~XV~
To była kwestia szczęścia, fakt, że dotarli na czas był tylko i wyłącznie szczęśliwym trafem.
- Zajmij się łodziami. - Krótki komunikat i chmura białego dymu. Tazuna zastanawiał się, czy to tak zawsze wyglądała ich współpraca. Nie był to zbyt dobry moment na jakiekolwiek przemyślenia dotyczące relacji tej dwójki, ale budowniczy nie mógł zmusić się do zaprzestania. Jaka relacja ich łączyła?
W czasie wędrówki towarzyszyła im cisza, która wydawała się być dla obydwóch wygodna, ale gdy ze sobą rozmawiali, czy było lekkie napięcie. Wiedział, że starszy z ANBU mimo swojej reputacji w cale nie był bezuczuciowy, było to widać gdy patrzył na swojego młodszego towarzysza. Tazuna nie przypuszczał by byli w związku, było to raczej niemoralne i zdecydowanie obrzydzało budowniczego, ale nie mógł zaprzeczyć, że miłość w oczach szarowłosego zdecydowanie była prawdziwa.
Gdy starzec myślał o rzeczach o których nikt normalny nie pomyślał by w tej chwili, Naruto zdążył pozbyć się wojowników z wody i wyszedł na brzeg gdzie czekał już na niego Kakashi. Szarowłosy miał na sobie silny zapach krwi, ale Naruto był pewny, że nie krwawił.
- To już wszyscy? - Zapytał sensora zamaskowany. Zaprzeczenie przyszło dopiero po dłuższej chwili. Pojawił się ktoś, kogo poziom zbliżony był do byłego anbu. - Jeden? Dwóch? - Naruto pokazał na palcach "dwa" po czym wskazał kierunek z którego nadchodzą.
— Są silni, ale jest między nimi różnica. Prawdopodobnie nauczyciel i uczeń. Do tej pory tylko się nam przyglądali, ale obecnie szykują się do ataku. — Blondyn zawsze był dokładny w odczytywaniu zamiarów wroga. — Mniejszy, prawdopodobnie uczeń, zamierza zająć się mną, a starszy tobą. Prawdopodobnie rozpoznali cię i stwierdzili, że jesteś większym zagrożeniem.
Naruto na ich mieści wybrał by na odwrót. Kakashi mógł być wzorem dla wielu ninja, ale już dawno przestał być maszyna do zabijania. Młodszy prawdopodobnie przeżyłby stracie z nim, inaczej się miała sprawa jeśli chodziło o Naruto. Mimo wszystko ninja Konohy nie zamierzali zamieniać się przeciwnikami.
— Miło mi cię poznać, zwą mnie lisem, będę twoim przeciwnikiem. — Przywitanie, które wykonywał prawie zawsze zabrzmiało boleśnie w głowie Haku.
— C-co to...? — Z jego nosa wyciekła krew. A więc nie mógł wytrzymać nawet tego... Naruto poczuł ukucie w klatce piersiowej. Byli daleko od siebie, ale chłopiec mógł zobaczyć powód swojego krwotoku. Maska ANBU od razu rzuciła się w oczy dwójki najemników. Na początku myśleli, że to była zwykła drewniana maska, łudząco podobna do tych ANBU, ale teraz wiedzieli, że się mylili.
- Cholera... - Zabuza przeklną nie odrywając wzroku od kopiującego ninja. Nagle czakra dziewięcioogoniastej bestii sprawiła, że mężczyzna upadł. Naruto wysłał im ostrzeżenie. Kakashi nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale nie kwestionował jego decyzji, sam odczuł jego skutki, ale blondyn osłonił go przed upadkiem.
— Powinniście odejść. — Słowa odbiły się w głowach przeciwników na tyle boleśnie, że obydwaj kaszlnęli krwią. — To moje ostatnie ostrzeżenie.
Nie potrzebowali więcej. Zabuza i Haku po raz pierwszy oddali walkę.
Ninja Konohagakure postanowili pomoc w sprzątaniu zwłok i szukaniu ludzi w gruzach niektórych budynków. Naruto stworzył kilkadziesiąt klanów cienia i kazał im pomóc jak tylko mogą. Dzięki "taniej sile roboczej" jak nazwał je Pan Tazuna, po godzinie wioska wyglądała jak wcześniej, a wszyscy ranni dostali potrzebną pomoc. Kakashi podszedł do chłopca i poczochrał go po jego blond włosach.
- Dobra robota, Naruto. - Uszy młodszego poczerwieniały. Kakashi lubił momenty w których syn jego mistrza zachowywał się odpowiednio do swojego wieku. - Coś się stało?
Nachylił się lekko do jego ucha chcąc zrobić mu na złość i dmuchną mu w kark myśląc, że odskoczy. Blondyn jednak stał, jak stał.
— Nie drocz się ze mną w ten sposób, proszę. To może skończyć się wielkim nieporozumieniem. — Kakashi nie zrozumiał o co chodziło chłopcu.
Może lepiej, że nie rozumiał.
Ich wymianę zdań przerwał Tazuna, który z podejrzliwym spojrzeniem zaproponował im nocleg.
- Mamy tylko jeden wolny pokój, mam nadzieję, że to nie problem. - To nie była sprawa budowniczego, ale jego ciekawość nie pozwoliła mu na odpuszczenie w ten sposób. Musiał wiedzieć dokładniej co łączy ta dwójkę.
- To nie problem, dziękujemy za gościnę. - Hatake odparł z obojętnym wyrazem twarzy.
- To ja powinienem dziękować! - Starzec nie zorientował się, że były ANBU nie miał ochoty na rozmowę i zaczął wychwalać, najpierw swojego wnuka, później swoją córkę, a na samym końcu jej wspaniałe dania. - To tutaj, wejdźcie, wejdźcie. Moi drodzy, mamy gości!
Pani Tsunami wyłoniła się z kuchni w fartuchu i z garnkiem w rękach.
- Witam panów, cieszę się, że mogę poznać tak wspaniałych bohaterów, siadajcie proszę, jedzenie gotowe. - Kakashi wiedząc, że Naruto wycofuje się z oferty posiłku chwycił go za rękę i usadowił obok siebie przy stole. Karmienie go również by mu nie przeszkadzało, ale postanowił nie kompromitować ani siebie, ani swojego brata. - Coś nie tak? - Spytała kobieta kładąc na stole dodatkowe naczynia i dwie pary pałeczek. Hatake postanowił zmienić temat:
- Mówił Pan, że ma Pan wnuka. - Niezbyt go to interesowało, ale postanowił tym razem trochę odciążyć blondyna. Dalej musiał zapytać, jak to możliwe, że użył czakry demona i ten nie przejął nad nim kontroli, a Naruto był już wystarczająco mocno obciążony psychicznie.
- Ach tak, ten urwis... Zawsze go nie ma, gdy jest potrzebny. Inari! Obiad! - Głośno, zbyt głośno. - Chłopiec stracił ojca w młodym wieku, to wszystko przez Gatō, naprawdę jestem wam wdzięczny.
Słowa przestały płynąć z jego ust dopiero po pojawieniu się małego chłopca. Wyglądał jak każde inne dziecko w jego wieku, ale w jego oczach kryła się uraza.
- Przywitaj się z bohaterami. - Tsunami ponagliła go, a emocje które w sobie trzymał skumulowały się i wybuchły wraz z otworzeniem przez niego ust.
- Gówno, nie bohater! Sam poradziłbym sobie z Gatō! Nie potrzebowałem niczyjej pomocy!! - Krzyczał, a Naruto instynktownie się spiął. Zachował się co raz swobodniej w towarzystwie Kakashi'ego i ukazywał stronę, która go martwiła. Dziecko wydawało się być przerażone każdym, nawet najmniejszym ruchem. Każdym dotykiem, głośnym słowem... To nie było normalne. Hatake nie chciał, by Naruto się bał.
Spojrzał na chłopca zimnym wzrokiem po czym odezwał się równie lodowato.
- Jesteś za głośny. - Dziecko wzdrygnęło się na jego słowa i wycofało. Czyżby był za ostry? Czy naprawdę się tym martwił?
Podniósł głowę swojego towarzysza i widząc, że ten zrezygnował z trzęsienia się i wpadł w stan pustki delikatnie nim potrząsną.
Też takie miewał. To było naprawdę dawno temu, ta chwila ukojenia, pełnej obojętność... Chwila którą wybierał gdy tylko mógł i która po jakimś czasie zaczął w pełni żyć. Chwilą która Naruto żył gdy nie było go przy nim.
- J-ja... - Pani Tsunami która też byle lekko przerażona ostrym tonem postanowiła pobiec za synem. Zepsuł kolacje, ale nie było mu szkoda posiłku.
- Może nam Pan pokazać pokój? Naruto był zmęczony i przysną. - Kłamstwo gładko wyszło z jego ust bo im dłużej kłamał tym łatwiej mu to wychodziło. Tazuna poderwał się i zaprowadził dwójkę mężczyzn do sypialni. - Mój brat i ja odpoczniemy teraz i wyruszymy z samego rana, proszę nie szykować dla nas śniadania.
Brat... Tazuna uzyskał odpowiedzi, ale z szoku zignorował ją.
- Mów do mnie, Naruto, wiem, że potrafisz. - Młodszy odwrócił głowę. - Proszę, braciszku... - Bracie, Naruto już nie lubił tego określenia. Rysowało granice której blondyn z jakiegoś powodu nie chciał zaakceptować. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego tak bardzo irytuje go słowo "brat" jeśli odniosło się do związku między nim a jego nauczycielem. - Naruto, proszę.
Namikaze zrobił coś, czego sam się nie spodziewał. Chwycił Hatake za ręce i przyszpilił do podłogi na której siedzieli. Cieszył się, że miał maskę. W tej chwili była ona błogosławieństwem.
— P-przepraszam. — Uciekł oknem zostawiając samego zdezorientowanego szarowłosego. — N-na ramen, co ja zrobiłem? — Szczerze martwił się, że Kakashi będzie zły, ale obecnie martwił się nie tylko tym. Jego serce biło jakby miało zamiar uciec z jego piersi. — Czy to zawał...?
Lis który do tej pory siedział cicho głośno roześmiał się na ostatnią myśl.
— Bhahahaha! — Basowy głos nie pasował do tego rodzaju śmiechu. — Jak można być tak... Tak... Hahaha! — Gdy już się opanował i zdał sobie sprawę co zrobił odezwał się z powagą. — To nie zawał.
I zamilkł. Naruto podejrzewał, że nie usłyszy go dopóki jego emocje będą stabilne. Lis już taki był. Długo milczał, a jak już się odzywał, to raczej nigdy zapytany, często z powodu emocji których Naruto nie rozumiał, a także własnych których tam naprawdę blondyn nie zamierzał wywoływać.
Obecnie jego myśli pochłonęło coś innego.
— Skro to nie zawał, to co? — Tego nie dane mu się było dowiedzieć, nie mógł również przemyśleć tego głębiej. Do jego uszu dobiegł dziecięcy płacz. — Coś się stało, Inari-San? — Zapytał w głowie chłopca, a ten rozejrzał się zdezorientowany. — W prawo.
Pomachał mu pomagając szybciej się znaleźć.
- Jak to robisz...? - Młodszy zapytał.
— Masz na myśli to, że słyszysz mój głos w swojej głowie? — Syn Tsunami przytakną. — Mój pan mawia, że to dla tego, że jestem demonem. Nie myli się, chociaż w więcej niż 50% jestem człowiekiem.
- Nie w stu? - Dopytał Inari wyraźnie zaciekawiony.
— Nie...
- Musisz być samotny, czy nie masz przez to problemów? - "Problemów"? Naruto nie znał odpowiedzi na to pytanie. - Wybacz, chyba nie powinienem pytać.
— Nie, Inari-san, przepraszam, ale nie wiem jak odpowiedzieć na Twoje pytanie. — Pokornie schylił głowę przed chłopcem. — Błagam o wybaczenie.
- N-nic nie szkodzi! - Młodszy poczerwieniał. - P-proszę unieś głowę, to dziwne! - Dziwne? Naruto nie spytał, ale zachował to w pamięci. - Jesteś ANBU prawda? Dużo o nich słyszałem.
Blondwłosy przytakną i pozwolił sobie na ułożenie się w wygodniejszej pozycji. Jego nogi zwisały z dachu a on sam wydawał się bardziej skłonny z niego zeskoczyć, niż zejść jak wcześniej planował.
- Hej, to niebezpieczne. - Młodszy zareagował i pozwolił sobie na pociągnięcie zamaskowanego "przyjaciela" trochę do tyłu. Naruto spiął się pod wpływem dotyku, ale nic nie powiedział. Czuł się niekomfortowo gdy dotykał go ktoś po za Kakashim. - Jest Ci zimno? Drżysz.
— W porządku. — Uspokoił go blondyn. — Coś się stało? — Powtórzył pytanie. — Twoje oczy łzawią.
- Nie chciałem. - Mrukną cicho. - Byłem zły, ale nie chciałem na was krzyczeć! - Zły? Naruto pamiętał uczucie złości. - T-tak bardzo prze-przepraszam uwaaa!
Płacz dziecka nasilił się, a Naruto był zdezorientowany i bezradny. Nie wiedział, jak uspokoić kogoś kto płaczę tak zawzięcie.
— J-jestem tu. — Powiedzenie tego w cale nie pomogło. — Hej, przestań... — Dziecko płakało dalej. Naruto postanowił zrobić coś, co Kakashi robił dla niego i lekko objął głowę chłopca. — J-już, jestem tutaj.
- Hatake-San był na mnie zły, dalej jest! Uwaaaa! - Naruto po raz pierwszy w życiu miał ochotę skarcić szarowłosego.
— W cale nie, to moja wina. — Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł. — I-inari-san, a może pójdziemy przeprosić Kakashi'ego? Poczujesz się wtedy lepiej?
- Mhm, a-ale pójdziesz ze mną, t-tak? - Blondyn przytakną.
Inari przeprosił byłego ANBU, a ten zrobił to samo. W końcu chłopiec usiadł i zaczął opowiadać o jego ojcu, Kakashi podejrzewał, że młodszy wyolbrzymia, ale Naruto wydawał się tak zafascynowany historią, że nie zamierzał psuć im zabawy. To było całkiem urocze, ta dziecięca strona.
- Ale umarł... - W oczach chłopca pojawiły się łzy, a Naruto od razu zmienił swoje szczęśliwe nastawienie na te zdezorientowane. Wyglądał tak samo, gdy chłopcy tu przyszli, a jego koszulka była mokra od łez młodszego. Kakashi był delikatnie zazdrosny, ale skarcił swoje myśli. To był dobry znak, Naruto robił postępy.
— Zasną. — Naruto tracił lekko twarz młodszego.
— Tak. — Odparł w myślach Kakashi. — Położę go do jego pokoju, a ty wykąp się w tym czasie. — Tak też zrobili, gdy Naruto wrócił, Kakashi leżał już w łóżku. - Chodź tu.
Blondyn posłusznie wykonał polecenie i położył się na skrawku łóżka, tak, by aby nie dotknąć leżącego na samym środku Hatake.
- Bliżej. - Naruto poruszył się milimetr do przodu. - Co ja z tobą mam, dzieciaku... - Został przyciągnięty i przytulony. Jego twarz spłonęła rumieńcem, a on podziękował temu, kto wynalazł maski za ich istnienie. - Będzie Ci niewygodnie, możesz ją ściągnąć.
Młodszy przytrzymał maskę przy twarzy.
- Spokojnie, nie ściągnę jej, jeśli tego nie chcesz braciszku. - Kakashi odsuną się trochę, a Naruto zdał sobie sprawę, że i on rysował swoją maska pewne granice.
~1933-słow~
Ilość słów to taka mała rekompensata za nie wstawienie tego rozdziału wczoraj, mam nadzieję, że się podobało i do następnego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top