~XXII~
Z powodu zbyt dużej ilości uczestników zdecydowano, że młodzi ninja zmierzał się ze sobą by wyłonić najsilniejszych i dopuścić ich do trzeciej części egzaminu. To było niespodziewane, ale Naruto zaakceptował fakt, że nie zawsze wszystko idzie po jego myśli i oddał walkę już teraz: nie miał powodu by starać się uzyskać rangę chunina, toteż postanowił nie utrudniać tego tym, którym na niej zależało. Kakashi nie kwestionował jego decyzji, doskonale wiedział, że blondyn nie może walczyć, ale w głębi duszy chciał by blondyn chociaż spróbował.
Syn Minato oddał się oglądaniu zmagań swoich byłych kolegów z klasy i innych, którzy zakwalifikowali się do drugiego etapu. Sasuke jak i Sakura komentowali i kibicowali innych, a dokładniej Sasuke komentował a Sakura kibicowała.
- Moja kolej. - Sasuke zszedł na dół, był... Zdecydowany i zdeterminowany. Pewność biła od niego, mimo, że nie znał siły przeciwnika. Hatake westchną cicho za plecami dwójki pozostałych dzieci, dając im do zrozumienia, że później zgani za to ostatniego Uchihe.
-Sakura. - Zaczął nauczyciel. - Zostań tutaj, muszę pomówić z Naruto.
Mężczyźni wyszli na zewnątrz. Było dość wietrzenie, ale słońce dawało o sobie znać.
Naruto, który z całych sił starał się uniknąć rozmowy z Kakashim, w końcu został przez niego zabrany na stronę: Pretekstem była jego nieobecność, ale obydwoje wiedzieli, że to nie o niej przyjdzie im rozmawiać. Atmosfera między nimi była napięta, gęsta... Naruto zaryzykował by wziąć głęboki oddech, ale zakrztusił się nim, co wcale nie poprawiło jego sytuacji, bo jego oczy zaszkliły się w geście desperacji.
Napięcie nie zelżało, nawet gdy Kakashi wykonał ruch ku młodszemu. Było to niewinne podejście sugerujące powitanie, spokojne, taka jak zawsze gdy byli sami, uspokajające przytulanie się. Tym razem jednak ciało młodszego się nie poruszyło i dopiero zdali sobie sprawę, jak cisza potrafi być niezręczna.
- Ach, to... - Hatake starał się nie być natrętny, ale pragną w końcu przytulić chłopca. To przytulnie wiele znaczyło, przynajmniej dla szarowłosego który zawsze prowadził ryzykowny i chaotyczny tryb życia. Kiedyś przytulali się gdy było im ciężko, nawet Naruto który stronił od dotyku chętnie wykonywał ten rytuał ponieważ oznaczał on: "jestem tu i ty też tu jesteś, żyjemy, przeżyliśmy", ale to straciło sens od kiedy przestali być partnerami, teraz była to po prostu informacja, że mają siebie. A Naruto nagle znowu się wycofał i zaczął butować mur. - Naruto co się---
- Nie możemy już być braćmi. - W końcu wykrztusił z siebie te słowa i jego głos nie zadrgał mimo, że chłopiec dygotał.
- Co? Co masz na myśli? Zrobiłem coś nie tak? - Szarowłosy zaczął nerwowo pytać, może trochę zbyt nerwowo, ponieważ młodszy cofną się gdy ten zrobił krok do przodu. - Naruto... Bracie, przecież... - Nie tak dawno dopiero zacząłeś mnie w pełni akceptować.
- Nie chce już być twoim bratem! Nie mogę nim być! - Te słowa bolały nie tylko Kakashi'ego. Ale tak było lepiej, ponieważ blondyn nie mógłby sobie wybaczyć nazywania się jego bratem, gdy miał zamiar, nie, gdy musiał zrobić to co musi. - Kocham cię.
- Skoro mnie kochasz to... - I Kakashi zamilkł, jakby informacja dopiero teraz do niego dotarła, wiatr zawył i uderzył drobinami piasku w oczy szarowłosego. Hatake zamrugał i przetarł oko, a gdy otworzył je ponownie, po Naruto został tylko dzwonek. - Ja... - Syn białego kła nachylił się by go podnieść, ale wiatr zawiał ponownie sprawiając, że dzwoneczek przetoczył się i Kakashi nie był wstanie dostrzec gdzie zniknął. - cholera.
To nie tak miało być, ale już było za późno. Naruto znów znikną, a gdy się pojawił jego szatę zdobiła krew.
Trzecia część egzaminu wydawała się przebiegać dobrze, do czasu, aż ognista bestia chłopca z Suny nie ujawniła swej obecności dając sygnał najeźdźcom. Wściekły ryk demona rozniósł się echem po wiosce, a ludzie zaczęli panikować, anbu dopiero po chwili dostrzegli, że obywatele zaczynają ginąć.
- T-to...! - Ktoś krzyknął doniośle wskazując palcem w kierunku Kage. Szarowłosy, zajęty do tej pory jednym z wrogich ninja, spojrzał w wskazaną stronę i dostrzegł węża, wielkiego, paskudnego węża, który celował w Hokage. - S-suna nas zdra-- - Ktoś odciął głowę mówiącemu. Kurz, który wzniósł się przy tym ruchu uniemożliwił Kakashi'emu zobaczenie kto to był. Może i dobrze.
###
Obito był zirytowany. Było zdecydowanie zbyt głośno i zbyt chaotycznie, ale jak obiecał, zjawił się by pomóc Orochimaru. To był czysty interes i, mimo, że na początku Uchiha był zniesmaczony faktem, że musi dogadywać się z zboczonym wężem, wbrew wszystkiemu wychodził na nim zaskakująco dobrze. Orochimaru zaoferował mu technikę "wskrzeszania" zmarłych w zamian za pomoc w zniszczeniu Konohy, wdrożył go w plan który uknuł ze swoim byłym mentorem, Danzō Shimurą i wyznał, że potrzebuje pomocy w pozbyciu się Shimury i Hokage. Byłemu towarzyszowi Kakashi'ego nie trzeba było dwa razy powtarzać, że Danzō ma zginąć, jego egzekucja będzie dla wszystkich korzystna.
- Ugh... - Wiązanka przekleństw pomieszała się z warczeniem, gdy zauważył swojego dawnego towarzysza, Kakashi skupiony był na mówiącej osobie która tak bardzo go irytowała. - Tego mi tutaj brakowało... - Kolejne warkniecie z przekleństwem zakończyło się odcięciem głowy mówcy. Obito ruszył dalej, jakby nigdy nic. Precyzja i bezwzględność z jaką zabijał była godną podziwu i Naruto naprawdę ja podziwiał.
- Witaj, Obito-san, jestem tu by Ci towarzyszyć. - Znikąd przed nim pojawił się chłopiec w lisiej masce i złotych włosach, ich długość nie wydawała się praktyczna, ale to nie była jego sprawa, ważniejsze było, że chłopiec znał jego imię. To było dziwne, ale nie na tyle, by Uchiha poczuł niepokój. Musiał to być sługa węża w końcu Orochimaru lubił otaczać się dziećmi. - Proszę podążać za mną.
Blondyn ruszył szybko, nawet nie upewniając się, czy były uczeń Minato nadąża. Oczywiście, że nadążał, był w końcu kimś kto równał się z Kakashi'm i przyjaźnił się z nim. Może nawet coś więcej, niż tylko przyjaźnił, choć uczucie to było raczej jednostronne.
- Gdzie mnie prowadzisz? - Zaczęli oddalać się od zamieszania, byli na tyle daleko by bestia, która z całych sił opierała się anbu, przestała być dobrze słyszalna.
- Dostałem rozkaz zaprowadzenia Pana prostu do bazy anbu korzenia, mając na uwadze Pana misję mam się upewnić, że dotrze pan tam bez problemów. - Dzieciak był dobrze poinformowany. Uchiha uśmiechną się.
- Jak długo służysz Orochimaru, młody? - I lis przystaną na jednaj gałęzi i odwrócił się w stronę ciemnowłosego.
- Nie służę. - Blondyn zaatakował, szybko, szybciej niż Obito mógł zareagować. Mordercze intencje jakie wysyłał obieramy oddech nawet doświadczonemu ninja. To był strach, którego Uchiha dawno nie czuł. - Musisz tutaj umrzeć. - I nie chodziło tylko o to, że zamierzał zabić jego Pana, nie, i dziwo ten powód był dla blondyna mało ważny. - On uważa cię za martwego, więc powinieneś być martwy.
Oczywiście co by Naruto nie zrobił, zawsze chodziło o Kakashi'ego. Teraz też, chodziło o Kakashi'ego a raczej o jego uczucia którymi Obito się zabawił. Hatake kochał swojego towarzysza, naprawdę. Kochał go tym zdradliwym i paskudnym typem miłości i blondyn wiedział to bynajmniej nie z opowiadań. Mimo, że szarowłosy kochał go mocno i szczerze, Uchiha nie odwzajemniam jego uczuć, co syn białego kła, o dziwo, akceptował dość dobrze, wspierając przyjaciela w jego podbojach miłosnych.
Teraz nie byli już przyjaciółmi, a Kakashi prawie pogodził się z jego śmiercią, a skoro to zrobił Obito miał cholerny obowiązek być martwym. Dla świętego spokoju Kakashi'ego jak i Naruto, którego emocje buzowały od samego przypominania sobie faktu, że ciemnowłosa był pierwszą miłością jego miłości. Na szczęście był też martwy: nawet jeśli teraz nie był to zaraz będzie.
- Jesteś zagrożeniem które muszę zlikwidować, proszę, nie utrudniaj tego. - Ale jak zawsze, jego ofiarą nie słuchała. Nikt nigdy nie słuchał.
- Myślisz, że dasz radę mnie zabić? Co dziecko może zrobić? - Dużo, naprawdę dużo. Począwszy od poukładania klocków do wypatroszenia człowieka. To zależało, co dziecko uznawało, za fajniejszą zabawę. Naruto preferował wybebeszanie.
- Zrobię to szybko, Obito-san. - I znów zaatakował, pozwolił sobie na użycie klonów i atakowane z wszystkich stron. Uchiha nie miał oporów z likwidowaniem ich, mimo, że nie wiedział który klon nie jest klonem. Cóż, Naruto musiał przyznać, że żaden nie był oryginałem. Oryginał pilnował by Orochimaru wykonał dobrze swoją misję, w razie niepowodzenia, miał zlikwidować dwójkę. - Irytujące. - Zmarkotniał gdy z dziewięciu klonów tylko dwa zdołały zranić ucznia jego ojca. - Jesteś irytujący.
Przekazał wiadomość.
- Dziękuję. - Obito nie potrafił ukryć zadowolenia w głosie, chłopiec był lepszy niż zakładał. - Jak Ci na imię? - To nie był odpowiedni czas na takie pytania, ale mimo wszystko Uchiha chciał wiedzieć.
- Lis. - Odburkną młodszy trochę inaczej, a więc tak brzmiał jego prawdziwy głos. Dalej nie był pewien, dlaczego słyszał jego głos w głowie i czy na pewno go słyszał, ale miał teorię. Teraz pozostało ją potwierdzić.
- Prawdziwe imię. - Blondyn uśmiechną się i przystaną gdy był o krok o odcięcia głowy starszego mężczyzny.
- Mam na imię Naruto, Naruto Namikaze. - I Uchiha Obito umarł, prawdopodobnie teraz naprawdę. - To była dobra walka. - Oddał cześć mężczyźnie poprzez ukłon i pozwolił sobie przejść po jego zwłokach by dosięgnąć kunaj z notką i zniknąć będąc pewnym, że nikt nie powiąże go z tą zbrodnią, wróci posprzątać jego zwłoki, ale trochę później.
- Dobrze cię znowu widzieć, Naruto-kun~ Mężczyzna w spiralnej masce również zaczął odchodzić. Długi płaszcz pokryty chmurami kołysał za nim. Imię chłopca było zaskoczeniem, ale i wyjaśniało, dlaczego chłopiec go znał. - Naprawdę dobrze. - Obito przywołał myślami chwile w której po praz pierwszy go zobaczył, chwilę w której młodszy przykuty był łańcuchami, cały brudny. Nie umiał wtedy poprawnie mówić, ale jego inteligencja i wiedza były większe niż oczekiwał, niestety, jego osobowość była lekko wypaczona. Zastanawiał się, czy dalej tak jest. Może, skoro nie zawahał się odebrać mu życia i podeptać zwłok, mimo, że oddał mu pokłon za dobrą walkę. - Pewien stary mędrzec, pustą drogą szedł~~
Podśpiewał, nie mu było oceniać, on sam też nie był do końca normalny. Tyle, że on był taki ponieważ był, a blondyna takim uczyniono.
- I potkną się o kamień, po czym sobie zdechł. - Dokończył blondyn. Nie wiedział, czy dobrze było pozwolić mu na odejście, ale rozkaz z jakiegoś powodu już go nie trzymał. A racjonalne myślenie zakazało dalszego ataku. Może Obito faktycznie był już martwy, może, a może zmienił się tak bardzo, że nie był już dawnym sobą. Czasem tak jest, że mimo, że jest się dalej tą samą osoba wcale nie jest dawnym sobą. - Czas dokończyć robotę. - Mruknęło coś w nim, a on uśmiechną się na dźwięk tego głosu. - Racja.
I może blondyn też nie był już sobą, bynajmniej na teraźniejszego "niego" składało się więcej osób niż on sam, a on zaczął gubić się w tym, czy jego ciałem sterują duszę je oplatające, czy "on", a może był to lis który siedział cicho tak samo jak zawsze albo może nawet bardziej, niż zawsze.
Blondyn uśmiechną się po raz kolejny w tym dniu i znów przyłapał się na tym, że nie był to szczery uśmiech, ale, jak wiele innych rzeczy, nie było to ważne.
~1735-slów~
Jak wrażenie po rozdziale, zachęcam do podzielenia się opinia w komentarzach --->
(Wcale nie żebram o komy, wcale, a wcale ( ˘ ³˘)♥︎)
Miłej nocy, kochani!
PS. Numeracja mi się spartoliła, więc możecie uświadczyć spamu rozdziałów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top