacji z dzieckiem. Co za żart.

- Tak? - pustak, zero irytacji, żadnej wściekłości czy zawiedzenia. Kiedyś kochałby każde słowo wypowiedziane tym głosem. Dzisiaj się martwi.

Stoczył się bardziej, niż sądził.

- Zakończymy to. - Młodszy nie odpowiada, jego oczy zaczynają błyszczeć, a później na twarzy jest widoczna emocja.

Kpina.

- Naprawdę sądzisz, że twoje zdanie liczy się tutaj choć trochę? - Szydzi, a mimo wszystko później opuszcza pomieszczenie ze słowami. "Trzymaj się" i czarnowłosy naprawdę nie wie jak się zachować.

Spędzili ze sobą miesiąc i dwa tygodnie, a on po raz pierwszy nie wie, co młodszy miał na myśli.

Dowiaduje się o tym jednak dzień później gdy zostaje wezwany do biura Jego biura na przesłuchanie: nie może nic powiedzieć o swoich misjach. Pieczęć mu uniemożliwia, więc staje wezwany by powiedzieć coś innego.

Albo zrobić. Nie jest pewien.

- Mam dla ciebie zadanie. - Czarnowłosy wie, że to misja samobójcza, ale tylko klęczy, całuje stopy w podzięce i wychodzi. 

Wąż został nasłany na węża.

Ale tylko jeden przeżyje to spotkanie.

~3220-słów~

To chyba najdłuższy rozdział który do tej pory napisałam. Nie wiem czy jestem dumna z tego, że w połowie machały mi się style pisania, ale zdecydowanie ciesz się, że w końcu zrobiłam to co planowałam od jakiegoś czasu. Czytajcie: wątek węża i naszego Naruto.

Tak czy inaczej. Trzymajcie się kochani i do następnego!







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top