~XIV~
To nie wiele dla niego znaczyło, naprawdę niewiele: jego drużyna miała przerwę ponieważ Sakura czuła się źle z tym co zobaczyła więc Naruto miał trochę czasu. Zapuszczenie się dalej niż obrzeza wioski nie wydało się dla blondyna problemem, a determinacja starca sprawiła, że młodszy złożył sobie obietnice pomocy mu.
Problemem było spełnienie tej obietnicy.
Danzō na pewno nie pościłby go gdyby nie wiedział w tym korzyści, a Naruto nie potrafił znaleźć obecnie żadnej. Był na przegranej pozycji a jedyne wyjście które znalazł w żadnym stopniu mu nie odpowiadało.
- Gdzie jesteśmy? - Otaczała ich bezkresna czerń, w powietrzu unosił się zapach zgnilizny a jedynym punktem odniesienia był odgłos dzwoneczka który pojawiał się raz na kilka minut. Chłopiec spojrzał na niego: Kakashi po raz pierwszy doświadczył głębi jego oczu. Po raz pierwszy od pewnego czasu ujrzał jego twarz i po raz pierwszy od dawna dane mu było usłyszeć jego głos:
- To mój umysł. - Odparł chłopiec naturalnie a Kakashi odruchowo obejrzał swoje ciało. - Nie jesteś zraniony, nie zamierzam również dopuścić do twojego zranienia. Lis jest daleko.
I tylko odgłos dzwonka prowadził do klatki.
- Twój umysł... - Dotkną jednej ze ścian, a astralne ciało Naruto upadło. - P-przepraszam! - Kakashi nie potrafił opanować drżenia głosu. Dlaczego dziecko działało na niego w taki sposób? Co sprawiało, że Naruto był dla niego tak cholernie ważny?
- To nic. - Blondyn odtrącił rękę poruszonego szarowłosego, a może po prostu nie uważał, że ręka została wystawiona by pomóc mu wstać. - Ja... - Zaczął niepewnie, to było do niego niepodobne. - Potrzebuje wilka!
- Co? - Hatake spojrzał na niego zdezorientowany. Wilka? O jakim wilku mówił? Po chwili, która dla Naruto wydała się wiecznością, Kakashi zrobił coś, czego młodszy nie był wstanie przewidzieć. Uderzył go. - Przerwij to. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Hatake był zły, był zły! Naruto nigdy nie brał pod uwagę, że Kakashi może się na niego ze złościć. Były ANBU zawsze był wyrozumiały i pełen współczucia w stosunku do chłopca, a nagle uderzył go, a blondyn nie miał nawet pomysłu co takiego zrobił nie tak. Czy to dlatego, że był tak nieoficjalny? Powinien okazać mu szacunek, w końcu teraz był jego nauczycielem... Jednak Kakashi nigdy nie domagał się szacunku, Sasuke mówił do niego nieoficjalnie, był bezczelny i zdążało mu się zwyzywać ich sensei'a, a mimo to Kakashi nigdy się na niego nie złościł. Blondyn spuścił wzrok i, przyodziawszy wcześniej swoją maskę, zadzwonił dzwoneczkiem. Dzwonek oznaczał, że Naruto nie radził sobie z emocjami i musiał natychmiast się ich pozbyć. Odgłos dzwonka który niegdyś dał mu Hatake go uspokajał, pozwalał mu oczyścić umysł. Naruto zrozumiał. Nie powinien porównywać się z Sasuke. Relacja między Kakashi a Sasuke była inna. Hatake wychowywał brata Itachi'ego po tym co stało się z klanem Uchiha. Oczywiście, że byli sobie bliscy! Popełnił tak głupi błąd i naprawdę nie wiedział, co teraz...
Tymczasem Kakashi miał co raz większe wyrzuty. Był zły, ale zdecydowanie przesadził! Zachował się jak ostatni idiota. Powinien odetchnąć i wyjaśnić całą sytuacje, ale emocje zdecydowały za niego. Był obojętny w każdej sytuacji, niczym wyprany z emocji: idealny ninja. Był taki więc dlaczego doszło do całej tej sytuacji?
Jego umysł odetchną, ale sumienie było niespokojne. Poznał jeden z osobistych powodów dla których chłopiec go odpychał, ale wcale nie czuł się z tym dobrze. "Wilk" nie był "Sensei'em" a "Kakashi-sensei" nigdy był jego partnerem. Naruto musiał ubzdura sobie, że skoro przestali już być partnerami to ich relacja przestała istnieć.
— Jest jednocześnie geniuszem i głupcem. — Pomyślał powoli podnosząc się z ziemi. Musiał upaść gdy Naruto wciągną go do swojego umysłu. Właśnie... Jak to zrobił? Od początku to potrafił? I czemu nie bolało jak wtedy gdy robił to Danzō? — Nie, najpierw powinienem go przeprosić.
Ubrał się w swój stary strój, szczerze żałował, że oddał swoją maskę, ale na tym etapie nie mógł już nic zrobić. Westchną ciężko i przeanalizował potencjalne lokalizację w których znajdować się mógł Naruto.
Szukanie nie zajęło mu długo: wejście do bazy korzenia było trudne, ale nie niemożliwe więc szarowłosy wykorzystał swoje znajomości i wślizgnął się do środka. Naruto klęczał pośrodku swojej klatki, jego ręce zostały wykręcone i przykute do ściany grubymi łańcuchami a głową przymocowana metalowym zaciskiem z pieczęciami do ziemi... Widok ten nie był czymś co można było uznać za naturalne, ale Kakashi nie był w cale zdziwiony. Blondyn dużo czasu spędzał w tej pozycji, od dziecka traktowany był niczym dzika bestia więc łańcuchy były czymś towarzyszącym mu od urodzenia.
- Porozmawiajmy. - Kakashi usiadł naprzeciwko i odezwał się. Czuł na sobie wzrok mężczyzny któremu jego znajomy rozkazał odprowadzić go do klatki. - Przepraszam, poniosło mnie, proszę, porozmawiajmy.
Jego obraz się rozmył, nie był tak wyrazisty jak powinien, ale uznał, że było tak dlatego, że leżał w czerwonej od krwi wodzie. Czy widok stosów zwłok w umyśle dziecka powinien go zaniepokoić? Cóż, gdyby nie fakt, że był to Naruto Kakashi przejął by się zgniłym mięsem trochę bardziej. Jednak był to blondyn, dla którego zwłoki oznaczały coś niepotrzebnego: zwłoki które tu leżały niekoniecznie świadczyły o krytycznym stanie psychicznym chłopca, a raczej o tym, że musiał pozbyć się niepotrzebnych mu już informacji z głowy by zrobić trochę więcej miejsce na nowe.
Szarowłosy odszukał wzrokiem blondyna. Naruto krzątał się pomiędzy pułkami wypełnionymi po brzegi przeróżnymi zapiskami. Gdzieś coś przenosił, coś zamieniał w zwłoki dając do zrozumienia, że już tego nie potrzebuje, ale ani razu nie uraczył Kakashi'ego spojrzeniem. Starszy postanowił zaczekać.
Po kilku minutach Naruto w końcu spojrzał w stronę swojego gościa. Atmosfera była napięta, ciężka... Nigdy wcześniej nie doświadczył takiego napięcia.
- S-sensei. - Och, zająkną się. Na jego twarzy pojawiła się maska którą przywołał by ukryć zaczerwienienie. Wziął głęboki oddech i ukłonił się. - Przepraszam, że byłem tak nieformalny ostatnim razem, nie miałem na celu urażenia nauczyciela. - Jego głos nie zadrżał podczas mówienia i blondyn był z tego powodu naprawdę dumny. - Pragnę prosić o przysługę, naprawdę nie wiem jak wyrazić to, by nie obrazić sense'ia...
-Naruto, wystarczy. - Kakashi położył mu rękę na ramieniu. - Jestem jedynym który powinien przepraszać, powinienem wyjaśnić sytuację zanim zacznę działać impulsywnie. - Nabrał oddechu. - Nie jestem zły dlatego, że nie byłeś formalny, wręcz przeciwnie, cieszy mnie, że w końcu zrezygnowałeś z powagi i wyraziłeś swoje pragnienie. Wiele znaczy również dla mnie fakt, że pokazałeś mi swoją twarz i odezwałeś się do mnie nie ukrywając emocji. Byłem zły, ponieważ... Psia krew.
Jak na zawołanie obok nich pojawił się pies. Naruto go znał, nawet zdążało mu się z nim współpracować.
- Kakashi chce powiedzieć, że irytuje go twoja poprawność. Znaliście się wcześniej, nie ma potrzeby ignorować waszej wcześniejszej relacji, mój pan chce do niej wrócić, ale przez fakt, że ciągle mu to uniemożliwiasz w końcu nie wytrzymał i wybuchną, czego szczerze żałuję i przeprasza. - Pies objaśnił sytuację poprawnie i szybko, a Hatake poczuł ulgę gdy maska Naruto zniknęła i ukazało mu się zakłopotanie wywołane słowami jego pupila. - Och racja, jestem tu, ponieważ Hokage-sama was wzywa.
- Nas? - Dopytał Kakashi. Pies posłał mi coś w rodzaju uśmiechu, a Naruto wypuścił ich z swojego umysłu.
###
- Dzień dobry, Tazuna-san. Będziemy Pana eskortować. - Zaskoczony starzec spojrzał na mówiącego. Nie spodziewał się zobaczyć tego, który ostatnio odmówił mu eskorty zasłaniając się dziećmi.
- Dlaczego ty? Konohagakure ma aż taki niedobór by znając prawdę przyznać mi jedynie jednego ninja? Powiedziałem przecież, że zapłacę, jeśli pomożecie! - Budowniczy wydawał się zirytowany, ale Kakashi był zirytowany bardziej niż on i gdyby nie fakt, że miał iść na tą misję wraz z Naruto, już dawno by go tu nie było. - W dodatku to dziecko...
Mężczyzna miewał ostatnio dużo koszmarów związanych z chłopcem. Tazuna nie raz widział śmierć i nie jedno w życiu przeżył, ale obraz blondyna w lisiej masce który odcina głowę dorosłemu mężczyźnie poruszył nim w szczególny sposób,
- Czy nie mówiłeś ostatnio, że zabieranie dzieci jest niebezpieczne? - Naruto postanowił przedstawić się by nie było żadnych niedomówień.
— Zwą mnie Lisem, jestem czynnym ANBU korzenia od 9 lat, będę pana eskortować. Proszę zachować dla siebie moją tożsamość inaczej będę musiał pana unieszkodliwić. Poprzez unieszkodliwić mam na myśli odcięcie języka i obydwu rąk, w najgorszym przypadku całej głowy.— Po powtórzeniu formułki którą mówił każdemu bez większych wyjątków zaczął emanować pozytywną energią. I mimo, że Kakashi nie słyszał słów chłopca po minie starca zrozumiał, że blondyn nie starał się być taktowny.
Szczerość bywała czasem niebezpieczna i kosztuje wiele, nie tylko tych, którzy się na nią zdobyli, ale również i tych którzy jej doświadczali. W tym przypadku ceną szczerości było opóźnienie: Tazuna, budowniczy którego Kakashi i Naruto mieli eskortować, zemdlał ze strachu po usłyszeniu chłopca.
~1427-słów~
Moja systematyczność jest niczym wena — Wszyscy wiedzą czym jest, każdy może jej doświadczyć, ale tak naprawdę nie istnieje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top