~XLII~

Przemierzali las nieustannie, szybko i bez odwracania się za siebie. Musieli zniknąć z terenów należących do Konohagakure w jak najkrótszym czasie, bo mimo, że nie byli na razie śledzeni w każdej chwili mogliby.

A ten pościg oznaczałby, że Naruto nie żyje.

Kakashi nie chciał dopuścić do siebie tej myśli tak jak i tego, że zostawiają go by samemu moc uciec. Widział, że prawdopodobnie nie mógł równać się z blondynem nawet w najśmielszych snach. Kiedyś, dawno temu, może miałby szanse go zranić, ale teraz, gdy blondyn dawno przerósł swojego ojca pod względem siły szarowłosy nie stanowił dla niego wyzwania i gdyby Naruto chciał, mógł zabić go w mniej niż minutę i nic ani nikt nie mógłby go powtrzymać.

- Nic mu nie będzie, prawda, Kurama-San? - Sakura zapytała przerywając niezręczną ciszę.

- Nie zabiją go. - Odparł lis. - Orochimaru im na to nie pozwoli, zwłaszcza, że Naruto był jedynym który przetrwał z pieczęcią dłużej niż miesiąc. Będzie chciał utrzymać jeden z swoich udanych eksperymentów przy życiu, biorąc pod uwagę, że nie wie, co sprawiło iż to akurat Naruto przetrwał.

- Jak możesz być tak pewny? - Yamato pyta.

- Żyje dłuższej niż ty chłopcze, może ci się wydawać, że go znasz lepiej niż ja, w końcu JESTEŚ jego udanym eksperymentem, ale niewiele wiesz. Przede wszystkim, jeśli o ciebie chodzi to nikt nie wiedział, że się udałeś, powinieneś umrzeć i oboje jesteśmy tego świadomi. Z Naruto jest inaczej... On jest inny niż każdy z was i przede wszystkim jest bronią którą Orochimaru chętnie wykorzysta. - Zmierzył Yamato spojrzeniem. - Jest czymś czym nigdy nie będziesz, choć wolałbym by było inaczej. Jesteś potężny, Yamato, ale tylko jedna osoba w naszym gronie wygrałaby, gdyby rzuciła Naruto wyzwanie.

Drużyna odwróciła się w stronę sennina a Kurama zaśmiał się szczerze i brzmiało to tak nienaturalnie, że po jego śmiechu zapadła mrożąca krew w żyłach i pełna wyczekiwania cisza. Lis otarł łzy które pojawiły mu się w knocikach oczu gdy skończył się śmieć i westchną.

- Bez urazy, Jiraiya, ale nie sądzę, może gdybyś połączył siły z Yamato, ale dalej stanowiłby dla was wyzwanie. Nie jest już dzieckiem. - Serce Kakashi'ego zabiło boleśnie na te słowa.

- Jakby kiedykolwiek był. - Mrukną zwracając tym samym uwagę wszystkich.

- Odrzuciłeś go, ponieważ dla ciebie wiecznie będzie dzieckiem. - Kurama warkną. - Teraz też go tak postrzegasz, mimo, że jesteś boleśnie świadom, kim naprawdę jest. Jego ciało przestało być jednak ciełem dziecka, i jeśli chcesz dalej się wzbraniać, za niedługo będziesz musiał wymyśleć inną wymówkę.

- Nie potrzebuje wymówki! - Powiedział a jego głos stał się lodowaty. - Doskonale wiesz, jak go postrzegam, nie uważałem go za dziecko nawet gdy wyglądał jak jedno. Jest mi jak brat i przykro mi, że nie mogę odwzajemnić jego uczuć.

- Och, ależ już to zrobiłeś. - Zmierzył go wzrokiem, a potem zrobił to samo z Yamato. - Nawet jeśli zdecydowałeś się być z nim... - wskazał byłego ANBU - Wszyscy trzej znamy prawdę.

- Sensei spotyka się z Sensei'em? - Sakura przekrzywiła głowę.

- Tak, Kakashi-senpai odwzajemnił moje uczucia. - Unikał wzroku wszystkich gdy to mówił.

- Zwodzisz siebie, jego i moje szczenię, Hatake. Mimo, że oni dwaj daliby się za ciebie zabić. - Kurama odwrócił się do niego plecami. - Gdybyś przyszedł po głowę Naruto, zabił by się i kazał swoim podwładnym przyszykować ją dla ciebie, jakby była prezentem. Dostałbyś ją podaną na srebrnej tacy. Jesteś jedynym, który może go pokonać i tym samym jego jedyną słabością. Ale nawet jeśli teraz to wiesz, nic z tym nie zrobisz, prawda? To by było za wiele. To by było przekroczenie "braterskiej" linii którą nakreśliłeś.

- Nie mogę pokonać Naruto, nie jestem silniejszy niż Sennin i daleko mi do poziomu w którym mógłbym go choćby drasnąć. - I rzeczywiście tak było, ale tylko gdyby Naruto staną do walki.

Nikt z zebranych nie miał jednak wątpliwości, że nie staną by.

###

Szli w przeciwnym kierunku niż posłał swoich towarzyszy, choć Naruto nie mógł być pewien. Związali mu oczy, zakneblowali go oraz zakuli mu ręce w jego dawne kajdany gdy wsadzali go do klatki, ciągniętej przez konia. Piętnaście razy zmieniali kierunek jazdy, ale blondyn wiedział, że na początku kręcili się w kółko by go zmylić. Nikt nie sądził, że przeżyje więcej niż miesiąc, który dali Orochimaru na jego eksperymenty, ale gdyby jakoś wyszedł nie mogli pozwolić by szybko odnalazł się w terenie.

- To bezcelowe. - Mrukną sennin patrząc na swoich towarzyszy, a potem na klatkę w której, wraz z pierwszym i drugim Hokage siedział blondyn, ściskający paczkę. Odwrócił wzrok od przesyłki przypominając sobie co ona zawiera. Blondyn patrzył na swoich towarzyszy niedoli, choć patrzył było co najmniej przesadzonym powiedzeniem, gdy nagle gwałtownie szarpną głową w jego stronę, dając mu do zrozumienia, że jego umiejętności nie zanikły. - To demon, widzi nawet bez zmysłu wzroku i nie ważne jak bardzo się postarasz, odwzoruje naszą drogę bezbłędnie jeśli będzie miał okazje.

Nikt mu jednak nie wierzył.

- Cóż, biorąc pod uwagę, że poszedł tak chętnie, istnieje szansa, że to pułapka mająca na celu znalezienie naszej kryjówki. - Stwierdził Tobi, a jego poważny ton sprawił, że wszyscy skupili na nim swoje spojrzenia. Nagato obrzucił Naruto nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Masz racje, ale nie sadze, by był wstanie im ją przekazać. - I tylko Orochimaru oraz Obito wiedzieli, jak bardzo krewny Uzumaki się myli.

Haku? — Blondyn w trakcie rozmowy zdołał przelewać się do umysłu byłego przeciwnika i człowieka który przyrzekł mu swoje życie. Haku jak i Zabuza byli wystarczająco dobrzy by ukryć się przed spojrzeniami Akatsuki, ale ich dalsze podążanie za grupą mogło okazać się dla nich śmiertelne. — Nie czas ginąc za coś, co do niczego się nie przyda. Zabierz Zabuze i odszukajcie Hatake, zostanie on waszym tymczasowym liderem, dołączycie do misji.

Ale... — Młody krzyczymy słabo zaprotestował.

— Zanim wyruszycie znajdźcie Itachiego i zabierzcie go ze sobą, przekażcie Sowie moje rozkazu; „Służyć pod Hokage, najpierw wioska, później wy."

Tak jest, mój panie. — Odparł. — Sowa przejmie dowództwo?

Nie, od teraz wszyscy będą służyć bezpośrednio pod Hokage, do mojego powrotu, albo do powrotu Kakashi'ego. W zależności kto wróci pierwszy. — Choć nie spodziewał się, by Hatake był pierwszym. — Mogą wam nie uwierzyć, hasło potwierdzające to „dzwoneczek".

Rozumiem, powodzenia, mój panie. —Nie podziękował, oboje wiedzieli jednak, że nie potrzebował słów zachęty. Jego zachęta spoczywała na jego kolanach i odkrył jak wiele łączy go z byłym uczniem jego ojca.

Czy wskrzesił Madare? — Zapytał a Tobi ledwo unikną podskoczenie na rozdzierający jego świadomość dźwięk.

Czy myślisz, że jeśli by to zrobił dalej by żył?

A więc odpowiedz brzmiała nie, niebiesko oko musiał się jeszcze tylko dowiedzieć dlaczego i dlaczego czuł, że jego pan również nie obudzi się szybko.

Mój ojciec? — Zapytał, a Tobi zachichotał czym nie wzbudził większego zainteresowania, jakby jego nagłe chichotanie było czymś co zdarzało się często.

Nie... Twoja matka.

~1083-słów~
Ambitnie stwierdziłam, że zmienię coś w oryginale i oto mamy; nasza ukochana krwawa habanero wróciła z zaświatów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top