~XXVIII~
Rozchyli lekko powieki, dalej pozostając w bezruchu. Omiatał spojrzeniem pokój, łóżko, szafka nocna, krzesło przy łóżku i drzwi do łazienki, oraz kolejne, prawdopodobnie na korytarz. Pozwolił swojemu ciału się ruszyć, gdy rozpoznał w pomieszczeniu tymczasowy dom senninki.
Gdy się obudził, a spał według Tsunade dokładnie 92 godzin — cztery dni — obudził się dokładnie na pięty wschód słońca, jego ciało parzyło. Jakby coś zdzierało z niego skórę, albo oblewało go wrzącą wodą. Naruto miał złe wspomnienia dotyczące wody, więc wolał budzić się oskórowany niżeli poparzony, ale mimo odczuć jego ciało wydawało się być w porządku.
- Coś nie tak? - Kobieta spytała podając mu szklankę z zimną herbatą. - Czy coś cię boli? Twoje rany goją się w niesamowitym tempie nawet bez mojej pomocy, ale uleczę cię, jeśli tego potrzebujesz. - Jej oczy były pełne troski, a współczujący i zarazem kojący uśmiech potwierdzał dobre intencje, ale... Nie ufał jej. Oczywiście, generalnie nie ufał ludziom, ale coś, i nie była to ani istota dzielącą z nim ciało ani pieczęcie, będąc dokładnym, kazało mu zachować swoje tajemnice dla siebie.
— Tak, dziękuję. — Przekazał, jego twarz była odsłonięta, ale nic nie wskazywało na to, że próbowała zmienić mu ubranie, tak szczerze nienawidził bycie nieprzytomnym. — Sądzę, że miałaś wystarczająco czasu na przemyślenie sytuacji, Tsunade-sama.
Nie sądził, że zdoła długo wytrzymać, więc przeszedł od razu do sedna. Musiał zakończyć etap "znaleźć nowego Hokage" jak najszybciej.
- Tak, ja... Wybacz mi dzieciaku, ale nie chcę być uwięziona. Nie chcę tej odpowiedzialności. - Blondynka przemówiła próbując złapać jego spojrzenie. Blondyn patrzył za okno.
— Rozumiem. — Nie rozumiał, ale to kłamstwo nie wydawało się szkodliwe. Poją, że kobieta nie chce i zmarnował jedynie czas, tak jak w przypadku żabiego sennina. Został jeszcze jeden uczeń Trzeciego, ale naprawdę nie śpieszono mu było pytać o przejęcie władzy nad Konohagakure Orochimaru, więc... był w kropce. Jego ostatnia kandydatka właśnie mu odmówiła, a on nie był typem osoby która się narzuca. Znaczyło to, że musi znaleźć kogoś innego, ale naprawdę nie miał już pomysłu.
— Ja mam. — Lis w jego głowie postanowił przypomnieć o swojej obecności. — Jeden głupiec wydaje nadawać się do tego w sam raz.
Nie pamięta, jak skończył przed drzwiami starego domu Hatake. Ba, szczerze nie wiedział jak dostał się do wioski. Jego oddech był płytki gdy wspinał się po starych, spróchniałych schodach, a ręka drżała gdy unosił ją do drzwi. Zapukał, ale dłuższy brak odpowiedzi nakazał mu myśleć, że nikogo nie ma. Resztkami świadomości pozwolił swojej czakrze popłynąć. Kakashi był w domu i zdecydowanie nie był sam.
Dlaczego więc nie odpowiadał?
Był w niebezpieczeństwie czy najzwyczajniej go nie słyszał?
Naruto sięgną by zapukać ponownie, ale jego ciało osunęło się po drzwiach na zimie.
Ciemność zdecydowanie go lubiła, bo właśnie znów usilnie starała się wziąć go w objęcia. Jego głowa dudniła, a gorąca sprawiało, że chciał wymiotować, może to robił, jego ciało było zbyt ciężkie by podnieść się i sprawdzić, czy nie leży we własnej wydzielinie. Głuchy pisk siedział w jego uszach, a jedynym wyraźnym przebłyskiem był jego oddech.
Wizja wróciła powoli, ale dalej nie na tyle, by mógł rozróżnić obiekty. Jego ręka poruszyła się w górę, a przynajmniej chciał, by tak było. Kakashi znów nie słyszał, cóż, sam blondyn nie był pewien, czy udało mu się zapukać po raz drugi.
Nie chciał tego robić, ale jego ciało wręcz krzyczało, że zamierza za chwilę wydać ostatnie tchnienie.
Sięgną dzwonka w swoim umyśle, a potem sięgną umysłu Hatake.
###
Kakashi był do dupy w miłości, był taki od zawsze, a najlepiej świadczył o tym przypadek Obito, jego pierwszej i zarazem jedynej miłości która nawiasem mówiąc umarła na jego oczach. Tak więc Kakashi był do dupy w miłości i może dlatego nie zauważył, że mężczyzna przed nim dosłownie go czcił. A raczej nie zauważał tego do tej pory, a dokładnie do momentu złączenia ich warg. To było... nijakie. Oczywiście, całkiem możliwe, że była to wina cienkiego materiału który dalej znajdował się na jego ustach, ale mimo wszystko, dalej nie było to "to" . Ich pocałunek był całkiem zwyczajny, może trochę smutny, bo Kakashi nie poruszył się by zainicjować coś głębszego. Nie miał ochoty na romanse, w sumie, odkąd jego bra... odkąd Naruto uciekł z wioski po zdradzie jego ochota rozprysła. Tak całkowicie, że próżno było szukać kropel które po sobie zostawiła.
Szarowłosy przestał odwiedzać cmentarz, przychodzić na spotkanie drużyny, która zdobyła nowego członka, Sai'a, a nawet oficjalnie przekazał jej nadzór swojemu koledze po fachu, temu koledze który go właśnie całował.
— Och... To-To boli. — Głos w jego głowie mrukną, a on pogratulował swojemu sumieniu sprytu. Przybranie głosu chłopca który gościł w jego sercu, który wyznał mu swoje uczucia, który był jego bra... nie, Kakashi zdecydowanie nie powinien nazywać blondyna swoim bratem, już nie. — Czy to powinno boleć w ten sposób?
Głos zapytał, a do szarowłosego dopiero teraz dotarło znaczenie tych słów i fakt, że to wcale nie było jego sumienie.
Odepchną od siebie mężczyznę i staną na równe nogi, jego głos drżał gdy pytał w przestrzeń: "Naruto?".
- Kakashi-san, ja... myślałem... - Syn białego kła rozejrzał się po pokoju w panice, nie było tu go, nie odpowiadał, ale to zdecydowanie był ON. - K-Kakashi...? H-hej, zaczekaj! - Mężczyzna chwycił go za ramię nie dając mu wyjść z pokoju. Och, no tak, dalej tu był. - Myślałem, że mnie lubisz, wiesz, ja naprawdę...
- Puść mnie, Yamato.
- A-ale... - Uścisk na jego ramieniu nie zelżał.
- Wrócimy do tego, ale teraz mnie puść. - Warkną miażdżąc go spojrzeniem, a gdy tylko jego ramię zostało puszczone wybiegł z pokoju. Drugi ANBU ślepo za nim podążył. Kakashi wiedział, że to nie jest w porządku wobec mężczyzny, ale naprawdę nie miał teraz czasu na wyrzuty sumienia.
Yamato chciał wyjaśnić, przeprosić... Szczerze nie wziął pod uwagę odmowy. Znał Kakashi'ego na tyle dobrze, by wiedzieć, że nawet jeśli nie odwzajemniał jego uczuć, spróbowałby. Nawet jeśli mieliby się rozejść po miesiącu, spróbowałby tylko po to by nie tracić ich więzi.
- N-Naruto? - Gdy były ANBU otworzył drzwi mała postać wpadka przez próg. - Hej, Naruto...! - Nieprzytomne ciało drżało, a oddech był ledwie wyczuwalny. Kakashi uniósł blondyna i nawet nie zwracając na uwagi na brązowowłosego pobiegł do sypialni. Mężczyzna zamkną drzwi wejściowe i udał się w wcześniej wymienione miejsce, dalej trochę nieprzytomny przez nagły obrót spraw.
Przed chwilą całował swoją miłość, a później nagle znajdował się w jego sypialni i bynajmniej nie po to, czego chciał.
Żeby tego było mało jego ukochany rozdzierał właśnie ubranie małego przybysza i bezwstydnie jeździł ręką po jego klatce piersiowej.
- Tsk... - Szarowłosy sykną i wyszedł z pokoju o mało nie go nie przewracając. Yamato podszedł do łóżka dalej nie do końca rozumiejąc sytuację, ale znajoma twarz przywróciła mu zmysły. Nie rozpoznał imienia: Kakashi w ich rozmowach najczęściej nazywał chłopca "lisem" i jakoś nie skojarzył, że ów lis miał naprawdę na imię Naruto. - Odejdź od niego, bo może cię nieumyślnie zaatakować. - Kakashi ostrzegł go samemu podchodząc bliżej.
- A ty jesteś bezpieczny? - W jego głosie wyczuwalna była nuta drwiny, ale nie zrobił tego specjalnie, albo to, albo drżenie, a naprawdę nie chciał by Hatake widział go słabego.
- Zna mój zapach, więc nawet jeśli mnie zaatakuje szybko się opamięta. - Wyjaśnił spokojnie. Był wkurzający zwłaszcza gdy miał racje, to była jedna z rzeczy które Yamato lubił w Kakashi'm. Nagle chłopiec przechylili się i zwymiotował krwią na podłogę obok stup byłego partnera. - Ciii, spokojnie. - Kakashi zapewnił go gdy ten zakrył usta z łzami w oczach. - W porządku.
Po gładzik go po włosach, a później nie wiele myśląc przytulił do siebie.
Młodszy szarpał się w jego uścisku, może z obawy przed pobrudzeniem ubrań starszego, a może przez sam fakt, że nie lubił być dotykany.
- Ciii... Już w porządku, dobrze się spisałeś. - Zamarł, zastygł tak nagle, że Kakashi musiał odchylić jego głowę by sprawdzić, czy przypadkiem nie zemdlał. Nie. Niebieskie oczy były szeroko otwarte a w ich kącikach zbierały się łzy.
Ciche łkanie wypadło z jego gardła, a później przerodziło się w szloch, głośny i zdecydowanie pierwszy porządny, szloch dziecka.
- Oj, Naruto... - Przyciskając drżące ciało do siebie gładził go lekko po plecach. Naruto był chudszy niż ostatnio, a już wcześniej podejrzewał u niego niedożywienie. - Przepraszam, Naruto. - Mrukną po czym uderzył go w kark. Nastolatek potrzebował snu.
- Masz pięć minut, by powiedzieć co masz do powiedzenia i wyjść. - Po raz pierwszy od dłuższej skupił się na swoim gościu. - Czas start Yamato.
~1360-słów~
Cytat z góry:
Wiesz, co myślę o płaczu? Sądzę, że niektórzy muszą się tego nauczyć. Ale gdy już się nauczą, gdy zrozumieją, co znaczy prawdziwy szloch, nie da się tego z niczym porównać. Żal mi tych, którzy tego nie potrafią. To jak śpiew albo gwizdanie.
— Anne Rice, Memnoch Diabeł
Dzisiaj rozdział wcześniej, bo mam zdalne i mogę UwU
Miłego dnia kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top