Prolog

Gdy tylko spojrzał za siebie widział czerwone ślepia bestii. Cały czas skoncentrowane, czekające, aż po pełni błąd. Nie ważne, jak bardzo próbował od nich uciec one zawsze z nim były. Ukryte głęboko w nim, toczące walkę o wydostanie się każdego dnia. Czerwone oczy go prześladowały, nie dawały spać, jeść, musiał na nie patrzeć, bo inaczej tracił kontrole i pochłaniał bo niewyobrażalny ból. 

-Wstawaj! - Ktoś przejechał czymś twardym po metalowych kratach, a dziecko o blond włosach natychmiast wróciło do rzeczywistości. - Znaleźliśmy kogoś, kto nadawał by się na twojego partnera. 

Na twojego kata. Na kogoś, kto zniszczy cię jeśli spostrzeże, że jesteś niebezpieczny. Młodszy to rozumiał. Wiedział, że nie może interpretować ich słów inaczej. Miał do czynienia z tymi ludźmi od momentu narodzin i doskonale znał swoje przeznaczenie. Do puki ochraniał wioskę, był bezpieczny. Do puki nie przegra bitwy o dominacje, może żyć jako narzędzie, ale jeśli ją przegra... Jego partner go unieszkodliwi. Na zawsze. 

- Rusz się. - Rozkazał po czym bez ostrzeżenia wyrzucił go z klatki. Chłopiec o oczach w kolorze nieba został zaciągnięty za włosy do odrębnej celi w której miał poznać swojego nowego towarzysza. Drzwi z naprzeciwka otworzyły się, a on wyczuł, że jego partner jest od niego starszy o jakieś 10 lat. Miał mocną czakre, blondyn na nią reagował... Tak samo jak czerwonooki stwór w nim zamknięty. Mógł to poczuć, czerwone oczy na moment stały się bardziej intensywne. 

- Możesz mi mówić Wilk. - Nowoprzybyły odezwał się jako pierwszy. - Jak brzmi twoje imię?

-...- Chciał odpowiedzieć, ale z jego ust wydało się jedynie ciche "mch".

-Jest niemową, nie widzi również jak normalni ludzie, więc ukrywanie swego imienia nic nie da. Rozpozna cię po twojej czakrze. Uważaj na niego, to demon. Nie rozumiem, dlaczego Danzō chce, by działał w terenie. - Mężczyzna przedstawiwszy blondyna opuścił pomieszczenie, a dwojaka młodych ludzi została sama.

-... Możesz napisać swoje imię? - Szarowłosy podsuną pomysł, ale blondyn jedynie pokiwał głową na nie. - Więc jak zdajesz raporty?

Czuł, jakby jego czaszka była rozdzierana, szarowłosy zapał się za głowę i ledwo powstrzymał od krzyku bólu. Nagle usłyszał dziecięcy głos.

Robię to w ten sposób. — Hatake przytakną w geście zrozumienia, choć w cale nie rozumiał. Może młodszy w rzeczywistości był demonem. — Nie, ja... Ja nie jestem...

Drżący głos uświadomił szarowłosego, że popełnił błąd. Powinien traktować go bardziej delikatnie.

-Przepraszam, w całe tak nie uważam. - Kakashi odezwał się, od początku rozmowy starał się nie być... Jak wszyscy ANBU, ale i tak zdawało mu się, że był zbyt szorstki. - Mam na imię Kakashi Hatake, a ty?

Nazywają mnie lisem. - Każdemu słowu towarzyszył ból. W końcu Hatake go nie zniósł, a z nosa popłynęła mu krew. Blondyn ją wyczuł i zerwał połączenie.

-Czy jest jakiś inny sposób w którym... - Zaprzeczenie sprawiło, że starszy chłopak sykną. Blondyn opuścił głowę w geście przeprosin. Jedyne, czego nauczyło go życie to bycie posłusznym. Musiał być taki, jak oni oczekiwali. Mógł być jednie dzieckiem, ale jeśli oni chcieli, by odrzucił uczucia, tak właśnie robił. Kakashi jednak zdawał się nie narzucać własnego obrazu, przez co młodszy był lekko zagubiony. Może bardziej niż lekko. - Ah, to nie twoja wina.

Szczerze nie wiedział, jak miał radzić sobie z dzieckiem. Może różnica wieku wynosiła nie więcej, niż 7 lat, może Hatake również był postrzegany jako dzieciak przez niektórych, ale fakt, że miał zająć się kimś młodszym od siebie go przerażał. Hatake nienawidził ponosić za kogoś odpowiedzialności, a teraz miał zająć się dzieckiem.

Jeszcze wtedy nie wiedział, na czym ich współpraca będzie polegać, ale przez wiek swojego partnera wywnioskował, że jest on jedynie nowicjuszem. W dodatku, zdawał się nie potrafić pisać, więc Kakashi nie liczył nawet na to, że będzie wstanie poprawnie przeczytać zdanie.

- Zapoznaliście się? - Ktoś wszedł do pomieszczenia. - Jak ci się podoba twój nowy partner, Wilku?

Danzō, stary mężczyzna którego Hatake nie potrafił przetrawić, choć tego nie pokazywał zaczepił go wyraźnie dając do zrozumienia, że ma rozmowach swobodnie, jakby młodszego tu nie było.

-Mam nadzieję, że jego defekty ci nie przeszkadzają. - Coś się zmieniło. Szarowłosy nie był jednak w stanie określić, co to było. - Widzisz... Zdecydowaliśmy się przydzielić go tobie ze względu na to, że miałeś już do czynienia z demonami... Pojemnikami demonów.

Mówił o żonie jego mistrza, niewyobrażalnie silnej i pięknej kobiecie, która trzymała w sobie ognistą bestie i która zmarła z jej powodu. Zmarł również jego mistrz, ich nowonarodzone dziecko i połowa mieszkańców wioski. Jego mistrz, zanim odszedł, zdołał zapieczętować lisa w noworodku, ale dziecko "zniknęło". Było to nie więcej niż trzy lata temu. Kakashi wbił wzrok w chłopca przed sobą. Zakładał, że ma sześć, góra siedem lat, ale żeby trzy? I takie dziecko miało zostać ninja? To wyjaśniło, dlaczego młodszy nie potrafił pisać, ale nie tłumaczyło dlaczego miał być już teraz czynnym ANBU.

- Zakładam, że już wiesz. - Kakashi przytakną. - Dobrze, to dużo ułatwia. Nie będę cię okłamywać, dzieciak jest młody, ale demon w nim zbyt silny, by go nie wykorzystać. Nie musisz się martwić, lis potrafi zapanować nad ognistą bestią, a ty jesteś potrzebny w razie wypadku, w którym utrąciłby kontrolę. Twoim zadaniem będzie go zabić gdy znaczenie robić się niebezpiecznie.

-Mam zabić dziecko? - Hatake zmarszczył brwi.

- Chyba zapominasz o swojej pozycji. - Danzō warkną. - Jutro dostaniecie misję.

Ukłonił się i znika zostawiając tamtą dwójkę samą. Danzō nie czekając zbyt długo sprowadził blondwłose dziecko na podłogę aktywując pieczęcie które pokrywały całe jego ciało niczym tatuaże. Pojemnik lisa zmarszczył brwi akceptując ból jaki mu zadano i nie reagując na niego w żaden sposób. Tak, jakby go nie czuł.

- Jak wiele mu powiedziałeś? - Danzō otworzył swój umysł na chwilę, by wpuścić do niego chłopaka i nie przeżywać katuszy z tym związanych. To tak jakby na moment odłączył myślenie.

Powiedziałem, że nazywają mnie lisem. — To było do niego podobne. Proste, ale profesjonalne zachowanie. Jasne i krótkie odpowiedzi. Danzō oczekiwał, że taki będzie.

- Czyżbyś nie potrafił przejąć całego bólu, i zranił przez przypadek tamtego chłopca? - To był jedynie przytyk. Wskazanie jak bezużytecznym i wadliwym narzędziem jest.

Tak, Panie, popełniłem błąd. — Dziecko pokłoniło się aż do ziemi. Jedną z zasad, jakie mu wkuto było nie ranienie nikogo, kto nosił symbol Konohagakure. Nie ważne, czy zrobił to celowo czy też nie, jako, że zranił swojego nowego partnera Danzō go ukarze.

- Czekaj na mnie w pokoju drugim, dzisiaj ja się tobą zajmę. - Blondyn przytakną. Był jeszcze bardziej przerażony karą, ale i czuł ulgę której nie mógł opisać. Danzō mógł być najokrutniejszym z jego katów, ale nie był gwałcicielem ani nie czerpał przyjemności z karania go do tego stopnia by się podniecić. Był przerażająco spokojny oraz profesjonalny, gdy wymierzał kary, nigdy nie zmuszał blondyna do tych wszystkich ohydnych rzeczy przez które nawet dziewięcioognasta bestia odwracała wzrok.

Tak, panie. — Młodszy odparł spokojnie w wyszedł z głowy swojego dowódcy. Zebrał kilka myśli odnośnie zabezpieczenia wioski, ale nic więcej nie wyniósł. Umysł jego lidera był przytłaczająco dobrze zorganizowany.

Gdy starszy opuścił pomieszczenie, ból który cały czas go trawił, znikną. Mógł teraz spokojnie wstać, ale nie stał zbyt długo, bo został zapięty w kajdany masywniejsze od niego samego i przewrócił się. Był zbyt słaby, by unieść ciężki metal, którym go obarczono.

Na szczęście jego współpracownicy mu pomogli ciągać go pod sam pokój za włosy i obdzierając tym samym odsłonięte części ciała. Dwa razy jego głową im "wypadła", przez co skończył z złamanym nosem, ale szybko został uleczony przez demona, którego trzymał w sobie.

- Dziękuję. - Podziękowania skierowane do bestia były szczere. Nawet jeśli był lis był powodem tego traktowana należało podziękować za każdą okazaną dobroć. Nauczył go tego pewien ninja z klanu Uchiha. Nosił imię "Itachi", niestety bladym nie zdołał poznać pseudonimu i nigdy więcej się nie spotkali.

- Zadałem pytanie. - Dziecko w masce lisa było zbyt pochłonięte myślami i nie zauważyło obecności swojego przełożonego. - Dobrze, pokaże ci, co spotyka zwierzaczki które nie słuchają swoich panów.

To go zabolało, mocniej niż pieczęcie, niż kilka set ran, które poniósł by od ostrzy jako normalną kare. Ból mentalny nie był bólem chwilowym. Nie dało się go zignorować, a on z każdą chwilą się nasilał. Niczym pisk, zdawał się coraz to głośniejszy, a później poziom głośności wzrósł do tego stopnia, że blondyn nie mógł skupić się na bestia w sobie. Demon również nie zdołał się skupić i zaczął walić w kraty, łapami, ogonami a nawet głową powodując, że chłopak miał wrażenie, że zaraz oszaleje.

-Dość, błagam. - Zdołał wykrztusić. Danzō zauważył, że jego jakby się nie starał, chłopiec był po prostu mała kopią swojego ojca. Włosy, oczy, twarz a nawet głos. Nic ich nie różniło. To jeszcze bardziej go irytowało. Zwiększył natężenie przepływających myśli. Jednym z powodów dlaczego chłopiec nie mógł odzywać się w normalny sposób było to, że gdy mówił brzmiał jak jego ojciec. Inaczej było w umyśle, Naruto sprawił, że było inaczej nie chcąc irytować swojego przełożonego. - B-błagam, p-panie, proszę...

Jego głową została przygnieciona noga do ziemi, dalej chłopcu znać, że Danzō uznał jego niska pozycje za poprawną, ale w cale nie zamierzał ustąpić.

-Jesteś przekleństwem. Przekleństwem, Namikaze! - Wy warczał w przypływie gniewu. - Ze tez ta suka musiała uwieść akurat twojego ojca. Wybicie Uzumakich było słuszne, szkoda, że zostały niedobitki i twój ojciec postanowił pokochać jeden z nich... Szkoda. Nawet zacząłem akceptować jego pozycje. Że tez okazał się głupcem...

Blondyn zamilkł mimo rozdzierającej go bólu i stała się skupić na słowach swojego szefa. Każdy aspekt mógł być istotny w poznaniu swojej tożsamości. A młodszy bardzo chciał ja poznać. Chciał wiedzieć, dlaczego Danzō go nienawidzi, dlaczego nie tak bardzo nie trawi jego matki i dlaczego zawsze nazywa jego ojca głupcem...

To dlatego, że nim był. — Bębenki w jego uszach pękły po raz któreś tego dnia, ale basowy głos nie przejął się tym i zaczął mówić dalej: — Twój Ojciec, Minato Namikaze, w rzeczywistości kochał twoja matkę, Kushine Uzumaki, mój wcześniejszy pojemnik. Był kimś zbyt ważnym, by móc pokochać demona, ale to zrobił bo był głupcem.

Lis czasem się wtrącał. Robił to bez uprzedzenia, nie miał jakiś określonych wymagań do użycia swojego głosu. Odzywał się, w tedy, gdy jego oczy ciemniały. Spojrzenie stawało się melancholijne a demona brało na wspominania. Odzywał się, a później milczał miesiące. Naruto doświadczył jego głosu dokładnie 5 razy w życiu i za każdym razem było to bolesne.

Panie lisie. — Chłopiec zdobył się na odwagę choć nie liczył, że bestia mu odpowie. — Wie Pan, jak nazwali mnie moi rodzice? — Nigdy nie poznał swojego imienia, ale bardzo chciał. Nie chciał być "demonem" "potworem" lub "lisem". Pragną mieć imię.

Tak. — Lis go zaskoczył, chłopiec nie spodziewał się odpowiedzi. — Twoje imię to Naruto.

Coś uderzyło go w głowę, a on stracił przytomność.

~1677-słów~

Prolog za nami. Co o nim sądzicie? Szczerze się stresuje, nowa książka, nowy początek, może nie nowi bohaterowie, ale z nową historią... Nie umiem pisać notek, nie w ciekawy sposób, ale opisu też nie umiem więc :] 

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top