~XXXIII~
Naruto miał dwa problemy.
Pierwszym był fakt, że został zamknięty w izolatce która powoli przestawała być wygodna. Nie żeby kiedykolwiek taka była, ale obecnie cztery ściany i zamknięte drzwi zaczęły irytować go bardziej, zwłaszcza, że m u s i a ł wyjść.
To był drugi z problemów. Świt którego niegdyś by wyczekiwał zbliżał się nieubłaganie szybko, a on miał zjawić się w biurze z drużyną tego ranka. Powoli zaczął rozumieć, co miał na myśli Sowa mówiąc mu, że mu przykro. Jeśli Naruto się nie zjawi, Hatake będzie zawiedziony i zły, ponieważ młodszy nie wykonał rozkazu który wydał mu jako Hokage. Jeśli się nie zjawi, to będzie tylko i wyłącznie jego wina i żadna wymówka nie będzie wystarczająca.
Blondyn nie chciał zawieść i nie chodziło mu tu o karę, bo naprawdę wątpił by Kakashi ukarał go w jakikolwiek sposób.
Nie chciał być powodem złych uczuć kogoś kto znaczył dla niego więcej niż obaj by chcieli.
Uczucia były dziwne.
Mimo wszystko wydostanie się z pomieszczenie nie było czymś co obecny Naruto mógłby zrobić, mimo, że pomieszczenie powinno otworzyć się gdy ten nie jest pod kontrolą Kuramy. W końcu on był tym, który to zmienił zdejmując pieczęć z drzwi. To był jego kaprys i teraz za niego zapłaci.
Był głupi myśląc, że Yamato tak po prostu go zaakceptuje. To nigdy nie było takie proste. Ludzie nie zapominają tak szybko, nie wybaczają tak łatwo... Studiował ich wystarczająco długo, by wiedzieć, a i tak zapomniał.
Głupi, szczęśliwy on.
- Wypuść mnie. - Jego zamaskowana twarz odwróciła się w stronę kamery. Ręka chłopca powędrowała do drewna i uniosła je lekko, ukazując głębie niebieskich oczu. Gdyby śmierć była człowiekiem, miała by takie samo spojrzenie. - Wypuść mnie, albo zniszczę to miejsce.
Jego groźba nie była zlepkiem słów bez pokrycia, problem tkwił w tym, że nie chciał tego robić.
- Śmiało. - Głos dochodzący z głośnika był zbyt znajomy by Naruto mógł udawać, że mu się przywidziało. - Chętnie popatrzę. - Żywa pieczęć zniknęła i drzwi nie otworzyły się, mimo, że to Naruto miał kontrolę, ale przestały być równocześnie wystarczające, by dziewiecoogoniasty lis który w nim mieszkał miał z nimi problem i gdyby nie fakt, że Naruto naprawdę tego nie chciał, wyważył by drzwi bez zbędnej paplaniny.
- Czyżbyś nauczył się kłamać, kochanie~?
Metal wbił się w ścianę korytarza tak mocno, że drzwi zostawiły na niej pęknięcia. Głos zamilkł, ale charakterystyczny pisk oznajmiający, że mikrofon został wyłączony nie nadszedł. Właściciel głosu obserwował go w ciszy z miejsca, którego w obecnej sytuacji nie mógł sięgnąć.
Zbyt mało czasu by zrobić to, co chciałby zrobić gdyby go dopadł.
- Uciekasz? - Głos wydawał się rozbawiony, ale Naruto wcale nie bawił się dobrze. - A więc kłamczuszek jest też tchórzem? - Zacmokał. - Zmieniłeś się odkąd twój pan odszedł, lisku...
- Nie. - Mrukną, a jego uśmiech był bardziej szczery niż powinien być. - Jestem dokładnie taki, jakiego mój pan oczekiwał. - To nie było kłamstwo, choć Naruto naprawdę chciał, by nim było. - Do zobaczenia w krotce, wężu.
Rechot odbił się echem w pustym korytarzu, ale gdy tylko mężczyzna zorientował się, że jest pusty, radosny śmiech płynnie przeszedł w śmiech pełen paniki. Dzisiejszy dzień mógłby być dniem jego śmierci, dalej może.
Egzekutor wszakże został już wybrany.
###
- Hokage-san... - Yamato wszedł do pokoju pewnym krokiem z ciepłym uśmiechem na twarzy, jego trzej podopieczni kroczyli za nim niczym cienie chociaż trochę mniej entuzjastycznie. - Drużyna... - Urwał dostrzegając blond włosy których tak nie trawił. Drewniana maska skrywała jego wyraz twarzy, ale brązowowłosy był pewien, że chłopiec się uśmiecha, śmieje się z jego planu który nie miał szansy na powodzenie.
Naruto powitał go tak, jak miał w zwyczaju, ale jego ukłon nie był tak pełny jak wczorajszego dnia, mężczyzna miał wrażenie, że syn Minato nie zaszczycił go nawet spojrzeniem, choć nikt nie mógł być pewien.
-Drużyna siódma melduje, że jest gotowa przyjąć nowe zadanie. - Naruto cofną się dwa kroki ustawiając w szeregu z rówieśnikami.
- Cieszę się, że jesteście tu wszyscy. - Hatake zaczął. - Mam dla was zwiadowcza misję rangi C, doszły nas słuchy, że mieszkańcy wioski fal mają problem z bandytami. To stara sprawa i wszyscy myślimy, że już się uspokoiło, ale Gatō znalazł kolejny powód by pobierać od nich podatki. Waszym zadaniem jest zbadanie sytuacji i dostarczenie raportu, jeśli trzeba zostańcie tam i pomóżcie w obronie wioski. Czy to jasne? - Wszyscy przytaknęli. - Dobrze, powodzenia.
Jeszcze tego dnia ruszyli w drogę. Blondyn czuł się dziwnie idąc pośród gromady tak różnych od siebie ludzi. Ich mieszana była mieszanką wybuchową, a każdy temat rozmowy który znalazł końcowo prowadził do wybuchu. Szli więc w ciszy która niekoniecznie mu przeszkadzała, choć dla innych wydała się być niezręczna.
- Więc, Naruto... - Różowowłosa zaczęła. - Kakashi-sensei powiedział nam, że kiedyś był twoim partnerem w anbu, to prawda? - Blondyn przytakną. - Jaki był, gdy był młodszy?
Hatake był tematem numer jeden z listy "tematów których nie powinien zaczynać", ale został zapytany i czułby się źle gdyby nie odpowiedział.
— Inny — zaczął upewniając się, że wszyscy go słyszą. Ich nowy sensei zamrugał kilka razy jakby nie pamiętał, że blondyn to potrafi. — Mniej prowokujący, zawsze poważny i nigdy się nie dekoncentrował. Wcześniej też dużo czytał, ale nie robił tego pod czas misji, zawsze słuchał, choć nigdy nie byłem dobrym mówcą, troszczył się, uczył... Był dla mnie, — A Naruto był dla niego — chociaż nigdy nie powinien być, jego głównym zadaniem było zabicie mnie zanim ognista bestia się wydostanie. Powinien być moim egzekutorem, nie przyjacielem jakim się stał, ale zbyt bardzo lubiłem naszą więź by mu to wypomnieć.
- Łał, to naprawdę nie brzmi jak Kakashi. - Sasuke mrukną, a Naruto zwrócił uwagę na to, że dalej nie używa zwrotów grzecznościowych. - Opiekował się mną gdy byłem młodszy, ale nigdy nie poczułem z nim większej więzi, był gdy go potrzebowałem, ale wcale nie czułem, że mogę na niego liczyć.
Yamato posłał Sasuke uśmiech którego ten nie odwzajemnił, ich relacja nie należała do najlepszych, nie był jak Kakashi, mało ich łączyło i starszy mężczyzna nie był wstanie przekonać do siebie Uchiha.
- Wasz sensei wiele przeszedł by być tym kim jest teraz. - Kłamcą który dalej boi się koszmarów i nigdy nie pogodził się z śmiercią tych któryż odeszli kilkanaście lat temu, ale to było coś z czego tylko nieliczni zdawali sobie sprawę, naprawdę nieliczni. - Ale zawsze był osobą której można było zaufać, podziwiałem go, zresztą, nadal podziwiam. - Wyznał, a blondyn zgodził się z nim w ciszy. Jakiekolwiek wtrącenie słowne mogło wywołać kłótnie. - Kakashi od małego uważany był za geniusza, ale nigdy nie miał szczęścia jeśli chodzi o towarzyszy.
- "Kompanobójca" - Sai mrukną, a Naruto zacisną ręce w pieści. Hatake stracił wielu bliskich i odebrał życie wielu osobom które kochał, ten tytuł był jak najbardziej na miejscu, ale...
— Kakashi-san zawsze przekładał dobro wioski nad swoje dobro. — Dlatego cierpiał bardziej niż inni i dlatego nosił tytuł który był tak samo prawdziwy jak bolesny. — Nigdy nie kwestionował rozkazów które miały przyczynić się do zapewnienia jej bezpieczeństwa. — Chociaż nigdy nie wyrażał chęci odebrania mu życia był pewien, że zrobi to jeśli będzie musiał, ufał, że to zrobi.
- Idealny ninja. - Dodał Yamato, a Naruto spostrzegł, że krwawi. Otworzył zaciśnięte dłonie i przyjrzał się raną w kształcie półksiężyców.
- Na mędrca, Naruto... - Sakura ostrożnie pochwyciła jego dłonie by użyć na nim medycznego Jutsu. Uczyła się u sennki od niedawna, ale przebywanie z starsza kobieta dawało rezultaty. - Bądź ostrożny. - Skarciła go, a on mimowolnie się uśmiechną. Nie wziął rękawiczek: nieodłączna część jego stroju przeszkadzałaby w używaniu broni umieszczonej w pieczęci.
— Przepraszam, Sakura-san. — Uśmiechnęła się do niego, to było miłe. — Uwaga. — Rzucił nagle i osłonił towarzyszkę przechwytując lecącą igłę. Yamato obronił Sasuke a Sai poradził sobie samemu. — Jesteśmy otoczeni.
- Yamato-sensei. - Sai zawołał, ale mężczyzna nie zdołał uchronić się przed ciosem. Naruto zajęło chwilę rozpoznanie byłych anbu korzenia.
- Ty... - Mężczyzna który jako jedyny wyszedł z ukrycia zwrócił się do byłego wychowanka Danzō, ale zamarł gdy tylko dostrzegł lisią maskę. Naruto wyciągną już metalowe szpony i niespiesznie założył je na palce robiąc to tak ostentacyjnie jak tylko mógł. "Mam imię, reputację, broń i jestem na tyle pewny swoich umiejętności, by emanować swoją czakra na kilometr." Jego postawa wręcz krzyczałem te słowa, a pewność z jaką działał zespół zaczęła malec. Powoli, niespiesznie zaczął iść w kierunku tego, który opuścił kryjówkę i patrzył, jak ukryci w zaroślach rzucają się do ucieczki.
- Lisie. - Mężczyzna przemówił, jego głos nie drżał co znaczyło, że był doświadczony. - Zdradziłeś swojego Pana. - Wyrzut był doskonale słyszalny. - Zdradziłeś korzeń.... Nas wszystkich.
I nie żałował mimo, że brakowało mu Danzō.
- Ty parszywy... - Blondyn znalazł się za nim przykładając mu broń do szyi. Jego twarz odwróciła się w kierunku zbierającego się z ziemi sensei'a, ale mężczyzna ignorował nie zadane na głos pytanie, jakby nie widział sytuacji. Więc Naruto zapytał:
— Co mam z nim zrobić? — Nie chciał pytać wprost, bo nie wiedział na jakim etapie są jego rówieśnicy, nie był pewien, czy Sakura nie przestraszy się wzmianki o zabiciu.
- Zwiąż go i zaprowadź do Hokage, złap też tych, którzy uciekli. - Yamato spojrzał po podopiecznych. - Sai ci pomoże, a my będziemy kontynuować misję, nie zabijaj, jeśli nie musisz. - Ich sensei był dobrym anbu i dobrym mistrzem, ale to nie były słowa których Naruto się spodziewał. Sądził, że sam będzie musiał wszystkim się zająć. - Hokage-sama nie wydał rozkazu zabicia korzenia, ale to zbiedzy. Uciekli bojąc się osadu i naszym obowiązkiem jest postawić ich przed Hokage.
Blondyn przytakną a potem spojrzał na Sai'a, tak jak on służył niegdyś Danzō i zapewne jego zadaniem przed śmiercią przywódcy było mienie na oku Hatake. Blondyn nie sądził, że może mu ufać, ale zdecydowanie wierzył w jego umiejętności.
- Wezmę trójkę z zachodu. - Rzucił niespiesznie idąc w wyznaczonym sobie kierunku. Blondyn nie odpowiedział, wiedząc, że jego decyzja się nie zmieni i ruszył za pozostałą dwójką z trójki mu przydzielonych. Złapanie ich zajęło mu mniej niż zakładał, ponieważ dwójka uciekinierów trzymała się blisko siebie, jakby wierzyli, że w ten sposób będą bezpieczniejsi. Naruto obezwładnił ich trochę brutalniej niż na początku zamierzał, ale nie było to coś za co zostałby skarcony.
— Skończyłeś, Sai-san? — W odpowiedzi dostał trzech mężczyzn związanych liną i lekko rannego rówieśnika.
- Pojawiły się pewne komplikacje, Naruto-senpai, ale zdołałem sobie z nimi poradzić. - Blondyn przyklęknął przy nim używając medycznego jutsu. Ciemnowłosy zdecydowanie przewyższał jego oczekiwania, trójka anbu korzenia nie była bowiem czymś z czym osoba w jego wieku powinna umieć sobie poradzić.
Naruto z całej siły starał się przypomnieć sobie jakieś odpowiednie słowa pochwały, ale zdołał wydukać jedynie "dobrze sobie poradziłeś" które spotkało się z pustym "dziękuję" nastolatka.
— Potowarzyszysz mi? — Sai przytakną, a Naruto ostrożnie dotkną jego pleców i swojej partii więźniów, jego rówieśnik złapał swoją trojkę po czym nagle znaleźli się w siedzibie korzenia. W jego klatce.
Była zamieszkaną przez trójkę mężczyzn i nie wystarczająco duża by pomieścić następna szóstkę, ale miało to być lokum tymczasowe. Naruto przywołał ręką strażnika, który bez słowa wypuścił ich rozpoznając zamaskowanego nastolatka.
— Przepraszam za niedogodności. — Rzucił, a mężczyzna skiną mu głową. W normalnych okolicznościach Naruto sam musiałby zadbać o to jak się wydostanie, ale zwykli anbu darzyli go szacunkiem. Nie wiedział czy powodem była reputacja czy może Hatake, ale miał zamiar korzystać z przywilejów które mu dano. — Chciałbyś by obejrzał cię lekarz? - Sai zaprzeczył. — Odwiedzimy więc Kakashi-san'a i wrócimy.
Zostawił na Yamato znacznik więc nie musieli się spieszyć.
- Czy... To normalne? - Nastolatek wykrztusił, gdy strażnik przepuścił ich bez słowa
— Przepraszam, ale... — Naruto nie wiedział o co chodziło.
- Ta cisza... O nic nie pytają, niczego nie chcą, zawsze tak było?
— Nie... Zazwyczaj dla nich nie istniałem, dużo się zmieniło odkąd Danzō-sama odszedł, nawet wysłuchują moich próśb. — Szczęście z jakim to mówił sprawiło, że Sai zatrzymał się w pół kroku. — Coś nie tak?
-Nie. - Sai odparł znowu ruszając, jego spojrzenie było smutne. - Wszystko w porządku, Naruto-senpai, dobra robota. - Jego uszy stały się lekko czerwone.
~2010-słów~
Wesołych walentynek wszystkim singlom i nie singlom, ale tym pierwszym w szczególności, łączmy się <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top